Jak siebie samego

Złość jest dzieciom potrzebna. Tak samo jak dorosłym. Zasilana złością niezgoda na jakąś sytuację pomaga budować odrębność i autonomię.

27.05.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Konrad Nowicki
/ il. Konrad Nowicki

Czym jest złość? Na pewno wyposażeniem każdego człowieka – zarówno dziecka, jak dorosłego. Ma zarazem potencjał obronny, jak i niszczący. Kiedy jej intensywność jest adekwatna do okoliczności, a forma wyrażania asertywna – złość staje się źródłem siły potrzebnej w rozwiązywaniu trudnych sytuacji społecznych. Kiedy siła złości jest zbyt duża i trudna do kontrolowania, a forma jej wyrażania przybiera postać agresji, czyli zachowań destrukcyjnych, ujawnia się niszczący potencjał tego uczucia.

U podstaw złości leży mechanizm fizjologiczny, związany z reakcją na stan zagrożenia: możliwa jest złość i atak, bądź strach i ucieczka. Co weźmie górę, zależy od odruchowej, częściowo nieświadomej, oceny sytuacji i własnych możliwości. Co może być zagrożeniem? Każde niepowodzenie w realizacji jakichś planów czy potrzeb, które traktowaliśmy jako istotne. Opóźnienie w korkach, kłótnia w związku, bezradność wobec reakcji dziecka czy lęk przed własnymi nieakceptowanymi uczuciami lub myślami. Osoby agresywne często odbierają różne sytuacje jako zagrażające, choć zazwyczaj nie zdają sobie sprawy, że u podłoża ich złości leży strach. Jak mówi stara prawda: atakuje ten, kto się boi. U takich osób złość często pojawia się tak szybko, że nie są w stanie poczuć własnego strachu, który ją poprzedza.

Z jednej strony im rzadziej doświadczamy poczucia zagrożenia, tym rzadziej będziemy doświadczali złości. Z drugiej strony można powiedzieć, że im częściej, dłużej i stabilniej doznajemy w życiu dobrostanu wewnętrznego: zadowolenia, bezpieczeństwa, tym rzadziej będą powstawały okoliczności wywołujące złość. Jeśli zaś chcemy odczuwać mniej złości, możemy mówić o dwóch kierunkach pracy. Jeden polega na uczeniu się, że wiele sytuacji nie zagraża nam tak, jak nam się subiektywnie wydaje. Chodzi o nabieranie wprawy w rozpoznawaniu bodźca, który wywołał zagrożenie, i rozwijanie umiejętności dyskutowania z jego znaczeniem w naszym umyśle. Drugi kierunek polega na dbaniu o wszystko, co sprzyja bezpieczeństwu, dobrostanowi, komfortowi wewnętrznemu – dobremu czuciu się we własnym ciele i życiu.

NIE MA DZIECI, SĄ LUDZIE

Nasze dzieci mają kontakt z dorosłymi będącymi często w stanie przeciążenia ciała i umysłu. Poza tym same nie zawsze żyją w warunkach uwzględniających naturalne potrzeby rozwojowe. A czego potrzebują dzieci? Nie są to nowe odkrycia: wystarczy przypomnieć Janusza Korczaka: „Nie ma dzieci – są ludzie, ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych popędach, innej grze uczuć. Pamiętaj, że my ich nie znamy”. Autor „Króla Maciusia” pokazywał, że dzieci zasługują na szacunek i że trzeba się ich uczyć, interesować nimi, starać się je poznać. Swoje nastawienie pokazywał na co dzień własnym zachowaniem wobec dzieci. Bo dla dzieci przykład jest szczególnie cenny; słusznie rozpoznają, że słowa to za mało. Nie tworzą rzeczywistości, mogą jedynie ją opisywać. Współczesna nauka znajduje na to potwierdzenie, kiedy opisuje działanie neuronów lustrzanych w mózgu, za sprawą których nic nie jest tak skuteczne jak uczenie się przez naśladowanie ważnych opiekunów.

