Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na razie znamy ustalenia reporterów “Dziennika Zachodniego” i prokuratury: koledzy z gimnazjum mieli nazywać Dominika “pedziem”, śmiać się z niego, popychać na korytarzach, obrzucać kamieniami, hejtować w sieci. Nauczyciele nie reagowali albo nie potrafili zareagować skutecznie, chociaż Dominik miał zgłaszać się do nich po pomoc; jedna z nauczycielek sama miała go dręczyć. Czym się naraził? Na pewno wyglądem: Dominik dbał o siebie trochę bardziej niż koledzy, ubierał się modnie, starannie czesał. No i pozował do zdjęć, które publikował w sieci. Możliwe, że tyle wystarczyło.
Wiele już było podobnych spraw - chociaż cierpienia nie da się porównywać. Co kilka tygodni słyszymy o gimnazjaliście albo gimnazjalistce, którzy nie wytrzymali rówieśniczej presji. Na miejsce przyjeżdżają reporterzy, filmują łzy rodziców i obrazki ze szkolnych korytarzy, prokuratura wszczyna śledztwo. A potem wątek się urywa: media zajmują się już kolejnym przypadkiem.
Co można zrobić, żeby szkoła nie była środowiskiem przemocy? Niektórzy powiedzą: zlikwidować gimnazja. Nie wiem, czy to właściwe rozwiązanie; chociaż wiem, że gimnazja mogą być straszne. Że dzieci pozbawione wypracowanych latami więzi, zmuszone do budowania pozycji w nowym środowisku, potrafią być najokrutniejsze. W mojej edukacji na pewno był to najgorszy etap: coś w rodzaju poligonu, na którym uczyło się, jak żyć na co dzień z chamstwem i przemocą. Jak milczeć bezsilnie, kiedy koledzy z klasy nabijają się z dziewczyny, która przyjechała z Chicago i mówi z dziwnym akcentem; kiedy wyzywają nauczycielki i nauczycieli od ku..ew i pi…d; kiedy na korytarzu otaczają nieśmiałą anglistkę zamkniętym kręgiem, przedrzeźniają ją i bawią się jej przerażeniem. Nauczyłam się, że najważniejsze to nie okazywać słabości: ani przez chwilę, nigdy; wtedy może się udać, wtedy jest szansa, że nie zostanie się ofiarą. Nauczyłam się, że można żyć w dwóch światach - że trzeba mieć swoich przyjaciół i swoje książki, kasować pamięć z chwilą wyjścia ze szkoły. Ale dla niektórych te zasady nie są takie proste; zanim zdążą się ich nauczyć, jest już za późno.
W sprawie Dominika mechanizm katów i ofiary napędzała homofobia. Jak stwierdził pisarz Jacek Dehnel: “Homofobia to nie jest jakaś oderwana od życia sprawa. Jakiś pogląd, który można przyjmować, można się z nim nie zgadzać, ale ma miejsce w społeczeństwie. To jest zwykła podłość, podłość, która zbiera konkretne ofiary”. Dominika - podobnie jak Mateusza Magę, o którym pisaliśmy w “TP” kilka miesięcy temu - szczuto, bo nie odpowiadał stereotypowo męskim rolom. To m.in. takiej przemocy ma zapobiegać konwencja antyprzemocowa; to przed taką przemocą ma chronić wprowadzanie do podręczników równościowego języka i obrazów niestereotypowych ról społeczno-płciowych. Jak wiemy, do większości polskich biskupów ten argument nie przemawia: dla nich to tylko wroga i podstępna ideologia. A dla narodowców i korwinistów - tęczowa zaraza.
Tymczasem na Facebooku trwa tęczowy festiwal: użytkownicy zmieniają swoje zdjęcia profilowe, żeby wyrazić radość z decyzji amerykańskiego Sądu Najwyższego, który zalegalizował małżeństwa homoseksualne we wszystkich stanach. Wielu węszy w tym spisek Zuckerberga: tęczowe zdjęcia mogą służyć kolejnej fazie badań nad nieświadomymi użytkownikami. Inni uważają je za obciach - uleganie presji znajomych albo chęć wylansowania się na kanapowym poparciu w ważkiej sprawie. Jeszcze inni są oburzeni - usuwają ze znajomych tych “tęczowych”, a sami zmieniają zdjęcia na biało-czerwone albo przyłączają się do profilu “Gardzę ludźmi z tęczowymi profilówkami” (26 tys. polubień). Wszystkie te dylematy wydają się głupie, kiedy pomyśli się o sprawie Dominika. Ale mogą wydać się też bardzo ważne. Publiczne opowiadanie się za równością wciąż jest potrzebne: można się zobaczyć, policzyć, poczuć silniej. Tęcza, niezależnie od przyczyn, z których się pojawia, oznacza to samo: nie nienawidzę i nie zgadzam się na nienawiść.
Ta nienawiść jest zbyt powszechna, żeby jej nie widzieć. Dominik to nie żaden tragiczny wyjątek. Dowód? Po jego śmierci na Facebooku powstało kilka hejterskich profili; portal skasował je w wyniku zmasowanej interwencji użytkowników. Pozakładano nowe, już nie nienawistne, ale żałobne. Na jednym z nich jakiś rówieśnik Dominika żali się: “mnie też tak przezywają... od pedałów…”. W komentarzach dostaje wsparcie od dziarskiej grupy Mateuszów. Mateusz Kubacki: “Widać xDD”, Mateusz Czupryniak: “dziwisz sie? hahahahaa\”, Mateusz Rewers: “Zakaz pedalowania!”, Mateusz Zieliński: “to się zmień ??? a nie płacz nad własnym losem idź na siłownię zacznij się ubierać jak facet…”.
Czy zmieniamy swoje zdjęcie na tęczowe, czy nie, takie komentarze trzeba zgłaszać. Bo - powtarzając za Jackiem Dehnelem - homofobia zabija.