Sponsor dla Syryjczyka

Premier Kanady ogłosił, że jego kraj przyjmie imigrantów, których odrzucą USA. Ale inicjatywę przejmują tu również obywatele.

06.02.2017

Czyta się kilka minut

Premier Justin Trudeau z uchodźcami z Syrii podczas Dnia Kanady, Ottawa, 1 lipca 2016 r. / Fot. Chris Wattie / REUTERS / FORUM
Premier Justin Trudeau z uchodźcami z Syrii podczas Dnia Kanady, Ottawa, 1 lipca 2016 r. / Fot. Chris Wattie / REUTERS / FORUM

Do tych, którzy uciekają przed prześladowaniem, terrorem i wojną: Kanada przyjmie was bez względu na wiarę. Różnorodność jest naszą siłą. #Witajcie w Kanadzie” – tak zareagował na Twitterze premier Kanady Justin Trudeau na tymczasowy zakaz wjazdu do USA dla obywateli Iranu, Iraku, Jemenu, Libii, Somalii, Sudaniu i Syrii, wydany przez prezydenta Donalda Trumpa.

Trudeau mógł sobie na to pozwolić, bo wie, że ma poparcie większości narodu. Nawet jeśli w Kanadzie nie brakuje niechęci wobec imigracji z krajów islamskich – czego skrajnym przykładem był atak na meczet w Québecu w minionym tygodniu.

„Narodowy projekt” przyjęcia 25 tys. Syryjczyków, ogłoszony przez Trudeau zaraz po zwycięskich dla jego partii wyborach pod koniec 2015 r., był wręcz odpowiedzią na głosy znacznej części społeczeństwa. Można powiedzieć, że Trudeau dołączył tu do trwającego w kraju pospolitego ruszenia, wywołanego tragiczną śmiercią Alana Kurdiego – kurdyjskiego chłopca, który wraz z rodziną uciekł z Syrii i zginął w wodach Morza Egejskiego.

Pomagają sąsiedzi

Zniecierpliwieni niemrawą postawą poprzedniego rządu, Kanadyjczycy już wtedy zaczęli masowo składać wnioski o możliwość prywatnego sponsorowania uchodźców z Syrii. W ramach tego charakterystycznego dla Kanady programu obywatele mogą prosić rząd o sprowadzenie do kraju wskazanych osób wymagających ochrony, jeśli zobowiążą się, że zapewnią im środki do życia i opiekę przez co najmniej rok.

Od listopada 2015 r. do stycznia 2017 r. Kanada przyjęła więc prawie 40 tys. Syryjczyków, z czego 14 tys. dzięki takim prywatnym sponsorom, a kolejne 4 tys. w ramach specjalnej kategorii, w której państwo i obywatele dzielą się kosztami utrzymania po połowie.

Korzenie programu sięgają 1978 r., kiedy to Kanada udzielała schronienia tysiącom uciekinierów z Wietnamu, Kambodży i Laosu, gdzie władzę zdobyli komuniści. Dzięki prywatnemu sponsoringowi w latach 1979-80 – prócz 26 tys. uchodźców osiedlonych przez państwo – przyjęto dodatkowo 34 tys. osób. W 1987 r. naród kanadyjski uhonorowano zbiorowo nagrodą Nansena, przyznawaną przez Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR). Jak dotąd to jedyny taki przypadek w historii tego wyróżnienia; zwykle przyznawane jest konkretnym osobom lub organizacjom.

Obecna wojna w Syrii – a zwłaszcza liczne zatonięcia łodzi z uchodźcami i migrantami na Morzu Śródziemnym – przypomniały Kanadyjczykom tamten zbiorowy wysiłek i wywołały ruch społeczny, który wielu porównuje z wydarzeniami z przełomu lat 70. i 80. XX w.

Grupy sponsorów powstają więc wśród sąsiadów, przyjaciół, znajomych z pracy, rodziców dzieci chodzących do tej samej klasy, na uczelniach, w kościołach, synagogach i meczetach. Niektóre formowane są przez Kanadyjczyków syryjskiego pochodzenia, którzy chcą sprowadzić do kraju swoich krewnych. Inne „parowane” są z nieznajomą rodziną, wytypowaną przez UNHCR.