Trzeba pamiętać, że złość dzieciom jest potrzebna. Tak jak i dorosłym. Zasilana złością niezgoda na jakąś sytuację pomaga budować odrębność i autonomię, zdolność do asertywnego reagowania, do dbania o siebie. Oczywiście forma takiego reagowania jest ważna, i tego też trzeba dzieci uczyć stosownie do możliwości, jakie mają w danym wieku. Jest wiele książek, które mogą w tym pomagać, choćby „Porozumienie bez przemocy” Marshalla Rosenberga.

Dzieci ciche i uległe wydają się bardziej „wygodne”, dlatego istnieją poglądy społeczne na wychowanie, według których dzieci powinny być przede wszystkim posłuszne. Co ciekawe, jest tak od dawna, a wiedza o prawdziwych potrzebach rozwojowych dziecka z trudem przedostaje się do świadomości społecznej. Korczak już prawie sto lat temu zauważył, że „całe wychowanie współczesne pragnie, by dziecko było wygodne. Konsekwentnie, krok za krokiem dąży, aby uśpić, stłumić, zniszczyć wszystko, co jest wolą i wolnością dziecka, hartem jego ducha, siłą jego zadań i zamierzeń. Grzeczne, posłuszne, dobre, wygodne, a bez myśli o tym, że będzie bezwolne wewnętrznie i niedołężne życiowo”. Słowa aktualne do dzisiaj.

WOŁANIE O UWAGĘ

Oto dlaczego warto znieść trochę „niewygód” w relacjach z dzieckiem o większym poczuciu odrębności i samostanowienia, jeśli chcemy, żeby wyrosło na autonomicznego i twórczego człowieka. W innym przypadku może stać się po latach trybikiem w wielkich machinach korporacyjnych organizacji, mającym trudność w samodzielnym określaniu własnych celów i dokonywaniu niezależnych wyborów.

Żeby czuć się bezpieczniej, dzieci potrzebują naszej uwagi, zainteresowania ich życiem. Nie tylko w momentach, kiedy skupiamy się na sprawach porządkowo-pielęgnacyjnych. „Zapnij guzik, dlaczego masz buty zabłocone, czy odrobiłeś lekcje, pokaż uszy, obetnij paznokcie” – to o wiele za mało, to nie buduje relacji. Trafnie to ujął Korczak, pisząc w imieniu dzieci: „i to nas uczy po trochu unikać, kryć się – nawet jeśli nic złego nie zrobiliśmy. A kiedy przypadkiem spojrzą, czekamy zaraz na jakąś uwagę”. W taki sposób rodzice tracą kontakt z dziećmi.

Żeby dzieci rzadziej doświadczały poczucia zagrożenia, które nasila w nich złość, wystarczy widzieć w nich ludzi, tylko mniejszych i o innych możliwościach umysłowych, zależnie od wieku. I postępować zgodnie z tym. Tak niewiele i tak dużo zarazem. Ale jak mają poradzić sobie z tym rodzice, których życie na co dzień wygląda jak jazda w korkach spóźnionego kierowcy? Mimo chęci, żeby dobrze dbać o swoje dzieci, kiedy rodzice żyją w stanie niezaspokojenia własnych potrzeb, nieuchronnie mają mniej „przestrzeni psychicznej”, czyli zapasu uwagi, cierpliwości, zdolności do zastanowienia nad tym, co dzieje się z dzieckiem...

DOBRZE WIEDZIEĆ

Dziecko, podobnie jak dorosły, coś swoją złością wyraża. „Opowiada” nie wprost o niezaspokojonych potrzebach. Jeśli są to drobne, codzienne potrzeby, jak w sytuacji, kiedy dziecko nie chce jeszcze wracać do domu, a my wiemy, że już potrzeba – nie dzieje się nic złego, jeśli dziecko przeżyje trochę złości.

