Etyka na wagę

Zapał budowania w założeniu wymiernego i sprawiedliwego systemu oceniania w szkołach prowadzi do karykaturalnych rezultatów. Najbardziej groteskowy, o groźnych skutkach wychowawczych, jest „punktowy system ocen z zachowania”. Zeloci wymierności wprowadzili go w wielu szkołach, o czym łatwo się przekonać, zaglądając do regulaminów dumnie prezentowanych na stronach internetowych.

29.06.2003

Czyta się kilka minut

System składa się z trzech części: spisu zasług, za które przyznawane są punkty dodatnie; listy przewinień karanych punktami ujemnymi; oraz tabeli pozwalającej powiązać liczbę uzyskanych punktów z tradycyjnymi stopniami, (wzorowe, dobre itd.), uzupełnionej o warunki konieczne do spełnienia dla uzyskania każdej z ocen.

Pomysł opracowania przejrzystego systemu oceny ucznia jest tyleż kuszący, co trudny do zrealizowania. Budzi też wątpliwości natury wychowawczej. Pokusa bierze się z chęci obiektywizacji systemu, wprowadzenia porównywalności ocen i automatyzmu, uwalniającego od konieczności rozpatrywania każdego dziecka i sytuacji z osobna. Kodeks - zhierarchizowany zbiór nakazów i zakazów etycznych (stąd różnice w punktacji poszczególnych zasług i przewinień), aspirujący do zupełności, zaspokaja pragnienie wolności od decyzji i ponoszenia za nią odpowiedzialności. Kodeks ma przeobrazić świat w kryształowy pejzaż, gdzie dowolna wartość daje się zlokalizować i zidentyfikować bez wątpliwości. Jak pisze w regulaminie jedna ze szkół: „Jedynym kryterium oceny ucznia jest liczba zdobytych punktów...”.

Podobne przesłanki umacniają ideę egzaminów testowych, w których na ołtarzu obiektywności i porównywalności uczniowskich wyników składa się potrzebę oceny takich walorów ucznia jak szerokość horyzontów, wyobraźnia, kultura wypowiedzi czy, może najważniejszego czynnika, motywacji.

Superocena wartości ucznia

W większości szkół na liście zasług, których osiągnięcie jest konieczne dla uzyskania oceny wyższej niż dobra, najwyżej oceniane są osiągnięcia akademickie i sportowe (sukcesy w olimpiadach przedmiotowych, konkursach, zawodach). System zakłada więc, że uczniowie mniej utalentowani czy fizycznie słabsi nie zasługują na wysoką ocenę z zachowania. Nota nie ocenia postawy ucznia (tradycyjnie zwanej oceną jego zachowania), a staje się superoceną jego wartości, na którą składają się wymieszane, w sposób niemożliwy do rozdzielenia, tak oceny jego postaw etycznych, jak sukcesów i aktywności akademicko-organizacyjno-sportowej.

Jak jednak hierarchizować zasługi i przewinienia? Z kodeksu jednej ze szkół (dość podobnego do kodeksów w innych) wynika, że dotarcie do finału olimpiady przedmiotowej (nagradzane 40 punktami) jest cztery razy bardziej wartościowe niż udział w działaniach charytatywnych (10 punktami), a „współudział w organizowaniu imprez szkolnych” (10 punktami) dwa razy mniej zasługujący na uznanie niż „pełnienie bez zarzutu funkcji w szkole, klasie” (20punktami). A ile jest warte pełnienie tych funkcji, ale nie bez zarzutu? Przy jakiego rodzaju zarzutach punkty się nie należą?

Podobne wątpliwości budzi punktacja przewinień. Zycie z pewnością przyniesie sytuacje nie objęte kodeksem, a zasługujące na potępienie i co wtedy? Można też zapytać, dlaczego „brak stroju galowego mimo uwag” karany jest 30 punktami karnymi, a „niszczenie sprzętu, umeblowania, rzeczy należących do innych osób” zaledwie 5-20 punktami? Nie ma sensu mnożyć przykładów i paradoksów. Próba kodyfikacji oceny ludzkich działań musi opierać się na założeniu, że potrafimy rozstrzygnąć, jak pisał Leszek Kołakowski w eseju „Etyka bez kodeksu”, „czy większą winą jest zdradzać żonę, czy lżyć biskupa. (...) Legalizm jest wygodny i praktyczny, pozwala bowiem zapomnieć o sprawiedliwości, a z czasem ze sprawiedliwością zostaje utożsamiany”. Tyle że kodyfikacja etyki, konieczna w życiu społecznym, chyba nie jest potrzebna w szkolnym wychowaniu.

Potrzeba serca versus punkty

W dzisiejszym świecie, opartym na rywalizacji, bezosobowości stosunków między ludźmi i organizacjami oraz konieczności porównywania i oceniania, poddawanie się sztywnym systemom nagród i sankcji jest doświadczeniem każdego z nas. Dzieci też od tego nie uciekną w dorosłym życiu. Ale dzieciństwo to wyjątkowy okres w życiu, gdy wszystkie drzwi są wciąż otwarte, wszystkie drogi dostępne, ale przede wszystkim ludzie wokół nas są wtedy (a przynajmniej powinni być) pomocni, przyjaźni, współczujący, współpracujący.

