Upiór Żeligowskiego

W ostatnich 20 latach Polska wykonała wystarczająco dużo gestów dobrej woli.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

Nie ma nic złego w budowaniu kontaktów na zasadzie wzajemności, ale jedna z podstawowych zasad polityki zagranicznej w przypadku stosunków polsko-litewskich nie zdała egzaminu. Można mieć do Polaków różne pretensje, i są one nieustannie na Litwie formułowane, nie ulega jednak wątpliwości, że Litwinom w Polsce żyje się lepiej niż na przełomie lat 80. i 90. Dzięki traktatowi z 1994 r. otrzymali oni prawo do używania języka litewskiego jako pomocniczego w gminie Puńsk, zamieszkiwanej w większości przez Litwinów, a także prawo do dwujęzycznych tablic i pisowni nazwisk w oryginalnym kształcie. Żadne, podkreślę, żadne z podobnych postanowień nie zostało wprowadzone na Litwie.

Przy okazji sporu o stosunek Litwy do mniejszości polskiej nieustannie pojawiają się uzasadnienia sięgające do bliższej lub dalszej przeszłości. Wszystkie zostały przemaglowane na tysiąc sposobów. Wiemy, że Polska była okupantem i najeźdźcą, że traktowała sąsiada z wyższością, że Piłsudski zachował się podle, a tamtejsi Polacy ciemiężyli Litwinów. Wiemy, że część Polaków z Litwy popełniła katastrofalny błąd, popierając pucz Janajewa z 19 sierpnia 1991 r., w którym widziała szanse dla świeżo powołanego rejonu autonomicznego. Litwa to młoda demokracja, trzeba być wyrozumiałym i pochylać się nad jej problemami z troską.

Wszystko to prawda. Gdyby jednak stosować w polityce wobec Niemiec te same narzędzia, jakie stosują Litwini w kontaktach z nami, na granicy zachodniej nadal stałyby zasieki.

BEZ PRAWA DO ZIEMI

Bronię polskiej polityki wobec Litwy wszystkich rządów i prezydentów po 1989 r., mimo że jej cena jest wysoka, a płacą ją w tej chwili nie tylko nasi rodacy na Litwie. Jako jeden z fundamentów przyjęto, że trzeba uszanować historyczne lęki naszego sąsiada, a stosunki budować z największą delikatnością, tak żeby nie zawisł nad nimi upiór Żeligowskiego. Ta strategia zdawała egzamin, kiedy łączyły nas wspólne aspiracje: NATO, UE i w końcu układ z Schengen. Spór o mniejszości zszedł wówczas na dalszy plan, przyznajmy też, że wspomnienie puczu Janajewa było zbyt świeże.

Dlaczego piszę, że cena jest wysoka? Na ołtarzu historycznych konieczności Warszawa złożyła interesy polskiej mniejszości na Litwie, omijając szerokim łukiem niewygodne tematy. Stąd rosnący przez lata żal tej mniejszości – do niedawna miała ona poczucie pozostawienia bez realnego wsparcia ze strony polskiego rządu. Nie bez racji.

Koronnym dowodem jest litewska ustawa reprywatyzacyjna z 1997 r. W kolejce po rekompensatę Polacy zostali zepchnięci na sam koniec. Służę przykładami rodzin z Wilna, które, mimo kompletu dokumentów, czekały na decyzję urzędów przez kilkanaście lat, obserwując tylko, jak zarezerwowane przez nie działki przechodzą na własność Litwinów. Jeśli dodamy do tego fakt, że ustawa umożliwiała wskazanie rekompensaty za przejęte przez ZSRR ziemie w dowolnym miejscu, co w praktyce sprowadziło się do zamiany prowincja-okolice stolicy i rozrzedzenia polskiego żywiołu w okręgu wileńskim, otrzymamy obraz oczywistej niesprawiedliwości, na którą Warszawa nie reagowała. Jeśli uznać, że jest to kara za nielojalność Polaków wobec nowej władzy, to wygląda ona na wyjątkowo niesprawiedliwą, dotyka bowiem podstawowego prawa do ziemi.

SZKOŁY DO ZAMKNIĘCIA

Tylko lękiem przed symbolicznym Żeligowskim tłumaczyć można próbę rozbicia polskiego systemu oświaty na Litwie. Że wymaga ona reformy, nie ma wątpliwości: zmienia się struktura społeczna kraju, na wsi mieszka coraz mniej ludzi, niegdyś ludne szkoły teraz świecą pustkami. Sami Polacy coraz chętniej posyłają dzieci do litewskich placówek.

