Miasto kobiet

Późnojesienne ulewy zdzierają portrety kandydatów na prezydenta z murów, słupów i śmietników. Wraz z deszczem spływają z plakatów wyborcze hasła. Zresztą nikt chyba na nie już nie patrzy. Nikt też nie wierzy w radykalne zmiany. Jeśli są, najłatwiej je zauważyć w życiu kobiet.

11.12.2005

Czyta się kilka minut

Zimne noce zwiastują nową porę roku, ale ciepłe dni i tryskające fontanny zachęcają do spacerów. Letnie, cienkie szale i krótkie, kolorowe płaszczyki Teheranek wpisują się w jesienną scenerię. Kolory żółty, niebieski czy czerwony nikogo już nie drażnią. Niektóre kobiety zasłaniają się czadorami, inne wolą obcisłe płaszcze. Część młodszych pokazuje łydki i stopy. To już nie szokuje.

- Nikt nam nie mówi, jak mamy się nosić, bo już na to nie pozwalamy. Strój zależy od kobiety: rodziny, z jakiej pochodzi, wychowania bardziej lub mniej tradycyjnego - twierdzi Fariba, paląc papierosa i prowadząc starego forda. - Moja kuzynka spoza Teheranu była zdziwiona zobaczywszy, jak noszą się mieszkanki stolicy. Nie akceptuje tego. Ale to nasza sprawa. Władza nie powinna dyktować mody, a zająć się prawdziwymi problemami.

W domu Fariba wyjmuje z szafy ulubiony rupusz - płaszcz, w jakim Iranki chodzą po ulicy. Ciemnozielony, ciepły, zrobiony na drutach przez jej matkę. Wzbudza zainteresowanie sąsiadek, bo takie płaszcze nosi się na północy Teheranu, gdzie mieszkają najbogatsi. Długo zastanawia się, który szal na głowę do niego pasuje.

Zakupy to dla kobiety najlepsza rozrywka. Chodzenie po sklepach i pasażach handlowych pochłania Irankom masę czasu. Fariba zagląda do sklepów, porównuje ceny. Najczęściej kupuje u pana Sasana. Zna go od lat: można się targować, zapłacić w ratach. Jej matka powtarza, że ceny ciągle rosną, wszystko jest takie drogie, powinni jeść ryż i chleb.

Na północy Teheranu jest spokojniej. Tu mieszkają najbogatsi. Wśród gór, domów z basenami, pachnących wypiekanym chlebem uliczek, w powolnym rytmie upływają dni. Jakby mniej ideologicznych haseł na ulicach; nawet tu jednak obecne są na biletach autobusowych, na opakowaniach słodyczy i chipsów: “Mniej dzieci - lepsze życie".

Czego nie widać pod rupuszem

- Promuje się model małej rodziny: rosnące ceny, niskie pensje, bezrobocie... Najbiedniejszym dzieciom rząd wprawdzie kupuje odzież czy wyprawki do szkoły. Ale nie zapewni im lepszego życia - tłumaczy Sima. Na ulicy nieopodal wieżowca, w którym pracuje prawie od dwóch lat, chłopcy z wagą zachęcają, by zważyć się za kilka riali.

Sima wynajmuje mieszkanie z siostrą. Pochodzą z Esfahanu. - Nawet nie myślę o małżeństwie, ludzie coraz później zakładają rodziny - mówi Sima. - Chcę skończyć studia, znaleźć dobrą pracę.

Po urodzeniu dzieci kobiety często zostają w domach. Mężowie chcą sami utrzymywać rodzinę. Koleżanka Simy, Mitra, twierdzi, że dwójka dzieci to w sam raz, ale oboje rodzice muszą wtedy pracować.

Kiedy Mitra wraca do domu, jej dwóch synków czeka w przedpokoju. Codziennie ją zaskakują. Wczoraj Arja złapał motyla do pudełka, młodszy o dwa lata Madżid chciał go wypuścić, i skończyło się na bijatyce. Opiekuje się nimi babcia. W białej chustce na głowie robi na drutach sweter, co jakiś czas pokrzykując: - Na Allacha, uspokójcie się w końcu! Zacznijcie ćwiczyć na fortepianie, jutro przychodzi nauczyciel!

Matka zdejmuje przepisowy płaszcz i szeroki szal zasłaniający włosy. Wprawdzie teraz nosi się krótkie i obcisłe płaszczyki, ale Mitra woli się nie wyróżniać. Po ślubie nie powinna zachowywać się jak młode, chcące się podobać dziewczyny.

