Spieczona ziemia

W Treblince odkryto nowe masowe mogiły. Ustalenia brytyjskiej archeolożki każą powiększyć powierzchnię dawnego obozu zagłady. Pokazują też miejsca opisywanej przez Jana Tomasza Grossa powojennej dewastacji.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

Niepublikowane dotąd zdjęcie z Treblinki, odnalezione przez Katarzynę Radecką w archiwum ASP w Gdańsku. /
Niepublikowane dotąd zdjęcie z Treblinki, odnalezione przez Katarzynę Radecką w archiwum ASP w Gdańsku. /

Rok temu jechałam z Małkini w stronę Kosowa Lackiego, gdzie przy pustej, wiecznie cichej i zalesionej po obu stronach drodze znajduje się miejsce zagłady co najmniej 800 tys. Żydów. Wtedy trzymałam w ręku zdjęcie, które zainspirowało Jana Tomasza Grossa do napisania „Złotych żniw”. Pukałam do drzwi i pytałam o powojennych kopaczy, o poszukiwaczy złotych pierścionków, zębów i drogich kamieni. Pytani nie rozpoznawali zdjęcia, ale czynność na nim uchwyconą – doskonale. „Kopali, znajdowali i wszystko szybko tracili” – opowiadali starzy mieszkańcy drewnianych domków, łatanych często fragmentami podkładów z torów kolejowych. Tych samych, które kiedyś prowadziły na śmierć.

Dziś wracam do Treblinki za sprawą brytyjskiej ekspertki medycyny sądowej, która prowadziła badania na terenie obozu zagłady. Kierując się m.in. relacjami nielicznych świadków, Caroline Sturdy Colls postanowiła odszukać ślady zabudowy i dołów śmierci (dziś po całym przemyśle zabijania, z przebieralniami, lazaretem, budynkami gospodarczymi, fikcyjnym dworcem kolejowym i komorami gazowymi, pozostała ledwie leśna polana). Znalazła również ślady grabieży.

Mimo młodego wieku Caroline przeprowadziła wiele ekshumacji, m.in. na terenie b. Jugosławii. Wykłada na uniwersytecie w Staffordshire, a prace archeologiczne na terenie obozu złożą się na jej pracę doktorską. Na Treblinkę zwróciła uwagę po lekturze tekstów w internecie, podważających skalę zbrodni nazistów (rzekomo nie mogli zabić tak wielu ludzi na tak niewielkim obszarze). Przyjechała jesienią, z mężem i grupą współpracowników, a także z rabinem, gdyż religijne prawo Halacha nie pozwala naruszać żydowskich mogił.

Badaczka zajrzała pod ziemię, nie dotykając nietykalnego. Użyła nieinwazyjnych georadarów i programów komputerowych, które pozwoliły skrupulatnie nałożyć stare zdjęcia satelitarne obozu na te wykonane współcześnie. Przez dwa tygodnie prowadziła też tradycyjne badania powierzchniowe. Dzięki niej jedna półka w muzealnej gablocie zapełniła się wynurzającymi się z ziemi pordzewiałymi, zgniecionymi metalowymi kubkami i łyżkami.

Jedyne dotąd badania miejsca masowego mordu przeprowadził w 1945 r. zespół Zdzisława Łukaszkiewicza, sędziego Głównego Komitetu Badań Zbrodni Hitlerowskich przeciwko Narodowi Polskiemu. W swoim raporcie wskazał on, że cały teren pokryty jest wgłębieniami i dziurami. W południowo-zachodniej części obozu znaleziono pozostałości aluminium, emalii, szkła, porcelanowych naczyń, przyborów kuchennych, plecaków i fragmentów ubrań. Łukaszkiewicz opisał też miejsca, w których znajdowały się szczątki ludzkie. Niektóre wciąż w stanie rozkładu.

Raport z 1945 r. – co wskazuje w podsumowaniu swoich badań Sturdy Colls – jest wewnętrznie sprzeczny. Raz nie znajdowano żadnych śladów, po chwili natrafiano na fragmenty budynków czy spalonych słupów. Skoro tyle rozbieżności, skąd pewność, gdzie znajdują się masowe groby? Czy ich współczesne oznaczenia odpowiadają rzeczywistości?

Badaczka wie, że nie wszystkie ciała poddano kremacji. Na początku zagazowanych wrzucano do pogłębianych koparkami dołów – dopiero po odkryciu zbrodni katyńskiej Niemcy zorientowali się, że sucha, piaszczysta ziemia w Treblince może utrwalać ślady zbrodni, mumifikując ciała. Kazano więc więźniom wydobyć zwłoki i rozpocząć palenie. Zapłonęły ruszta, które nie gasły przez ponad rok.

Ale nie wszystkie ciała wówczas wydobyto. Więźniowie zostawiali przysypanych celowo, żeby był dowód zbrodni. Brytyjka uważa, że w głębi mogił wypełnionych prochami zmieszanymi z piaskiem wciąż leżą kości. Być może niektóre ciała uległy mumifikacji.

