Ofiara Dawida Kurzmanna

Poszedł na śmierć z dziećmi z żydowskiego sierocińca. Konserwatysta, pobożny chasyd, przedsiębiorca. Mówi się o nim: krakowski Korczak.

28.02.2015

Czyta się kilka minut

Kolonia letnia krakowskiego Domu Sierot w 1939 r. W otoczeniu dzieci siedzą: Kurzmann (z brodą), prezes stowarzyszenia prowadzącego Dom dr Rafał Landau, kierowniczka Domu Anna Feuerstein i jej mąż Juliusz. / Fot. Zbiory Grzegorza Siwora / z archiwum rodziny Kurzmannów
Kolonia letnia krakowskiego Domu Sierot w 1939 r. W otoczeniu dzieci siedzą: Kurzmann (z brodą), prezes stowarzyszenia prowadzącego Dom dr Rafał Landau, kierowniczka Domu Anna Feuerstein i jej mąż Juliusz. / Fot. Zbiory Grzegorza Siwora / z archiwum rodziny Kurzmannów

W książkach historycznych znajdziemy na jego temat ledwie kilka zdań. W tych nielicznych wzmiankach nazywany bywa właśnie tak: „krakowski Janusz Korczak”. Rzeczywiście, myśląc o jego śmierci, możemy porównywać go z warszawskim pedagogiem, bo zginął wraz z dziećmi w obozie zagłady w Bełżcu. Zdecydował, że pójdzie z nimi na śmierć.

Jednak gdy spojrzymy głębiej na jego życie, przekonamy się, że Kurzmanna wszystko różniło od Korczaka. Przecież pobożny chasyd, zamożny biznesmen i polityk konserwatywnej partii w niczym nie przypominał żyjącego na sposób świecki lekarza i myśliciela, autora książek dla młodzieży.

I jeszcze jedno. W dzisiejszym świecie Korczak stał się powszechnie znanym przykładem poświęcenia dorosłego dla dzieci, symbolem wierności zasadom. Kręci się o nim filmy, wydaje książki, a w wielu krajach studiuje i wprowadza w życie opracowane przez niego zasady wychowania. Natomiast Kurzmann jest postacią zupełnie nieznaną – nawet w Krakowie, gdzie żył przez kilkadziesiąt lat, prawie nikt o nim nic nie wie.

Sierociniec

Opowieść o Kurzmannie wypada zacząć od morderstwa, którego Niemcy dokonali na opiekunach i wychowankach najstarszego żydowskiego sierocińca w Krakowie.

W dniu likwidacji placówka mieściła się przy ul. Józefińskiej 41 – była to jej czwarta siedziba od początku wojny, a trzecia na terenie getta. W ciasnym parterowym budynku stłoczono kilka instytucji opiekuńczych; przebywało tam 300 chłopców i dziewczynek w różnym wieku.

Rankiem 28 października 1942 r. sierociniec został otoczony kordonem. Najmłodszych, którzy nie potrafili jeszcze sprawnie chodzić, Niemcy wrzucili do koszy ustawionych na konnych platformach, wywieźli za miasto i zamordowali w nieznanym miejscu. Grupa najstarszych chłopców – nie wiadomo jak liczna – zdołała uciec; przynajmniej na jakiś czas ocalili życie. Pozostałych wyprowadzono na plac Zgody, a następnie ulicami Lwowską i Wielicką na stację kolejową w Płaszowie, gdzie czekały bydlęce wagony.

Trwała właśnie deportacja do Bełżca.

Świadkowie mówią, że przez ogarnięte przemocą getto dzieci szły w ładzie, czwórkami, w absolutnej ciszy. Kilku dorosłych odmówiło opuszczenia wychowanków i zdecydowało się pójść z nimi. Wśród nich – Kurzmann.
Wiemy, że szedł na czele pochodu, trzymając pod pachą szaty liturgiczne. Świadkowie zapamiętali jego uduchowioną twarz, jakby wierzył w swe przeznaczenie. Towarzyszyła mu córka Hela Frida i zięć Dawid Schmelkes. Obok szła dyrektorka Domu Sierot Anna Feuerstein z mężem Juliuszem Feuersteinem, długoletnim wychowawcą w placówce.