Do akcji przyłączają się też byli uchodźcy, którzy sami otrzymali podobną pomoc w przeszłości. W Toronto jedną z głównych organizacji, która powstała, aby promować ideę przesiedlania Syryjczyków do Kanady i udzielać wsparcia sponsorom, jest Lifeline Syria. Mapa metropolii na stronie internetowej tej organizacji usiana jest setkami niebieskich punktów, z których każdy oznacza jedną grupę. „Przyjaciele muzyki i sztuki z Toronto”, „Dobroć”, „Społeczność szkoły Dewson”, „Nowe korzenie”, „Ashley i przyjaciele”, „SmartSimple Software Inc.”, „Grupa Aleppo”, „Grupa św. Piotra” – to kilka przykładów. Wiele nazw nawiązuje do topografii miasta, sugerując społeczność sąsiedzką.

Duch wspólnoty

Sportretowana w dzienniku „Globe and Mail” grupa „Hillcrest” z Toronto podeszła do zadania systemowo: podczas gdy jedni szukali lokum, inni organizowali zbiórkę mebli i ubrań. Na przybycie pięcioosobowej rodziny Suleymanów z Aleppo mieli już gotowe wyposażone mieszkanie i zapełnioną lodówkę. Na czynsz, rachunki, wyżywienie, ubrania, leki i niespodziewane wydatki udało im się zebrać 40 tys. dolarów kanadyjskich (minimalny koszt utrzymania dla czteroosobowej rodziny szacuje się na 27 tys. dolarów – i tyle wynosi oficjalne zobowiązanie sponsorów, ale faktyczne wydatki, zwłaszcza w wielkim mieście, są z reguły wyższe).

Wysiłek i odpowiedzialność

Oprócz wkładu własnego członków, pieniądze i dary zbierane są w kręgu znajomych czy w środowisku, z którego dana grupa się wywodzi. Przykładowo, w miasteczku Altona w prowincji Manitoba – kolejnej społeczności przyjmującej uchodźców i opisanej przez „Globe and Mail” – lokalna firma drukarska wypuściła serię charytatywnych kalendarzy ze zdjęciami zrobionymi przez miejscowego fotografa. Rozeszły się w ciągu tygodnia, a dochód wystarczył na roczne utrzymanie jednej rodziny.

Wspólne planowanie, oglądanie mieszkań czy organizowanie charytatywnego kiermaszu zbliża ludzi. A tworzący się duch współpracy (i wspólnoty) jest nieplanowanym efektem ubocznym programu. – Na pewno pomaga on budować społeczność osób o pozytywnym nastawieniu, które dobrze się czują, mogąc przyjąć uchodźców – mówi John Carlaw, lider projektu „Syria Response and Refugee Initiative” na Uniwersytecie York w Toronto, doktorant politologii i stażysta w uniwersyteckim Ośrodku Studiów nad Uchodźcami. – To również wspaniałe doświadczenie powszechnej edukacji o świecie i trwających w nim konfliktach, zwłaszcza kiedy można w nie zaangażować studentów.

Carlaw nadzoruje 10 zespołów złożonych z pracowników naukowych i studentów, które podjęły się przyjęcia 41 uchodźców. Działa w ramach większego projektu zainicjowanego przez Uniwersytet Ryerson, który obejmuje cztery uczelnie z Toronto i 88 grup sponsorów.

Choć na przygotowania czasu jest dużo – bo rozpatrywanie wniosków od prywatnych sponsorów może trwać ponad rok – to o dacie przylotu „swojej” rodziny grupy dowiadują się z reguły z małym wyprzedzeniem, czasem tylko dwóch tygodni. Ich zadaniem jest wtedy powitać nowo przybyłych na lotnisku, zawieźć ich do hotelu lub mieszkania (jeśli takowe już udało się wynająć) i pomóc im się zadomowić.

Lifeline Syria we współpracy z Uniwersytetem Ryerson opracowała podręcznik ze wskazówkami, co taka pomoc oznacza: np. znalezienie lekarza rodzinnego, zapisanie dzieci do szkoły, a dorosłych na angielski, zlokalizowanie najbliższego meczetu, banku czy marketu, wytłumaczenie, jak działa komunikacja miejska itp.