Ich niewielki dom nie wyróżnia się. Chłopcy wychodzą do ogródka grać w piłkę, puszczać latawiec. Razem z tatą robili go kilka godzin. Tata ma dla nich czas tylko w wolny dzień, piątek. Kładzie się wtedy na materacu, a chłopcy chodzą mu po plecach, robiąc masaż.

Z centrum do domu Mitry - na obrzeżach Teheranu - jest prawie 50 km. Powietrze jest czystsze, wodę można pić z kranu. Matka Mitry stawia rano czajnik z herbatą na palniku. Parzy długo na tlącym się ogniu. W zimie zapala piecyk w dużym pokoju, na nim stawia czajnik. Na domowników zawsze czeka ciepła herbata. Cukier w kostkach, najlepszy, bo długo rozpuszcza się w ustach, stoi w szafie, by chłopcy nie zjedli.

- Matka wyręcza mnie w domowych obowiązkach - mówi Mitra. - Nigdy nie pracowała, życie poświęciła trójce dzieci i krzątaninie w domu. Jest przywiązana do religii i tradycji. Jednak gdy zdecydowałam, że pójdę na studia, była bardzo szczęśliwa.

Mitra z mężem Araszem jadą razem do pracy. Wstają wcześnie, żeby zdążyć na autobus do Teheranu. Mitra dwa razy w tygodniu chodzi na lekcje obsługi komputera, gdzie jej kuzyn, Ehsan, z uśmiechem tłumaczy najprostsze rzeczy. Arasz jest dumny z żony.

Ehsan jeszcze się nie ożenił. Ciotki szukają odpowiedniej kandydatki. Żyje w świecie wirtualnym. Od niego Mitra dowiedziała się, że Szirin Ebadi została laureatką Nagrody Nobla. - Ebadi stara się ulepszyć konstytucję. Np. zastanawia się, czy dziewięcioletnia dziewczynka to dziecko czy kobieta - opowiada Mitra. - Dzięki jej staraniom dziewczynek do jedenastego roku życia nie można wydać za mąż. Być może uda się jej przesunąć tę granicę do szesnastu lat. Nie mogła wydać książki pod swoim nazwiskiem, bo nie dopuszczono by jej do szkół. Chciała, by dziewczyny w Iranie poznały swoje prawa. Na przykład, co ma zrobić kobieta, gdy mąż nie wypłaca mehrije po rozwodzie albo zabrania jej studiować, wyjeżdżać za granicę.

Mitra postanowiła się odchudzać. Zbędnych kilogramów pod rupuszem nie widać. Ale w domu, w dżinsach albo ulubionej sukience, patrzy w lustro z dezaprobatą. - To po dwóch ciążach - tłumaczy sobie i matce. - Może zacznę chodzić na gimnastykę. Albo na basen: są oddzielne dla kobiet i mężczyzn.

W metrze tak samo: w części dla kobiet Mitra czuje się bardziej komfortowo.

Gdy synowie poszli do przedszkola, przez znajomych w Teheranie znalazła pracę: prowadzi lekcje rosyjskiego. Języki są coraz modniejsze, rosyjski przydaje się nie tylko młodym, myślącym o międzynarodowej karierze, ale także starszym biznesmenom.

- Kobietom znacznie trudniej znaleźć pracę - opowiada przyjaciółka Mitry. - Jak już mnie zatrudniono, zarabiam dwa razy mniej niż mężczyzna na tym samym stanowisku.

Mitra i Arasz potrzebują nawet takich pieniędzy. Ostatnio, gdy Arja grając w piłkę zgubił but, spędziła kilka godzin na poszukiwaniach. Kupno nowej pary nie byłoby proste.

Serce na wolności

Ten szczęśliwy, kto jest miłośnikiem dobrych książek i ma przyjaciół, którzy lubią dobre książki - mówi irańskie porzekadło.

Poezję Hafeza zna każdy Irańczyk. Wróżenie z niej jest tradycją i sposobem spędzania czasu. W każdym domu jest tomik wierszy Hafeza. Nie tylko do zabawy we wróżby. Jego mądrość ciągle zachwyca. Elham wiele razy czytała słowa: “Dlaczego pozostawiasz swoje serce na wolności i pozwalasz mu pójść w każdą stronę, w którą zechce? Czy należy wąchać każdy kwiat z ogrodu świata?"

Hafez rzadko daje odpowiedź na pytania, ale zmusza do zadumy. Wiele razy Elham z koleżankami analizowały jego słowa.

Brat Elham, Ebi, nie czyta poezji często. Ostatnio wypożycza filmy. Także zdjęte z ekranów: - Duchowni przeciwstawili się pokazywaniu tego filmu, można go jednak wypożyczyć na wideo. Skazaniec ucieka z więzienia w przebraniu duchownego. Na wolności zaczyna życie w nowym wcieleniu.

