Sienkiewicz walczy z Żeromskim

Prof. Andrzej Chojnowski, przewodniczący Kolegium IPN: "Z Wałęsą jest jak z Powstaniem Warszawskim: jak wciąż spieramy się o wydarzenia sprzed ponad 60 lat, tak i dziś, i w przyszłości nadal będziemy spierać się o niego". Rozmawiał Wojciech Pięciak

24.06.2008

Czyta się kilka minut

Wojciech Pięciak: W przyszłym roku minie 20 lat od upadku komunizmu. Dlaczego wciąż nie powstała ani biografia Lecha Wałęsy, ani monografia "Solidarności"?

Andrzej Chojnowski: Widzę kilka powodów. Pierwszy ma charakter warsztatowy: mnogość źródeł przekracza możliwości jednego człowieka, a wśród polskich historyków nie ma tradycji pracy zespołowej. Powód drugi: nasze środowisko jest mało mobilne. Gdy w krajach anglosaskich pojawia się jakaś wybitna postać, zaraz kilku historyków i dziennikarzy specjalizujących się w tematyce polityczno-historycznej zabiera się za pisanie o niej książki. Tymczasem polscy historycy nie mają ambicji, by mierzyć się z aktualnymi tematami. Zwłaszcza gdy - jak w przypadku książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka - temat jest trudny.

Poza tym w Polsce za zarzut uważa się to, co na Zachodzie traktowane jest jako walor: formułowanie poglądu przez autora. Cenckiewiczowi i Gontarczykowi zarzuca się, że chcą coś udowodnić. Uważam, że ten zarzut ma głębsze podłoże niż tylko spór o Wałęsę: wciąż traktujemy historię jak dziedzinę, która ma mieć walor informacyjny, zdystansowany. Kiedy z kart książki przeziera credo autora, mówi się, że to "publicystyka", coś gorszego.

Jednak ci, którzy czytali już książkę "SB a Lech Wałęsa" i są nawet skłonni zgodzić się z poglądem jej autorów - że Wałęsa na początku lat 70. współpracował z SB, a w latach 90. usuwał z archiwów materiały na swój temat - twierdzą też, że Cenckiewicz i Gontarczyk gubią proporcje, chcąc za wszelką cenę wyeksponować ciemne strony biografii Wałęsy. Czy tak dyskusyjną książkę powinna wydawać instytucja publiczna?

Gdyby spojrzeć na to oportunistycznie, dla IPN-u byłoby wygodniej jej nie wydawać. Ale to byłby unik: w końcu książkę napisało dwóch historyków zatrudnionych w Instytucie i opierających się na zgromadzonych w nim archiwach. IPN powstał po to, by podejmować trudne tematy.

Zgadzam się, że burza bierze się stąd, iż jeden z fragmentów biografii Wałęsy został oświetlony głównie w oparciu o archiwa SB. Ale problem nie leży chyba w tym, że IPN wydał książkę, ale że to pierwsza książka o Wałęsie napisana przez historyków, i że nie powstają inne, konkurencyjne. A to nie wina IPN. Przy czym książka nie powstała - wbrew upowszechnianej przez polityków i media opinii - na zamówienie: ona jest wynikiem inicjatywy i prywatnej pasji autorów, mających bardzo wyraziste poglądy. Można z tymi poglądami dyskutować, ale to inna sprawa.

Wydaje mi się, że mamy tu do czynienia także ze sporem pokoleniowym. Oceny różnych aspektów PRL-u, np. funkcjonowania SB, są czasem ostrzejsze wśród młodszych historyków. Mamy tu zderzenie dwóch opcji: jedna podkreśla, że w PRL-u­

znajdowali się ludzie, którzy nie szli na żadne kompromisy i niezależnie od wszelkich uwarunkowań stawiali opór systemowi. Druga zwraca uwagę, że postawy dostosowawcze miały jednak uzasadnienie, o ile przyświecał im racjonalny cel i cena nie była za wysoka. Między tymi opcjami trwa spór podobny do sporu o Powstanie Warszawskie: czy warto było się bić, skoro przyniosło to wiadome skutki. Oba spory są nierozwiązywalne.

Jak ocenia Pan tę książkę, jako jeden z jej recenzentów w IPN?

Moim zadaniem nie było ocenianie poglądów autorów, ale zbadanie jej pod kątem warsztatu. W mojej ocenie spełnia wymagania stawiane historykowi.

Andrzej Friszke formułuje jednak zarzuty warsztatowe: Cenckiewicz i Gontarczyk za słabo przedstawiają kontekst lat 70. i nie konfrontują dokumentów ze świadectwami uczestników wydarzeń.

