Inteligencja serca

Piotr Kłoczowski: Siła Jeleńskiego polegała na bezbłędnej, trafiającej w sedno intuicji, niezwykle odkrywczym spojrzeniu, które potem stawało się inspiracją dla innych. Rozmawiał Andrzej Franaszek

15.04.2008

Czyta się kilka minut

Andrzej Franaszek: Mamy przed sobą pięknie wydany, obszerny wybór szkiców Konstantego Jeleńskiego "Chwile oderwane". Dlaczego taki tytuł?

Piotr Kłoczowski: Jest on wzięty z listu Jeleńskiego do Zofii Romanowiczowej i oznacza chwile uprzywilejowane, jakby zatrzymujące czas. To czwarty zbiór jego esejów. Pierwszym były "Zbiegi okoliczności", które w moim wyborze ukazały się nakładem podziemnej Krakowskiej Oficyny Studentów jesienią 1981 r. i stały się następnie punktem wyjścia do publikacji "Zbiegów..." w Instytucie Literackim. Samego "Kota" bawił fakt, że jako jedyny autor "Kultury" wydał tę samą książkę wcześniej w "samizdacie" niż u Giedroycia. 400-stronicowy tom paryski jest dzisiaj nieledwie białym krukiem. Już w wolnej Polsce, w 1990 r. ukazał się nieduży, autoryzowany jeszcze przez Jeleńskiego wybór "Szkiców", przygotowany przez Wojciecha Karpińskiego. Od tego czasu minęło 18 lat i mam nadzieję, że dzięki "Chwilom oderwanym" Jeleński powróci teraz do naszego życia intelektualnego, stanie się znakiem pewnego fascynującego wyboru duchowego, lekcją stylu.

Książka dzieli się na trzy części. Pierwsza to "Wizerunki" - portrety ludzi, dzieł, myśli. Wielką sztuką Jeleńskiego była umiejętność ukazywania w doskonały pisarsko sposób mniej lub bardziej ekscentrycznych członków duchowej rodziny europejskiej: od Gombrowicza poprzez Auberona Herberta czy Bondy’ego do Lichtenberga albo Balthusa. Bardzo dużo jest w tych portretach ujęć nowatorskich: w nazwaniu pewnych relacji, powiązań, zbiegów okoliczności. Znajdziemy tam m. in. trzy arcydzieła tych conversation pieces - portretów rodzinnych we wnętrzu: szarej eminencji idei zjednoczenia Europy Józefa Retingera, Europy w rodzinie Czapskich i niezwykły tekst "Sielskie, anielskie…", gdzie pamiętniki wnuczki Maryli Wereszczakównej prowadzą nas wprost do "Operetki" Gombrowicza...

"Oko i czas" zbiera rzeczy okolicznościowe - żywe oko i żywy czas, który zostaje w tekstach. I wreszcie część ostatnia, o tytule wziętym z Larbaud: "Pod wezwaniem św. Hieronima", gdzie są szkice związane z tłumaczeniem literatury, ale są też fragmenty w tłumaczeniu samego Jeleńskiego, jak np. tłumaczenie i glosa do poematu Elsy Morante "Alibi" czy refleksje na temat Orwella.

Starał się Pan poprzez układ tekstów oddać wielość zainteresowań i zatrudnień Jeleńskiego?

Tak. W książce jest kilkadziesiąt stron not, będących - używając określenia Musila - akcją równoległą w stosunku do tekstów i mających ukazać pewną mapę intelektualno-duchowo-biograficzną. "Chwile..." zawierają tylko te eseje, które Jeleński pisał po polsku, w notach daję natomiast sporo fragmentów przetłumaczonych z francuskiego, włoskiego czy angielskiego. Jest uderzające, że Jeleński - pisujący w tych wszystkich językach - najlepszy artystyczny, pisarski wyraz osiągał w języku polskim, choć sam mówił, że spędził w Polsce tylko 12 lat - w dzieciństwie i wczesnej młodości.

Jego formacja umysłowa, jakość zakorzenienia w kulturze francuskiej, włoskiej czy angielskiej dawały mu bardzo uprzywilejowany punkt wyjścia. Gdy czytał Gombrowicza lub Miłosza, robił to jako człowiek znający polską literaturę od środka, jej tradycję, jej sprzeczności, ukryte pola napięć, ale zarazem rozumiejący dany moment literatury i sztuki na świecie, zjawiska socjologiczne, mutacje, którym podlega Europa i świat. Gombrowicz był dla niego od początku bardzo ważnym pisarzem w wymiarze europejskim, tak samo wcześnie dostrzegł, że Miłosz należy do niedużej konstelacji wielkich poetów II połowy XX wieku. W końcu o autorze "Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada" pisał także na zamówienie Komitetu Noblowskiego...