Jesienne badania trwały dwa tygodnie. Grupa badaczy zdołała ustalić, jak wyglądał obóz śmierci, niszczony pospiesznie przez Niemców w 1943 r. Zasiany dla kamuflażu łubin niewiele dał, a nieliczne rośliny nie mają długich, głęboko sięgających korzeni. To pierwszy trop do ustalenia dokładnego zasięgu masowych mogił.

Nad głowami korony drzew, pod stopami chrzęst śniegu. – Nie zobaczy pani wszystkich wzniesień, o których teraz wiem, że coś znaczyły – mówi kierownik tutejszego muzeum Edward Kopówka.

Obóz był większy – to pierwszy nieznany fakt. Zdjęcia satelitarne i współczesne programy komputerowe nie mogą się mylić.

Wchodzimy w zakręt, z którego w odległości 50 metrów widać symboliczną bramę obozu. – Myśleliśmy, że zaczynał się tam, ale nie. To już tu – kierownik pokazuje szeroką przecinkę, widoczną w lesie po lewej stronie. – Coś, co braliśmy za zwykły lasek, jest granicą...

50 metrów wcześniej stał, obłożony maskującymi gałęziami, wysoki płot. Jego położenie pokrywa się z lokalizacją wież strażniczych (Brytyjka odnalazła fundament jednej z nich). Wygląda na to, że faktyczne granice obozu z każdej strony sięgają dalej od tych znanych.

Mijamy bramę z dwóch betonowych ścian. Po prawej stronie są tory kolejowe. – Do tej pory przewodnik prowadził zwiedzających dalej, by wreszcie ogłosić, że stoimy na rampie – tłumaczy Kopówka. Po badaniach wiadomo, że rampa zaczynała się wcześniej, była dłuższa i sięgała daleko – dziś to miejsce porasta młody las.

Sturdy Colls natrafiła na ślady trzech zniszczeń obozu – dokonanych podczas wojennej likwidacji miejsca kaźni, podczas powojennej grabieży i podczas porządkowania terenu pod budowę pomnika. Miejsca uznawane za masowe groby zalano w latach 60. betonem, by nie dopuszczać do dalszego bezczeszczenia i by zapobiec wychodzeniu z ziemi, znajdowanych podczas budowy pomnika, kości.

Beton nie pokrył jednak wszystkich szczątków, bo Sturdy Colls po 50 latach też na nie natrafiła. Oznacza to, że groby są rozleglejsze. Badania geofizyczne potwierdziły tylko owe przypuszczenia.

Z Edwardem Kopówką stoimy tuż przy ośmiometrowym pomniku. Czy i tu mogą być groby? – Są, z całą pewnością – mówi.

Sturdy Colls ustaliła, że kilka dołów, głębszych niż 4 metry (na tej głębokości kończą się odczyty dokonywane metodą radarową), znajduje się bezpośrednio pod pomnikiem. Na wschód od niego odkryto 5 dołów, wśród których tylko jeden jest szeroki na 12 metróws i długi na 34 metry.

– Stąpamy po mogiłach – potwierdza kierownik muzeum.

W raporcie czytamy: „Ziemia w tych miejscach jest spieczona i szara, z nisko położonym porostem”. Mniejsze doły pochodzą z powojennej grabieży.

Stajemy na wprost rusztu, nad którym unosił się dym palonych ciał. W okolicznych wsiach pamiętają ten zapach. – Gdy wiatr był silny, okna szarzały od pyłu, wszystko było w tym pyle, do ust i nosa się przedostawał – wspominają niechętnie mieszkańcy Treblinki.

Edward Kopówka wskazuje na zachód: – Teraz już wiemy, że pomiędzy tymi mniejszymi drzewkami stały komory gazowe.

Dwa małe świerki wyznaczają przestrzeń umierania. Georadar wskazał istnienie tu ceglanych fundamentów. „Obecność zbitych, twardych struktur, takich jak ściany” – pisze Sturdy Colls. Jedynymi murowanymi budynkami na terenie obozu były komory. Dziś to miejsce nie jest w żaden sposób upamiętnione.

Badaczka korzystała z historycznych dokumentów, metodologii kartograficznej, topograficznej, prospekcji lotniczych i badań geofizycznych. Swój raport uznała za wstępny. Znalazła i opisała ponad sto obiektów, po raz pierwszy naukowo potwierdzających, że Treblinka jest miejscem masowej zagłady. Badania z 1945 r. zakończyły się po 5 dniach i nie musiały prowadzić do takiego wniosku: wówczas oparto się na świeżej pamięci tego pokolenia, które wiedziało, że dym nad wzniesieniem był dymem z palonych ciał.

Kierownik muzeum zapowiada jego przebudowę, a przynajmniej nowe oznaczenia. Działania te połączy z upamiętnieniem powojennej historii obozu.

Caroline wraca do Polski na wiosnę. Chce odnaleźć pozostałości po obozowym zoo, które miało relaksować oprawców.  

MAGDALENA RACZKOWSKA-KAZEK jest dziennikarką TVN 24.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012