Wiemy, że był piękny słoneczny dzień.

Dobroczynność

Związki Kurzmanna z najstarszym żydowskim sierocińcem w Krakowie były długie. W sprawozdaniu finansowym placówki za 1910 r. znajdujemy go na liście darczyńców. Gdy zaś po I wojnie światowej kobiece stowarzyszenie prowadzące Dom Sierot otworzyło się dla mężczyzn, Kurzmann objął funkcję zastępcy skarbnika, a później wice- prezesa zarządu. Do kierownictwa weszli lekarze, architekci, adwokaci, ale zwłaszcza przedsiębiorcy, bez których przetrwanie Domu Sierot byłoby niemożliwe.

W 1918 r. nowy zarząd zaczął bowiem pracę w biednej i zadłużonej instytucji. Troską nowych władz stało się więc zapewnienie finansowego bezpieczeństwa Domu, który z czasem – pod kierownictwem Róży Rockowej, a później Anny Feuerstein – wyrósł na jedną z najlepszych placówek tego typu w Polsce.

Dokonania 20 lat pracy zarządu były imponujące. W 1939 r. majątek zakładu składał się z czterech kamienic i 150 tys. zł rozmaicie ulokowanej gotówki. Posiadane zapasy starczyłyby na 2–3 lata samodzielnego funkcjonowania sierocińca, a nie oszczędzano przecież na nowoczesnym wyposażeniu i organizacji zajęć dla młodzieży. Majątek Domu Sierot był więc duży i wciąż rósł, zarządzanie nim wymagało doświadczenia i wiedzy. Odpowiadający za to właśnie Kurzmann musiał się cieszyć opinią uczciwego fachowca, skoro ludzie tak chętnie ofiarowywali datki, często wysokie – ufając, że nie zostaną zmarnowane.

Podczas okupacji Kurzmann prawdopodobnie wycofał się z interesów i poświęcił ratowaniu Domu Sierot. Świadkowie zapamiętali, że przez cały dzień przebywał w zakładzie, co zapewne oznaczało organizacyjną harówkę. Należało bowiem dbać o zaopatrzenie w węgiel, żywność, leki i odzież, a to w realiach getta było karkołomne. W budynku uruchomiono też szkołę, organizowano wypełniające resztę dnia zajęcia. A przeprowadzka do getta i kolejne przymusowe zmiany adresów wiązały się z koniecznością urządzania wszystkiego na nowo.

Tymczasem gromadzone przez lata zasoby finansowe sierocińca zostały zaraz na początku wojny ukradzione przez Niemców. Wszystkiemu musiał więc sprostać Kurzmann – być może było to największe wyzwanie gospodarcze jego życia.

Wiemy, że w tym czasie dbał szczególnie o przestrzeganie przepisów religijnych. Praktykowanie judaizmu, zachowanie koszeru, modlitwa, obchodzenie szabatu stały się podczas niemieckich prześladowań sposobem zachowania godności i człowieczeństwa. Piątkowe wieczory i inne święta obchodzono w sierocińcu do końca.

Rodzina

Tymczasem Kurzmann, obarczony tyloma obowiązkami, nie był już młody – dawno przekroczył siedemdziesiątkę.
Urodził się w 1865 r. w Rzeszowie. W niektórych dokumentach występuje też jego drugie imię: Alter. Wiemy, że w Krakowie żył co najmniej od 1887 r. – tu przyszła wtedy na świat jego córka. Mieszkał przy ul. Mostowej 10, na Kazimierzu, w pobliżu dzisiejszej kładki Bernatka. Jego żona miała na imię Dancze, ale używała też form Dina i Anna.

Na fotografiach Dina jest zawsze elegancko ubrana, nosi biżuterię i, jak się wydaje, perukę. Zmarła na serce w getcie 3 lipca 1942 r. Z prowadzonej przez Gminę Żydowską księgi zgonów można się dowiedzieć, że śmierć nastąpiła na placu Zgody 16, z czego wynika, że właśnie tam przeprowadzili się Kurzmannowie z Mostowej, gdy krakowscy Żydzi musieli się przenieść do getta w Podgórzu, na drugim brzegu Wisły.

