Łuny nad Palestyną

To miasto ma dwie nazwy, dwie dzielnice i dwie społeczności, oddzielone murem ze strachu i drutu kolczastego. Arabskie Al-Halil i izraelski Hebron patrzą na wojnę w Strefie Gazy. I prowadzą własną.

28.07.2014

Czyta się kilka minut

Na ulicy w Hebronie, lipiec 2014 r. / Fot. Maciej Moskwa / TESTIGO
Na ulicy w Hebronie, lipiec 2014 r. / Fot. Maciej Moskwa / TESTIGO

Stojąc na dachu domu w Al-Halil, patrzymy w stronę placu Bab az-Zawija. Najpierw w oczy kłuje ostry błysk światła, później słyszymy potężny huk granatu i agresywny gwizd setek ludzi. Dookoła, z każdej części miasta, strzelają pod niebo fajerwerki. Al-Halil świętuje.

I pomyśleć, że ten dzień rozpoczął się żałobą. Telewizja Al-Jazeera podała informację o setce zabitych palestyńskich cywilów podczas kolejnego ataku wojsk izraelskich na Gazę. Na starym suku (targu) ludzie przystawali przed telewizorem, wystawionym w jednym ze sklepów, żeby obejrzeć transmisję na żywo. Z informacji wynikało, że Cahal (skrótowa hebrajska nazwa armii Izraela) zabronił karetkom i medykom udzielić pomocy rannym. Lament starszych kobiet i łzy reportera. Na suku ktoś prosi Allaha o sprawiedliwość. Tym bardziej że zeszłej nocy miała miejsce tragedia: arabskie Al-Halil zostało zaatakowane przez izraelski Hebron.

Miasto z dwóch miast

To miasto ma dwie nazwy, dwie dzielnice i dwie społeczności, oddzielone od siebie murem zbudowanym ze strachu, wzajemnych pretensji i drutu kolczastego.

W 1997 r. Al-Halil/Hebron zostało podzielone na część arabską (określenie kodowe: H1) i żydowską (H2). Sąsiedztwo jest bliskie. Często nawet w zwarciu. W sensie dosłownym.

Co sobotę żydowscy osadnicy z Hebronu wychodzą na wycieczkę po arabskiej dzielnicy. W otoczeniu izraelskich żołnierzy przechadzają się po starym mieście i opowiadają sobie historie o tym, kto z ich przodków mieszkał w którym domu. W tym czasie Al-Halil siedzi spokojnie, nie wtrąca się, ale zupełnie nie rozumie tej, z jego punktu widzenia, prowokacyjnej i aroganckiej pokazówki. Tym bardziej że często kończy się na wyzwiskach i agresji ze strony osadników. Wojsko przymyka oczy na podobne incydenty. Al-Halil jest pewne, że Cahal tak naprawdę nie ma tu nic do powiedzenia.

Zwykły izraelski obywatel nie ma wstępu na teren Al-Halil/Hebronu, o czym informuje wielka czerwona tablica, ustawiona przy wjeździe do miasta. Mimo wszystko osada żydowska istnieje, bo przedstawiciele ortodoksyjnego odłamu judaizmu uważają, że mają do niej prawo (patriarcha Abraham wykupił tu ziemię). Poza tym wprowadzenie ich na te tereny wpisywało się w politykę, prowadzoną przez rząd izraelski w latach 70. XX wieku, której celem było oddzielenie Palestyńczyków, mieszkających na Zachodnim Brzegu, od Jordanii, pasem izraelskich osiedli.

Kiedy osadnicy chodzą po mieście i opowiadają o żydowskiej historii w tym miejscu, trudno odmówić im prawa do mieszkania w Hebronie. Od czasów Abrahama do współczesności były dwa okresy żydowskiej nieobecności w tym drugim, po Jerozolimie, świętym dla nich mieście. Pierwsza przypada na czasy średniowiecza. Druga rozpoczęła się w 1947 r. na mocy rezolucji ONZ, która podzieliła Palestynę na część arabską i żydowską. Żydzi powrócili tutaj w roku 1968, po wygranej „wojnie sześciodniowej”. Mieli zostać tylko na kilka dni, aby świętować Paschę. Zostali do dzisiaj. W świetle prawa międzynarodowego – nielegalnie.