Jednak niezaspokojone mogą być ważniejsze potrzeby, z powodu jakichś obciążających okoliczności życia we własnej rodzinie, sytuacji w przedszkolu, szkole. Może dziecko nie dostaje zainteresowania, żyje oddzielnie w swoim pokoju z komputerem, a rodzice cieszą się, że mają chwilę wytchnienia, których brakuje w ich codziennym rytmie, zdominowanym pracą i pośpiechem? Może, powiedzmy, sześciolatek nie może poczuć się bezpiecznie przez pierwsze dwa, trzy miesiące w szkole? Jest to naturalne, zwłaszcza, jeśli się zdarzy, że wiele dzieci w jego klasie to siedmiolatkowie. Wtedy ten sześciolatek mniej niż pozostali rozumie relacje społeczne, choć może być bardzo inteligentnym dzieckiem. Po prostu każdy wiek ma swoje prawa. Może już inny sześciolatek spędza dużo czasu na zadaniach intelektualnych, a ma mało ruchu i zabawy? To też wbrew jego potrzebom.

Obecnie już dzieci przedszkolne miewają pełny grafik zajęć dodatkowych, skonstruowany na wzór życia, jakie wiodą ich rodzice. Wynika to najczęściej z zaniepokojenia rodziców, obecnego od najmłodszych lat życia dziecka, że ich pociechy są spóźnione w jakimś wyścigu do wąsko pojmowanego sukcesu. Może model edukacji, któremu dziecko podlega, jest niezgodny z jego naturalnymi potrzebami? Obecnie wiadomo, że istnieją tylko dwa sposoby nauczania dzieci, które nie niszczą inteligencji dziecka – uczenie przez zabawę albo uczenie przez opowieści. Nie jest to wiedza powszechnie stosowana, choć już Korczak pisał: „Nie tak ważne, żeby człowiek dużo wiedział, ale żeby dobrze wiedział, nie żeby umiał na pamięć, a żeby rozumiał, nie żeby go wszystko troszkę obchodziło, a żeby go coś naprawdę zajmowało, żeby miał zamiłowanie”. I nigdy nie było to tak aktualne jak w dzisiejszym społeczeństwie informacyjnym, kiedy informacją można się tylko umiejętnie posługiwać, a nie można już jej całej przechowywać w pamięci – bo jest zbyt rozległa.

DUŻY RUCH

Można powiedzieć, że wszystko, co sprzyja regulowaniu psychofizycznych potrzeb rozwojowych dziecka, zmniejsza jego podatność na doświadczanie zagrożenia i złości. Sposób spędzania czasu przez dziecko zależy też od rodziców. Nierzadko zamiast zabawy na dworze, w grupie rówieśników, małe dzieci, np. dwu- czy siedmiolatki, są stymulowane nowoczesnymi technologiami jak telewizja i komputery. Powoduje to m.in. silne pobudzenie centralnego układu nerwowego dynamicznym obrazem i dźwiękiem, przy równoczesnym silnym ograniczeniu możliwości rozładowania tego pobudzenia w ruchu całego ciała. Bo ruchy palcami na klawiaturze, myszy czy padzie są minimalnymi ruchami, niewystarczającymi do rozładowania pobudzenia ruchowego, które jest obecne w całym ciele. Prowadzi to często do różnych form rozdrażnienia i niepokoju u dzieci.

Dzieci potrzebują tzw. „dużego ruchu”: biegania, skakania, włażenia na różne rzeczy. Nowoczesne badania pokazują, że ich sprawność motoryczna tworzy w mózgu kluczowe podwaliny m.in. pod późniejsze umiejętności matematyczne. Poza tym relacja z komputerem nie uczy umiejętności potrzebnych do sprawnego poruszania się w świecie relacji międzyludzkich. Oczywiście, z nowoczesnych technologii można korzystać, ale tylko kiedy są dodatkiem do życia dziecka, a nie głównym elementem, w zastępstwie życia. Warto przypomnieć sobie, że nasz gatunek kształtował się w toku setek tysięcy lat ewolucji i nasza fizjologia nie zmieniła się nagle pod wpływem rozwoju technologii.

