Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ks. Adam Boniecki: - No i zostawia Ksiądz Biskup Kraków...
Bp Kazimierz Nycz: - Zostawiam? Nie, nie chciałbym go zostawić. Przez Kraków jako miasto i archidiecezję zostałem uformowany, w Krakowie stałem się księdzem i biskupem. Naturalnie, gotowych doświadczeń z jednej diecezji nie można stosować w innej, istnieją różnice tradycji, mentalności, ale z krakowskich doświadczeń w koszalińskiej diecezji chcę korzystać.
- O jakie doświadczenia chodzi?
- Współpracę z zakonami, uczelniami, światem kultury, prezbiterium - mam na myśli bliskość w relacjach księży i biskupa. Zatem wszystko, czego nas nauczył jako biskup Karol Wojtyła, człowiek niezwykłego kontaktu ze świeckimi, ale także współpracy z księżmi.
- Zostawia Ksiądz Biskup krakowskie obowiązki. Czy bez niepokoju, że np. zmianie ulegnie styl pracy tamtejszej kurii, że coś zostanie zaprzepaszczone?
- Nie boję się, bo - po pierwsze - wchodziłem w styl diecezji u boku kard. Macharskiego. Ten styl tkwi w charakterze Krakowa. To, czym się dotąd zajmowałem, jest - jak sądzę - proste do przekazania i kontynuacji. To może być nawet wzbogacające i twórcze, bo przyjdą nowi ludzie. Oczywiście, może bardziej niż inni biskupi pomagałem Księdzu Kardynałowi w rządzeniu, ale wszystkie sprawy są doskonale znane zarówno jemu, jak i moim współpracownikom. Nic się nie zachwieje, a gdyby się zachwiało - źle świadczyłoby o mnie.
- Dlaczego na biskupa wybiera się człowieka z drugiego końca Polski, a nie z danej diecezji?
- Nie potrafię odpowiedzieć. To decyzje Ojca Świętego, prawdopodobnie poprzedzone sugestią nuncjusza. Zresztą w diecezji także mianujemy proboszczów pochodzących z innego regionu, żeby wnosili coś świeżego, mieli inną optykę. To niesie ze sobą plusy i minusy. Przyjście spoza układu, z innym doświadczeniem może wzbogacać. Minusem jest, że trzeba wchodzić w lokalny Kościół od początku, poznając nowych ludzi, lokalne problemy.
Sam nie znam jeszcze diecezji koszalińskiej, świeckich ani księży, zatem nie chcę na razie kreślić żadnych programów - ani teraz, ani przed ingresem, ani nawet potem. Może po roku przypatrywania się temu Kościołowi, życia z nim... Jedno mogę powiedzieć, co zawsze było mi bliskie w posłudze księdza i biskupa: szeroko pojęta katecheza, nie tylko w ramach szkoły. Nowym zadaniem stała się np. katecheza studentów. Przed piętnastu laty w Polsce studiowało 13 proc. młodych, dziś - 43 proc. Trudno ich spotkać w miejscu studiowania, bo uczą się zaocznie, zatem odpowiedzialność za katechezę spoczywa na parafii.
- Chodzi Księdzu Biskupowi przede wszystkim o formację katechetów, poszukiwanie języka, który trafi do młodych ludzi?
- Kształcenie świeckich katechetów stanowi problem w każdej diecezji. To nie tylko kwestia języka. Chodzi o to, aby katecheci dobrze znali oba przyczółki mostu, który trzeba zbudować: mostu między Bogiem a człowiekiem, Kościołem a światem. Problemy świata trzeba naprawdę znać, nie poprzestawać na powtarzaniu haseł. No i trzeba znać drugi przyczółek - Ewangelię. Tylko wtedy można zbudować połączenie.
- Co winno bardziej niepokoić Kościół w Polsce: ignorancja czy laicyzacja?
- Po dwunastu latach katechezy w szkole nie można mówić o ignorancji. Widać jednak ogromną nieumiejętność w posługiwaniu się wiedzą, także religijną. Katolicy są bezradni wobec różnych zjawisk w rodzinie, w pracy. Nie potrafią wykorzystać tego, co wiedzą, w czym wyrośli. Nie chodzi o wyuczenie się odpowiedzi na 200 pytań do bierzmowania, ale zrozumienie, co ten sakrament dla mnie znaczy. Drugi wymiar problemu dotyczy rozziewu między wiarą a życiem. Bez jego usunięcia nie rozwiążemy naszych kłopotów społecznych i politycznych.
- Czy w Koszalinie przyda się Księdzu Biskupowi "Tygodnik Powszechny"?
- Na pewno nadal będę wiernym czytelnikiem.