Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gruzja, ta niegdysiejsza prymuska demokracji, marząca o przystąpieniu do NATO i Unii Europejskiej, już drugi rok grzęźnie w kryzysie, a badacze miejscowej polityki ostrzegają, że chyba tylko w czasach wojny domowej z początku lat 90. XX w., zaraz po odzyskaniu niepodległości, kraj był podzielony tak głęboko jak dziś.
Od jesiennych wyborów parlamentarnych sprzed roku Gruzja pozostaje w politycznym paraliżu. Opozycyjny dziś Zjednoczony Ruch Narodowy, który rządził w Tbilisi za prezydentury Micheila Saakaszwilego (2003-2012), nie uznał ich wyników – wygranej konkurencyjnego Gruzińskiego Marzenia. „Narodowcy” nie uznali też niedawnych wyborów samorządowych, również przez nich przegranych. Przepaść między obozami „marzycieli” (popiera ich ok. 40 proc. wyborców) a „narodowców” (ok. 30 proc. poparcia) pogłębił jeszcze Saakaszwili, który przed wyborami samorządowymi postanowił wrócić z wygnania i wesprzeć „narodowców”. Były prezydent, wcześniej skazany zaocznie w dwóch procesach o nadużycia władzy, został aresztowany, a od 1 października prowadzi w więzieniu głodówkę. Zapowiada, że przerwie ją, jeśli władze przeniosą go ze szpitala więziennego do cywilnego. Od wyborów i aresztowania Saakaszwilego opozycja organizuje manifestacje (na zdjęciu: protest przed więzieniem w mieście Rustawi, gdzie przebywa Saakaszwili).
„Ludzie tracą wiarę, że w Gruzji uda się kiedyś znów przeprowadzić normalne wybory” – obawia się Mamuka Żgneti z Instytutu Wartości Europejskich Gruzji. Inny badacz, Paata Zakareiszwili ostrzega, że kraj został podzielony na dwa wrogie obozy, które ani myślą się pogodzić, a w walce o pierwszeństwo zamiast wyborczych kart gotowe są sięgnąć po przemoc.©℗