Nauka pływania

JAROSŁAW BOROWIEC: - Wiosną Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu dyskutowała propozycje zmian w zasadach nauczania religii w szkołach. Mówiło się o obowiązku uczęszczania na religię/etykę i zniesieniu możliwości nieuczęszczania na żaden z tych przedmiotów, o włączeniu oceny z religii do średniej i wprowadzeniu matury z religii. Jakie racje przemawiają za takimi zmianami?

05.09.2006

Czyta się kilka minut

BP KAZIMIERZ NYCZ: - We wszystkich krajach, w których religia jest w szkole, przyjmuje się alternatywę religia-etyka jako obowiązującą. W Polsce, z nieuzasadnionej obawy o nieposzanowanie wolności ucznia i rodziców, wybrano w 1990 r. rozwiązanie z trzema możliwymi wariantami: religia-etyka-nic. Było to rozwiązanie zdecydowanie niewychowawcze i podważające rolę wymiaru etycznego w wychowaniu. Spór o fundament aksjologiczny wychowania jest uzasadniony, ale nie w sensie pytania, czy taki fundament jest w ogóle potrzebny. Jeśli dla kogoś nie do przyjęcia jest system wartości chrześcijańskich, powinien mieć możliwość uczenia się tzw. etyki świeckiej. W tym znaczeniu obligatoryjny wybór religia-etyka jest sensowny. Termin zmian w tej sprawie nie jest jednak ustalony. To wymaga dłuższej dyskusji, pewnie i przygotowania kadr dla nauczania etyki.

Włączenie oceny z religii do średniej to problem wyolbrzymiony. Ocena z religii na świadectwie należy się uczniom ze sprawiedliwości. Skoro się uczą, są pilni, dlaczego nie mieliby mieć możliwości uwzględnienia tego na świadectwie? Praktycznie chodzi tu o tzw. świadectwo z paskiem. Przeszkodę do pokonania przez MEN stanowi to, że religia jest przedmiotem nadobowiązkowym, ale szczególnego rodzaju, gdyż przedmiot ten wybiera w szkołach podstawowych ponad 90 proc. uczniów. Tu decyzje będą wcześniej.

Matura z religii to kwestia trzech lat, gdyż trzeba ją dobrze przygotować, a uczniowie rozpoczynający ponadgimnazjalny etap nauki muszą wiedzieć, co im będzie wolno za trzy lata (choć ostatnie zmiany w obrębie przepisów dotyczących matur zachwiały moją pewnością w stałość przepisów...). Sądzę, że młodzi ludzie, którzy przez 12 lat mają przedmiot dwugodzinny, mają prawo wybrać go na egzaminie dojrzałości, zwłaszcza gdy jest dla nich przedmiotem kierunkowym na studia - kilkadziesiąt tysięcy ludzi studiuje przecież na wydziałach teologicznych i kościelnych.

- Mówi się, że ceną przeniesienia religii do szkół było zerwanie więzi młodzieży z parafią. Czy pojawiają się jakieś propozycje odtworzenia katechezy parafialnej (nie licząc przygotowania do sakramentów)?

- Nie tylko się pojawiają, ale są ujęte w programie katechezy parafialnej. Bez katechezy w parafiach w ogóle nie będzie katechezy Kościoła. Sądzę, że gdzieś tu leży przyczyna wielu nieporozumień. Jeśli ks. Blachnicki rzeczywiście mówił "nie chodźcie do szkoły, bo tam będzie wiedza, a nam potrzebna jest inicjacja", to przestrzegał przed zaniechaniem inicjacji liturgicznej, wspólnotowo-eklezjalnej i modlitewnej. Ale nic więcej. On wiedział lepiej niż inni, że do głębokiej wiary nie wystarczy sama inicjacja, bez wiedzy religijnej. Jeśli więc ktoś ma obawę, że religia w szkole może dać co najwyżej wiedzę i niewiele więcej, to mówię przekornie: Bogu dzięki, jeśli katecheza w szkole daje dużo wiedzy. Resztę powinna dawać katecheza w parafii, w grupach i w rodzinie.

Jest trochę tak, że w 1990 r. wskoczyliśmy do pięknej wody religii w szkole. Często się tą wodą zachłystujemy, a czasem nawet topimy, gdyż zapomnieliśmy, że aby pływać, trzeba jeszcze oddychać. A oddechem dla katechezy szkolnej jest katecheza inicjacyjna, możliwa w parafii.

