Druga śmierć neandertalczyka

Tak jak nasi praprzodkowie, znaleźliśmy się w przełomowym momencie ewolucji. I tylko humanistyka może nas ocalić.

17.02.2014

Czyta się kilka minut

 / il. Crisostomo Martinez / Johann Ludwig Choulant (1791–1861) / EAST NEWS
/ il. Crisostomo Martinez / Johann Ludwig Choulant (1791–1861) / EAST NEWS

Muszę studiować politykę i wojnę, żeby moi synowie mieli tyle wolności, by studiować matematykę i filozofię. Moi synowie powinni studiować matematykę i filozofię, geografię i historię naturalną, budowę okrętów, nawigację, handel i rolnictwo, by dać swoim dzieciom prawo studiowania malarstwa, poezji, muzyki, architektury, rzeźby, gobeliniarstwa i porcelany”. Ten list napisał przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych, John Adams do żony Abigail, gdy w maju 1780 r. podróżował stęskniony po Francji. W czerwcu ub.r. tygodnik „Time” zacytował go w tekście „Critics of the Liberal Arts Are Wrong”, podzielając opinię Adamsa, że trzeba osiągnąć pewien niezbędny poziom bogactwa i bezpieczeństwa, by móc zająć się czymś więcej niż walka o przetrwanie. Bo uprawianie humanistyki i kontemplowanie sztuki świadczy o tym, że społeczeństwo jest już dojrzałe i stabilne.

Dziś można odnieść wrażenie, że wciąż żyjemy w czasach Adamsa, że zatrzymaliśmy się na etapie, który przewidywał dla swoich synów – gdzieś pośrodku mozolnego procesu dochodzenia do bezpieczeństwa i dobrobytu, w ogniu walki o przetrwanie, w której nie ma jeszcze miejsca na humanistyczne luksusy. System edukacji i rynek pracy zdają się działać w warunkach stanu wyjątkowego, nastawione na przysposabianie ludzi do wytwarzania rzeczy, które mają dać im poczucie bezpieczeństwa i wiarę w lepszą przyszłość.

W efekcie zsuwamy się na krawędź zatracenia, gubiąc to, co na przestrzeni miliona lat ewolucji pozwalało nam przetrwać – umysłową elastyczność, umiejętność radzenia sobie z nieznanymi dotychczas problemami i zdolności adaptacyjne.

STABILNA STRATEGIA

Dwa miliony lat temu Afryka nie była tak wysuszona i gorąca jak dziś. W znacznej części pokrywały ją bagna, lasy i sawanna. Hominidy żyjące na tym kontynencie były dość zróżnicowane. Niektóre, jak Homo heidelbergensis, wykształciły ogólne umiejętności i jadły różne rzeczy: rośliny, owady, miód i mięso.

Człekokształtne z gatunku Paranthropus boisei były natomiast wyspecjalizowane, a ich menu mniej bogate – żywiły się głównie owadami, włóknistymi korzeniami, pędami, których przeżuwanie ułatwiały masywne szczęki. Gdy około miliona lat temu zamieszkiwane przez nie bagna i mokradła wyschły, boisei, niezdolne przystosować się do nowych warunków, wymarły. Bardziej elastyczny, potrafiący się adaptować do zmiennych realiów Homo heidelbergensis ocalał.

Amber Johnson, amerykańska antropolożka, przywołała ten przykład w odczycie pt. „Conversation on the Liberal Arts”, wygłoszonym 14 marca 2012 r. na Truman State University, by uświadomić słuchaczom, że „zbytnie wyspecjalizowanie się jakiegoś gatunku może pozbawić go zdolności przystosowywania się do zmiennych warunków. Ten wzór często powtarza się na przestrzeni ewolucji – oceniła. – Osobnicy o rozwiniętych cechach ogólnych mają do dyspozycji więcej elastycznych odpowiedzi na zmiany zachodzące w ich środowisku niż specjaliści. W rezultacie ich strategia jest bardziej stabilna w skali wielu pokoleń”.

