Uśmiech Kenara

"Był szczupły, niewysoki, o niezwykle szlachetnej głowie orlika. Rzeźbiony nos i krzaczaste brwi oraz siwawa, srebrzysta, niesforna czupryna nadawały mu wygląd surowy, z którym kontrastowały niespodziewanie jasne, dziecięce oczy i nieśmiały uśmiech... Nie spotkałam dotąd człowieka o większej harmonii między wyglądem zewnętrznym a wewnętrzną istotą. Biła z niego radość istnienia przytuszowana skromnością". Kiedy spojrzymy na fotografie Antoniego Kenara, uderzy nas trafność tego portretu kreślonego słowem. Portret wyszedł spod pióra Zofii Krauzowej, matki Haliny z Krauzów Micińskiej-Kenarowej. Powstał po śmierci portretowanego; Zofia Krauzowa o kilkanaście lat przeżyła swego zięcia. Antoni Kenar - artysta i pedagog - umierając w 1959 roku, miał zaledwie 53 lata. 23 października zeszłego roku minęło stulecie jego urodzin.

"Jedną z osobliwości naszej kultury są ogromne luki w opracowaniu różnych wybitnych twórców i ich dzieł - napisał w słowie wstępnym Jacek Woźniakowski. - Gdyby Antoni Kenar był Francuzem, poświęcono by mu już w ojczyźnie dziesięć czy piętnaście książek. A u nas nie ma prawie nic". Imponująco wydana księga zapełnia wstydliwą lukę na półce poświęconej dziejom XX-wiecznej sztuki polskiej, jest przy tym dziełem miłości i pamięci - stąd jej temperatura emocjonalna, stąd żywe barwy wizerunku jej bohatera. Wizerunek ten ułożyła bowiem z tekstów i obrazów Urszula Kenar, córka artysty. Fragmentom publikacji o Kenarze i jego zakopiańskiej Szkole, wspomnieniom i listom towarzyszą archiwalne zdjęcia i reprodukcje dzieł: są tu rzeźby w drewnie, gipsy i brązy, akwarele, szkice ołówkiem i tuszem, ceramika i projekty dekoracji wnętrz.

Całość porządkuje kalendarium, umieszczone nietypowo, bo pośrodku tomu. Cezurę opowieści stanowi lipiec roku 1947, gdy Antoni Kenar, wywieziony po Powstaniu Warszawskim do obozu w Niemczech, po wyzwoleniu przebywający we Francji, gdzie poznał Halinę Micińską, wdowę po pisarzu Bolesławie Micińskim, wraca do Polski. Wraca, by zreorganizować dawną Szkołę Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, którą sam kiedyś ukończył i w której tuż przed wojną uczył.

W chwili, gdy zaczęła się właściwa historia Szkoły Kenara, czyli Państwowego Liceum Technik Plastycznych, Antoni Kenar był już ukształtowanym artystą. Księga przypomina jego drogę z rodzinnego Iwonicza przez Zakopane do pracowni rzeźby w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych. Przypomina też jego nauczycieli, przede wszystkim Karola Stryjeńskiego, reformatora zakopiańskiej Szkoły, który stał się dla chłopca z rzeszowskiej wsi nie tylko mistrzem, ale też opiekunem i przyjacielem, i Wojciecha Jastrzębowskiego, współtwórcę polskiej szkoły sztuki użytkowej. Halina Kenarowa - jej teksty, wielokrotnie przytaczane, tworzą zasadniczą oś tomu - pisze o stosunku Kenara do sztuki ludowej; nie chodziło mu o stylizatorstwo, ale o inspirację, o wczucie się w ducha sztuki ludowej i zrozumienie jej wartości formalnych. Pisze też o znaczeniu, jakie dla Kenara miała współpraca z Jastrzębowskim: "Szkoła była znakomita u tego majstra wszelkich technik, toteż Kenar uprawiał sztukę użytkową przy każdej okazji i niemal na co dzień: robił meble, ceramikę, klepał miedź, próbował woskiem batiku i »pisał« wielkanocne pisanki, malował na szkle, robił zabawki na choinkę, kolie, guziki i kolczyki..." - a przy tym "nigdy nie traktował sztuki użytkowej jako »rzemiosła«, miał do niej stosunek ludyczny i kreatywny".