Chłopcy kontra chłopcy

W Hebronie osadników może być nawet ośmiuset. Od Palestyńczyków oddziela ich mur i kordon żołnierzy – mówi się nawet o ośmiuset służących tutaj wojskowych. Zazwyczaj bardzo młodych, jeszcze w trakcie obowiązkowej służby, którą każdy Izraelczyk pochodzenia żydowskiego zaczyna w wieku 18 lat i odbywa przez następne trzy lata (dwa w przypadku kobiet).

Żołnierze nie mają chyba zbyt dużo doświadczenia, a na ich twarzach często można zobaczyć niepewność, którą starają się przypudrować brawurą i docinkami. Kiedy pytam jednego z nich, czy przez pilnowany przez niego punkt kontrolny wyjdę na plac Bab az-Zawija, odpowiada zdziwiony: – Tak, ale to nie jest bezpieczne. Tam są Arabowie.

Dla niego to stwierdzenie oczywiste. Chłopcy w mundurach eskortują mnie jeszcze przez parę metrów, gotowi rzucić się na pomoc, w razie gdyby niczego nieświadoma, naiwna wręcz niewiasta została zaatakowana.

I trudno się żołnierzowi dziwić. Bo faktycznie, zawsze kiedy wychodzi poza bezpieczną strefę H2, czekają na niego tłumy shabab – innych młodych chłopców, Palestyńczyków, którzy wolność dla swojego kraju starają się wywalczyć kamieniami. Shabab mogą obwiniać za sytuację w Al-Halil osadników, ale kamienie są wycelowane w żołnierzy, stojących na punkcie kontrolnym przy Bab az-Zawija.

Za nim znajduje się zablokowana przez Izraelczyków ulica Shuhada, dzisiaj pusta i wyludniona. O tym, że kiedyś tętniła życiem, świadczą zamknięte sklepy z szyldami wypisanymi po arabsku. Shabab żądają oddania ulicy pod kontrolę palestyńską. W stronę punktu kontrolnego lecą więc kamienie i butelki z benzyną, a żołnierze odpowiadają granatami hukowymi i ostrzałem z karabinów (w użyciu jest zarówno gumowa, jak i ostra amunicja).

Starcia w Hebronie/Al-Halil są na porządku dziennym niczym zajęcia szkolne. Tak samo jak przeszukania palestyńskich domów przez izraelskie wojsko, aresztowania nastolatków i dzieci, oraz traktowanie ich gazem łzawiącym w drodze do szkoły.

Al-Halil śmieje się ponuro, że jeśli ktoś ma 20 lat i jeszcze ani razu nie był aresztowany przez Izraelczyków, to pewnie jest kolaborantem.

Kto pierwszy traci nerwy

Al-Halil się przyzwyczaiło. W każdym domu kogoś brakuje, każdy odbiera telefony od bliskich, przebywających w izraelskim więzieniu.

Kiedy w wiadomościach pojawiła się informacja o porwaniu w okolicy trzech izraelskich nastolatków, Al-Halil wiedziało, że rozpęta się piekło. Bo tu wierzą, że Izrael tylko potrzebował pretekstu. W trakcie trwających 18 dni poszukiwań na całym Zachodnim Brzegu Jordanu Cahal wywrócił do góry nogami setki domów i aresztował, według źródeł palestyńskich, około 500 osób. Liczba może przerazić zachodni umysł. Aż tylu terrorystów w jednym miejscu?

„Terrorystów? Jakich terrorystów?” – pyta zdziwione Al-Halil. Zachodni umysł, równie zaskoczony, że musi takie rzeczy wyjaśniać, mówi, że przecież wiele krajów uznaje Hamas za organizację terrorystyczną. Wtedy Al-Halil dziwi się jeszcze bardziej. Dla palestyńskich mieszkańców miasta Hamas jest głównie partią polityczną, która – jak sami mówią – „buduje szkoły, szpitale i jako jedyna interesuje się losem ludzi”.