Tak więc w chwili deportacji do Bełżca Kurzmann od czterech miesięcy był wdowcem – i nie wiedział nic o losach swoich dwóch synów.

Kurzmannowie mieli bowiem trójkę dzieci. Najstarsza była Hela Hinda Frida. Jej mąż, Dawid Nathan Schmelkes, pracował jako prokurent w firmie zarządzanej przez teścia. Podczas wojny wszedł w skład zarządu Domu Sierot; powierzono mu kierowanie finansami instytucji. Małżeństwo Schmelkesów było rówieśnikami; gdy poszli razem z Kurzmannem w pochodzie sierocińca na stację w Płaszowie, każde z nich miało 55 lat.

Starszy syn, Baruch Naftali Herz (rocznik 1891), w chwili wybuchu wojny wraz z rodziną ruszył na Wschód; przez jakiś czas przebywał w Samborze. Co działo się z nim podczas okupacji sowieckiej, nie wiemy. Nie wiemy również, czy zginął w Bełżcu w sierpniu 1942 r., podczas likwidacji samborskiego getta, czy został zabity wcześniej.

Jako jedyny z rodziny przeżył wojnę Izrael, drugi syn. Rocznik 1896, zmarł w 1977 r. w Tel Awiwie. W 1939 r. także on uciekł z rodziną z Krakowa na Wschód. Sowieci wywieźli ich na Ural, a potem do Samarkandy. Do Krakowa wrócili w 1946 r. W 1950 r. wyjechali do Izraela. Ich synem jest urodzony w 1935 r. Marcel-Mosze.

Religia

Trudno powiedzieć, czy Dawid Kurzmann odebrał świeckie wykształcenie. Wiemy, że miał wykształcenie religijne: był uczniem cadyka Izraela Friedmana z Czortkowa na Podolu i zdobył głęboką wiedzę religijną.

Jako chasyd znany był w przedwojennym Krakowie ze swej pobożności, a także z życzliwego stosunku do ludzi. Na fotografiach widzimy go zawsze z długą brodą, ubranego w tradycyjny czarny strój.

Modlił się w bóżnicy Reb Aron Chasidim na ul. Józefa na Kazimierzu, dla której ufundował wykonany z metalu aron ha kodesz – szafę przeznaczoną do przechowywania rodałów Tory. Zapewne musiał to być cenny i piękny przedmiot, skoro w chwili wygnania Żydów do getta Kurzmann zadał sobie trud zabrania go ze sobą. Świętą szafę przeniesiono do bóżnicy Zuckera na ul. Węgierską. Co się z nią stało później, nie wiadomo.

Ślady działalności Kurzmanna wiążącej się z instytucjami religijnymi odnajdujemy także poza granicami Krakowa. Wiemy, że wspierał on powstanie Jesziwy Mędrców w Lublinie – słynnej Chachmej Lublin, wyższej uczelni łączącej dziedzictwo chasydzkie z ortodoksją. Wiemy, że jej twórca, rabin Meir Szapira, radził się Kurzmanna w sprawach finansowych, co było niewątpliwie dowodem szacunku i zaufania.

Handel

Firma, której Kurzmann był właścicielem, powstała w 1908 r. pod nazwą „D. Kurzmann, Dom Komisowo-Handlowy dla Towarów Żelaznych i Metalowych”. Formalnie należała do Dancze Kurzmann, a Dawid pełnił rolę prokurenta, więc poniekąd był zatrudniony przez żonę. Inicjał w nazwie miałby tę sytuację maskować. W 1922 r. mąż odkupił firmę od żony, a w 1933 r. przekształcił w rodzinny biznes, którego udziałowcami wraz z ojcem zostali córka i obaj synowie.

Interesy szły świetnie. W 1938 r. zysk był wysoki: wyniósł 50 tys. zł, co dawało każdemu z udziałowców 1050 zł miesięcznie. Tak duże pieniądze pozwalały na dostatnie życie. Kurzmannowie należeli więc do zamożnego krakowskiego mieszczaństwa.

