Wytrzymał

Gdy mój starszy syn był w ósmej klasie, zachorowała jego nauczycielka matematyki. Choroba przedłużała się i klasa nie miała lekcji tego przedmiotu od wakacji do świąt Bożego Narodzenia. W styczniu, na prośbę dyrekcji, podjęliśmy się z żoną nauczania matematyki w tej klasie do czasu powrotu nauczycielki. Dzieci były nam znane jako koleżanki i koledzy syna, prócz tego kilkakrotnie byłem z nimi na wycieczkach górskich. W 27-osobowej klasie dwadzieścioro dzieci uczestniczyło w olimpiadach przedmiotowych, dziesięcioro przeszło do eliminacji wojewódzkich, a pięcioro zostało laureatami (z różnych przedmiotów).

W wyniku tragicznego splotu okoliczności zastępowana przez nas nauczycielka zmarła. Kontynuowaliśmy więc pracę do wakacji. W tym czasie uzupełniliśmy braki spowodowane 4-miesięczną nieobecnością nauczyciela i przekazaliśmy bieżący materiał, często go rozszerzając. Wiosną, z połową klasy, przewędrowałem Beskid Niski od Folusza przez Lackową do Krynicy. Miłe, inteligentne dzieci. Gdybym na tej akcji zakończył karierę nauczycielską, wszelkie problemy z młodzieżą zakwalifikowałbym jako przejaw braku kompetencji lub lenistwa “belfrów-hultajów" - zgodnie z określeniem Aleksandra Pawlickiego, autora tekstu “Nauczyciel-hultaj" (“TP" nr 38/03). Życie dopisało inną pointę.

Po śmierci nauczycielki dyrekcja szkoły poprosiła nas o poprowadzenie zajęć również w klasie VI. Uczennica tej klasy, od koloru włosów zwana Anią z Zielonego Wzgórza, wystosowała do nas propozycję: będzie cicho - w zamian chce mieć trójkę. W swym nowicjuszostwie odrzuciliśmy tę hojną ofertę. W rezultacie Ania, wraz z grupą klakierów, nie pozwoliła nam prowadzić lekcji, nie nauczyła się nawet tabliczki mnożenia, lecz i tak otrzymała trójkę, bo była drugoroczną, a szkoła nie praktykowała pozostawiania dziecka trzeci rok w tej samej klasie.

Pracując w tej klasie osiągnąłem największy sukces wychowawczy. W czasie wymiany zdań z Anią z Zielonego Wzgórza dostrzegłem, że główny rozrabiaka klasowy jest siny i nie oddycha. Dopadłem do niego, zajrzałem w usta i zdołałem mu usunąć zagiętą szpilkę z gardła. Gryzł tę szpilkę jednocześnie kiwając się na krześle i w pewnej chwili się zachłysnął.

Mam uznanie dla toruńskiego anglisty. Nie pobił żadnego ucznia. Wytrzymał.

PIOTR LINDNER (Łódź)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2003