- Czyli zgadza się Ksiądz Biskup z opinią, że w szkole uczymy wiedzy religijnej, zamiast katechizować?

- Jest w tym trochę prawdy. Ale próbujemy też robić coś więcej i wielu katechetom się to udaje. To oczywiste, że lekcji religii w szkole nie można określić w pełni katechezą. Natomiast w powiązaniu z działaniami w parafii i w grupach wtajemniczenia, religia w szkole spełnia wymagania stawiane katechezie Kościoła. Nie można też zapominać, że dla części uczniów spotkanie z katechetą jest dalekim przedpolem pierwszej ewangelizacji, gdyż z rodziny wynieśli bardzo niewiele albo zgoła nic.

- Na katechetycznych forach internetowych (m.in. ) katecheci apelują o obostrzenie dostępu do katechizacji dla uczniów drwiących z wiary i z Boga. Co Ksiądz Biskup myśli o idei "ekskomuniki katechetycznej" albo o propozycji, by uczeń, który kończy klasę z jedynką z religii, musiał ją poprawiać, a nie jak gdyby nigdy nic kontynuował religię w klasie następnej?

- Osobiście bardzo się boję takich administracyjnych pomysłów. Po pierwsze nijak się mają do tego, co mówił Jezus: o owcy zagubionej, której trzeba szukać, o synu marnotrawnym, ale i o tym, że będą was prześladować ze względu na mnie. Czasem łatwiej usłyszeć "nie rzucajcie pereł przed wieprze". W pełni rozumiem, że katechetom jest ciężko (zresztą innym nauczycielom też), sam chodziłem na lekcje szkolne po kilkadziesiąt godzin w semestrze przez prawie piętnaście lat. Widziałem, jak wiele dobrego potrafi młodzież, ale widziałem też, jak kilku uczniów potrafi uprzykrzyć życie nauczyciela lub wręcz uniemożliwić prowadzenie lekcji. Tylko czy to powód, by ekskomunikować lub oczyszczać teren, tworząc getta i osobne szkoły dla tych trudnych? Św. Augustyn też był trudny, nawet bardzo trudny, zanim się nawrócił, a był dużo starszy niż uczniowie gimnazjum. Potrzebował łaski uprzedzającej, która przyszła nie bez udziału św. Moniki. W dzisiejszym świecie niełatwo być Moniką dla swoich uczniów. Także dlatego, że owoce w postaci nawrócenia przychodzą bardzo późno i zbierają je inni, a czasem po ludzku nie przychodzą nigdy.

- Jakie są, zdaniem Księdza Biskupa, największe wady i zalety nauczania religii w szkole?

- Obiektywnym uwarunkowaniem jest fakt wejścia z orędziem Ewangelii na areopag współczesnego świata. Na tym areopagu, podobnie jak na ateńskim, często można usłyszeć: "posłuchamy cię innym razem". Świat współczesny jest coraz bardziej zamknięty na sacrum. Uczniowie są dziećmi tego świata. Bóg, Kościół jest dla wielu niepotrzebny. Można było w 1990 r. powiedzieć: pozostajemy zamknięci w wieczerniku parafii, w łódce parafialnego Kościoła. Nie obchodzą nas ci, którzy się topią w morzu współczesności. Kto chce, niech przyjdzie na katechezę do parafii. Ale przecież Jezus powiedział: "idźcie...". Wieczernik jest potrzebny dla szkolenia i umacniania apostołów i świadków, ale musi być otwarty. Powinni do niego przychodzić i powinni z niego wychodzić apostołowie. Iść do współczesnego człowieka i szukać - w szkole też.

Zagadnieniem na osobną rozmowę jest kondycja wychowania młodego pokolenia w rodzinie, szkole, społeczeństwie. Niepowodzenia szkolne są ściśle zależne od innych środowisk wychowawczych. Chyba wszyscy, Kościół też, musimy sobie postawić pytanie, czy potrafimy i chcemy jeszcze od młodych wymagać, chociażby tak, jak wymagał sługa Boży Jan Paweł II. Tyle że On najpierw wymagał od siebie.

BP KAZIMIERZ NYCZ jest doktorem teologii, przewodniczącym Komisji Wychowania Katolickiego i członkiem Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski, ordynariuszem Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2006