Johnson zapomniała dodać, że i ten przypadek potwierdza zasadę, iż nic nie jest dane raz na zawsze. Dowodzi tego los Homo neanderthalensis, będącego jednym z potomków Homo heidelbergensis. Neandertalczycy żyli w Europie od 400 do 24 tys. lat temu. Wykształcili umiejętności i nawyki, które sprawdzały się przez setki tysięcy lat, gdy w ich ekosystemie nie było hominidów, z którymi musieliby rywalizować. Wyginęli, gdy taki gatunek się pojawił. Neandertalczycy zostali wybici przez wojowniczych przybyszów z gatunku Homo sapiens – bystrzejszych, bardziej elastycznych i łatwiej adaptujących się do otoczenia.

PUŁAPKA SPECJALIZACJI

Problem ze specjalizacją polega na tym, że sprawdza się tylko w jednym środowisku. Jeśli środowisko się zmieni, posiadanie specjalizacji jest gorsze od jej nieposiadania. Ta zasada w równym stopniu dotyczy realiów prehistorycznych, w których żyli i próbowali przetrwać nasi przodkowie, jak współczesności. Dziś znacznie trudniej wyspecjalizować się w jakiejś dziedzinie komuś, kto jest ściśle ukierunkowany, niż temu, kto ma wykształcenie ogólno­humanistyczne. Umiejętności potrzebne do zawodu programisty komputerowego nie przydadzą się sprzedawcy kredytów w banku. W przypadku specjalizacji nie można bowiem mówić o transferze umiejętności zawodowych z jednej profesji do innych.

Co gorsza, zdolności adaptacyjne specjalistów z wiekiem słabną. W opublikowanej w 2011 r. pracy pt. „General Education, Vocational Education, and Labor Market Outcomes over the Life-cycle” Eric A. Hanushek, Ludger Woessmann i Lei Zhang dowiedli, że im bardziej zawodowo wyspecjalizowani są absolwenci pojawiający się na rynku pracy, tym trudniej im w późniejszym wieku przestawić się i zaadoptować do zmieniających się realiów. Owszem, praktyczne, specjalistyczne umiejętności mają wartość, ale nie taką, jaką zwykło się im przypisywać – twierdzą.

Tymczasem odpowiedzią szkół i uczelni na niestabilność sytuacji na rynku pracy jest zmniejszanie liczby kursów humanistycznych oraz otwieranie nowych kierunków ścisłych i specjalistycznych, mających podobno precyzyjnie odpowiadać na rynkowe potrzeby i dawać w przyszłości pewną pracę. W rezultacie z programów szkół wylatują lekcje łaciny, a uniwersytety likwidują seminaria z filozofii.

Odpowiedzialni za te redukcje zdają się zapominać, że nikt nie jest dziś w stanie przewidzieć, na jakie zawody będzie popyt za kilka, a tym bardziej kilkanaście lat. Zaawansowane technologie potrafią dziś w jednej chwili eliminować z rynku jedne profesje i powoływać do życia inne. W tych realiach studenci kierunków ścisłych i zawodowych powinni decydować się na specjalizację możliwie najpóźniej i wybierać takie szkoły, w których najłatwiej zmienić specjalizację w trakcie nauki.

WIĘCEJ NIŻ IDEALIZM

Tym bardziej że elastyczni i zdolni do nieschematycznych działań absolwenci są na rynku pracy coraz cenniejsi.

W ubiegłorocznym raporcie z badań przeprowadzonych na zlecenie Stowarzyszenia Amerykańskich Koledżów i Uniwersytetów (AACU) czytamy, że dla 90 proc. pracodawców „kandydaci cechujący się zdolnością krytycznego myślenia, komunikatywnością oraz umiejętnością rozwiązywania złożonych problemów są bardziej potrzebni niż specjaliści z licencjatami”. Ponad 75 proc. pracodawców przyznało, że „chcą, by uczelnie kładły większy nacisk na pomaganie studentom w rozwijaniu pięciu kluczowych cech: krytycznego myślenia, rozwiązywania złożonych problemów, pisania, wysławiania się i stosowania nabytej wiedzy w rzeczywistych sytuacjach”. 74 proc. rekomendowałoby młodym ludziom edukację humanistyczną jako „najlepszy sposób, by przygotować się do sukcesu we współczesnej globalnej ekonomii”.