Teraz może świta w niektórych głowach myśl: „dostanie szlaban na komputer, zacznie się wychowanie w tym domu”. Jeśli jest już starszym dzieckiem i od dawna nie macie już kontaktu, może lepiej dołącz do niego. Poznaj samemu niektóre gry, pogadajcie o nich na początek. Zagrajcie razem. Wtedy ma sens ograniczenie dostępu do komputera: żeby nie był zamiast życia, tylko obok. A jeśli to małe dziecko, pierwszo- czy drugoklasista, zastanów się, czemu w jego życiu tyle miejsca zajął komputer, zacznij proponować coś w zamian i bądź w tym słowny. Wtedy ograniczenie dostępu do komputera będzie miało sens, a nie stanie się tylko niezrozumiałą restrykcją.

WYCHOWANIE BEZ IDEAŁU

Od razu uprzedzę ewentualne zarzuty o propagowanie „wychowania bezstresowego”, które prowadzi ponoć do wyrośnięcia złośliwych potworków, a unikać tego można tylko dyscyplinując dzieci siłą i wymuszając uległość. Określenie „wychowanie bezstresowe” strasznie się zresztą zdewaluowało: zrównano je z takim podejściem do wychowania, które nie stawia dzieciom żadnych ograniczeń.

To oczywisty absurd. Ograniczenia są nieuchronną częścią życia, jednak można je wyznaczać konsekwencją, a nie strachem, który wymusza upokarzającą uległość. Poza tym stres jest nieunikniony, niszczący jest jego nadmiar. Życie oraz funkcjonowanie w relacjach między ludźmi i tak powoduje różne frustracje oraz wymaga adaptowania się do zmian – to znaczy, że wywołuje stres. „Bezstresowe” oznacza tylko takie podejście, w którym staramy się swoim sposobem traktowania dzieci nie przysparzać im więcej stresu, od tego, które i tak niesie życie.

Wspomnę jeszcze, że inną sferą życia, dotąd bagatelizowaną, ale powoli odzyskującą swoje znaczenie, a mającą wpływ na stan psychiczny dzieci, jest jedzenie. Wysoko przetworzona żywność, tania w produkcji i łatwa w przechowywaniu, nie jest dobra do odżywiania organizmu. Zwłaszcza takiego, który jest właśnie intensywnie budowany. Przyjmowane pożywienie wywiera różny wpływ na metabolizm, co przekłada się w pewnym stopniu na funkcjonowanie układu nerwowego.

Warto się wreszcie zastanowić, czy chcielibyśmy być tak traktowani przez obcych, np. kolegów czy szefa w pracy, jak traktujemy własne dziecko. Czy dobrze czulibyśmy się z taką ilością zainteresowania, takim sposobem rozmawiania, takim sposobem doceniania i takim sposobem stawiania ograniczeń, jaki zwykle stosujemy? Uważność, samoobserwacja, własny rozwój to najlepsze narzędzia do tworzenia naszym dzieciom lepszego życia. I jasne, że nigdy nie będziemy idealni. Świat też nie jest idealny. Ale ważne, żeby dzieci widziały i czuły, że staramy się, że nam zależy, oraz że umiemy przyznać się do błędu. Pamiętajmy o neuronach lustrzanych, one też się wtedy tego nauczą.


PAWEŁ MALINOWSKI jest psychoterapeutą związanym z warszawskim Laboratorium Psychoedukacji. Rozszerzona wersja artykułu, obejmująca także kwestię złości i agresji u dorosłych, jest dostępna na stronie internetowej „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2013