Filozofia niemego dialogu

Bez anielskich chórów, natchnionych twarzy, pozłacanego splendoru, za to w błocie, pocie, ogniu i krwi rozgrywa się najnowszy film Bartosza Konopki, mierzący się z istotą chrześcijaństwa i religii w ogóle.

10.06.2019

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Krew Boga” / BARTOSZ MROZOWSKI / KINO ŚWIAT
Kadr z filmu „Krew Boga” / BARTOSZ MROZOWSKI / KINO ŚWIAT

Osadzona w najgłębszych mrokach średniowiecza, na zamieszkałej przez ostatnich pogan bałtyckiej wyspie, „Krew Boga” konfrontuje nie tyle misjonarzy i tubylców, co różne przejawy religijności i modele jej krzewienia. Ten odgórny i ten oddolny, instytucjonalny i metafizyczny, manipulatorski i otwarty. Ktoś powie, że to wszystko gdzieś już było – i będzie miał rację, choć trzeba przyznać, że w polskim kinie prócz kilku filozofujących podróży międzykulturowych („Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego, „Głos” Janusza Kondratiuka czy „Walser” Zbigniewa Libery) nie mieliśmy dotychczas takich filmów. Tym bardziej sukces „Krwi Boga” zdaje się połowiczny, okupiony odbiorczym zmęczeniem, a chwilami nawet pytaniem, czy cała ta pionierskość, produkcyjny wysiłek i wysokie C artystycznie się opłaciły.

Przez puste plaże, strzeliste katedry dziewiczego lasu, przez wilgotne szczeliny skał przedziera się w filmie Konopki dwóch rycerzy krzyża. Starszy z nich o imieniu Willibrord (w tej roli Andrzej Pieczyński) ocalał z katastrofy morskiej dzięki pomocy młodszego, nazywanego Bezimiennym (Karol Bernacki). W pewnym momencie, na znak protestu przeciwko inwazyjnemu nawracaniu uprawianemu przez towarzysza, drugi z bohaterów własnoręcznie zaszywa sobie usta. Obaj stanowią bowiem awers i rewers niesionego innowiercom posłania. Po jednej stronie mamy więc postawę konfrontacyjno-wyższościową wobec wyznających kult Peruna i mówiących „barbarzyńską” mową mieszkańców wyspy, po drugiej – miłosierdzie i pokorę. Pierwszy z bohaterów wyzywa na pojedynek lokalnego szamana, przemawia do miejscowych tonem ex cathedra i angażuje ich do budowy kościoła, podczas gdy „niemy” stawia na budowanie międzyludzkiej bliskości. Łatwo się domyślić, który spełni w tej rozgrywce rolę surowego funkcjonariusza, a który zbawczego proroka. I komu ostatecznie przypadnie moralne zwycięstwo.

Choć walka o rząd dusz opiera się w filmie na tym dwubiegunowym podziale, scenarzyści starają się zmiękczyć twardogłowe podejście Willibrorda, zaglądając głęboko w jego duszę. Każą mu przeżywać podczas misji religijne zwątpienia, zmagać się z poczuciem winy i rozdrapywać nigdy niezaleczone rany. Dopiero ostatnie sceny przyniosą podpowiedź, co tak naprawdę kierowało duchownym w jego prozelickim zapale: czy ratował członków plemienia przed dużo bardziej agresywną chrystianizacją, czy jedynie szantażował ich groźbą inwazji. Bo przecież język, choćby najbardziej wzniosły, może być zarówno intymną modlitwą, jak narzędziem przemocy. Dlatego prawdziwa religijność objawia się w filmie Konopki bez słów – poprzez filozofię niemego dialogu.

Podobny rodzaj pozawerbalnego kontaktu próbuje nawiązać twórca filmu ze swym widzem. Również topografia i chronografia ulegają w „Krwi Boga” celowemu zamazaniu – jesteśmy oto wszędzie i nigdzie, kiedyś i dziś, ażeby raz jeszcze, tym razem pośród mówiących po staroprusku rodzimowierców, wspólnie uczestniczyć w założycielskim rytuale, jakim jest Chrystusowa ofiara z przelanej krwi. Reżyser nie ukrywa zresztą w publicznych wypowiedziach, że film stanowi dla niego bardzo osobiste wyznanie wiary. Po krótkim dokumencie „Królik po berlińsku” czy debiucie fabularnym „Lęk wysokości” Konopka zdążył jeszcze nakręcić paradokumentalną „Sztukę znikania”, w której przybyły z Haiti szaman poszukiwał sacrum w zbiorowych obrzędach późnego PRL-u. Ta fascynacja religijnym wymiarem w najnowszym filmie zawiodła twórcę aż do samych źródeł, zmąconych jednak gorzkim przesłaniem: wszak religia, która opiera się na władzy, podobnie jak władza oparta na religii, łatwo zamienia się w piekło wybrukowane dobrymi chęciami. Dlatego przepełniony pychą i cierpieniem, wojujący słowem i mieczem biskup w rycerskiej zbroi musi znaleźć swoje odwrócone odbicie w postaci Bezimiennego. Sam zaś film staje się traktatem o religii definiującej siebie przede wszystkim jako bunt wobec władzy – ojcowskiej, boskiej, kościelnej. W dodatku z silnie zarysowanym wątkiem kobiecym.

Pomimo wywrotowego ładunku, „Krew Boga” to film pozostający w ciągłym rozkroku, buntowniczy i zachowawczy jednocześnie. Chwilami jakby zapadający się w sobie, nazbyt w siebie zapatrzony i zasłuchany, a do tego rozdarty pomiędzy medytacją, teatrem antropologicznym i brudnym widowiskiem. Znajdziemy w nim echa „modlitewnego” kina Terrence’a Malicka, niegdysiejszych wypraw do jądra ciemności odbywanych przez Wernera Herzoga, a także „Valhalli: Mrocznego wojownika” Nicolasa Windinga Refna czy wypełnionego misjonarskim obrazem „Milczenia” Martina Scorsesego. Choć tytuł polski celowo redukuje swój świat przedstawiony do parabolicznej umowności, jednocześnie przytłacza formalnym naddatkiem: przesterowanym dźwiękiem, zgniłym kolorem, przepalonym kadrem i rozedrganą, zniekształcającą rzeczywistość kamerą (zdjęcia Jacka Podgórskiego zostały nagrodzone na festiwalu w Gdyni).

W tym napięciu między redukcją i nadmiarem jest z pewnością jakaś metoda. Konopka robi bowiem wszystko, byśmy nie poczuli się nazbyt bezpiecznie i komfortowo. Kiedy zawiesza spojrzenie na tajemniczych przedchrześcijańskich rytuałach, kiedy pohukuje „diabelskimi” dźwiękami waltorni i przeczołguje swoich bohaterów przez obce ziemie, pragnie wzbudzić w widzu poczucie permanentnej niewygody. Bo czyż nie tym właśnie powinna być prawdziwa wiara? Jednakże wizualno-dźwiękowa intensywność tego filmu, której czasem bliżej do galerii sztuki współczesnej niż do sali kinowej, raz po raz odkleja się od fabuły i staje się wartością samą w sobie, bardziej przedmiotem estetycznej kontemplacji niż emocjonalnego przeżywania. Dlatego widz nie ma szans odlecieć w wirtualne średniowiecze czy w religijne misterium. Pozostaje całkowicie na zewnątrz, wraz ze swoją wiarą czy niewiarą, nie tylko w znaczeniu religijnym. ©

KREW BOGA– reż. Bartosz Konopka. Prod. Polska/Belgia 2018. Dystryb. Kino Świat. W kinach od 14 czerwca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2019