Kaznodzieje nienawiści

Korzystając z wolności słowa w Europie, wzywali do „świętej wojny” i inspirowali przyszłych terrorystów: muzułmańscy radykalni kaznodzieje z Wielkiej Brytanii, Norwegii czy Francji długo cieszyli się swobodą. Teraz się to zmienia.

17.07.2012

Czyta się kilka minut

Abu Katada należy do najbardziej znanych duchownych muzułmańskich w Wielkiej Brytanii. Mieszka w tym kraju od ponad 20 lat i ma duże grono zwolenników, którzy z uwagą słuchają jego opinii na tematy religijne i pozareligijne. W te opinie równie uważnie wsłuchują się władze – tak uważnie, że parę lat temu zdecydowały się skorzystać z uprawnień, jakie dają przepisy o zwalczaniu terroryzmu, i prewencyjnie zamknąć Abu Katadę w więzieniu.

Niedawno, po sześciu latach, Katada wyszedł na wolność. Drogę do tego utorował wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który zablokował starania władz brytyjskich o deportowanie go do Jordanii, gdzie w 1998 r. Katadę skazano in absentia za udział w planowaniu zamachów terrorystycznych. Jordania, zdaniem Strasburga, nie daje gwarancji uczciwego procesu. Ale batalia prawna, na którą składały się kolejne odwołania obu stron, skończyła się ostatecznie sukcesem władz.

Katada czeka więc dziś na deportację i nie jest jedynym muzułmańskim duchownym w takiej sytuacji. Abu Hamza, niegdyś imam meczetu w londyńskiej dzielnicy Finsbury Park – uchodzącego za centrum radykalizmu islamskiego – ma być, wraz z czterema współtowarzyszami, przekazany do USA. Natomiast w Norwegii widmo deportacji zawisło nad mułłą Krekarem, irackim Kurdem. Niestabilność sytuacji w Iraku działa jednak na jego korzyść, a Krekar, zręczny i sprawny, umie to wykorzystać.

ŹLE POJĘTY HUMANITARYZM

„Nie jest dobrze, że suwerenny kraj nie jest w stanie pozbyć się kogoś, kogo uważa za osobnika skrajnie niebezpiecznego, dlatego tylko, że zagrożone są jego prawa ludzkie. A co z prawami ludzkimi naszych obywateli?” – tak Peter Bone, deputowany Partii Konserwatywnej w Izbie Gmin, komentował perypetie z deportowaniem Abu Katady.

Trafnie oddaje to dylematy, na które państwa i obywateli krajów Europy naraża nie tylko obecność ekstremistycznych imamów, ale też dogmatyczne podejście do kwestii prawnych. Niezależnie od tego, jakie podejrzenia i zarzuty ciążą na radykalnych duchownych muzułmańskich (i nie tylko na nich, bo dotyczy to wszystkich ekstremistów), często nie można ich deportować, gdyż w krajach, którym mieliby zostać przekazani, może stać się im coś złego. Nie ma znaczenia, jakie zło oni sami mogą zgotować innym.

Dlatego władze brytyjskie, zdając sobie sprawę z tych uwarunkowań, w zabiegach o deportację Abu Katady skupiły się na uzyskaniu od Jordanii gwarancji, że zostanie on potraktowany zgodnie ze standardami świata zachodniego. Podnoszoną przez wielu sugestię, by nie oglądać się na Strasburg i w imię bezpieczeństwa ogółu po prostu wsadzić Katadę w samolot i wyekspediować z kraju, rząd przemilczał.

Także w imię idei humanitarnych przez lata pozostawiano w spokoju mułłę Krekara – który w istocie nie jest mułłą, choć lubi wygłaszać nauki. Decyzję o deportowaniu go Norwegia podjęła już w 2003 r., ale co z tego? Krekar nic sobie nie robi z zarzutów służb bezpieczeństwa. Nie pracuje, żyje na koszt państwa, jest gwiazdą medialną i potrafi wzbudzić współczucie opinii publicznej. Niedawno został wprawdzie skazany na pięć lat więzienia, ale wyrok ten nie ma nic wspólnego z jego powiązaniami, lecz z groźbami pod adresem minister Erny Solberg, która podpisała decyzję o jego deportacji. Dojdzie do niej nieprędko, jeśli w ogóle, bo w irackim Kurdystanie, którego władze domagają się przekazania Krekara, grozi mu kara śmierci.

CENA ZA NIEFRASOBLIWOŚĆ

Zachód, zmagając się dziś z zagrożeniem ze strony ekstremistów islamskich, płaci poniekąd za własną niefrasobliwość. W swoim czasie nie dość uważnie sprawdzano, czy ludzie, którzy ubiegają się o azyl, rzeczywiście powinni go otrzymać. Czas temu sprzyjał: w pierwszej połowie lat 90. uciekinierom z Iraku czy Afganistanu dawano duży kredyt zaufania. Wielu przybywało bez dokumentów, tłumacząc ich brak pośpiechem w opuszczeniu kraju.

