Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Autorka wie lepiej ode mnie, że na dwa miesiące przed wizytą Rywina u Michnika “GW" rozprawiała się z nim, używając mojego pióra! Proszę mi powiedzieć, jak to wyglądało? Czy chcąc przypodobać się Michnikowi, tak uważnie śledziłem wszelkie działania firmy, żeby jadąc do Cannes wiedzieć z góry, jak mam potraktować film produkowany przez Rywina? Czy też tak genialnie wyczułem charakter Rywina, że wiedziałem, z czym przyjdzie do “Gazety" dwa miesiące później? Czy może dostałem od naczelnych iskrówkę do Cannes, aby tuż po piątkowym pokazie, na dwa dni przed końcem festiwalu, napisać z rezerwą o “Pianiście"? Może podobne polecenie dostała Barbara Hollender z “Rzeczpospolitej", Zdzisław Pietrasik z “Polityki" i recenzent “Le Monde’u", też wykazujący brak entuzjazmu wobec “Pianisty"?
Tylko raz w życiu zetknąłem się z podobnym pomówieniem, na które nie można było w żaden sposób odpowiedzieć. Odwiedziłem kiedyś chorą osobę z rodziny. Właśnie wychodziła od niej lekarka. Widząc mnie po raz pierwszy w życiu i biorąc widocznie za spadkobiercę, rzuciła w przejściu: “Ta pani już niedługo pociągnie, będzie pan miał mieszkanie...". Zamurowało mnie. Przez chwilę poczułem się, jak ktoś, kto czyha na mieszkanie chorej ciotki.
Po przeczytaniu dociekań pani Dopartowej, opartych na podobnej logice, mogę być tylko wściekły. Tak jestem przez nią widziany? Taki ma obraz “Gazety" i ludzi, którzy w niej pracują? I tak rozprawiają się z przeciwnikami “Pasji" Gibsona zwolennicy “nawracania przez film"? Dziękuję za nawrócenie! Polega ono, jak się zdążyłem zorientować, na oblewaniu pomyjami inaczej myślących. A jeśli chodzi o ocenę “Pianisty", nie jest ona niczym szczególnie oryginalnym ani wymagającym odwagi. W podobnym tonie pisałem w “GW" o innych popularnych “filmach holokaustowych": o “Liście Schindlera" Spielberga i “Życie jest piękne" Benigniego. Powie ktoś, że byłem niesprawiedliwy. Być może, ale tak właśnie czułem, bez względu na osobę Rywina (choć uwaga, jest jeszcze jedna poszlaka: nie podobała mi się także wyprodukowana przez niego “Pornografia"!).
Kartkując książkę Dopartowej, przyłapałem autorkę na jeszcze jednym charakterystycznym nadużyciu. W polemicznym ferworze mówi z ironią o jakichś ludziach, którzy “mienią się katolikami". Ciekawe, jakie w ogóle można mieć podstawy, żeby tak sądzić albo nie sądzić? I kim “mieni się" sama autorka?
TADEUSZ SOBOLEWSKI