Śladami Jana Pawła II

Opowiadają: Adam Nowak, Piotr Dardziński, Tadeusz Dąbrowski, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Joanna Szczepkowska, Michał Zadara

Adam Nowak

Niedawny czas był dla mnie bardzo intensywny. Ranga przeżycia była szczególna, bo umierał mój Tato. Zmagał się długo z ciężką chorobą. Ostatnie chwile życia przetrwał wypełniony jakimś przedziwnym spokojem. To umieranie Taty, jego cierpienie od pierwszego momentu automatycznie odnosiło się do wydarzeń sprzed trzech lat, gdy odchodził, cierpiał, umierał Ojciec Święty.

Ludzie dożywając swoich lat umierają. Tak twierdziłem, dowiadując się w przeszłości o śmierci kogoś, kto nie był aż tak bliski. Nie towarzyszyły temu wielkie emocje ani bezwład, nic właściwie, co można by było nazwać głębszą refleksją. Wzruszenie - tak. Jednak gdy umierają najbliżsi, gdy ich ból fizyczny jest nie do uśmierzenia i tak wielki, że prawie bliski jakiejś tajemniczej degradacji osoby, wtedy przychodzi niemoc. Niemoc wynikła z braku możliwości pomocy. W tej niemocy, wewnątrz, czai się bunt. Trudno wtedy o całkowitą zgodę z Bogiem. Wypowiadamy różne słowa, które mają świadczyć o tym, że wiemy, że rozumiemy, że zgadzamy się z wyrokami, z wypełnieniem tego, co napisane, ale niemoc towarzyszy okrutna. Staramy się jednak rozumieć... Rozumieć coś, co jest nie do zrozumienia, ale staramy się. Usiłujemy pogodzić się z nieodwołalnym. Godzimy się, bo nie mamy innego wyjścia. A później, po śmierci przychodzi ulga pomieszana z pustką. Ulga dotycząca końca cierpienia i pustka wypełniająca tego, który pozostał, czyli mnie.

Nie cierpię. Tak umówiłem się z sobą. Ale po raz drugi odczuwam obezwładniającą pustkę. Te dwa wydarzenia: śmierć mojego Taty i śmierć Ojca Świętego są dla mnie analogiczne. Z powodu dzielności znoszenia tego, co wydaje się nie do zniesienia. Zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że osoba, której nigdy nie spotkałem, osoba Ojca Świętego, miała na mnie aż taki wpływ, że odczułem dokładnie to samo, gdy umierał mój Tato... Obaj byli ważni jako "sprawcy" tego, co najważniejsze w życiu. Każdy z nich był osią działań i wydarzeń. Pomocni w podejmowaniu najważniejszych decyzji. Podający w wątpliwość to, co dotyczyło złudzeń pewności przekonań. Budzący z odrętwienia i marazmu, zniechęcenia i braku nadziei. Nie ma kogo zapytać... Prócz nielicznych wyjątków.

Na afisz życia wpychają się ci, których obecność na tym afiszu zawstydza. Należę do Kościoła, a właściwie mam wrażenie, że "Kościoły" są przynajmniej dwa, jeśli nie więcej. Pod względem interpretacji dogmatów wiary, retoryki, estetyki, sposobu traktowania maluczkich, szukania winy przede wszystkim w sobie. Tak bardzo niezestawialne bywają odpowiedzi na zarzuty wobec niektórych osób z wyznaniem: moja wina...

Przez ostatnie dwa-trzy lata niepokoiło mnie połączenie polityki z ideologią religijną, jaka nastała w czasach ekspansji popularnych mediów nazywających się katolickimi (cały czas wierzę, że nie z Kościołem). Zatrważające, cyniczne i śmieszne poszukiwanie przez polityków poparcia u niektórych duchownych mających ambicje wpływania na politykę (na życie - w myśl zasady, że wszystko jest polityką). I realizujących te ambicje. W ustach i na ustach pozostało słowo "wiara". Zniknęła gdzieś miłość i nadzieja. Pierwszy plan chcą zająć ci, których głównym zadaniem jest usiłowanie odmieniania innych zamiast siebie...

