W prowadzonych przez diecezję szkołach, z których rekrutowali się młodzi chórzyści, przemocy fizycznej i psychicznej doznało 540 dzieci (12,6 proc. uczniów), potwierdzono też 67 przypadków wykorzystania seksualnego.
To dane z 50 lat (1945-95). Przez znaczną część tego okresu (1964-94) chórem kierował ks. Georg Ratzinger, brat papieża emeryta. Raport potwierdza, że był „bardzo surowy, miał porywczy temperament i nie unikał przemocy, m.in. ciężkich kar cielesnych i upokarzania psychicznego (...). Nie podejmował też zdecydowanych interwencji wobec nieproporcjonalnej surowości innych nauczycieli”. Autorzy dodają jednak, że postępowanie ks. Ratzingera nie było „tak sadystyczne jak o. Meiera” – dyrektora jednej ze szkół chóralnych, zwyrodnialca, stosującego wymyślne formy znęcania się nad dziećmi. Działania ks. Ratzingera miały charakter „wybuchowy i reaktywny”, on sam był przez uczniów lubiany i nie ma dowodów, że wiedział o seksualnym wykorzystywaniu dzieci.
Wielu komentatorów przyjęło tę informację z ulgą. Trudno postawić zarzuty papieskiemu bratu, skoro nie ma mowy o okrucieństwie, a stosowanie kar cielesnych i „pruski dryl” były dozwolone i akceptowane. Do dziś wiele osób za nimi tęskni.
Co innego nadużycia seksualne. Molestowanie dzieci uważano za gorszący grzech i złamanie ślubu czystości przez osobę duchowną. Dlatego ze wstydem je ukrywano. O krzywdzie dziecka nie mówił nikt, bo ileż może trwać jego trauma? Najwyżej tyle, co ludzkie gadanie. Do dziś wiele osób myśli podobnie. ©℗
Czytaj także: Po stronie ofiar - specjalny serwis "TP"