Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Afera Amber Gold osłabiała pozycję premiera i pokazała, że niezależność sądów czy prokuratury nie gwarantuje ani uczciwości, ani determinacji w zwalczaniu nadużyć własnych kolegów. Zdecydowane reakcje ministra wpasowywały go w wyobrażenie o „ostatnim sprawiedliwym”. To rola wdzięczna, lecz i niebezpieczna – jak się okazało, także dla tego, kto się w nią wpisuje. Liczni przeciwnicy Gowina od dawna czekali na jego wpadkę, choć – jak to zwykle bywa – odpowiedź na pytanie, czy słowa „mam w nosie literę przepisów, ważny jest ich duch” są stwierdzeniem kompromitującym czy tylko emocjonalnym przeszarżowaniem w wyrażeniu tego, co wszyscy czują, zależy od wcześniejszego stosunku do autora.
Formalnie premier ma dobre uzasadnienie do odwołania kolejnego już ministra sprawiedliwości. Decyzji takiej przyklasnęliby wszyscy ci, którzy „prawoskrzydłowego” Platformy nie trawią z powodów ideowych. Satysfakcję miałaby również ta część środowiska prawniczego, która uważa, że ono samo jest najlepszym sędzią we własnej sprawie, a „ignoranci” powinni trzymać się na dystans. Nie mówiąc już o tych, których interesy były zagrożone przez plany ministra.
Dymisja Gowina najbardziej ucieszyłaby jednak opozycję z prawej strony. Doraźnie łatwo ją przedstawiać jako dowód braku determinacji premiera w wyjaśnianiu gdańskiej afery, a szerzej – piętnowaniu nieformalnych powiązań i błędów wymiaru sprawiedliwości. Strategicznie ewentualne osłabienie prawego skrzydła PO oznaczałoby łatwiejsze odbieranie jej wyborców, zaś ewentualny rozłam mógłby pozbawić obóz rządzący większości. Swoje marzenia mają także te środowiska na prawicy, które niecierpliwi słabość PiS: liczą, że wypchnięcie Gowina z PO może być początkiem politycznego tsunami. W końcu hasło „Jarosław Polskę zbaw!” nie musi być kierowane do jednej tylko osoby.
Ci, którzy argumentują, że minister sprawiedliwości nie powinien wypowiadać się lekceważąco o literze prawa, mają rację. Lecz jeśli karą za taką przewinę ma być dymisja, łatwo przewidzieć, jaki będzie jej społeczny odbiór. Dla wszystkich, którzy działań Gowina się obawiali, będzie to czytelny sygnał: na tych, którzy im zagrażają, zawsze znajdzie się jakiś kij. Ci, którzy na jego plany patrzyli z nadzieją, pomyślą najpewniej to samo.