Polityka otwartych drzwi

Jak to możliwe, że jeden z największych współczesnych badaczy Holokaustu jest w Polsce postacią znaną tylko nielicznym, a jego teksty czekają na tłumaczenie? Dopiero teraz – mocno spóźnieni, zbyt długo nieufni – zaczynamy oddawać głos tym...

07.05.2012

Czyta się kilka minut

Wojna Jom Kippur ugruntowała postrzeganie Holokaustu jako mitu założycielskiego Izraela. Na zdjęciu: izraelscy żołnierze w Egipcie, 1973 r. / Fot. David Rubinger / Corbis
Wojna Jom Kippur ugruntowała postrzeganie Holokaustu jako mitu założycielskiego Izraela. Na zdjęciu: izraelscy żołnierze w Egipcie, 1973 r. / Fot. David Rubinger / Corbis

... historykom izraelskim, którzy nie pochodzą z Polski.

Początkowo nic nie wskazywało, że Dan Michman zajmie się zawodowo tym właśnie tematem. Kiedy podjął studia na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, interesowały go raczej języki starożytne i czasy biblijne, a jeśli już wchodził w późniejsze dzieje Izraela, to raczej w świat Żydów holenderskich przełomu XIX i XX wieku. Coś jednak sprawiło, że doktorat poświęcił żydowskim imigrantom, którzy w latach 30. XX wieku napływali do Holandii z nazistowskich Niemiec.

Z Amsterdamu do Izraela

W jakimś stopniu podjęcie badań nad historią Zagłady musiało wiązać się z doświadczeniem rodzinnym. Dan Michman urodził się w Amsterdamie dwa lata po zakończeniu wojny – w rodzinie ocalałych Żydów. Jego rodzice wzięli ślub trzy miesiące po zajęciu Holandii przez Niemców. Starszego syna, urodzonego w 1941 r. Abrahama, oddali na przechowanie zaprzyjaźnionym Aryjczykom. Gdy wrócił do domu, długo nie mógł przekonać się do ludzi, którzy – o czym jako kilkulatek był święcie przekonany – po prostu go opuścili. Wrócił zresztą do rodziny wielodzietnej. Pojawiło się w niej rodzeństwo kuzynów, Bram i Cipora – siostra Józefa Michmana (Melkmana) oraz jej mąż zostali zabici. A ¬także Nicki, oddany Michmanom pod opiekę przez chorą matkę, gdy wszystkich deportowano do obozu przejściowego w Westerborku. Co prawda w 1945 r. znajdzie się w holenderskim domu dziecka, ale codziennie będzie bywać u swoich okupacyjnych opiekunów.

W 1957 r. Michmanowie podjęli decyzję o wyjeździe do Izraela, gdzie starali się rozpocząć nowe życie. Dan żył tak jak jego tutejsi rówieśnicy: gdy skończył w Jerozolimie szkołę podstawową i liceum, poszedł na trzy lata do wojska, gdzie w artylerii dosłużył się stopnia sierżanta. Dopiero potem przyszedł czas na studia. Tymczasem ¬Josef Michman przez trzy lata kierował instytutem Yad Vashem, a po 1960 r. był dyrektorem departamentu w Ministerstwie Edukacji i Kultury, inicjując działalność wielu instytucji – choćby tylko Instytutu Tłumaczeń Literatury Hebrajskiej czy organizacji promującej czytelnictwo.

Syn odziedziczy po nim nie tylko zainteresowania lingwistyczne, ale także – a może przede wszystkim – pytanie, które stanowczo domagało się odpowiedzi. Jak to możliwe, że w Holandii, kraju, w którym nigdy nie doszło do pogromu, a Żydzi otrzymali prawa obywatelskie już w 1796 r. (dla porównania: w Galicji między 1866 a 1868 r.), zginęło podczas wojny 75 procent populacji żydowskiej – 104 tys. osób? ¬Jeśli przeliczyć proporcje, okazuje się, że znacznie więcej niż w krajach ościennych, we Francji i w Belgii, o Danii nawet nie wspominając. Dan Michman – nie chowając osobistych urazów, zachowując dystans i obiektywizm naukowca – stwierdza, że spora część odpowiedzialności spoczywa na Holendrach, którzy dali się uwieść ideologii nazistowskiej. Dziś europejskie narody pomału zaczynają rozliczać się ze swoją przeszłością, przed czterdziestu laty był to jednak temat niechciany.

Język Holokaustu

W 1976 r. Dan Michman został zaproszony na Uniwersytet Bar-Ilan, by poprowadzić tam – po śmierci prof. Meira Dworzeckiego – katedrę badań nad Holokaustem. Co ważne: to właśnie Bar-Ilan był pierwszym ośrodkiem naukowym w świecie, który zajął się badaniem tej historii i edukacją studentów. Już w 1959 r., gdy nawet wśród Żydów dominowały jeszcze tendencje, by o niej jak najszybciej zapomnieć, z różnych zresztą względów, zaś wielu ocalałych dodawało, że chodzi o doświadczenie nieprzekazywalne, o – jak stwierdził Yehiel Dinur – „inną planetę”.

