Obcy, zapomniani...

Wiosną 2000 r. spędziłam blisko dwa tygodnie w Klukach (o miejscowości i zamieszkujących ją niegdyś Słowińcach pisał Jacek Podsiadło w reportażu „Domy, place i ogrody”, „TP” nr 7/2003). Jeżeli można sobie wyobrazić kraniec świata, to być może właśnie tak on wygląda. Granice miejscowości wyznaczają Jezioro Łebsko, torfowiska i bagna. Autobus PKS dojeżdża do końca ulicy i wraca, bo dalej już tylko woda i grzęzawiska. Położenie Kluk jest wyjątkowo malownicze, jezioro niemal styka się z horyzontem, a z drewnianej wieży położonej tuż nad nim widać Łebę oraz gigantyczne wydmy, które z daleka można wziąć za zarys budynków miasta. Torfowiska i bagna tworzą drugie tło miejscowości. Po wiosennych roztopach trudno było przejść suchą stopą przez torfowe łąki, ale te niewygody wynagradzał widok już przybyłych żurawi.

Do Kluk pojechałam jako adeptka etnologii. Zadaniem grupy było zbadanie, w jaki sposób, przy założeniu, że tak jest, Słowińcy istnieją w pamięci i świadomości mieszkańców Kluk, Gardna, Smołdzina i innych okolicznych miejscowości. Pytaliśmy o to, kim byli, za kogo ich uważano, czym się charakteryzowali, co jedli, pili, jak się bawili i pracowali, jakimi byli ludźmi, sąsiadami, znajomymi. Różne były odpowiedzi, często ich brakowało. Najczęściej nazywano ich Niemcami, niekiedy Kaszubami, a Słowińcami owych ,,Innych” chyba najrzadziej. Poza wyznaniem, językiem, który nie był ani polskim, ani niemieckim, nie wyróżniali się niczym szczególnym. Serdeczni, uczciwi, solidni i pracowici - to najczęściej wymieniane cechy charakteru. Nie każdy chciał o nich rozmawiać. Znaczna część mieszkańców przybyła tam po wojnie zza wschodniej granicy, kiedy większości Słowińców już nie było, a oni sami, wyrwani z rodzimych miejsc, nie drążyli tego tematu. Chyba nie ma się czemu dziwić - przecież nie byli ,,u siebie”. Dla pozostałych, Słowińcy byli już obcymi, których można wspominać jako swoiste urozmaicenie. Prawdopodobnie trochę z żalu, a trochę i z zazdrości, że mimo wygnania i tak lepiej im się powodzi.

Wieś Kluki w 80 proc. stanowi skansen, gdzie przez pół roku zatrudniona jest połowa mieszkańców wsi. Reszta jest na zasiłku, aby za sześć miesięcy zamienić się rolami. Sklep jest jeden, z najpotrzebniejszymi artykułami. „Czarne wesele”, uroczyste zakończenie kopania torfu, to jedyny moment w roku, kiedy możnazobaczyć w miejscowości nowe twarze. Kluki tworzą opustoszałe i zniszczone obszary popegeerowskie z blokami, w których mieszkają ludzie pozbawieni pracy: bezradni, coraz bardziej zmęczeni i zgorzkniali. Oni w przeciwieństwie do Słowińców nie mają alternatywy - możliwości wyjazdu, a poprzedni ustrój wykorzenił w nich samodzielność i odpowiedzialność.

Przez te kilka dni pochłonięta byłam tamtym życiem i tajemniczymi Słowińcami: kim byli, jacy byli, co takiego się stało, że ich kultura poddała się, odeszła z własnej ziemi, nie pozostawiając śladów, za którymi nie kryłaby się jakaś tajemnica? Co stanie się z ludźmi, którzy są tam dzisiaj - czy teraz oni są tam obcy i czy pozostanie po nich jakikolwiek ślad?

AGNIESZKA KACZMAREK (Poznań)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2003