Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jego historia jest pouczająca. Już w przedszkolu stwarzał problemy, ale panie dawały sobie radę. Poszedł do szkoły i od razu zaczęły się kłopoty. Jako „inny” był źle traktowany przez kolegów, co prowadziło do kłótni i awantur. Poradzono nam przychodnię psychologiczno-pedagogiczną, ale nie stwierdzono tam nic oprócz ponadprzeciętnej inteligencji. Jak wszyscy aspergerowcy, Kamil lepiej sobie radził z dorosłymi niż z rówieśnikami, a panie z poradni po prostu „zaczarował”.
Przez pierwsze trzy klasy jakoś przebrnął, ale potem trzeba było zmienić szkołę i zaczęły się prawdziwe problemy. Rodzice jego kolegów „załatwili” skierowanie Kamila do innej, kompletnie obcej mu klasy. Teraz awantury były codziennie, Kamil był bity i poniżany przez miejscowych łobuzów, a na lekcjach się awanturował. Nauczyciele reagowali zdenerwowaniem. Psycholog rozkładał ręce, choć rozumiał problem. Wreszcie któregoś dnia Kamil o mało nie zranił nauczycielki nożyczkami. Poszliśmy z nim znowu do poradni i pani psychiatry, która tym razem zdiagnozowała autyzm.
Kamil został przeniesiony do szkoły specjalnej. I tam także nie został zaakceptowany przez trójkę chłopców z klasy. Znowu kłopoty: zwiedził nawet „pokój wyciszeń”, zresztą bez zgody rodziców. Dalsze wizyty u psychologów i psychiatrów w Gdańsku wskazały, że Kamil ma zespół Aspergera. Dostał orzeczenie. Dzięki ludziom życzliwym znaleźliśmy małą, wiejską szkołę z kadrą kompetentną i życzliwą. Szkoła go przyjęła i po pewnym czasie Kamil zaczął dochodzić do siebie. Polubili go nauczyciele, a nawet (w końcu!) koledzy.
Tyle że szkoła jest prawie 20 kilometrów od mieszkania Kamila. Oczywiście miasto nie zgodziło się pokryć kosztów transportu. Z dotacji dla szkoły też nie można, bo „coś tam”. Na razie dajemy radę, ale co dalej? Co z innymi dziećmi, takimi jak Kamil – zdolnymi, ale „z problemami”? Jest takich mnóstwo, wystarczy zajrzeć do szkół specjalnych. Wprawdzie placówki „normalne” dostają spore dotacje na dzieci z orzeczeniami, ale co z tego, skoro większość szkół miejskich to molochy, gdzie kadra nie panuje nad młodzieżą. Coś z tym trzeba zrobić, bo dzieci z ZA tracą szanse na normalne życie, a kraj wiele prawdziwych talentów.