Ale zwykle sponsorzy robią znacznie więcej: Suleymanowie byli już ze swoimi opiekunami m.in. w zoo i w centrum nauki, a dzięki zaprzyjaźnionemu z grupą dentyście mogli za darmo wyleczyć zęby. Korzystając ze swojej sieci kontaktów, sponsorzy często pomagają też przybyszom znaleźć pracę. Według statystyk z ostatniej dekady, ok. 50 proc. prywatnie sponsorowanych uchodźców znajduje ją w ciągu pierwszego roku pobytu w kraju.

Brzmi to wszystko może lekko... Tymczasem bycie sponsorem to ogromny wysiłek i odpowiedzialność. Oraz wielkie wyzwanie – począwszy od podstawowej komunikacji.

Ponad 60 proc. Syryjczyków, którzy przybyli dotąd do Kanady, nie zna angielskiego ani francuskiego (to dwa oficjalne języki kraju). Aliye i Omer Suleymanowie chodzą na kurs języka pięć razy w tygodniu, ale na razie rozmawiają ze swoimi sponsorami przez tłumaczy-wolontariuszy, a w potrzebie za pomocą aplikacji w telefonie. Poza tym komunikacja przebiega na bardziej podstawowym poziomie: aby wyrazić swoją wdzięczność, rodzina zorganizowała dla sponsorów bliskowschodnią ucztę.

Nie sposób też ukryć emocji. Suleymanowie stale martwią się o krewnych w Syrii, Aliye często płacze. Obawa o to, czy uchodźcom uda się usamodzielnić, to powracający temat rozmów w grupie „Hillcrest”. Muszą jednak wyznaczyć granicę, gdzie kończy się pomoc, a zaczyna ingerencja w prywatność.

John Carlaw przyznaje, że to częsty dylemat. Aby zapobiec wynikającym z tego problemom, organizuje on warsztaty (finansowane przez państwo) na temat obowiązków wynikających z bycia sponsorem i radzenia sobie z wzajemnymi oczekiwaniami obu stron.

Nowi Kanadyjczycy

Na integrację uchodźców (otrzymują oni prawo stałego pobytu po przekroczeniu granicy) kładzie się duży nacisk. Oprócz pomocy sponsorów, mogą oni liczyć na usługi agencji zatrudnienia, doradztwa zawodowego, szkół językowych czy poradni psychologicznych. Do organizacji wspierających uchodźców zgłaszają się prawnicy, gotowi udzielać porad pro bono. Jedna z uczelni w Toronto prowadzi nawet warsztaty z zarządzania finansami domowymi – po arabsku. Według organizacji Canadian Council for Refugees, w odpowiedzi na wyzwania związane z przyjęciem Syryjczyków doszło do zacieśnienia współpracy między wszystkimi szczeblami administracji rządowej, organizacjami świadczącymi usługi dla imigrantów, sektorem pozarządowym i prywatnym.

Kanadyjczycy złapali „pozytywnego bakcyla” – tak twierdzi zaangażowana w sprawy uchodźców senator Ratna Omidvar. „To wielki ruch narodotwórczy”, a dla wielu osób będzie to jedno z najważniejszych doświadczeń życiowych – mówiła w wywiadzie dla lokalnej telewizji TVO. O swoim uczestnictwie w programie senator Omidvar mówiła tak: „To jedna z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłam, a zrobiłam wiele” (Omidvar należy do grupy „Everest”).

Kanadyjski minister ds. imigracji John McCallum żartował w 2016 r., że jest „prawdopodobnie jedynym ministrem ds. imigracji na świecie, którego głównym problemem jest nienadążanie ze sprowadzaniem uchodźców na prośbę tych wszystkich kanadyjskich rodzin, które chcą ich sponsorować”.

Polityczny zwrot

Obecny rząd premiera Trudeau ma bardzo pozytywny stosunek do osiedlania uchodźców. Ale jeszcze niedawno polityka imigracyjna kraju wyglądała inaczej. Poprzedni premier, wywodzący się z partii konserwatywnej Stephen Harper, przedstawiał uchodźców jako zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego i fundował na Węgrzech skierowane do Syryjczyków billboardy, mające zniechęcić ich do przyjazdu.

Zwrot nastąpił po wyborach w październiku 2015 r. – choć powstający liberalny gabinet Justina Trudeau zapewniał wtedy, że kwestie bezpieczeństwa nie zejdą na dalszy plan. Nowa administracja ogłosiła, że osiedlać będzie głównie kobiety i całe rodziny oraz krewnych Kanadyjczyków syryjskiego pochodzenia.