Opinia prof. Stanisława Michałowskiego, rektora UMCS w Lublinie, który postrzega pracodawców zatrudniających absolwentów kierunków humanistycznych jako idealistów świadomych tego, że „historia nadal może być uznawana za nauczycielkę życia, a filozofia i politologia prezentują idee i wartości, w tym wartości moralne, niezbędne dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa, w tym zespołów pracowniczych” – jest więc nie do końca precyzyjna. Pracodawcy zatrudniają humanistów głównie dlatego, że widzą w tym interes. I dobrze.

NAJWIĘKSZE ZAGROŻENIE

Reakcja przedsiębiorców na niestabilne realia rynku pracy jest więc zupełnie inna niż odpowiedź urzędników i administratorów systemu edukacji. Wygląda na to, że ludzie biznesu szybciej zrozumieli, skąd bierze się największe zagrożenie. Jego źródło opisali w sierpniu 2013 r. dwaj ekonomiści, David H. Autor i David Dorn, we wspólnym tekście pt. „How Technology Wrecks the Middle Class”, opublikowanym na łamach „New York Timesa”.

Jest nim komputeryzacja, która spolaryzowała rynek zatrudnienia, spychając pracę wykonywaną przez ludzi do dwóch skrajnych stref – najtańszej i najdroższej. Technologia niszczy klasę średnią na dwa sposoby. Po pierwsze, pogłębiając nierówności między klasami zatrudnionych. Są bowiem prace dla klasy wyższej, które wykorzystują kreatywność ludzi i ich wiedzę do, mówiąc w uproszczeniu, zwiększenia mocy komputerów. I są prace dla klas niższych, które nie wymagają zaawansowanych umiejętności oraz wiedzy. Wiele z nich ludzie mogą nadal wykonywać bez obaw przed wyparciem przez maszyny, bo wymagają bezpośredniego udziału człowieka (nawet najbardziej schorowany pacjent nie zda się przecież na opiekę robota, a klient fastfoodu nie zje hamburgera przyrządzonego tylko przez maszynę).

Komputery zajmują coraz szersze połacie pomiędzy tymi rzeczywistościami, „degradując jakość pracy dla określonego podzbioru pracowników”, bo przewyższają ludzi w rutynowych zadaniach, jak naprawianie urządzeń, magazynowanie danych czy operowanie informacją. W rezultacie zagrożone są profesje wymagające średnich umiejętności (middle-skill jobs) – m.in. księgowość, praca urzędnicza czy zawody związane z kontrolą jakości. W ten sposób „środek rynku zatrudnienia, gdzie mieszczą się rutynowe prace, kurczy się”, co prowadzi do bezrobocia, pogłębienia społecznych frustracji, nierówności i kryzysów.

Niezagrożone są tzw. prace abstrakcyjne, wymagające umiejętności rozwiązywania problemów, intuicji, zdolności perswazyjnych czy twórczych. Zdolności te są charakterystyczne m.in. dla profesji menedżerskich czy kreatywnych, jak np. prawo, medycyna, reklama, projektowanie. Ludzie tych zawodów korzystają na wsparciu i doskonaleniu komputerów, które ułatwiają im przekazywanie, organizację i przetwarzanie informacji.

Debra Humphreys i Patrick Kelly, autorzy tegorocznej edycji badań dla AACU, podkreślają: największe nieporozumienie bierze się dziś z przekonania, że studiowanie na kierunkach humanistycznych ogranicza szanse zdobycia pracy. A jest odwrotnie! „Firmy szukają ludzi, którzy są w stanie pomóc pchnąć ich innowacyjność naprzód. One zdały sobie sprawę z tego, że rozwój technologiczny to nie wszystko, że trzeba mieć jeszcze kogoś, kto może ci pomóc przekształcić tę technologiczną innowację w coś, co ludzie będą w stanie zrozumieć” – komentuje wyniki badań David Wallace, dziekan Kolegium Humanistycznego w Kalifornijskim Uniwersytecie Stanowym Long Beach.

ERA KONCEPTUALNA

To, że coraz więcej pracodawców woli zatrudniać ludzi, których wykształcenie łączy szeroką wiedzę humanistyczną ze specjalizacją wymaganą na danym stanowisku, zdaje się potwierdzać wizjonerskie zapowiedzi Daniela H. Pinka z wydanej w 2005 r. książki „A Whole New Mind”. Słynny amerykański ekspert od biznesu i zarządzania zapowiada w niej nadejście nowej ery, w której klucze do królestwa nie będą już własnością liderów tradycyjnego biznesu, finansistów, księgowych i komputerowych programistów. Przyszłość należy do tych, o których poczynaniach decyduje prawa półkula mózgu, odpowiedzialna za intuicję, syntezę, subiektywizm i postrzeganie holistyczne. Logika, racjonalność, analiza, obiektywizm i wyczulenie na szczegół, powstające w półkuli lewej, nie będą już wpływały na los świata w stopniu takim jak dotychczas. Myślenie abstrakcyjne i twórcze stanie się wkrótce najcenniejszą walutą.

