Nie walczmy z mężczyznami

„TP” 26/13

09.07.2013

Czyta się kilka minut

Jestem po lekturze ciekawego artykułu „Nim nadejdzie matriarchat” Aleksandry Klich („TP” nr 26/2013). Podobnie jak autorce, przeszkadza mi zarówno dominacja kobiet, jak i mężczyzn, a stan idealny to partnerstwo w życiu społecznym, politycznym, rodzinnym. Partnerstwo według mnie powinno być stałym balansowaniem między patriarchalizmem a matriarchatem, choć nigdy nie powinno być narzucane kulturowo i społecznie. Powinno być wolnym wyborem każdego człowieka. Jeśli kobieta chce być podległa mężczyźnie, ma do tego prawo. Jeśli wybiera związek oparty na partnerstwie – świetnie. A jeśli mężczyzna woli dominującą w związku kobietę, jest to wybór tych dwojga ludzi!

W życiu publicznym natomiast powinien być wypracowany schemat równości płci. Osobiście jestem wyczulona na dyskryminację kobiet. Np. choć oboje z mężem byliśmy współwłaścicielami dwóch garaży, wszystkie dokumenty dotyczące opłat za nie były przesyłane tylko na nazwisko męża, zaś gdy kupowaliśmy samochód, „naturalnym” odruchem urzędnika było zaproponowanie wpisu nazwiska męża jako właściciela do dowodu rejestracyjnego (moje nazwisko miało figurować jako nazwisko współwłaściciela pojazdu). Pytam: dlaczego? Zachowując poprawność polityczną, społeczną i kulturową ze względu na równość płci, urzędnik powinien adresować listy do obojga współwłaścicieli lub zapytać obojga współmałżonków, kogo wskazują spośród siebie jako pierwszego właściciela. Te banalne sytuacje z życia pokazują, jak bardzo w mentalności społecznej zakodowana jest dominacja męska.

Równowadze płci nie sprzyja także nasz język. Zazwyczaj np. w ankietach pytania formułowane są w rodzaju męskim. Myślę, że wszyscy zamykamy się w pewnych schematach: autorka artykułu także pominęła możliwy przecież wybór kobiety do świadomego nieposiadania dzieci lub braku macierzyństwa, który nie jest może wyborem kobiety, ale w żadnym razie nie jest dla niej i jej partnera katastrofą i nieszczęściem. Cóż to znaczy „prawdziwa kobieta”? Każdy definiuje to pojęcie na swój sposób: dla jednych to kobieta „przy mężu”, opiekująca się dziećmi, dla innych kobieta, która świetnie łączy pracę zawodową z macierzyństwem, dla jeszcze innych taka, która nie posiada dzieci, realizuje się zawodowo i ma wspaniałego partnera, z którym łączą ją wspólne pasje. W przestrzeni społecznej jest też miejsce dla bardzo tradycyjnego postrzegania roli kobiet, reprezentowanego zapewne przez Kościół, jak i dla otwartego, pluralistycznego feminizmu. To, co najcenniejsze, to właśnie ta różnorodność postaw, jak i chęć wszystkich stron na „urządzanie świata razem, a nie przeciwko sobie”.

Co do poruszonej przez autorkę kwestii kapłaństwa kobiet, z jednej strony myślę, że zdecydowanie łatwiej byłoby kobietom przedstawiać swoje problemy kapłankom. Obecnie wielu księży nieco boi się szczerych rozmów z kobietami, bo wciąż dominuje w nich to spojrzenie przez pryzmat płci. Z drugiej jednak strony, w mojej mentalności zakodował się silnie obraz kapłana-mężczyzny. I gdyby tylko byli to kapłani o szerokich horyzontach, potrafiący rozmawiać z kobietami szczerze i otwarcie, to czemu nie: niech pozostaną w kapłaństwie na wyłączność. Kościół zapewne potrzebuje zmian, ale jak trafnie zauważyła w wywiadzie dla „Przekroju” (nr 25/2013) Halina Bortnowska: „Nie można oczekiwać, że Kościół będzie źródłem zmian, on może tylko za tymi zmianami podążyć, odkrywając własną oryginalną motywację tych zmian”.

Wierzę w nas, kobiety! Nie odejdziemy – jak pisze Aleksandra Klich – po cichutku z Kościoła, będziemy ten nasz Kościół powoli i po cichutku zmieniać. Zgadzam się też ze słowami Haliny Bortnowskiej, że „od bardzo dawna to społeczeństwo kształtuje Kościół, a nie odwrotnie” i „najpierw trzeba coś osiągnąć w społeczeństwie, żeby mieć szansę wniesienia tego do Kościoła”. Zatem: rozpocząć można od wychowywania swoich synów, z których niejeden może zostać świetnym partnerem, ojcem lub wartościowym i otwartym na dialog płci księdzem! Kobiety wciąż definiują własną tożsamość, bez względu na retorykę polityków, księży, otoczenia. Same decydują, czy racją ich istnienia jest posiadanie dzieci, czy też nie.

Obalmy dominację mężczyzn, ale nie dążmy do matriarchatu, balansujmy, uczmy się dobrze równoważyć dominację mężczyzn i kobiet. Choć może jest w nas ta złość, że dopiero w XX wieku zdobyłyśmy prawa wyborcze, że mimo feministycznej rewolucji Jezus nie wybrał nas, kobiet, na apostołów – nie dążmy do dominacji, bo cóż wtedy będzie znaczył mężczyzna? Pomyślcie! Jak będziemy się czuły przy takich mężczyznach-mięczakach – silne, ale niezmiernie sfrustrowane!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2013