Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zakochałem się w was, całkowicie i bezkrytycznie. Od kiedy sięgnąłem po pierwszy w moim życiu numer „TP”, zostałem zauroczony. Pochłaniam wszystko, każdą literę, i zachłannie rzucam się na kolejne. Muszę jednak wyznać, że jest to miłość późna, i to tylko z mojej winy. Chociaż „Tygodnik” przewija się w każdej książce, która traktuje o Polsce okresu PRL, pojawia się też w biografiach osób walczących o niezależną Polskę, to jednak ten przydomek – „katolicki” – mnie odstraszał. Dlaczego? Otóż niestety jest we mnie mało wiary, a dużo sceptycyzmu, szczególnie do sformalizowanej religijności. Ponadto kontakt z przedstawicielami Kościoła, jak również z prasą katolicką wzmagał we mnie opór przeciw kategoryzowaniu: wierzy – jest dobry; nie wierzy – nie nasz i piekło dla niego.
Dopiero lektura rozmów z ks. Bonieckim i jego wrażliwość w widzeniu świata oraz ludzi przekonała mnie, że może jednak „TP” nie jest typowym, wojującym pismem katolickim. I stało się – przeczytałem was. Było to jak otwarte okno w zatłoczonym pociągu do Warszawy. Wciągnęło mnie całkowicie. Ta świeżość spojrzenia, brak napuszenia wszechwiedzących redaktorów i próba bycia obiektywnym – to jest zachwycające. Niezwykłe jest, że w otaczającym nas świecie, gdzie każde pismo, stacja telewizyjna czy radiowa każą nam być za czymś albo przeciw czemuś, gdzie nie ma miejsca na docenienie przeciwnika, a każdy myślący inaczej jest wrogiem niepodległości, demokracji, wiary lub czegoś równie wielkiego, wy potraficie (albo przynajmniej próbujecie) wyważyć racje.
Mam nadzieję, że to moje zakochanie, nawet jeśli kiedyś minie, zaowocuje trwałą więzią. Dziękuję wam za to, że tak przyjemnie łaskoczecie moje neurony w mózgu i poszerzacie wiedzę o świecie, kulturze i Polsce, która nie jest tak dwubarwna, jak by chcieli politycy.