Wspomniałem już o kalendarium - sporządziła je Zofia Dubowska-Grynberg. Jej też autorstwa jest zamykająca całość zwięzła próba uporządkowania całości artystycznego dorobku Kenara. Banalnie brzmi stwierdzenie, że w książce o artyście rolę szczególnie ważną odgrywają dobre reprodukcje jego dzieł. W przypadku Kenara idzie jednak o coś więcej - jego wczesny dorobek uległ w większości zniszczeniu podczas wojny i tylko dzięki fotografiom możemy wyrobić sobie o nim zdanie. Tom przygotowany przez Urszulę Kenar daje nam tę możliwość. A równocześnie pozwala zobaczyć Kenara-człowieka, przybysza z innych stron zafascynowanego Podhalem i Tatrami, pasjonata górskich wypraw i wspinaczek. Pozwala też poznać najmniej znaną, wojenną kartę jego biografii. Zofia Florczak, pracująca wtedy w warszawskiej Radzie Głównej Opiekuńczej w dziale opieki nad dziećmi i młodzieżą, wspominała po śmierci Kenara prowadzone przez niego niezwykłe zajęcia w ognisku dla chłopców na Woli, które stawały się lekcjami wyobraźni, tworzenia własnego świata.

"Zbliżała się Gwiazdka... podłoga zasłana była skrawkami kolorowych papierów, słomek, patyków. Chłopcy siedzieli, pracując w takim napięciu, że słychać było tylko pociągania nosem i sapanie. Kenar przegarniał palcami niesforne włosy i oczy mu błyszczały. »Wie pani, nie robimy łańcuchów, bombek, aniołków ani pajaców z bibułki. Dałem im temat: pokażcie ludzi różnych zawodów - co robią wasi ojcowie, matki, znajomi; nie wiem, co z tego wyniknie, żeby nie popaćkali wszystkiego. I tak mają dość brudne ręce. Więc tylko pokazałem im technikę. Aha - i jeszcze zrobimy gwiazdy. Dużo gwiazd«.

Gdy w rogu smutnego, odrapanego pokoju stanęła smukła choinka - wśród jasnych gwiazd z białego papieru tłoczył się kolorowy warszawski ludek - piekarze, strażacy, murarze z kielniami, gospodynie, przekupnie, kolejarze, konduktorzy tramwajowi. Dzieci wpatrzone w swoje dzieło zapełniały świetlicę tak, że nie było gdzie usiąść. »Oj, proszę pani, jak tu ślicznie«. Biedne, wyszarzałe sukienki i ubrania, dziurawe buty, szare popołudnie okupacyjnej wigilii. O uliczny bruk uderzały ciężkie kroki niemieckiego żołnierza. Tutaj, w tej autentycznej niemal, ubogiej stajence rozbrzmiała kolęda. Obejrzałam się: Kenar stał zamyślony i milczący, potem spojrzał na dzieci i uśmiechnął się".

Ten nieśmiały uśmiech, o którym pisała Zofia Krauzowa, widać nie tylko na fotografiach. Wyczuwa się go w projektowanych przez Kenara zabawkach czy w książeczkach rysowanych dla małej Urszuli. W anegdocie o upośledzonej córeczce sąsiadów, która czekała na powrót Profesora, by potem siedzieć obok niego na łące i śpiewać piosenki. I oczywiście we wspomnieniach uczniów.

I tak dochodzimy do tematu najbardziej znanego - słynnej Szkoły prowadzonej przez oboje Kenarów. To historia pasji realizowanej wbrew wszystkiemu: okolicznościom historycznym, obojętności albo nieżyczliwości władzy, intrygom. Pasji, która pozwoliła stworzyć miejsce niezwykłe. "W całym zjawisku »Kenar« jest coś porywająco romantycznego - pisał Władysław Hasior. - I nie tylko dlatego, że był skazany na niesprawiedliwą samotność za racjonalnie krytyczny stosunek do pseudorealizmu lat 50., za odwagę samodzielnego myślenia. Nie dlatego, by dobrze czuł się w walce z całym światem. Romantyczny jest przede wszystkim zwycięski wynik jego walk, zwany dziś popularnie »Szkołą Kenara«. Z tej szkoły wywodzi się plejada rzeźbiarzy tak zaskakująco różnych w wypowiedziach artystycznych, że już to samo świadczy dobitnie za słusznością metody kształcenia". I jeszcze cytat z Macieja Szańkowskiego: "Odkrywam wciąż Jego myśli na nowo, zdumiony, jak bardzo są nadal aktualne, odkrywcze i jak proste". (Biblioteka Narodowa, Warszawa 2006 [wł. 2007], ss. 462. Koncepcja i opracowanie Urszula Kenar. Projekt graficzny Urszula Kenar, Anna Luścińska-Jagiełło. Do książki dołączono płytę z filmem Konstantego Gordona "Szkoła Kenara".)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2007