Przez całe lata 50. i 60. był prawdziwie obecny w europejskim życiu intelektualnym i literackim. Później pojawią się Leszek Kołakowski czy Krzysztof Pomian, ale w ciągu trzech powojennych dekad był jedyny. Pewien wybitny historyk francuski opowiadał mi, że w tym czasie wpływ opinii Jeleńskiego w Paryżu był porównywalny do wpływu, jaki w latach 40. XIX wieku miał Chopin.

Co jest najważniejsze w jego pisarstwie?

Jeżeli np. czytamy tekst tak ważny dla literatury europejskiej (był od razu obecny po francusku, po niemiecku i po włosku) i polskiej, jak pochodzący z 1957 r. - czyli mający pół wieku - esej "Bohaterskie nie-bohaterstwo Gombrowicza", to nawet z dzisiejszej perspektywy widzimy jego odkrywczość. Jeleński napisał go po wydaniu I tomu ,,Dziennika", który zresztą, będąc jedną z najważniejszych polskich książek II połowy XX wieku, wyszedł w nakładzie 1500 egzemplarzy i sprzedawał się bardzo długo do końca lat 60. Esej Jeleńskiego też trafił do ograniczonego grona odbiorców, zwłaszcza w Polsce, ale okazał się niezwykle wpływowy, dostrzegając w Gombrowiczu trwogę bytu, pisarstwo metafizyczne, możliwość czytania "Dziennika" jako nowoczesną powieść, albo interpretowania "Ferdydurke" czy później ,,Kosmosu" lub "Pornografii" jako pewnych ekscentrycznych aneksów do "Dziennika". Wszystkie te sposoby lektury stały się z czasem wspólną własnością. Jeżeli dzisiaj Michał Paweł Markowski pisze tak ciekawie o czarnym nurcie Gombrowicza, to w jakimś stopniu rozwija intuicje "Kota". Wielka siła Jeleńskiego polegała właśnie na bezbłędnej, trafiającej w sedno intuicji, niezwykle odkrywczym spojrzeniu, które potem stawało się inspiracją dla innych.

U Jeleńskiego spotykamy ten sam rodzaj odkrywczości, jaką miał np. Walter Benjamin piszący o Kafce, Goethem, czy Paryżu. Opierając się na jednym akapicie wspaniałego promiennego autobiograficznego eseju napisanego pod pretekstem lektury "Ziemi Ulro" Miłosza, eseju, który otwiera "Chwile oderwane", prof. Maria Janion prowadziła całoroczne seminarium...! Chodziło o fragment, w którym Jeleński we wspaniałym skrócie pokazał rolę dzieciństwa u pisarzy od Chateaubrianda do Nabokova.

Często wracał do zdania Williama Blake’a o "the doors of perception", o tym, że jeśli drzwi zmysłów mają zardzewiałe zawiasy i nie możemy ich otworzyć, to świat w różnych wymiarach jest dla nas niedostępny. Dlatego tak ważne są momenty uprzywilejowane, kiedy nagle np. trzy linijki wiersza potrafią dotknąć czegoś w naszej egzystencji, uchwycić rzeczywistość. To dla niego było najważniejsze, to są te chwile oderwane. Reszta jest zajęciem dla historyków, estetów... Tylko chwila zachwytu może stać się rewelacją jakiegoś wymiaru rzeczywistości i nas samych.

Doskonale przy tym rozumiał, jaka jest natura procesu twórczego u pisarza, poety, malarza. Miał niezwykły zmysł, intuicję (czyli inteligencję serca, jak określał intuicję Pascal) tej ukrytej tradycji. Dla Gombrowicza, Miłosza, Chiaromonte czy Lebensteina Jeleński nie był estetą, znawcą w popularnym znaczeniu tego terminu, tylko kimś wyjątkowym, kto ma dostęp do tego, co jest najbardziej bolesne w procesie twórczym, zna cenę, jaką pisarz płaci za transpozycję doświadczenia w słowo, ma absolutny słuch na to, co najbardziej intymne w tej alchemii. Gombrowicz napisał: "on mnie rozumie tam, gdzie jestem najboleśniejszy" - i jest to zdanie, które o mało kim można by napisać, czujemy, że przez Gombrowicza wysoko umieszczone w hierarchii duchowej. A z drugiej strony Jeleński miał ciekawość zmian, które zachodziły za jego życia, rodzaj erotycznej ciekawości dla "życia nowoczesnego", dla zmieniającej się postaci świata, był człowiekiem doskonale zadomowionym we wpływowych środowiskach, znał reguły rządzące ekonomią, decyzjami politycznymi, rynkiem wydawniczym czy rynkiem sztuki.

Kiedyś napisał do Józefa Czapskiego, że jego naturalne kryteria są arystokratyczne, a jednocześnie jego jedyną pasją moralną jest egalitaryzm. Takie połączenie jest arcyrzadkie. U Jeleńskiego przynosiło wielokrotnie olśniewające efekty np. w tym, co pisał o kulturze masowej w pięknym tekście "Pod pretekstem Maneta", który otwierał jego bliską współpracę z paryskimi "Zeszytami Literackimi".

