Skandal zła

Problem zła jest bez wątpienia problemem stawiającym pytania najgłębszym tajnikom ludzkiego serca. Może on prowadzić zarówno ku najwznioślejszej światłości, jak też ku najczarniejszej rozpaczy. Każde pytanie jest tu ryzykowne, a każda odpowiedź niepewna. Zachowanie milczenia jest jednak niemożliwe, a odmowa udzielenia odpowiedzi - pozbawiona sensu.

20.03.2006

Czyta się kilka minut

Zadajemy więc sobie pytanie: czy ów bezsens ma sens? Winniśmy na to pytanie odpowiedzieć, ale w jaki sposób? Poprzez zgodę czy bunt? Zażartą walkę czy rezygnację? Albert Camus opowiadał, jak kiedyś z Jean-Paulem Sartrem ujrzeli na ulicy Algieru śmierć dziecka pod kołami samochodu. Na widok zrozpaczonej matki, trzymającej w ramionach martwe ciało, zwracającej się ku niebu i wołającej do Boga, Sartre powiedział do Camusa: "Widzisz przecież, że On nie odpowiada!". "A jeśli On już odpowiedział?" - odrzekł Camus.

Poza Bogiem filozofów, twierdzących, że - mimo wszystko - wierzyć jest rzeczą rozumną; poza Bogiem estetów, zauważających, że pozostaje nam jeszcze piękno i to, co odczuwalne zmysłami; poza Bogiem moralistów, zachęcających do wykonywania swych powinności; poza Bogiem ideologów, wzywających do wyruszenia do walki, lub anarchistów, którzy sami stanowią dla siebie prawo - istnieje Bóg Jezusa Chrystusa. Jedynie kontemplacja Boga, który stał się człowiekiem, by zostać zmiażdżonym cierpieniem i przybitym do krzyża, może rozjaśnić wszystkie nasze pytania i nakreślić nam drogę.

Jedyna właściwa odpowiedź na skandal zła zawarta jest w nadziei wypływającej z tego krzyża. Tutaj najbardziej haniebne wydarzenie historii ludzkości stało się wydarzeniem najwznioślejszym. Z tej jaśniejącej nad światem światłości biorą początek rozliczne światła rozjaśniające nasze życie. "Bóg nie przyszedł po to, by znieść cierpienie - jak słusznie zauważa Paul Claudel - ani nawet, by wyjaśnić jego sens, lecz po to, by napełnić je swoją obecnością". Nie zostaliśmy więc wyzwoleni od owego zła, jakim jest cierpienie. Zostaliśmy jednak uwolnieni od zła, jakim jest cierpienie nieużyteczne. Ostatnie słowo nie należy bowiem do cierpienia.

Jedną z wielkich diabelskich pokus jest pokazywanie nam tego wszystkiego, co złe. Śmierć jest końcem, ale końcem życia śmiertelnego. Cierpienie jest dramatem, ale dramatem, który przeminie. Zło nie ma prawdziwej przyszłości. Życie pozostaje niepowstrzymanym marszem ku nowemu niebu i nowej ziemi, w których zamieszka sprawiedliwość. Tymczasem trwają jeszcze cierpienia, doświadczenia, łzy i grzech. Ale nadejdzie dzień, gdy - jak głosi Księga Apokalipsy - śmierci, żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie.

Więcej nawet: zło jest jedyną "rzeczywistością" przeznaczoną, by przestać istnieć na zawsze. Stąd też powiedzieć możemy, że jest ono "tym, co nie istnieje". Istnieje ono jedynie do czasu. Istnieje jedynie pozornie. Z góry zostało skazane. Chrystus, wywyższony nad ziemię, już teraz wyrzucił je precz i przyciąga wszystkich do siebie. Grzech został przebaczony. Więcej: staje się błogosławioną winą. Cierpienie zostaje przemienione. Krzyż Chrystusa czyni nas żywą ofiarą. Samotność doznaje spełnienia w tajemnicy komunii. Śmierć przestaje być murem na końcu drogi bez wyjścia, a staje się bramą otwartą na Życie.

"Jeśli z Nim współumarliśmy, z Nim także żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, z Nim też królować będziemy" - pisze Paweł do Tymoteusza, swego ucznia. Ten czas przyszły wpisany w Boże obietnice nadaje przyszłości naszego życia wymiar nadziei, bo "przemija postać tego świata".

Wobec wszystkich naszych pytań, rodzących się w obliczu szczęścia, które już przemija lub jeszcze nie nadchodzi, powracamy ciągle do słów Niepokalanie Poczętej, skierowanych do małej Bernadetty: "Nie obiecuję ci szczęścia w tym życiu, lecz w przyszłym". Nie można wypowiedzieć słów bardziej chrześcijańskich.

Jakże tu nie przypomnieć słów Jana Pawła II, wypowiedzianych na wiele lat przed powrotem do Domu Ojca: "Jeśliby pewnego dnia choroba miała zapanować nad moim umysłem i zniweczyć moją sprawność, już teraz, Panie, zgadzam się na to i zgoda ta przedłuży się w milczącej adoracji. Jeśliby pewnego dnia miał mnie dosięgnąć stan przedłużonej utraty świadomości, pragnę, by każda z tych godzin mego życia była niekończącym się dziękczynieniem i aby także moje ostatnie tchnienie było westchnieniem miłości". Jakaż lekcja odwagi dla nas wszystkich...

"Miłość potężniejsza jest od śmierci - śpiewa Pieśń nad pieśniami. - Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki". "Miłość nigdy nie ustaje" - głosi Apostoł. Prawda, że to już wiele, jeśli możemy w to wierzyć i pokładać w tym nadzieję?

O. Pierre-Marie Delfieux jest założycielem Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich. Powyższy artykuł jest tekstem wprowadzającym do rekolekcji, które o. Delfieux wygłosi w dniach od 21 do 24 marca w dominikańskim kościele na warszawskim Służewie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2006