Boży drwal

Wielu ludzi lubi mą rzeźbę, bo jest zgodna z ich filozofią dnia powszechnego. (Antoni Rząsa)

24.08.2010

Czyta się kilka minut

Trwa Rok Antoniego Rząsy - cykl wystaw, spotkań i wydarzeń artystycznych w trzydziestą rocznicę śmierci artysty. Artysty osobnego, którego trudno zaszufladkować, przypisać do jakiegoś kierunku, formacji, szkoły. Chyba że mamy na myśli - w sensie dosłownym i ideowym - Szkołę Antoniego Kenara. Był jej uczniem i profesorem, utożsamiał się ze swoim nauczycielem i mistrzem, ale miał boży dar, odwagę i dzielność, by pójść własną, osobną drogą. W krużgankach Opactwa Benedyktynów w Tyńcu trwa wystawa rzeźb Antoniego Rząsy, będąca polską dominantą obchodów okrągłej rocznicy śmierci artysty.

"Boży drwal" - tak zatytułowała swoje pośmiertne wspomnienie o Antonim Rząsie, zamieszczone na łamach "Tygodnika Powszechnego" w lutym 1980 r., Halina Micińska-Kenarowa. Jedno z tych genialnych określeń, które swoją uderzającą trafnością i lapidarnością weszły w krwiobieg kultury. Drwal - bo z drzewem, siekierą i dłutem za pan brat. Boży - bo, jak powiedział sam artysta: "Chrystus stał się dla mnie głównym tematem. Chrystus, czyli po prostu - człowiek. Tak... stał się symbolem człowieka, cierpienia, buntu, miłości, gniewu".

***

Pomny uwag Antoniego Kenara (o którym zawsze z szacunkiem mówił "Profesor"), szukał własnej drogi, swojego oryginalnego wyrazu, niepowtarzalnej stylistyki. Oczywiste są wpływy religijnego i kulturowego pogranicza Podkarpacia na jego twórczość. Ale także sztuki średniowiecza i wczesnego renesansu, ludowych świątków i prawosławnych ikonostasów. Mocno obecne jest doświadczenie wojny, cierpienie, ból, ciemność. Jeszcze wczesny cykl rzeźb "Macierzyństwa" był pogodny, potem przyszły "Ukrzyżowania" i uśmiech, pogodny nastrój zanika. Jak powiedział Rząsa reporterowi Wojciechowi Adamieckiemu: "Od czasów tych Chrystusów to mi się nie zdarza. Nawet jak robię uśmiech - jest on czymś stłumiony". Dwa punkty zwrotne w sztuce Rząsy to śmierć Antoniego Kenara i podróż włoska.

W 1959 r. odszedł jego mistrz. Rząsa towarzyszył jego cierpieniu, a rzeźbione wówczas ukrzyżowania przechodzą radykalną ewolucję, znajdującą swój finał w wizerunku "Ukrzyżowanego", który znalazł się na grobie Kenara. Doszło do głośnego skandalu. Lud miejscowy chciał wyrzucić Rząsowego Chrystusa z cmentarza, "bo przecież Pan Jezus tak nie wyglądał". Tak wspominał to wydarzenie sam artysta: "Wykonałem wtedy krzyż na grób profesora. Krucyfiks dość zdeformowany - burza wielka powstała, że szydzę. Otóż ze względu na opady nie chciałem dawać rąk Jezusa na boki, tylko zgodnie z przebiegiem słojów puściłem je w górę i splotłem nad głową, a palce, żeby nie były głośniejsze od całości - zrobiłem ich mniej (...) W czasie wojny widziałem wielu zabitych, tak że wiedziałem, jak to wszystko u człowieka zabitego wygląda. Więc temu Chrystusowi opuściłem głowę, tak niezupełnie, żeby przypominał martwego. Straszne oburzenie było (...) te dewoty przyniosły naturalistycznego Chrystusa, abym zamienił, lecz wpierw wzięły się same za tę robotę i kamieniami chciały mojego odbić od krzyża. Ja przykręcił śrubami mocnymi za główkę, zabijałem kołkami, odjąć trudno. One do tego stopnia waliły kamieniami, że zmiażdżyły trochę drzewa, i to odbite drzewo odpadło miejscami na plecach i nodze, ale śruby nie puściły, gdzie było pozaginane, to po deszczu napęczniało i częściowo powróciło na swoje miejsce, bez większego śladu, tyle co dłoń była zbita". Awantura skończyła się interwencją krakowskiej kurii.

Dziś jest to bodaj najbardziej znana i najczęściej oglądana praca artysty. Po śmierci Kenara Rząsa był już innym rzeźbiarzem. Jak mówił Adamieckiemu: "Zostałem sam. Odczułem głód rzeźby. Zaczęła się gorączkowa praca. Każda rzeźba stawała się bodźcem do następnej. Dopóki żył Profesor, wiedziałem, że on był odpowiedzialny za to, co robię. Teraz stało się to tylko moją sprawą".

Drugim kluczowym wydarzeniem była podróż włoska. San Stefano Rotondo w Rzymie na wzgórzu Caelius. Najstarszy włoski kościół w kształcie rotundy, z drugiej połowy V wieku, wzorowany na planie bazyliki Grobu Świętego w Jerozolimie. Według Pawła Muratowa kościół ten powstał na planie Macellum Magnum - Wielkiego Targu z czasów Nerona. W marcu tego roku przestrzeń kościoła zaludniły rzeźby Antoniego Rząsy - "Chrystus u słupa", "Chrystus i Magdalena", "Pieta Lotników", "Ziemita", "Homo Sapiens", "Święty Franciszek"...