Jednak, jak pisze Dan Michman w bardzo osobistym eseju opublikowanym w tomie „The Holocaust. Voices of Scholars” (wydanym przez Uniwersytet Jagielloński i Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau przed trzema laty), lata 70. to bardzo szczególny czas w badaniach nad Zagładą. Wszystko się zmienia. Wojna Jom Kippur w 1973 r. sprawia, że Holokaust staje się ważny politycznie – jako argument sankcjonujący legalność powstania państwa Izrael, jego mit założycielski. W krajach zachodnioeuropejskich rewolucja 1968 r. doprowadza do tego, że młodzież zaczyna stawiać niewygodne pytania swoim rodzicom, otwierają się (oczywiście nie w bloku wschodnim) archiwa. Jest co i jest po co badać...

W dodatku w Izraelu badania podejmują ludzie wychowani jeszcze w Europie, a przynajmniej pochodzący z rodzin osadzonych w tamtym kontekście. Ma to bardzo praktyczne znaczenie: wszyscy oni mówią biegle kilkoma językami, co w tej dziedzinie bardzo się przydaje. Sam Michman posługuje się hebrajskim, niderlandzkim, angielskim, niemieckim, francuskim, jidysz i arabskim.

Może dlatego tak bardzo zajmuje Michmana lingwistyczny aspekt badań – i to na różne sposoby. Zastanawia się np., w jaki sposób ocaleni formułują swoje świadectwa. Interesuje go więc nie tylko co, ale przede wszystkim jak mówią. Na ile ich przedwojenny język przekształca się, na ile jest adekwatny, na ile ulega dekonstrukcji. Kiedy indziej proponuje przegląd zawartości światowych mediów, od Palestyny po Stany Zjednoczone, pod koniec wojny. O czym pisały, a co starały się przemilczeć? Albo wraz z seminarzystami szuka ukrytych treści w izraelskich pieśniach zaangażowanych. Co mówią o nastrojach społecznych, jakie pokłady historii się w nich kryją?

Gabinet zawsze otwarty

Kompetencja językowa i wrażliwość lingwistyczna sprawiają, że źródła, wydawać by się mogło, znane i zinterpretowane można przeczytać na nowo. Czytając dokumenty niemieckie, można np. nałożyć na nie doświadczenie żydowskie. Ofiara może przejrzeć się w tym, co pisali mordercy.

Z polskiej perspektywy szczególnie istotne wydają się tezy, które prof. Michman stawia w związku z pojęciem getta. Przypomina rzecz z pozoru powszechnie znaną: getto nie było wynalazkiem nazistów. Ci ostatni (by wymienić tylko znanego antysemitę, współpracownika ¬Reinharda Heydricha, prof. Petera-Heinza Seraphina) uważnie śledzili dyskusję, która toczyła się w środowiskach żydowskich na długo przed rozpoczęciem wojny. Zwolennicy modernizacji wzywali współbraci do „wyjścia z getta”, przekonując ich, że asymilacja nie musi oznaczać rezygnacji z tożsamości żydowskiej. Jednak dla nazistowskich ideologów Żyd, który wychodził z getta, stawał się niebezpieczny. Dlatego postanowili wepchnąć go tam z powrotem. W Europie Środkowo-Wschodniej miało to znaczenie szczególne, bowiem właśnie w tutejszych Żydach widzieli naziści rdzeń „ciemnej mocy”, którą trzeba było zamknąć jak dżina w butelce...

Gabinet prof. Michmana w Yad Vashem (z którym związał się w 1980 r.) jest zawsze otwarty. To tutejszy zwyczaj: każdy badacz związany z Międzynarodowym Instytutem Badań nad Holokaustem może wejść i porozmawiać o tym, nad czym właśnie pracuje. Na biurku, na półkach, zdjęcia żony, sześciorga dzieci i czternaściorga wnucząt. Drzwi zamykają się tylko na czas szabatu. Profesor jest człowiekiem głęboko religijnym. Zajmował się badaniem Zagłady Żydów religijnych w różnych krajach, jej wpływem na powojenną teologię – miało to dlań także znaczenie czysto praktyczne, skoro w Ministerstwie Edukacji jako historyk zajmował się wychowaniem religijnym. Być może to właśnie głęboka wiara pozwoliła mu dostrzec niebezpieczeństwo współczesnych dyskusji o Holokauście: zadał pytanie o granice między prawdziwym zainteresowaniem, zaangażowaniem a oficjalnością „obchodów pamięci” i... manipulacją. Prof. Michman ostrzega: „Holokaust nie może stać się znakiem firmowym, marką, a niestety pojęcie to bywa nadużywane bądź używane w zbyt ogólnych kontekstach. Tymczasem to sprawa najbardziej fundamentalna”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2012