W takich okolicznościach Abu Katada i Krekar bez trudu uzyskali status uchodźców (Abu Hamza to inny przypadek: przyjechał do Wielkiej Brytanii jako student; tam się ożenił i uzyskał prawo pobytu). To prawda, że władze brytyjskie i norweskie, i nie tylko one, szybko nabrały wątpliwości, czy słusznie go przyznano. Ale niewiele dało się już zrobić.

Analiza wystąpień Abu Katady, który jako muzułmański uczony zyskał poważanie wśród brytyjskich muzułmanów, nie mogła nie budzić wątpliwości. Usprawiedliwiał zamachy samobójcze w Izraelu i krwawe poczynania islamistów algierskich. Do pozostawania pod wpływem jego nauk przyznawali się terroryści, m.in. Richard Reid, tzw. „Shoebomber”, zatrzymany za próbę zdetonowania bomby w samolocie nad Atlantykiem. Nie byłby to może dowód koronny, gdyby nie to, że według kontrwywiadu MI5 Katada nie ograniczał się do słów. Podczas rewizji w jego mieszkaniu znaleziono 170 tys. funtów, w tym 850 funtów w kopercie opatrzonej napisem „Dla mudżahedinów w Czeczenii”. Fakt, że perspektywa deportacji Katady skłoniła Al-Kaidę do grożenia Brytyjczykom zamachami, pośrednio potwierdza, iż trop jest trafny.

Zarzuty wobec Abu Hamzy i Krekara są jeszcze poważniejsze. Hamza był zaangażowany w porwania organizowane przez Al-Kaidę w Jemenie, próbował też stworzyć w USA ośrodki szkoleniowe terrorystów. Krekar natomiast okazał się przywódcą Ansar al-Islam, powiązanej z Al-Kaidą grupy z irackiego Kurdystanu, zaangażowanej m.in. w zamachy na Amerykanów. Krekar, choć początkowo wszystkiemu zaprzeczał, teraz zapewnia, że dawno z nią zerwał. Ale choć od 2006 r. jest na ONZ-owskiej liście osób poszukiwanych za terroryzm, włos nie spadł mu z głowy. Trudno się nie dziwić, jak to możliwe.

NIE ZAWSZE MILE WIDZIANI

Jednych trudno się pozbyć, ale innych można nie wpuścić – państwa zachodnie, nauczone doświadczeniem, wykazują dziś większą ostrożność. Zdarza się, że władze nie wyrażają zgody na przyjazd podejrzanych muzułmańskich kaznodziejów nawet wówczas, gdy są oni zaproszeni na wykłady czy konferencje.

Theresa May, brytyjska minister spraw wewnętrznych, zablokowała przyjazd Zakira Naika, kaznodziei telewizyjnego z Bombaju, a Nicolas Sarkozy – egipskiego teologa Jusufa al-Karadawiego, który wiosną miał wziąć udział w konferencji islamskiej w Le Bourget. Było to na parę tygodni przed wyborami prezydenckimi i niewykluczone, że Sarkozy chciał zyskać dzięki temu trochę głosów. Ponieważ Al--Karadawi, mieszkający na stałe w Katarze, ma paszport dyplomatyczny, Sarkozy skorzystał z drogi, na jaką mogą sobie pozwolić tylko takie potęgi jak Francja: poprosił emira Kataru, by nie wypuścił Al-Karadawiego z kraju.

Ciekawe, że obawy przed ekstremizmem i przemocą zaczynają mieszać się z poprawnością polityczną. Istotnym argumentem za zamknięciem drzwi przed niektórymi uczonymi muzułmańskimi stają się ich krytyczne poglądy na temat homoseksualizmu – mające, jak sami wyjaśniają, oczywistą podstawę w Koranie. Zapewne dlatego stowarzyszenie młodych muzułmanów ze Szwecji, które na swą konferencję zaprosiło działającego w Ameryce kaznodzieję Abdullaha Hakima Quicka, postanowiło przekonać go, by nie przyjeżdżał. Uwagi Quicka, który epidemię AIDS tłumaczył „brudnymi praktykami homoseksualistów”, wystarczyły, aby zmobilizować szwedzkie lobby gejowskie.

Podobnie wypowiadał się Jusuf al-Karadawi. A że jednocześnie wspierał „Arabską Wiosnę”, której w Europie nikt nie sekundował mocniej niż Francja? Na tę niekonsekwencję Sarkozy, wówczas jeszcze prezydent, nie zwrócił uwagi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2012