W tym kontekście stwierdzenie, że duża część Zachodniego Brzegu wspiera działania Hamasu, wcale nie musi być dalekie od prawdy. Szczególnie w chwilach, w których media podają informacje o izraelskim ostrzale plaży w Strefie Gazy, którego ofiarami stały się kopiące tam akurat piłkę dzieci.

W trakcie Ramadanu palestyńskie demonstracje odbywają się tylko w nocy. Ale od dnia, w którym Cahal rozpoczął lądową inwazję na Strefę Gazy, tutaj trwała zupełna cisza. Miasto tykało cichutko, czekając na eksplozję.

Ku zaskoczeniu, to nie Al-Halil straciło nerwy jako pierwsze. Stracił je Hebron.

Według świadków, którzy obserwowali zdarzenia w nocy z 19 na 20 lipca, trzydziestu osadników żydowskich zaatakowało Arabów mieszkających na ulicy Shuhada. Osiem osób, ciężko rannych, zostało przewiezionych do szpitala. Cahal zadbał o blokadę ulicy, również dla przedstawicieli prasy. – Czekaj, czekaj! Cyknij mnie jeszcze raz! Drugi profil mam o wiele lepszy – śmiali się ironicznie żołnierze do polskiego fotoreportera.

Do 23 lipca podczas zamieszek w Hebronie postrzelono 111 Palestyńczyków.

Al-Halil opłakuje i świętuje

Następnego dnia Palestyńczycy opłakiwali kolejną setkę cywilów, zabitych w Gazie przez izraelskie wojsko. Niespodziewanie wieczorna demonstracja przeciwko atakom na Gazę przerodziła się w święto, które trwało do czwartej nad ranem.

I tak oto stoimy na dachu domu w starej części Al-Halil, w nocy z 20 na 21 lipca. Niebo rozświetlają granaty hukowo-błyskowe. Po dwudziestu wybuchach można już przestać liczyć, bo i tak straci się rachubę. Słychać krzyk skandującego tłumu, od czasu do czasu uszy przewierca zbiorowy gwizd. Do tego dochodzi regularnie powtarzający się dźwięk karetki. I strzały z karabinów.

Dookoła, nawet w najdalszych dzielnicach, radośnie strzelają fajerwerki. Al-Halil, podobnie jak inne miasta Zachodniego Brzegu, świętuje porwanie przez Hamas izraelskiego żołnierza, niejakiego Orona Shaula.

Faktycznie, następnego ranka Bab az-Zawija wygląda trochę jak po hucznej imprezie: zdemolowane stragany z rozłupanymi arbuzami, rozbite butelki po schweppesie, w których mieszano „koktajle”, nazwane nazwiskiem dawnego sowieckiego ministra spraw zagranicznych. Gdyby nie te puste już granaty, walające się po ulicy obitej przez deszcz kamieni; gdyby nie ponad 20 rannych i – prawdopodobnie – jeden zabity Palestyńczyk...

Tego ranka Cahal zdementował wiadomość, że Hamasowi udało się wziąć do niewoli jakiegokolwiek żołnierza izraelskiego. Jednak Al-Halil wierzy swoim – media izraelskie i palestyńskie rzadko podają zgodne informacje. Tego dnia wszystkie sklepy po stronie arabskiej są zamknięte na znak protestu przeciwko izraelskiej interwencji w Strefie Gazy. Niektórzy łamią Ramadan i idą na Bab az-Zawija, a huk granatów usłyszeć będzie można w Hebronie /Al-Halil jeszcze nie raz w ciągu dnia.

Jakieś dzieciaki podchodzą bliżej izraelskiego punktu kontrolnego, toczą oponę. Żołnierze ruszają w ich stronę. Uciekamy. Wszyscy, nawzajem, od zawsze uważają się tu za nieobliczalnych i groźnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2014