W życiu dorosłym, poza najbliższą rodziną i przyjaciółmi, człowieka otaczają ludzie, którzy jedynie go oceniają, a potem nagradzają lub karzą. Ale już nie pomagają, współczują, rozumieją, rozwijają i... nie wychowują. Na tym etapie wloką się za nami często nieodwracalne konsekwencje naszych czynów. Tylko w dzieciństwie człowiek ma szanse działać wśrodowisku, w którym jego uczynki będą obserwowane, pobudzane i... oceniane sprawiedliwie. Jak trzeba to i surowo, ale nie na podstawie sztywnego, automatycznego systemu, lecz przez kogoś, kto rozumie: rodziców, wychowawców, nauczycieli. Wrażliwość dopiero kształtującego się człowieka wymaga, by był on przekonany, że przy jego ocenie brane są pod uwagę wszystkie, także pozakodeksowe, czynniki i okoliczności, np. szczera skrucha, prawdziwy żal za zły postępek, intencje czynu itd. Ze otwarta jest możliwość przebaczenia. Ze można się poprawić i przeszłe winy będą wybaczone oraz zapomniane. Z powodu kodeksowego stwierdzenia, że „jedynym kryterium oceny jest liczba zdobytych punktów”, wychowawca przestaje w oczach dziecka być kimś bliskim, troszczącym się i wychowującym, a staje się sędzią.

Systemy oceniania punktowego kryją w sobie założenie, że potrzebne są nie tylko punkty karne za przewinienia, ale i punkty dodatnie za dobre uczynki. Odbiera się dzieciom szansę na zrobienie czegoś dobrego tylko dlatego, że jest to dobre. Już nigdy dziecko nie będzie miało pewności, czy bierze udział w działaniach charytatywnych z potrzeby serca, czy może z chęci zdobycia punktów. Czy dobiegło do mety, doszło do finału, bo kierowała nim ambicja lub ciekawość, czy dlatego, że pamiętało o liczbie punktów, które za to dostanie.

Nagradzanie punktami postaw i zachowań, które chcielibyśmy wpoić dzieciom, jest błędem wychowawczym. Tak samo jak
wywoływanie niezdrowej rywalizacji między dziećmi, które z pewnością będą porównywać uzyskiwane liczby punktów, także i w nieszlachetny sposób („Ja jestem wzorowy, bo mam 200 punktów, a ty zaledwie bardzo dobry, bo masz 199”).

Ile jest warta pomoc koledze, uprzejmość, udział w akcji charytatywnej motywowane (choćby tylko w części) chęcią zdobycia punktów? Jak trwałe są pozytywne postawy wypracowane w ten sposób? Jak będzie postępować wychowany w takim systemie człowiek, gdy nie będzie miał nad sobą nikogo oceniającego, bo zostanie np. najwyższym szefem? A co z cynikiem, który z premedytacją pod koniec roku szkolnego robi coś złego, bo z bilansu nagromadzonych przez niego punktów wynika, że i tak wyjdzie na swoje, czyli otrzyma wzorową ocenę?

Ucieczka od odpowiedzialności

Autorzy systemów zdają sobie sprawę z ograniczeń wynikających z kodeksowego charakteru punktacji. W części poświęconej nagrodom zwykle przewidują przyznawanie uznaniowo sporej liczby punktów przez dyrektora, radę pedagogiczną, wychowawcę i uczniów. To dobrze i może nie byłoby się czego obawiać, bo te uznaniowe punkty, podobnie jak klauzule wykluczające wysoki stopień za szczególnie poważne przewinienia, pozwolą na koniec semestru naprawić niedostatki i paradoksy kodeksu.

W końcu to właśnie ci ludzie wiedzą najlepiej, na jaką ocenę z zachowania uczeń zasługuje. Tyle że w stosowanych kodeksach ani na liście zasług, ani na liście przewinień nie ma niczego, co przy tradycyjnym ocenianiu i tak nie byłoby brane pod uwagę. Po co więc jeść tę żabę?

Pozostaje problem wrażenia, jakie na wychowankach robi uciekanie się przez wychowawców do pomocy kodeksu, animozje między uczniami, rozbudzanie chorych motywacji czy wreszcie dziecięcy lęk i stres wynikający z obawy, że ich wychowawca umywa ręce i ucieka się do pomocy punktowej tabelki.

Wszystkim powinno zależeć, by dzieci w szkołach nie tylko dużo się nauczyły, ale i by wyrosły na szlachetnych ludzi. Stosowanie punktowych systemów ocen z zachowania jest wygodnictwem i ucieczką od odpowiedzialności. Oznacza przesłanie od wychowawców do uczniów sygnału: „Nie jesteśmy w stanie was wychowywać, będziemy was nagradzać i karać”. Nie ma potrzeby takiego motywowania dzieci. W szkołach nie powinno też być bezradnych nauczycieli, którym potrzebny jest aż taki instrument.

STANISŁAW BAJTLIK (ur. 1955) jest astrofizykiem zajmującym się kosmologią, pracownikiem Centrum Astronomicznego im. M. Kopernika PAN w Warszawie, wspót-organizatorem Warszawskiego Festiwalu Nauki, seminariów dla nauczycieli szkót średnich „Astronomia w szkotach średnich”, wspótautorem podręcznika „Przyroda 4” dla szkót podstawowych (Prószyński i S-ka, 2000).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Astrofizyk, w Centrum Astronomicznym im. Mikołaja Kopernika PAN pełni funkcję kierownika ośrodka informacji naukowej. Członek Rady Programowej Warszawskiego Festiwalu Nauki. Jego działalność popularyzatorska była nagradzana przez Ministerstwo Nauki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2003