Przez wiele lat Kurzmann był też dyrektorem Górniczo-Hutniczego Towarzystwa Handlowego S.A. Firma powstała w 1923 r., ale interesy szły źle. Kurzmann został jej dyrektorem w 1927 r. i można się domyślać, że miał uratować przedsiębiorstwo. Kłopoty przezwyciężono. Obroty rosły, w 1937 r. sięgnęły 6 mln zł; firma otworzyła oddziały we Lwowie. Był to biznes na wielką skalę: Towarzystwo sprzedawało wyroby dwóch największych koncernów hutniczych w Polsce: Syndykatu Polskich Hut Żelaznych (kartelu 13 spośród 15 polskich hut) i Wspólnoty Interesów Górniczo- Hutniczych, wielkiej firmy przemysłu ciężkiego.

Kurzmann zarabiał doskonale. Jego roczna pensja wynosiła ponad 12 tys. zł. Tuż przed wojną firma winna była Kurzmanowi 56 tys. zł; za tę kwotę można było przez rok utrzymywać Zakład Sierot. W 1938 i 1939 r. w spółce nastąpiły zmiany i Kurzmann został przez radę nadzorczą odwołany. Kierownictwo przejął nowy dyrektor, którego już za okupacji zastąpił ktoś z nadania Treuhandstelle – Urzędu Powierniczego, niemieckiej instytucji utworzonej dla systematycznego rabunku mienia obywateli Polski.

Historia firm prowadzonych przez Kurzmanna przypomina losy sierocińca: powstawały, przeżywały wzloty i upadki, a kres nastąpił za sprawą Niemców. Poznanie ich historii pozwala zrozumieć, jaką rolę Kurzmann odegrał w historii Zakładu Sierot Żydowskich im. Róży Rockowej.

Należy w nim więc widzieć nie tylko pobożnego starszego pana, ale zwłaszcza utalentowanego kupca i dobrego managera, który przez trzy lata wojny próbował uchronić kilkaset sierot przed śmiercią. A gdy stało się to niemożliwe, poszedł z nimi w ostatnią drogę.

Polityka

Kurzmann należał do najważniejszych działaczy partii Agudas Israel w Krakowie. Tutejszy jej oddział w 1929 r. liczył 1250 członków. Na czele koła stał przez długie lata senator Izaak Bauminger, a później Meir Rapaport. Kurzmann był zastępcą obu polityków co najmniej od 1927 r. Miał wpływ na funkcjonowanie ważnej organizacji politycznej, która żydowskość pojmowała na sposób religijny, a za cel stawiała sobie zachowanie tradycji.

W 1937 r. Kurzmann wszedł też do tymczasowego zarządu nowo powstałej gminy wyznaniowej żydowskiej. Organ tworzyło 17 czołowych przedstawicieli społeczności żydowskiej. Kurzmann został wiceprzewodniczącym komisji religijnej, ale w praktyce był za nią w pełni odpowiedzialny. Zwyczajowo na czele wszystkich komisji stał bowiem prezes Rafał Landau, a pracami kierowali zastępcy. Przyznać trzeba, że Kurzmann znalazł się w zarządzie w trudnym okresie. Za jego kadencji zajmowano się przecież budową nowego cmentarza i domu pogrzebowego w Podgórzu; latami przeciągał się też wakat na stanowisku rabina Krakowa.

Największym wyzwaniem, z którymi Kurzmann musiał się zmierzyć, stało się ograniczenie i zakaz szechity, uboju rytualnego. Wprowadzone w 1937 r. decyzją parlamentu ograniczenia i zakazy łamały wolności religijne i powodowały chaos na rynku mięsa. Rosły ceny, pojawił się czarny rynek. Krakowski rabinat publikował ostrzeżenia o trefnym mięsie i listy sklepów, które stosują się do zasad koszerności. Zamęt starano się opanować drogą systemowych rozwiązań – i można tu chyba dostrzec rękę Kurzmanna, znanego z umiejętnego zarządzania. Jednym z posunięć było powołanie stowarzyszenia Waad Hakaszrut, które miało czuwać nad przestrzeganiem koszerności w całym mieście. W jego skład wchodzili przedstawiciele ponad stu krakowskich bóżnic, a przewodził mu rabin Samuel Kornitzer.