I świadczy też o jakiejś zasadniczej odmienności Jeleńskiego, nawet na tle tak ciekawego środowiska, jakim był krąg "Kultury"...

Ta odmienność jest uderzająca, ale bardzo trudna do uchwycenia. Gdy Iwaszkiewicz zobaczył go w 1949 r. w Rzymie, "Kot" jawił mu się jako ktoś przypominający urokiem i sylwetką młodego Karola Szymanowskiego. Takich młodych ludzi - dodaje w "Dziennikach" poeta - już w Polsce nie ma. A Szymanowski był nie tylko wielką fascynacją Iwaszkiewicza, ale też pewnym modelem europejskości.

Drugie świadectwo daje François Bondy, będący bliskim partnerem intelektualnym Jeleńskiego, z którym wspólnie redagowali ,,Preuves". Pisze, że sam dla przyjaciela był zawsze przejrzysty, Jeleński rozumiał go we wszystkim, także w wymiarze indywidualnym, rodzinnym, w dzieciach, z tym wspaniałym Luc Bondym, który dzisiaj jest jedną z wielkich postaci teatru europejskiego, a wtedy był zapóźnionym w nauce chłopcem i tylko Jeleński mówił, że stanie się wielkim twórcą. Natomiast dla Bondy’ego zawsze pozostawały w Jeleńskim obszary niedostępne, zakryte, których on z naturalną dystynkcją nie ujawniał.

W pośmiertnym wspomnieniu Miłosz pisze, że trudno sobie wyobrazić, nie tylko to, iż "Kot" nie żyje, ale nawet to, że nie był już młody, bo on zawsze powinien być młody. Julii Hartwig jawił się jako piękny motyl. A z drugiej strony w listach do Czapskiego Jeleński odsłania lęk, niepewność, ból, cierpienie, może jakąś pustkę, przed którą uciekł w związek z Leonor Fini...

Miał w sobie arystokratyczną dyskrecję, przekonanie, że to, co stanowi o sednie osobowości, powinno być zakryte: komuś może się udać to przeniknąć, natomiast ja sam dostępu nie ułatwiam, co najwyżej mogę zdradzić się jakoś w tym, co piszę. Na anegdotycznym poziomie widać to w sytuacjach, rzec można, proustowskich - przez paryskich i krajowych Polaków Jeleński był często postrzegany tak, jak ciotki w Combray Prousta widziały Swanna. Herbert opowiadał, jak był z nim umówiony na herbatę przy rue de la Vrilli?re. Przyszedłszy wcześniej, wspinał się spiralą schodów na czwarte piętro, gdy otworzyły się drzwi i z mieszkania Jeleńskiego wyszedł książę Windsoru z panią Simpson. Minęli go osłupiałego na schodach, a Jeleński ani słowem nie napomknął o ich wizycie. To jest dokładnie tak jak u Prousta, gdzie ciotki Swanna nie wiedzą, że on poprzedniego wieczoru jadł kolację z królową angielską. Pod księcia Windsoru możemy podstawić dowolnie Carla Sforzę, Raymonda Arona, Hannah Arendt, Francisa Bacona czy później Susan Sontag...

Co pozostało z tej niezwykłej osobowości?

Oczywiście teksty, ich rozpoznawalny styl, obecna w nich jak znak wodny figura jakości życia, horyzont ciekawości, uwagi, wrażliwości, gatunku inteligencji, mogący być fascynacją dla każdego z nas.

Jego postać może być swego rodzaju odpowiedzią na trudną sytuację, którą przeżywamy dzisiaj z naszą tożsamością, miejscem w Europie. Gombrowicz uważał, że jeżeli za ,,Dziennikiem", tym wzorem wolności, suwerenności, próbą nakreślenia projektu egzystencji kogoś, kto jest Europejczykiem i Polakiem w nowoczesny sposób, kryje się jakaś postać, to jest nią właśnie Konstanty Jeleński. Jako ktoś, czyje życie jest dowodem, że można połączyć najbardziej złożoną, subtelną polskość z obecnością w Europie jak u siebie w domu.

"Chwile oderwane" zamyka świadectwo młodego pisarza francuskiego Claude’a Arnaude’a, gdzie rozpoznajemy podobną fascynację, jaką wywierał "Kot" na kilka pokoleń nie tylko Polaków, ale i Francuzów, Włochów czy Amerykanów. Bernard Perlin, amerykański malarz, który spotkał Jeleńskiego w Rzymie i na Capri w 1950 r., pisał mi, że to spotkanie pozostaje najbardziej świetlistym momentem jego życia.

Piotr Kłoczowski studiował historię sztuki u Jacka Woźniakowskiego i Charlesa Sterlinga, filozofię u Stefana Swieżawskiego i literaturę polską u Czesława Zgorzelskiego. Jest eseistą i edytorem, obecnie w wydawnictwie słowo / obraz terytoria prowadzi serię Biblioteka Mnemosyne. Laureat nagrody specjalnej "Zeszytów Literackich" w 2003 r., wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, kurator Instytutu Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, wicedyrektor Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2008