Ta reorientacja nastąpi dlatego, że w gospodarce i porządku społecznym przechodzimy od linearnej, logicznej, opartej na komputerach ery informacyjnej do ery konceptualnej, w której będą liczyły się przede wszystkim kreatywność, innowacyjność, empatia i myślenie kompleksowe.

Zmiana już się rozpoczęła, o czym wwdług Pinka świadczy m.in. gwałtownie rosnące zainteresowanie podyplomowymi studiami artystycznymi MFA (Master of Fine Arts). Kilka lat temu headhunterzy amerykańskich korporacji rozpoczęli w czołowych szkołach artystycznych – jak Rhode Island School of Design czy chicagowska School of the Art Institute – prawdziwe polowanie na talenty. Pink twierdzi wręcz, że MFA stało się nowym MBA, zastępując cieszące się przez dziesięciolecia dużym prestiżem podyplomowe studia biznesowe w roli najbardziej pożądanych kwalifikacji na rynku pracy. Stało się tak dlatego, że prace, do których przygotowuje MBA (Master of Business Administration), ulegają outsourcingowi i coraz więcej z nich można wykonywać w krajach, gdzie ludzki wysiłek i umiejętności są najtańsze.

Poza tym liderzy biznesu odkryli, że najcenniejszymi pracownikami w ich firmach są ci, którzy potrafią uczynić ich produkty „fizycznie pięknymi i emocjonalnie nieodpartymi”.

SZEŚĆ ZMYSŁÓW

Dlatego powinniśmy zająć się rozbudzaniem „sześciu zmysłów”, które rodzą się w prawej półkuli: zdolności do projektowania (design), opowiadania (story), komponowania (symphony), współodczuwania (empathy), zabawy (play) i wydobywania sensu (meaning).

Projektowanie ma kluczowe znaczenie we wszystkich dziedzinach życia – od przedmiotów codziennego użytku po politykę. Dzięki niemu nasz świat jest ładniejszy, bardziej przyjazny i użyteczny.

Opowiadanie jest natomiast zdolnością przekazywania informacji między pokoleniami. Pink opisuje je jako „kontekst wzbogacony przez emocje”. Bo cóż z tego, że informacje są dziś wszechobecne i osiągalne natychmiast, jeśli nie czujemy, że mają dla nas znaczenie?

Komponowanie to kwestia relacji. W erze konceptualnej przewagę będą mieli ci, którzy potrafią dostrzegać związki między z pozoru niezwiązanymi ze sobą rzeczami. Tacy ludzie potrafią łączyć wiedzę, talenty i umiejętności z różnych dziedzin, by przesuwać granice tego, co jest możliwe w praktyce – jak ktoś, kto wiedzę matematyczną stosuje w medycynie albo znajomość muzyki przekłada na język biznesu.

Empatia, polegająca na zdolności wejścia w położenie drugiego człowieka, stanie się modulantem działań już nie jednostek, lecz zbiorowości, bo dzięki niej reprezentant każdej warstwy społecznej i grupy zawodowej będzie mógł osiągać sukces. Gospodarka przyszłości będzie bowiem w znacznym stopniu „społecznościowa”, a w takiej bezpośrednie relacje liczą się najbardziej.

W nadchodzącej epoce połączymy pracę z zabawą, jak robimy to już w grach komputerowych, nie gubiąc jednak potrzeby odnajdywania jakiegoś znaczenia, sensu w życiu. Ta potrzeba narasta w wielu ludziach już teraz i nie jest związana ze słabnięciem wpływu religii na społeczeństwo. Prawa półkula mózgu jest właśnie tą przestrzenią, w której podobne poszukiwania się odbywają.