Nic dziwnego: szkoły litewskie finansowane są z budżetu ministerstwa, koszt utrzymania polskich spoczywa na niezbyt zamożnych samorządach lokalnych. Tyle tylko, że zmiany w ustawie o oświacie nie likwidują nierówności, co więcej: wprowadzają zapisy, w myśl których szkołom mniejszości narodowych narzucone są warunki znacznie utrudniające możliwość ich funkcjonowania – wstępne szacunki wskazują, że spośród 123 polskich placówek do zamknięcia będzie kwalifikować się połowa. Tłumaczenie, że zmiany wynikają z troski o polskie dzieci i ich przyszłą konkurencyjność na rynku pracy, brzmią nieprzekonująco; w przeciwieństwie do rodziców wychowanych po polsku i rosyjsku, najmłodsze pokolenie uczniów mówi już swobodnie po polsku i litewsku. Według danych mniejszości polskiej, 70 proc. młodych Polaków dostaje się na studia z wykładowym językiem litewskim.

POLICZEK DLA KACZYŃSKIEGO

Za dowód ekspansji i wielkomocarstwowych ambicji trudno uznać również inwestycję Orlenu w Możejkach – oczko w głowie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który próbował za wszelką cenę wzmocnić powiązania polityczne i ekonomiczne między Warszawą a Wilnem. Rafineria przez 5 lat przynosiła straty, groziło jej zamknięcie. Deklaracje o pomocy zderzyły się brutalnie z rzeczywistością. Z niewyjaśnionych przyczyn zaraz po tym, jak Rosjanie przerwali dostawy surowca do przejętej przez Polaków rafinerii (WikiLeaks ujawniło, że Rosja celowo wywołała awarię rurociągu, by doprowadzić do upadku przedsiębiorstwa), litewskie koleje rozebrały torowisko umożliwiające szybszy i tańszy transport paliw z rafinerii.

Policzek, jaki otrzymał Lech Kaczyński niedługo przed śmiercią, był wyjątkowo mocny: 8 kwietnia 2010 r., kiedy w trakcie swojej ostatniej podróży zagranicznej odwiedzał Litwę, tamtejszy parlament przyjmował niekorzystną dla mniejszości ustawę o pisowni nazwisk.

Z tej perspektywy żale prezydent Litwy, Dalii Grybauskaitė, która komentując wycofanie się Polski ze współfinansowania budowy elektrowni atomowej na Litwie, zarzuciła naszym władzom wyłącznie „komercyjne” myślenie o energetyce, brzmią jak płacz nad rozlanym mlekiem. Owszem: nie ma energetyki bez polityki. Przyznajmy jednak, że w ostatnich latach sygnały polityczne wysyłane z Litwy w stronę Warszawy były zniechęcające. Jakby to ze strony Polski miało po raz kolejny nadejść zagrożenie.

ULGA DLA PIĄTEJ KOLUMNY

Dwa lata temu w „The Economist” ukazał się niezauważony w Polsce gorzki esej Tomasa Venclovy pod znamiennym tytułem „Duszę się”. Autor, którego trudno posądzać o brak miłości do ojczyzny, pisze m.in.: „Dziś wielu naszych polityków uważa Polaków i inne mniejszości etniczne za nielojalne ex definitione, a liderów tych społeczności po prostu za piątą kolumnę. Nawet jeśli podzielamy ten pogląd, w moim mniemaniu błędny, w interesie kraju leży takie działanie, które piątej kolumny nie wzmacnia, ale ją osłabia: nie odrzuca mniejszości, nie atakuje ich bez przerwy, wzniecając animozje i demaskując złe zamiary. Zamiast tego przybliża je do siebie dzięki racjonalnym instrumentom, takim choćby jak różnego rodzaju ulgi”.

O ulgach dla Polaków na Litwie na razie nie słychać. Jeśli już, to o dokręcaniu śruby.

Jak długo można podsycać swoje lęki generałem Żeligowskim? Czy to przez Żeligowskiego litewskie koleje rozebrały ważny dla opłacalności inwestycji Orlenu w Możejkach fragment torów?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012