Mowa lunatyka

Przez sto minut transmitowanego na żywo przemówienia Baszar al-Asad zaprzeczał, jakoby jego armia celowo zabijała protestujących, choć zginęły i dalej giną tysiące – już ponad pięć tysięcy, wedle szacunków ONZ.

17.01.2012

Czyta się kilka minut

Baszar al-Asad wyśmiewał też Ligę Arabską, choć sam wpuścił jej obserwatorów do kraju. Tłumaczył, że Syria padła ofiarą zagranicznego spisku. Dzień później wystąpił na wiecu poparcia dla siebie, choć do tej pory odbywały się one bez jego obecności. Tłum oszalał na jego widok, zaś Al-Asad oznajmił, że jest ibn szaraa, synem syryjskiej ulicy. „Najważniejsze to mieć zaufanie, a ja ufam wam i ufam w przyszłość”. „Będę was chronił przed obcymi konspiratorami. Pokonamy ich!”. I tak dalej...

W tych lunatycznych zapewnieniach nie było jednak cienia człowieczeństwa. Oprócz kilku tysięcy zabitych, dziesiątki tysięcy Syryjczyków jest w więzieniach; wielu jest „zaginionych” – to znaczy potajemnie aresztowanych, torturowanych: bitych, podłączanych do prądu, okaleczanych. Torturowane są nawet dzieci. Całe dzielnice i miasteczka są odcinane od elektryczności, wody i kontaktu ze światem. Wszechobecni snajperzy strzelają do ludzi na ulicach...

Tak sytuację w Syrii opisywał Algierczyk Anwar Malek, który zrezygnował ze swego dalszego udziału w misji obserwacyjnej Ligi Państw Arabskich, nazywając ją farsą. „Reżim przez cały czas próbował nas oszukać, odwieść nas od tego, co naprawdę się działo. Nie wycofał czołgów z ulic [choć było to warunkiem porozumienia z Ligą – red.], tylko ukrył je na czas naszej obecności” – mówił Malek. Misja Ligi pozwoliła prezydentowi Syrii zyskać na czasie. Nie powstrzymała trwającej masakry, co więcej – od czasu jej przybycia do kraju reżim zdaje się zabijać Syryjczyków w jeszcze szybszym tempie.

Gdy prezydent Asad zabawiał tłumy w stolicy, w Homs – głównym bastionie rewolucji – zginął francuski dziennikarz. Gilles Jacquier z telewizji France-2 zwiedzał miasto razem z kilkunastoma zagranicznymi dziennikarzami, na „wycieczce” zorganizowanej dla nich przez reżim. Filmowali właśnie sympatyków prezydenta wznoszących okrzyki na jego cześć, gdy w ich kierunku poleciały granaty. W Homs nie ma już litości dla zwolenników Asada.

***

Przemówienie Baszara al-Asada wpisuje się w pewien trend w regionie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej – ulegali mu dotąd kolejni dyktatorzy, usiłujący wyprzeć rzeczywistość. Jak Muammar Kaddafi, który do ostatniej chwili zdawał się być przekonanym, że lud go kocha; jak dyktatorzy Tunezji, Egiptu i Jemenu. Tamtejszym społeczeństwom wmawiano przez dekady, że przywódca jest tylko jeden i dany na zawsze. A jeśli przyjdzie mu umrzeć, pomimo niemal boskich cech, które posiada, wówczas musi zastąpić go syn, naturalny spadkobierca jego doskonałości. „Nasz lider na zawsze” – głosiły napisy na ulicach jeszcze za czasów ojca Baszara, Hafiza al-Asada.

Siła perswazji była tak ogromna, że ulegali jej nawet zachodni analitycy. „Baszar odziedziczył bardzo silną prezydenturę” – tak na antenie telewizji Al-Dżazira ostatnią mowę prezydenta tłumaczył Patrick Seale, znawca Syrii i autor biografii Asada-ojca. „To nie tak, że cały kraj jest przeciwko niemu. On wciąż ma duże poparcie: rządowych oficjeli, nowej klasy średniej, mniejszości. (...) Myślę, że on gra na czas, że jeśli przetrwa jeszcze kilka miesięcy, to może się okazać, że przetrwa znacznie dłużej”.

Tymczasem obserwatorzy sytuacji w regionie nigdy nie mieli wątpliwości, że w Syrii nie pójdzie tak gładko i szybko, jak w Egipcie czy Tunezji, i że Syryjczycy zapłacą większą daninę krwi. Jednak dziś – po jedenastu już miesiącach nieustającej masakry – nikt chyba nie ma już wątpliwości, że Baszar żadną miarą nie może pozostać na czele narodu, mordowanego przez jego aparat bezpieczeństwa. Patrick Seale jeszcze nie ma tego przekonania, choć jego książka o Asadzie-ojcu („Asad of Syria. The Struggle for the Middle East”) uważana jest za jedno z najbardziej wnikliwych spojrzeń na reżim.

Więcej wiary w syryjską rewolucję wykazuje już nawet Izrael, który szykuje się na „przyjęcie alawickich uchodźców” na okupowanych przez siebie od 1967 r. syryjskich Wzgórzach Golan, „po upadku reżimu” – jak zapowiedział szef sztabu izraelskiej armii. Pojęcie „alawickich uchodźców” oznacza ludzi z „obozu władzy”, który w znacznym stopniu opiera się na alawickiej mniejszości. Choć taki scenariusz może się wydawać surrealistyczny, Baszar al-Asad i jego wychowana w Wielkiej Brytanii małżonka mogliby się zająć uprawą ojczystej, bo syryjskiej ziemi pod izraelskim słońcem, zamiast próbować ułożyć sobie życie na nowo w rozmodlonym Teheranie czy mroźnej Moskwie...

O upadku reżimu Asadów przekonany jest także izraelski minister obrony, Ehud Barak, który tak mówił na forum parlamentarnej komisji spraw zagranicznych i obrony kilka dni wcześniej: „Trudno podać dokładną datę, ale (...) każdy dzień przybliża ich do własnego końca”. Trudno się z nim nie zgodzić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2012