Według UNHCR, z którym rząd współpracuje przy selekcji osób kwalifikujących się do programu, pomoc taką powinny otrzymać przede wszystkim ofiary przemocy, osoby wymagające opieki medycznej, fizycznej lub prawnej, rozdzielone rodziny, narażone na ryzyko kobiety lub dziewczynki, a także dzieci i nieletni bez opieki. Weryfikacja wniosków odbywa się najczęściej w biurach wizowych w Bejrucie, Ammanie i Ankarze. W procesie uczestniczą oddelegowani urzędnicy imigracyjni, służby ochrony granic, wywiad i policja. Uchodźcy prześwietlani są pod kątem kryminalnej przeszłości czy związków z organizacjami terrorystycznymi, przechodzą też badania medyczne.

Więcej niż akceptacja

Jak dotąd, nie doszło w Kanadzie do żadnego aktu terroru, który można by powiązać z przyjętymi w ostatnim czasie uchodźcami. Natomiast 29 stycznia miał miejsce atak na meczet w Québecu, w wyniku którego życie straciło sześć osób, a pięć znalazło się w stanie krytycznym. Zarzuty usłyszał 27-letni student Uniwersytetu Laval, który według doniesień prasy był w swoim środowisku znany z poglądów nacjonalistycznych i antyimigranckich.

Według statystyk cytowanych przez National Council of Canadian Muslims, w ostatnich trzech latach nastąpił w Kanadzie dwukrotny wzrost liczby przestępstw z nienawiści wymierzonych w muzułmanów. OCASI, organizacja zrzeszająca agencje służące uchodźcom z Ontario, mówi o „zaniepokojeniu wzrostem islamofobii”, odkąd do kraju zaczęli przybywać uchodźcy z Syrii.

Jednak mimo pojawiających się napięć, wedle sondażu przeprowadzonego w październiku 2016 r. przez Environics Institute oraz Canadian Race Relations Foundation dwie trzecie społeczeństwa uważa, że rząd dobrze sobie radzi z „odsiewaniem” osób, które mogłyby stanowić zagrożenie. Prawie połowa ankietowanych sądzi, że Kanada przyjęła odpowiednią liczbę uchodźców syryjskich, a 36 proc., że za dużo, lecz głównie z powodu nadwyrężonych zasobów, a nie z obawy o bezpieczeństwo.

„Jeśli nadal mamy w Kanadzie bezdomnych i kolejki do lekarza, jak możemy przyjmować więcej ludzi?” – pytali na spotkaniu o przyjmowaniu uchodźców rolnicy z Altony. Ostatecznie społeczność licząca 4 tys. mieszkańców postanowiła przyjąć pięć rodzin syryjskich.

Przykład dla Europy

Kanada ma oczywiście predyspozycje do większej otwartości na imigrację – związane z jej historią oraz uwarunkowaniami demograficznymi i ekonomicznymi.

Projekt stworzenia społeczeństwa multikulturowego usankcjonowany został jako oficjalna polityka już w 1971 r., a państwo ma lata doświadczeń obchodzenia się z różnorodnością. Nie bez znaczenia jest też zamożność społeczeństwa i zaplecze socjalne.

– Kanada jest krajem względnie bogatym, podczas gdy Europa przechodzi przez okres ostrego zaciskania pasa – mówi Carlaw. – Kiedy ludzie nie mają poczucia bezpieczeństwa materialnego, są mniej chętni, aby pomagać innym, i czasem szukają kozłów ofiarnych.

Tymczasem postawa Kanadyjczyków przyciąga uwagę świata. Obraz połączonych programem dwóch rodzin – kanadyjskiej i syryjskiej – trafił latem zeszłego roku na pierwszą stronę „New York Timesa”.

Podobne przykłady z miejscowości we wszystkich prowincjach kraju mają stać się kanwą dla zleconej przez UNHCR serii filmów dokumentalnych, promujących kanadyjski model jako godny naśladowania w innych krajach.

A utworzenie programów sponsorowania uchodźców przez osoby prywatne jest jedną z propozycji alternatywnych ścieżek dostępu do ochrony międzynarodowej, jakie UNHCR przedstawił niedawno Unii Europejskiej. ©

ALICJA MINDA jest dziennikarką Polskiej Agencji Prasowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2017