Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Teraz Paweł Kądziela uzupełnił je o charakterystyki literatów, artystów i polityków rozsiane po rozmaitych innych tekstach Iwaszkiewicza. Powstała całość utrzymana w formule popularnych “Alfabetów", ale nosząca niezbywalne piętno stylu autora.
Iwaszkiewicz - przypomina Kądziela - ogarniał pamięcią kilka epok i chętnie wracał do przeszłości, a obrazom przeszłości zawsze towarzyszą u niego konkretne imiona i twarze, anegdoty i sceny. Uważał, że “każde wspomnienie o człowieku składa się z setek obrazów i obrazków nakładających się na siebie, dopiero retrospektywnie sumujących się w całość". “Portrety na marginesach" to kolekcja takich właśnie “obrazów i obrazków", składających się na barwny, raz ciepły, innym razem nieco złośliwy portret nie tylko ludzi, ale i całych środowisk, a poprzez nie - epoki.
Zajrzyjmy choć na pierwsze strony. Oto Krzysztof Kamil Baczyński (“Miało się wrażenie, że ma się do czynienia z człowiekiem niesłychanie twardym, a właściwie mówiąc z człowiekiem miękkim i delikatnym, który uważa za stosowne twardość sobie narzucić") i jego wojenny ślub w kościele na Powiślu (“Oboje Baczyńscy, bardzo młodzi, wyglądali jeszcze młodziej, a ponieważ oboje byli niewielkiego wzrostu, rzeczywiście zdawało się, że to dwoje dzieci klęczy przed ołtarzem").
Oto Juliusz Kaden-Bandrowski, jego “kompleks »krakowskiego mieszkania«, tego z drewnianym balkonem od podwórza, z długim korytarzem, łączącym jadalnię z kuchnią, mieszkania obitego »papierzanymi« tapetami, zapchanego meblami" i tragiczny finał jego życia (“W czasie wojny, gdy spotykaliśmy się czasem w kawiarni, powiedział: »Jak ja teraz będę pisał, panie Jarosławie! Co za prostota!«. Niestety, życie go okrutnie nabrało. Nie dało mu osiągnąć prostoty, zabrało mu najlepsze nadzieje za życia - a śmierć powaliła go strasznym ciosem po długich godzinach konania, z pustką w głowie i w sercu, po stracie obu synów...").
Oto Irena Baruch, rzeźbiarka z zamożnej warszawskiej rodziny (“Melancholia mnie ogarnęła, że minęło zaledwie czterdzieści lat - a już o tej pięknej, utalentowanej, pełnej życia kobiecie nikt nie pamięta. Czyż już tylko ja widzę »oczami duszy« tę piękną damę w białej sukni na owym słynnym Balu Mody w roku 1930, pełną uroku, niejako symbol »słodkiego życia«, widzę jej uśmiech i słyszę jej głos?").
A dalej? Tytus Czyżewski “uroczy, malutki, trochę garbaty". Zuzanna Ginczanka “piękna jak faunessa i zaraz od pierwszych wierszy bardzo dobra poetka". Kazimiera Iłłakowiczowna “zawsze zdumiona, zawsze lubiąca sprawić przykrość swoim udanym roztargnieniem - i zawsze taka czarująca". Bruno Jasieński w krakowskiej kawiarni Esplanada “siedzi oparty o stolik, jasne włosy spadają mu pięknym puklem na czoło - i raz po raz podnosi do pięknych, niebieskich oczu złote face-ŕ-main, aby się przypatrzeć przechodzącym dziewczynom, zwłaszcza nogom". “Nie mogę go ujrzeć jako komunisty rewolucjonisty - a już najmniej w łagrze" - dodaje Iwaszkiewicz.
Jest tu nawet Helena Mniszek, nie tylko autorka “Trędowatej", ale i znakomite medium, która “godzinami przesiadywała przy tak zwanej ekierce, zasypując tzw. duchy najrozmaitszymi pytaniami", a na pytanie o Orzeszkową usłyszała: “Dajcie mi spokój, to romansowa baba". I jest - by zakończyć wreszcie cytowanie! - Jerzy Putrament w znakomitej anegdocie, nie jako politruk trzęsący powojennym życiem literackim, ale jako “wysmukły młodzieniec, miłej powierzchowności, skromnie ubrany", z koszulą rozdartą na plecach, prowadzący łódkę żaglową, którą po Jeziorze Trockim pływają w maju 1936 roku Iwaszkiewicz z Miłoszem... (Biblioteka “Więzi", Warszawa 2004, s. 176. Na końcu indeks osób.)
Lektor