Autorzy dokonali bardzo szerokiego i szczegółowego przeglądu materiałów o charakterze archiwalnym. Faktycznie jest to spojrzenie głównie z tej perspektywy, ale zwróćmy uwagę, że większość książek historycznych - nie tylko o tamtych czasach - jest konstruowana w oparciu o archiwa. No i twierdzenie, że punkt widzenia Wałęsy jest w książce pomijany, nie jest prawdziwe. Zebrano tu mnóstwo, być może nawet wszystkie jego wypowiedzi na temat przeszłości. Otwarte jest pytanie, czy rozmowa autorów z Wałęsą wniosłaby coś jeszcze. Osobiście wątpię. Autorzy twierdzą, że zwracali się listownie o spotkanie, ale nie dostali odpowiedzi.

Co do pierwszego zarzutu, są różne podejścia badawcze. Co do mnie, to uważam, że historyk, jeśli chce dobrze opisać jakąś epokę, powinien interesować się nie tylko archiwami, ale też czytać wspomnienia, literaturę piękną, rozmawiać ze świadkami i tak dalej. Cenckiewicza i Gontarczyka zajmuje głównie jeden wątek: jak wyglądały działania SB, gdy chciała pozyskać Lecha Wałęsę jako informatora. Nie zajęli się motywami i uwarunkowaniami postępowania Wałęsy, jak by to należało uczynić w biografii. Ich interesuje, czy późniejszy przywódca "Solidarności" wykonywał jakieś zadania dla SB, na czym one miały polegać i co z nich miało wynikać. Można dyskutować nad takim podejściem autorów, ale to nie dyskredytuje ich pracy.

W dyskusjach wokół wielu publikacji młodszych historyków pojawia się pewien zarzut ze strony dawnych opozycjonistów: "skoro sami tego nie doświadczyliście, nie żyliście wtedy, nie wiecie, jak to było, nie macie prawa nas oceniać".

Kiedy w latach 60. byłem adeptem historii, prof. Tadeusz Manteuffel czy prof. Aleksander Gieysztor uczyli nas "sztuki dystansu". Uważali, że aby zajmować się jakimś wydarzeniem, musi minąć wiele lat, a w każdym razie że badania nie powinny dotyczyć żyjących. Dziś rewiduję ten pogląd: uważam, że żyjąc w jakimś okresie łatwiej rozumieć klimat czasu.

Na pewno bowiem jest tak, że historyk, który nie żył w jakiejś epoce, musi wykonać wielki wysiłek poznania jej nie tylko od strony historii politycznej czy instytucjonalnej, ale także klimatu tamtego okresu. To jest możliwe, gdy czyta się nie tylko dokumenty archiwalne, ale także literaturę piękną, gazety, wspomnienia, gdy słucha się muzyki, ogląda filmy itd. Niestety, edukacja historyczna w Polsce często o tym zapomina, wychowując młodych ludzi w "kulcie archiwów".

A kiedy historyk weryfikuje swoją wiedzę, np. tę pochodzącą z archiwów, ze wspomnieniami świadków, jak daleko powinien wyjść im naprzeciw?

Ludzie, którzy tworzyli historię, mają naturalną i zrozumiałą psychologicznie skłonność do oczekiwania, że ta historia będzie opisywana z ich perspektywy. Jeśli historycy nie przyjmują tego punktu widzenia, musi dojść do sporu. A w sytuacji, gdy - jak teraz - wielu tych ludzi tworzy elity polityczne, ich oczekiwania przybierają formę otwartych dezyderatów: "Piszcie, byle wasze wnioski były zgodne z naszymi poglądami".

Podobnie było w Międzywojniu. Kiedy w latach 30. Władysław Pobóg-Malinowski przedstawił fragment biografii Marszałka, spotkały go ostre reprymendy. Sam Piłsudski chciał, by ktoś napisał jego biografię, ale wyobrażał to sobie tak, że weźmie jakiegoś tam pisarza i mu ją podyktuje. Prowadził rozmowy z Arturem Śliwińskim, zachowały się notatki z tych rozmów, ale Śliwiński nie podjął się napisania biografii na takich warunkach.

W sondażach, które prowadzono w ostatnich dniach, ponad 40 proc. pytanych nie wierzy Wałęsie, że nie współpracował z SB. Zarazem 60 proc. uważa, że nawet gdyby Wałęsa miał taki epizod, nie zmienia to ich oceny jego roli w obaleniu komunizmu. Równocześnie 70 proc. sądzi, że dyskusja o przeszłości Wałęsy jest niepotrzebna. Co to mówi o podejściu Polaków do najnowszej historii?

W jednej z ostatnich dyskusji wystąpiła Henryka Krzywonos, która w sierpniu 1980 r. zaczęła strajk w gdańskiej komunikacji miejskiej, solidaryzując się ze strajkującą już Stocznią. Powiedziała, że nie chce dowiadywać się o Wałęsie przykrych rzeczy, bo woli pamiętać go jako symbol bez skazy. Taką postawę oddają również wyniki sondaży. Ich uczestnicy są kształtowani przez burzliwą debatę w mediach, a media stały się stroną w sporze.