49 lat wcześniej kończyła się właśnie trzymiesięczna Italienische Reise Antoniego Rząsy, jedyna w jego życiu podróż artystyczna. Miał 43 lata, wcześniej widział tylko Futomę, Zakopane, Kraków i Warszawę. Tak pisał w liście do brata (zachowano oryginalną pisownię): "Siedzę w Rzymie i dzień w dzień zwiedzam ogromne to miasto, byłem nad morzem, pierwszy raz widziałem morze polskiego moża nie widziałem. Dziennie jestem w kilku kościołach widziałem wspaniałe świątynie z okresu wczesnego chrześcijaństwa byłem w pięknych kościołach romańskich, byłem w niezliczonych kościołach barokowych, kilka w śród nich są dość piękne ale w większości tych kościołów prawie nie ma miejsca na Boga są to potężne świątynie bogactwa potęgi pychy i afirmacji biologicznej wartości człowieka wypełnione bałaganem, byłem w bazylice św Piotra dwa razy potężny to gmach jest świetnym dokumentem rozumu ludzkiego (...) Byłem w Muzeum na zamku Anioła, w muz. Sztuki Ludowej w muz kultury i cywiliz. rzymskiej, w muz w Termach Dioklecjana, w muz Etruskim w mus sztuki nowoczesnej, w muzeum w willi Borgeze w tym ostatnim widziałem płótna największych bogów w malarstwie i rzeźbie, pozostało mi jeszcze muz. Watykańskie, może jeszcze gdzie są muzea, wielokrotnie zwiedzałem ruiny starożytnego Rzymy lubię myśleć ja syn biednej wioski rzeszowskiej którą z całą dokładnością widzę tu z Rzymu ze zburzonych budowli wszechwładnych dumnych władców ówczesnego świata. Chodzę Józku po mieście i tu wiele wiele pięknych rzeczy znajduję stworzonych przez naturę człowiek czas i przypadek. Interesuje mię wszystko nie tylko rzeźba malarstwo, zabytki starożytne interesuję się bardzo architekturą nowoczesną, wczoraj zwiedzałem miasteczko olimpijskie wybudowane na rzymską olimpiadę".

Po powrocie do Zakopanego przez kilka miesięcy nie wziął dłuta do ręki. Pisał do brata: "Rzeźbić dalej nie mogę Józku nie brak mi koncepcji mam tyle pomysłów że rok starczy przywiozłem z Włoch masę szkiców brak mi sił, nie mam ochoty rzeźbić to mi nie daje poza zmęczeniem żadnego zadowolenia jestem po tych Włoszech jak przepity facet co na wódkę nie może patrzeć...". Nie rzeźbił przez sześć miesięcy. A potem narodziła się sztuka Antoniego Rząsy - taka, jaką znamy: bolesna, dojrzała, świadoma, osobna.

Rzymska wystawa wiosną tego roku zatytułowana była "Il Ritorno - Powrót". Dalej rzeźby miały powędrować szlakiem autora na Sycylię i do Bolonii, ale konieczna była zmiana planów. Do końca października prace Rząsy wystawione będą w Tyńcu; trwają rozmowy i przygotowania do kolejnych wystaw we Włoszech.

***

Anna Micińska niemal 20 lat temu, na łamach "TP", poświęciła artyście między innymi taki wzruszający akapit: "Ponurym, rozmokłym listopadowym zmierzchem wracałam kiedyś do domu w Zakopanem, sama jak ten zmierzch rozmokła, schandryczona, pełna smutku i zwątpienia. Zobaczyłam go już z daleka. Szedł, a właściwie ni to wlókł się, ni to podfruwał ciężkim i lekkim zarazem tak charakterystycznym krokiem, trochę jakby na ukos w stosunku do własnej osi. Potem przystanął przyjaźnie. Podał gruzłowatą, twardą, sczerniałą dłoń, popatrzył. Uśmiechnął się. Tą samą dłonią przetarł mi mokry - od deszczu? od łez? - policzek. »Nie upadaj - powiedział. - Ja ci mówię, nie upadaj. Nie można. Zobaczysz. Będzie lepiej«. »Nie upadaj« - powtarzam sobie od tamtego spotkania. »Nie upadaj« - mówię innym i to jest moja modlitwa za Antka. »Nie upadamy« - myślę i dziś pisząc te słowa. A w nich zawiera się i wola działania. Działajmy na rzecz Fundacji jego imienia, działajmy na rzecz skarbu, jaki zaklęty w swoje rzeźby zostawił nam artysta".

***

W niedzielne popołudnie w tynieckim kościele pełnym złoconej, barokowej ornamentyki, tuż przed wernisażem wybrzmiały ozdobne, barokowe trąbki Charpentiera i Rameau - pomyślałem, że ani to wnętrze, ani ta muzyka nie współgrają zbytnio z surowością Rząsowych rzeźb. A potem nisko nad horyzontem wyszło słońce, weszliśmy z klasztornego dziedzińca w cień gotyckich krużganków i tuż za wejściem uśmiechnął się do mnie Święty Franciszek. On czasem się uśmiecha. Widać dobrze mu tutaj.

Korzystałem z tekstów: Wojciech Adamiecki, "Spowiedź wielokrotna", w: "Taniec z nożami", Warszawa 1976; Halina Micińska-Kenarowa, "Boży drwal", "Tygodnik Powszechny" nr 9/1980; Anna Micińska, "Ratować skarb", "Tygodnik Powszechny" nr 9/1991.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2010