Przypatrując się życiu i ludziom, obawiam się o naszą wspólną refleksję nad świadectwem życia Jana Pawła II. Obawiam się, bo Papież używający mediów i popkultury jako narzędzia nie dostrzegł pewnego niebezpieczeństwa - mianowicie takiego, że te narzędzia usiłują zmienić jego chęć dotarcia do tak wielu w przekaz dotyczący kremówek. A jego nauka dotyczy przecież nas wewnątrz, naszej intymności wiary, wielkości człowieka płynącej z miłości, nieskończonej nadziei, drogi, którą trzeba przejść od życia przez śmierć do życia wiecznego. W miłości, wierze i nadziei. Amen.

Ale nie chce się tak dziać...

Autor jest liderem zespołu Raz, Dwa, Trzy.

Piotr Dardziński

Pytanie o owoce pontyfikatu Jana Pawła II jest w Polsce bliskie oczekiwaniu na cud i do tego cud zbiorowy. Wydarzenia 2 kwietnia 2005 r. rozbudziły ogromne, niekiedy naiwne nadzieje. Wielu wydawało się, że oto teraz w polityce zapanuje zgoda, a w rodzinach powszechna miłość. Że ludzie odtąd zawsze będą robić to, co deklarują, wierni wyznawanym wartościom. A ponieważ tak się nie stało, rozpoczęły się narzekania, że Polacy kochają Papieża, ale go nie czytają i nie rozumieją, a nawet jeśli się z nim zgadzają, to postępują inaczej. Minęły trzy lata i "nic": poszukiwanie pokolenia JP2 nie przyniosło owoców na miarę drugiej "Solidarności"...

A przecież nie wiem, czy w odniesieniu do jakiejkolwiek innej osoby lub kwestii Polacy wykazują tak dużą aktywność. To nie media i instytucje powodują, że nawet w miasteczkach i wioskach ludzie przynajmniej dwa razy do roku (2 kwietnia i 16 października),

a zwykle częściej, spotykają się na rozważaniach i modlitwach poświęconych Papieżowi, którym często towarzyszą koncerty, wystawy, spotkania. Nikt do tej pory nie ogarnął tego archipelagu inicjatyw. Po "fazie pomnikowej" nadchodzi czas dyskusji, które zaczynają się toczyć nie tylko w mediach i na uczelniach, ale także w salkach przykościelnych, pozarządowych lub samorządowych.

Co więc pozostało? Fakt, że 2 kwietnia - zwykły dzień roku - jest dniem innym dzięki tym, którzy wtedy w 2005 r. wyciągali do kościołów swych duszpasterzy, organizowali "nielegalne" (bo nie było czasu na papiery) zgromadzenia i odesłali polityków tam, gdzie jest ich miejsce. Może jest ich dziś mniej, może jest im dziś trudniej, może muszą dopiero dojrzeć, by tworzyć instytucje i przynosić owoce. Dajmy im więc czas - a może też pomóżmy - i nie czekajmy na cud.

Autor jest dyrektorem Centrum Myśli Jana Pawła II.

Tadeusz Dąbrowski

Szczególnie ważna w nauczaniu Jana Pawła II wydaje mi się problematyka sumienia. Rozbicie podmiotu, kryzys tożsamości - tak diagnozujemy stan współczesnej cywilizacji oraz filozoficzną aurę przełomu tysiącleci. Coraz chętniej zamieniamy niepewną wieczność na kilka, kilkanaście żyć. A tylko na płaszczyźnie sumienia można na nowo poznać ze sobą wszystkich, którzy nas zamieszkują: kochającego męża z kochankiem sąsiadki, mędrca z utracjuszem, wierzącego z niewierzącym.

Nie sposób mówić o sumieniu w oderwaniu od kategorii woli. Jan Paweł II pozostanie w mojej pamięci jako personifikacja silnej woli. Dobrej woli.

Wiara jest zawsze wbrew logice, wbrew tzw. zdrowemu rozsądkowi, wbrew sobie. Podejrzewam, że w wierzącym i niewierzącym są zbliżone proporcje wiary i niewiary. Co ich zatem różni? Akt woli, jej wektor. Wierzę, staram się wierzyć wbrew wszystkiemu - mówi wierzący.

W "Traktacie teologicznym" Miłosza czytamy: "Jednego dnia wierzę, drugiego nie wierzę". Ja bym te zmagania - parafrazując poetę - nieco inaczej zarysował: W jednej, tej samej chwili wierzę i nie wierzę. Człowiek wierzący powie: im bardziej nie wierzę, tym bardziej chcę wierzyć; im bardziej wątpię, tym bardziej cierpię.