W tych sondażach widać jednak sprzeczność: Polacy są skłonni przyjąć, że Wałęsa mógł być agentem, a równocześnie uważają, że dyskusja o jego przeszłości jest niepotrzebna.

Jest tu niekonsekwencja: skoro większość uważa, że nawet domniemana współpraca Wałęsy z SB nie zmienia jego wizerunku, to po co się denerwować? Ale skoro, z drugiej strony, większość sądzi, że - w gruncie rzeczy - ta książka nie powinna powstać, oznacza to przyznanie, że wiedza w niej zawarta może mieć jakieś znaczenie. Wniosek: historia jednak interesuje Polaków, z tym tylko, że dziś w Polsce nie do końca wiadomo, czym ma być uprawianie historii. Opinia publiczna woli mieć symbole i gdy pojawia się ktoś, kto przedstawia wizję inną, czasem obrazoburczą, przyjmuje to niechętnie. Zderzenie jest nieuniknione - i pojawiają się zarzuty wobec historyków, presja, nawet obelgi.

Nakłada się na to inny problem: w Polsce historia nadal rozumiana jest jako element edukacji patriotycznej. Wciąż tkwimy w duchu Sienkiewicza: wielu z uczestników obecnej dyskusji formułuje w gruncie rzeczy pogląd, że historyk powinien się cenzurować, bo nie wolno mu "brukać świętości", i że historia powinna odgrywać rolę służebną w budowaniu pewnej wizji społeczeństwa. Powraca stary spór między Sienkiewiczem a Żeromskim...

Wielu uczestników obecnej dyskusji przyznaje, że od dawna słyszeli o kontaktach Wałęsy z SB. Skąd więc takie emocje?

To wiedza była może powszechna w niektórych środowiskach, ale nie w społeczeństwie. Dużą rolę odgrywa tu elitaryzm: co innego, gdy coś jest tajemnicą ograniczoną do wąskiego grona, a co innego, gdy zostaje upublicznione. Odbija się tu czkawką myślenie znane z PRL: wtedy mówiono, że jako naród nie dojrzeliśmy do wolności i demokracji. Dziś niektórzy zdają się twierdzić, że społeczeństwo nie dojrzało do tej wiedzy o przeszłości, jaką przynosi książka o Wałęsie.

No i jest kontekst polityczny: historia stała się kostiumem, w którym toczą spór politycy różnych opcji.

Czy IPN powinien teraz zająć się napisaniem całościowej biografii Lecha Wałęsy, z wykorzystaniem nie tylko archiwum SB, ale także innych źródeł archiwalnych czy świadectw?

W najbliższym czasie zaproponuję Kolegium IPN, aby zwróciło się do prezesa Instytutu z propozycją sformułowania projektu będącego zachętą dla historyków, którzy chcieliby się tym zająć. Mam nadzieję, że znajdą się chętni, bo bez nich nic z tego nie wyjdzie. Instytut nie zmusi historyka - czy historyków, bo jest to temat dla zespołu - aby się tym zajęli.

Czy w ogóle można napisać biografię Wałęsy, która "zadowoliłaby" wszystkie strony? Czy, mówiąc inaczej, jest możliwy zespół, w którym znaleźliby się Piotr Gontarczyk i Andrzej Friszke?

Nie uważam, aby to było sensowne. Historia opiera się także na sporze między różnymi szkołami, różnymi interpretacjami przeszłości. Nie sądzę, by szukanie na siłę jakiegoś "kompromisu" dało efekt.

A jest w ogóle możliwe spokojne mówienie o tamtej historii?

Chyba nie. Z dyskusją wokół Wałęsy i jego roli będzie w przyszłości podobnie jak z dyskusją wokół Powstania Warszawskiego. W obu przypadkach mamy do czynienia z symbolami, które mimo upływu czasu wywołują emocje. Do dziś spieramy się o sens Powstania, choć minęło ponad 60 lat. Jestem przekonany, że za 10 czy 20 lat będziemy nadal spierać się o Wałęsę. Ten spór nie będzie mieć już zapewne takiego przełożenia politycznego jak dziś, ale nadal będzie żywy.

Prof. ANDRZEJ CHOJNOWSKI (ur. 1945) jest historykiem, kierownikiem Zakładu Historii XX Wieku Instytutu Historycznego UW, przewodniczącym kolegium IPN, członkiem rady Muzeum Historii Polski i rady naukowej Polskiego Słownika Biograficznego. W PRL był redaktorem podziemnego wydawnictwa "Krąg". Członek rady programowej rocznika "Polin. A Journal of Polish-Jewish Studies". Autor szeregu książek, m.in. "Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921-1939" i "Piłsudczycy u władzy". Jeden z czterech recenzentów książki "SB a Lech Wałęsa".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2008