Czy kolęda musi być pseudorozmową?

Dzwonek oznajmia koniec lekcji - godzina miłosierdzia. Jestem już w drzwiach szkoły, bo dziś czas goni mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Zaraz kolęda.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Dzwonek oznajmia koniec lekcji - godzina miłosierdzia. Jestem już w drzwiach szkoły, bo dziś czas goni mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Zaraz kolęda.

Zdyszany wpadam do kuchni i szperam po garczkach w nadziei znalezienia czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia. Nie mam siły i czasu, by cokolwiek odgrzewać - może gdyby była kuchenka mikrofalowa... Znowu więc pospiesznie zgarniam z talerza kawałki zimnego mięsa i suchych ziemniaków. Czy uda się jeszcze wypić kawę?

Gdy docieram wreszcie do swojego pokoju, mam niecały kwadrans, by złapać oddech. Padam na wersalkę i zamykam oczy. W bolącej głowie dudni, a ciało pogrąża się w błogim rozluźnieniu. Nie! Nie mogę sobie na to pozwolić. Już dochodzi czwarta - słyszę, jak ministranci hałasują na korytarzu. Wstaję z trudem, próbując opanować przekleństwo, które ciśnie się na usta. Spowodowane jest nawet nie tyle tym, co przeżyłem w czasie tych ośmiu godzin w szkole (a co też zasługiwałoby na wiązankę), ale przede wszystkim tym, co czeka mnie za chwilę: ponad dwadzieścia spotkań i rozmów "kolędowych". Czy można to w ogóle nazwać spotkaniem albo rozmową? Przecież już wiem, jak to będzie wyglądać. Od kilku do kilkunastu minut na dom. Nie można przedłużać - każda dodatkowa godzina kolędowania to coraz większe zdenerwowanie oczekujących i coraz większe zmęczenie - odczuwalne nie tylko dzisiaj, ale i nazajutrz.

Co do samej rozmowy, należy przygotować sobie kilka standardowych pytań i odzywek (mile widziane żarty). Tematy wciąż te same: praca, dzieci, wyjazdy za granicę, ewentualnie - nieczęsto - bieżące sprawy parafii. Wszystko tanie i pełne oczywistości, wszystko polane sosem nieznośnej, często fałszywej uprzejmości. Byle przytaknąć, utwierdzić w dobrym samopoczuciu - najczęściej tyle oczekują. Szczególny rodzaj pseudorozmowy, której celem nie jest komunikacja, ale podtrzymywanie wrażenia, że oto pasterz spotyka się ze swoją owczarnią.

Te myśli kołaczą się w mojej głowie jeszcze, gdy brnę przez zaspy do pierwszego domu na dzisiejszej trasie. Może by tak można było coś zmienić? Przede mną niewiele ponad dwadzieścia domów. W każdym jakaś rodzina lub człowiek ze swoimi obawami i nadziejami, kłopotami i radościami.

Wchodzę: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus… Jak tam żyjecie?".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2008