Wolę wierzyć, niż nie wierzyć. Także dzięki Karolowi Wojtyle.

I jeszcze słowo o cierpieniu. Wobec śmierci bliskich z rodziny zadawałem sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego właśnie teraz? Za co? Dopiero patrząc na umierającego w Watykanie starca, człowieka przepełnionego wolą życia i wolą dobrej śmierci, powiedziałem do siebie w myślach: Nie pytaj o źródło cierpienia. Nie pytaj, czy cierpienie jest dobrem czy złem, łaską czy przekleństwem. Znoś je. Akceptuj.

Nie pytając o źródło cierpienia, pokonujesz zło.

Autor jest poetą i krytykiem literackim.

Katarzyna Kolenda-Zaleska

Grupa młodych ludzi pracuje w Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Organizują spotkania ze świadkami pontyfikatu, nagrywają i spisują świadectwa tych, którzy dostali od losu przywilej spotkania z Papieżem, zbierają pieniądze i przeznaczają je na stypendia dla biednych, spotykają się na wykładach "Dyskusja o współczesności z Janem Pawłem II". Słowem, niestrudzenie prowadzą dialog ze Zmarłym.

Właśnie słowo "dialog" wydaje mi się kluczowe w kontekście pamięci o Janie Pawle II. Dialog zakłada obecność. Dialog zakłada porozumienie, chęć poznania drugiej osoby, pogłębiania wiedzy o nim i o nas samych. Dla tych młodych ludzi Papież jest nadal ważnym punktem odniesienia przy dokonywaniu życiowych wyborów. Jest nim także dla mnie, i pewnie dla tysięcy z nas, którzy wciąż słyszą choćby te słowa: "Wymagajcie od siebie, nawet gdyby inni od was nie wymagali". Pamięć o tym jednym wskazaniu pcha człowieka do przodu, każe wyżej podnosić poprzeczkę, a jednocześnie nie pozwala na przekroczenie nieprzekraczalnej granicy, która oddziela wartości od moralnego koniunkturalizmu.

Każdy we własnym sumieniu rozstrzyga, ile w nim z Jana Pawła II, ale od polityków wymagamy więcej. Zwłaszcza od tych, którzy deklarują miłość do Papieża. Ciekawe, którzy z nich pamiętają słowa, które padły na sali sejmowej w 1999 r. "Wykonywanie władzy politycznej czy to we wspólnocie, czy w instytucjach reprezentujących państwo powinno być ofiarną służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu"... Obserwacja życia publicznego nie nastręcza kłopotów z odpowiedzią: nikt nie pamięta i, co gorsza, nie chce pamiętać.

Pamięć o Janie Pawle II pielęgnują i przechowują zwykli ludzie. W kościołach, wolontariatach, schroniskach dla ubogich, świetlicach dla skrzywdzonych dzieci, w ośrodkach naukowych, odkrywający na nowo papieskie encykliki i homilie. Często anonimowi i nieszukający poklasku. W życiu publicznym Papieża brak. A jeśli jest, to tylko na pokaz.?h

Autorka jest dziennikarką "Faktów" TVN.

Joanna Szczepkowska

Właściwie ciągle mam przed oczami twarz Jana Pawła. Nawet twarzy rodziców po jakimś czasie nie tak łatwo odtworzyć, a jego twarz, być może przez tak częstą medialną obecność, jest ciągle wyraźna. Ta, którą widzę, jest uśmiechnięta, to jest ten Jan Paweł, który patrzył na tłumy młodzieży i mówił: "jaka siła!".

Zawsze byłam przejęta nim jako człowiekiem. Pamiętam pierwsze opowiadania o tym, jak dowiedział się o wyborze na Papieża - mówiło się, że nie chciał. Do jakiego stopnia miał tu, w Polsce wszystko, co kochał, można było zobaczyć w czasie każdej jego pielgrzymki. I mam wrażenie, że biorąc na siebie ten "krzyż" widział w tym sens taki, że będzie nie tylko pośrednikiem wiary, ale też nauczycielem życia.