Kurzmann określał swą narodowość jako żydowską, ale nie był syjonistą. Pomimo tego prawdopodobnie dwukrotnie odwiedził Palestynę i rozważał zakup parceli w Erec Israel. Chyba jednak to, co zobaczył na miejscu, nie spodobało mu się – brytyjskie rządy, bieda, ciężki klimat i konflikt z Arabami nie zachęcały do osiedlenia. Emigracja z Polski, jak się przynajmniej zdawało, wróżyła więcej problemów niż pozostanie w Krakowie.
Kupił niewielki plac w Tyberiadzie. Transakcja miała się odbyć korespondencyjnie, poprzez pośredników, i być może była lokatą kapitału. A może czymś w rodzaju spełnienia obowiązku względem społeczności?
Zakupioną przez ojca działkę odziedziczył po wyjeździe z Polski jedyny ocalały z rodziny syn Izrael. Większość kwoty z jej sprzedaży pochłonął potem niepłacony od dawna podatek gruntowy.

Ofiara

Życia Dawida Kurzmanna nie sposób ująć w schematyczne szablony, którymi zwykliśmy często opisywać przeszłość.

Oto pobożny chasyd i konserwatysta, który współpracował na co dzień z dyrektorującymi Domowi Sierot kobietami. Specjalista od zarządzania i finansów, który brał udział w zakładaniu szkół dla dziewcząt i religijnych uczelni. Wreszcie polityk i biznesmen, który był gotów do bezinteresownego poświęcenia dla ogółu.
Jego decyzja o pozostaniu z dziećmi również różni się od innych znanych nam przypadków takiej ofiary. Korczak czy towarzysząca mu Stefania Wilczyńska byli pedagogami, wychowawcami, których specyfika zawodu w jakiś jednak sposób obligowała do heroizmu w godzinie próby. Ich wybór wynikał z nauczycielskiego, czy też szerzej: inteligenckiego etosu.

W podobny sposób opisać można śmierć kilku innych warszawskich pedagogów i pracowników instytucji opiekuńczych. Znamy też przypadek wychowawczyni Rozy Ajchner i lekarki Toli Minc z sanatorium w Miedzeszynie pod Warszawą, które towarzyszyły dzieciom w marszu do Falenicy i transporcie do Treblinki. Podopiecznych nie opuściły też opiekunki z lubelskiej ochronki: Anna Taubenfeld, Hanna Kupperberg i pani Rechman; zostały rozstrzelane wraz z wychowankami. We Włodawie rabin Mendele Morgenstern zdecydował, że pójdzie razem z dziećmi, i zginął w obozie zagłady w Sobiborze. Bez wątpienia nie jest to lista kompletna – już teraz należy dopisać do niej Annę i Leopolda Feuersteinów.

Natomiast Dawid Kurzmann i jego zięć Dawid Schmelkes byli kupcami, a nie nauczycielami ani też wychowawcami młodzieży. O tej specyfice i odrębności warto dziś pamiętać. ©

Autor jest nauczycielem zajmującym się teorią i praktyką edukacji o Zagładzie Żydów. Wydał książkę „Enoszijut. Opowieść o Dawidzie Kurzmannie” (Vis-à-vis Etiuda, 2014).

MARCEL KURZMANN W KRAKOWIE
W tegorocznym Marszu Pamięci w Krakowie – odbywa się on zawsze w połowie marca; jego uczestnicy czczą pamięć Żydów z krakowskiego getta w rocznicę jego tzw. likwidacji przez Niemców i przypominają o ponad 700-letniej obecności Żydów w Krakowie – weźmie udział Marcel Kurzmann, wnuk Dawida. Marsz odbędzie się w niedzielę 15 marca. Wcześniej, 12 marca, w Aptece pod Orłem (pl. Bohaterów Getta 18) o godz. 18.00 odbędzie się spotkanie z Marcelem Kurzmannem; poprowadzi je Grzegorz Siwor.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2015