WYJŚCIE: PROGRAMY MIESZANE

10 lat temu Donald Asher, nazywany „amerykańskim guru w dziedzinie poszukiwania pracy”, w artykule „How to Get Any Job with Any Major” zauważył, że umiejętności nabyte czy rozwinięte podczas studiów humanistycznych są najbardziej użyteczne w karierze. Tymi umiejętnościami, które dają humanistom przewagę na rynku pracy, są: lepsze pisanie i wysławianie się, znajomość języków i wiedza międzykulturowa, wyszukiwanie informacji i zdolności badawcze, myślenie analityczne i kreatywne, skuteczne radzenie sobie z niejednoznacznościami, uczenie się i syntetyzowanie nowych idei.

Idąc m.in. tym tropem, niektóre koledże i uczelnie w USA, jak Daemen College w Amherst, uruchomiły „mieszane programy nauczania”, które łączą naukę przedmiotów humanistycznych z zajęciami z poszczególnych specjalizacji zawodowych czy ścisłych. W Daemen polega to na skorelowaniu zajęć kolegium języków obcych z wykładami z przedsiębiorczości, co ma przygotować studentów do funkcjonowania w międzynarodowym biznesie. Inne kierunki łączą zajęcia językowe z politologią czy zarządzaniem zasobami ludzkimi.

TRANSFER UMIEJĘTNOŚCI

Dr Laurence Shatkin, ekspert w dziedzinie planowania kariery, uzależnia sukces zawodowy i finansowy współczesnego pracownika od posiadania tzw. „umiejętności transferowalnych” (transferable skills). Wśród nich za najcenniejsze uznaje: zdolność do podejmowania decyzji i samodzielnego sądzenia, rozwiązywanie złożonych problemów, aktywne uczenie się (praca na nowym materiale czy informacjach, by uchwycić ich implikacje), czytanie ze zrozumieniem, krytyczne myślenie, zarządzanie czasem, monitorowanie (ocena, jak kto sobie radzi wykonując jakąś pracę), aktywne słuchanie i pisanie. W opinii Shatkina umiejętności te przekładają się na zarobki i sukces w pracy w znacznie większym stopniu niż m.in. wyspecjalizowanie w danej dziedzinie.

W rzeczywistości technologicznej najcenniejsze są tzw. umiejętności miękkie, których nie da się nauczyć maszyn, umiejętności właściwe tylko ludziom, nietransferowalne między światem naszym a światem komputerów. I właśnie dlatego powinniśmy stawiać na humanistykę, która pozwala te umiejętności rozwijać. Poza tym studia humanistyczne przygotowują człowieka do uczenia się przez całe życie. Ta zdolność ma dziś, w epoce wykładniczego przyrostu wiedzy i informacji, znaczenie większe niż kiedykolwiek. Bo kto się nie uczy, wypada z gry.

W niepewnych i stale ewoluujących realiach absolwenci muszą być ukształtowani tak, by w ciągu trzydziestu-, czterdziestu lat profesjonalnej aktywności móc wykonywać nie jeden, lecz kolejno nawet cztery czy pięć zawodów. W tym czasie większość z nich będzie musiała pełnić wiele ról. Do takiej zmiany najlepiej przygotowuje edukacja humanistyczna.

WIELKIE WYZWANIE

Wiele wskazuje na to, że od nauk humanistycznych zależy nasze przetrwanie.

Podobnie jak nasi praprzodkowie, ci sprzed miliona i ci sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat, znaleźliśmy się bowiem w przełomowym momencie ewolucji, chwili wielkiego wyzwania – stanąwszy oko w oko z groźnym, coraz bardziej wyspecjalizowanym i przewyższającym nas pod wieloma względami przeciwnikiem działającym w nowym, nagle odmienionym środowisku. Jeśli chcemy przetrwać, nie możemy walczyć na jego warunkach i jego bronią. Nie możemy zamieniać uniwersytetów w „fabryki wiedzy”, które produkują kolejne pokolenia wytwórców gadżetów i łatwych wzruszeń.

Nowego przeciwnika, który zagraża naszemu człowieczeństwu, musimy pokonać tym, co w nas najbardziej ludzkie – wyobraźnią, pomysłowością, nieszablonowym myśleniem, zdolnością do nieoczywistych skojarzeń, elastycznością i twórczym talentem.

W przeciwnym razie my, Homo sapiens, wyginiemy. Tak jak dawno temu wyginęli neandertalczycy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2014