Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najpierw doświadcza jej wierzący czytelnik opublikowanego przez „Duży Format” reportażu Justyny Kopińskiej o ks. Romanie B. z zakonu chrystusowców, który podstępnie wywiózł i przez kilkanaście miesięcy gwałcił 13-latkę. W 2008 r. został za to skazany na osiem lat więzienia, ale wyszedł po czterech w wyniku apelacji. Trudno jest pojąć, jak sąd mógł uznać za okoliczność łagodzącą rozpoznanie przez biegłego u przestępcy „osobowości nieprawidłowej z tendencjami pedofilnymi”, która miała ograniczać panowanie nad sobą. Czujemy bezradność także dlatego, że mimo przepisów obowiązujących w Kościele od 2001 r., nakazujących kierowanie takich przypadków do Stolicy Apostolskiej, przestępca nie został wydalony z zakonu, lecz po opuszczeniu więzienia znalazł się w domu księży emerytów w Puszczykowie pod Poznaniem, gdzie w kaplicy dostępnej dla mieszkańców do dziś sprawuje sakramenty, a na portalu społecznościowym uwodzi dziewczynki.
O kościelny proces upomniał się wywołany w reportażu metropolita poznański abp Stanisław Gądecki, chociaż chrystusowiec jako zakonnik nie podlega jego jurysdykcji. W dniu publikacji artykułu przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski ogłosił list skierowany do generała chrystusowców. W ten sam dzień otrzymał odpowiedź, w której generał zapewnił, że kanoniczny proces karno-administracyjny został wszczęty (kiedy? kilka godzin wcześniej? po ponad czterech latach od opuszczenia przez pedofila więzienia?). „Za zaistniałą sytuację popełnienia przez naszego kapłana przestępstwa i jego konsekwencje serdecznie przepraszam pokrzywdzonych oraz wszystkich wiernych Kościoła, którzy poczuli się zgorszeni, a ich chrześcijańska wiara została wystawiona na próbę” – napisał chrystusowiec. Niestety nie brzmi to szczerze, skoro okrutnie skrzywdzona dziewczynka nie otrzymała żadnego wsparcia – ani pomocy prawnej, ani psychologicznej, a dziś jest po kilku próbach samobójczych.
Co z tego, że Kościół w Polsce od kilku lat dysponuje jasnymi procedurami dotyczącymi postępowania w przypadku podejrzenia o pedofilię, pomocy ofiarom i profilaktyki, skoro nadal zwycięża myślenie kastowe: groźny przestępca jest chroniony niemal jak ofiara nagonki, a rzeczywista ofiara zostawiona samej sobie? Ile jest jeszcze w polskim Kościele takich instytucjonalnych „białych plam” nietkniętych reformą myślenia o pedofilii? Czy apel delegata Episkopatu ds. ochrony dzieci o. Adama Żaka, by jak najszybciej stworzyć w Kościele ogólnopolski rejestr takich przypadków i je monitorować, zostanie wysłuchany? ©℗