Kino stało się ulubioną rozrywką teherańczyków. Zaś w telewizji pokazują ciągle wojnę w Iraku: rannych w szpitalach, torturowanych więźniów, gwałcone kobiety i dziewczynki. Jak w Afganistanie. - To piekło. Wszyscy mówią, że kolej na nas: będą gwałcić nasze kobiety, będzie wojna, zabiorą nam naftę, będziemy ich sługami. Ale na to nie pozwoli żaden Irańczyk. Bush nie wie, co robi. Potęguje tylko nienawiść - mówi Ebi.

- Czekamy, aż zbombardują święte miejsca szyitów, żeby sprowokować Irańczyków do walki - dodaje Elham. - Trudno o tym nie myśleć. Zastanawiam się, co będzie... Jest taki przepiękny cmentarz w Teheranie. Pochowano tam szahidów, którzy ofiarowali życie w czasie wojny z Irakiem. Chciałabym być tam pochowana...

Ebi, jak zawsze w czwartki i piątki, ogląda z ojcem telewizję lub gra w szachy. Tata, architekt, dużo pracuje. Także w domu. Rozkłada na stole ogromne kartony papieru, szkicuje. Bez koneksji Ebi ciągle nie może znaleźć dobrze płatnej pracy. Rosnące bezrobocie daje się wszystkim we znaki. Ale młodzież zobojętniała, nie interesuje jej, co się dzieje. - Jeśli ktoś mówi, że brak współczesnych wybitnych pisarzy, to dlatego, że na uniwersytecie nie ma zajęć na ten temat - przyznaje Ebi. - O większości z nich nie mówi się w Iranie, nie wydaje się ich książek.

Kobi śpiewa

Gdy w autobusie tłoczno nie do wytrzymania, kobiety siadają po stronie mężczyzn. Ci odsuwają się, by zrobić im miejsce.

Zakochane pary trzymając się za ręce, spacerują po teherańskich ulicach. Dziś miłość to już nie grzech. - Chustka lub szal jest raczej ozdobą niż zasłoną - wyznaje Fereszte. - Ja sobie nie wyobrażam, żeby się tak odważnie ubierać.

W niektórych kawiarniach trzeba przestrzegać chedżabu, informują o tym napisy. Przyzwyczajono się do nich tak bardzo, że nie zwracają uwagi. Wieczorem przychodzi wielu ludzi: piją kawę, piwo bezalkoholowe, palą papierosy, rozmawiają przez komórki. Głośny śmiech, wymieszane towarzystwo nikogo już nie drażni.

Fereszte jest studentką państwowego uniwersytetu. Musi przestrzegać zasad dotyczących stroju i makijażu: - Dziewczyny za mocno się malują, chyba odreagowując niedawne zakazy. Studentki mogły być wyrzucone z wykładu za strój i wygląd, nie wolno było regulować brwi - opowiada. Ponad 60 proc. studentów w Iranie to kobiety.

Ten dzień Fereszte pamięta bardzo dobrze. Czekano na przybycie Szirin Ebadi, jednak noblistka, zaproszona przez władze uniwersytetu, nie mogła wejść na jego teren. Zaatakowało ją około 50 dziewczyn zasłoniętych czadorami, oburzonych m.in. tym, że noblistka nie przyjęła nagrody w chedżabie. Kto nimi kierował, dlaczego Ebadi nie wpuszczono na uczelnię - do dziś nie wiadomo. Tak samo było na innych uniwersytetach. - Byłyśmy bardzo rozczarowane - żali się Fereszte.

Później wyznaje: - Jestem muzułmanką, modlę się codziennie. Gdy jestem zajęta, pamiętam, by przed zmierzchem pomodlić się trzy razy. Odnajduję spokój w modlitwie lub gdy słyszę dźwięk płynący z meczetu. Tylko egzaminy z religii są nużące. A to ważna część egzaminów na wyższą uczelnię.

Wieczorem w akademiku zajęcia: wspólne czytanie Koranu, dyskusje, nauka kaligrafii. Potem jedna ze studentek, Kobi, wyjmuje gitarę.

Powstaje coraz więcej szkół muzycznych. Kobiety uczą się gry pod okiem fachowców. Tylko śpiewu wciąż się im zabrania. W Iranie, według prawa, mogą śpiewać jedynie mężczyźni. Kobi śpiewa na przyjęciach. Słuchają jej z podziwem.

JULIA PERSKA to pseudonim autorki mieszkającej w Teheranie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2005