Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnimi czasy Wasilewski, Kurkiewicz i Miśkiewicz kojarzeni byli przede wszystkim z Tomaszem Stańką. I znaczenie jego osoby dla prezentowanej tutaj muzyki wydaje się kluczowe. Przyznam, że słuchając płyt ze Stańką, czekałem na te chwile, wcale liczne, gdy lider milknie i gra samo trio. Natomiast słuchając nowego materiału współpracowników mistrza, czekam na dźwięk jego trąbki. Jakby w muzyce tego trio nie tyle czegoś brakowało, ile było w niej - strukturalnie wyznaczone - miejsce dla kogoś jeszcze. W tym sensie nowe wydawnictwo można uważać nie za kontynuację nagrań Simple Acoustic Trio, ale dwóch ostatnich albumów sygnowanych przez Tomasz Stańko Quartet.
W wydanej przez ECM muzyce mamy o wiele więcej powietrza niż w poprzednich nagraniach. Tyle tylko, że niekiedy jest go tak dużo, iż zastępuje ono samą muzykę. Z całą pewnością przyczynił się do tego producent - Manfred Eicher ma wyraźnie zdefiniowane poglądy na to, co chce usłyszeć... Oczywiście swoboda w jazzie niejedno ma imię; to, o czym piszę, nazwałbym jednak raczej rozrzedzeniem. Inne oblicze swobody przyjęło się nazywać jazzem free. Elementy tej konwencji - delikatnie i po ecemowsku powściągliwe - wyraźnie dochodzą do głosu w utworach kończących krążek. I są to udane kompozycje, dające możliwość dłuższej wypowiedzi poszczególnym muzykom i delektowania się dźwiękiem.
Do jaśniejszych momentów na “Trio" zaliczyłbym “Hyperballad", kompozycję Björk. Gdy słuchałem tego utworu, z mojej podświadomości wychynęła inna jazzowa wersja jednej z ballad Björk, rewelacyjna interpretacja “Unison" dokonana przez kwintet Dave’a Douglasa. Oba nagrania zbliża pomysł na budowanie napięcia dramatycznego, polegający na powolnym “podchodzeniu" do wyjściowego tematu i jego prezentacja w drugiej części. Ładnie brzmią także kompozycje przypominające dawne nagrania zespołu - “Shine", “Sister’s Song". One z kolei skłaniają do refleksji, iż poprzednie płyty SAT były o wiele bardziej zróżnicowane dynamicznie, a także wyrazowo - gdzie podziały się te ekscytujące preparacje fortepianu, które tak świetnie budowały nastrój w “Habanerze"?
Lubię sięgać po “Trio", ale nic na to nie poradzę, że nie wywołuje ono tak intensywnych przeżyć jak “Habanera". Szanuję prawo muzyków do ewolucji, ale w wypadku nowego krążka mamy chyba do czynienia z zerwaniem. Czyżby miał rację anonimowy autor tekstu na reklamowej nalepce, którą opatrzone zostało amerykańskie wydanie płyty, pisząc, iż “Trio" to nagraniowy debiut working bandu Tomasza Stańki?