A to, czego można się było nauczyć, to był z jednej strony zachwyt życiem, a z drugiej nieustanna praca, która brała się z tego zachwytu. Bo czym innym, jak nie lekcją dla nas była jego gotowość do nauki choćby kilku zdań w każdym z języków. Czym innym, jak nie świadectwem możliwości człowieka, ciekawości kultury i szacunku do innych. Jego miłość do ludzi przejawiała się w pragnieniu spotkań, w przełamywaniu barier, w papieskim pielgrzymowaniu.

W tym Papież miał z jednej strony ułatwione zadanie, z drugiej urząd, który sprawował, nakładał mu bolesne ograniczenia. Istotą, z którą mógł się kontaktować, był tłum. Myślę, że paradoksalnie właśnie ten "tłum" należy traktować jako symbol. Zwykli ludzie mają większe możliwości pielgrzymowania do innych ludzi, jakkolwiek rozumieć "pielgrzymowanie", i większe możliwości przełamywania barier. Jan Paweł II otworzył barierę między urzędem papieskim a wiernymi, ale nie otworzył wielu barier w samym Kościele, poruszał się pokornie w obrębie tych granic. Ale zmianę, jakiej dokonał wobec istoty i formy papieskiej posługi rozumiem jako pierwszy i najistotniejszy krok do zmian w relacji kapłan-wierny. Symboliczne kliknięcie w internet też.

Natomiast na pytanie, czy i w jakim stopniu pokolenia, które zetknęły się z nim, żyją inaczej niż inne, nie jest łatwo odpowiedzieć. Wielkie zjawiska historii zawsze są w krwiobiegu kultury, zawsze, choć często niedostrzegalnie, wpływają na system wartości, na sposób myślenia. Polacy, którzy urodzili się na terenach różnych zaborów w Polsce, różnią się od siebie do dzisiaj - urodzeni "przed Janem Pawłem" i ci, którzy żyli w tym samym czasie, też będą się od siebie różnić. Siła i prostota jego wiary w Boga i w ludzi, zachwyt życiem, ciągła praca nad sobą, jego emanacja i ten jego uśmiech - to wszystko już jest w nas, po prostu.

Na pytanie, czy życie Papieża wpływa na mnie mniej czy bardziej po trzech latach, mogę odpowiedzieć jednoznacznie: bardziej. Mogę je rozumieć jako skończone dzieło kogoś, kogo podziwiałam za to, jak żył. I to dzieło mogę studiować od początku do końca. Zawsze kiedy siadając do pracy mam pokusę, żeby zrobić ją powierzchownie, przypomina mi się stary już Jan Paweł II mówiący w języku, którego nie znam.

Autorka jest aktorką i pisarką.

Michał Zadara

Co się zmieniło w związku ze śmiercią Jana Pawła II? Klimat duchowy w Polsce stał się normalniejszy i bardziej zbliżony do tego, co dzieje się w innych krajach europejskich. To znaczy: mamy swoich radykałów katolickich (tak jak np. we Francji), ale ci radykałowie nie mają już poczucia, że są wyjątkowi przez to, że mają Papieża-Polaka.

Już kiedy Jan Paweł II umierał, nie rozumiałem, dlaczego wszyscy się tym tak przejmują: przecież Papież nie wpływał żywo na postawy religijne Polaków. Niczym lokalny święty był obiektem modlitw, ale jego słowa nie kształtowały znacząco postaw wiernych (co zostało udokumentowane badaniami). Ta śmierć była dla wielu osobistym duchowym przeżyciem, które się jednak nie przekłada na postawę zbiorową.

A może śmierć Papieża była tak wielkim wydarzeniem, bo oznaczała koniec bycia Chrystusem Narodów? To był dopiero prawdziwy koniec paradygmatu romantycznego i dlatego cały kraj tak to przeżył. Teraz jesteśmy po prostu społeczeństwem jak wiele innych, nawet niewyróżniającym się specjalnym poziomem katolicyzmu, bo pod tym względem pewnie jesteśmy już daleko za Meksykiem i Indonezją.

Z perspektywy trzech lat widać więc, że Polska staje się zwyczajnym członkiem tzw. rodziny narodów; przestajemy myśleć, że jesteśmy wyjątkowi i mamy jakąś szczególną misję do wypełnienia. Myślę, że to pozytywna zmiana. Bycie wybranym nie jest korzystne: narody wybrane przez Boga nie mają łatwego życia.?h

Autor jest reżyserem teatralnym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2008