Kerry versus Bush

Czy następny prezydent Stanów Zjednoczonych będzie nazywać się John Kerry, a nie - jak sądzono jeszcze do niedawna - ponownie George W. Bush? Gdyby szanse obu stron - czyli obecnego prezydenta i jego rywala, którym będzie najpewniej właśnie Kerry - oceniać według ostatnich sondaży prowadzonych w USA i po komentarzach prasy światowej, wynik listopadowych wyborów byłby oczywisty: zarówno w sondażach, jak i w ocenach publicystów śledzących wyścig do Białego Domu faworytem jest dzisiaj Kerry, mający największe szanse na uzyskanie nominacji opozycyjnej Partii Demokratycznej.

Bo choć oficjalnie Demokraci nie ustalili na razie, kto będzie ich kandydatem (mają na to jeszcze miesiąc), to dziś widać już wyraźnie, że to właśnie Kerry - wieloletni senator ze stanu Massachusetts, weteran wojny wietnamskiej i mąż znanej producentki keczupu (milionerki, co nie jest bez znaczenia) - może najbardziej zagrozić Bushowi.

W starciu z Kerrym, który w ciągu kilku tygodni nie tylko zdystansował innych polityków Partii Demokratycznych, chętnych do rzucenia rękawicy Bushowi, ale - jak zauważa komentator FRANKFURTER ALLGEMEINE ZEITUNG - wyzwolił w środowiskach bliskich demokratom entuzjazm, aktywność i mobilizację, szanse Busha zdają się maleć z miesiąca na miesiąc.

Wprawdzie obecny prezydent “pozostaje poważnym przeciwnikiem, na którym zęby może sobie połamać nawet tak charyzmatyczny kandydat jak powiedzmy Kerry - dowodzi londyński GUARDIAN - ale ostatnio Bush odsłania coraz więcej słabych punktów". Pomijając już dość powszechną wrogość, jaką jego osoba budzi w wielu środowiskach w USA, do słabych stron jego prezydentury zaliczyć można rosnące ostatnio w Stanach bezrobocie, niesprawiedliwie rozłożone obniżki podatków, na których korzystają głównie bogatsi, rosnący deficyt budżetowy (tylko w tym roku 521 mld dolarów). W ogóle zadłużenie wewnętrzne USA sięga już rekordowej sumy siedmiu bilionów dolarów.

“Senator z Massachusetts ma idealny profil polityczny, doskonale wpasowuje się w oczekiwania wyborców z tzw. środka, czyli tych, od których najwięcej zależy" - pisze paryski dziennik FIGARO. “Małżonkowi obracającej miliardami producentki znanej marki keczupu nie grozi wprawdzie, że będzie musiał spać pod mostem. Ale mimo to Kerry’emu udało się stworzyć wrażenie, że jest adwokatem niższych i średnich warstw społecznych, którym pod rządami Busha nie jest do śmiechu" - dodaje wiedeński STANDARD. “Kerry wydaje się dysponować wszystkim, co potrzebne w walce o Biały Dom: ma doświadczenie, wyrazisty język, jasne przesłanie polityczne, nawet odpowiedni wygląd" - konstatuje brytyjski INDEPENDENT.

Jakby tego było mało, coraz większym problemem dla Busha staje się Irak. A właściwie nie tyle sam Irak i ponoszone tam ofiary, co utrzymujące się zagrożenie atakami terrorystycznymi i przybierająca niekorzystny dla prezydenta przebieg debata o broni masowego rażenia i związany z tym problem wiarygodności Busha; zresztą natychmiast wykorzystał to Kerry, zarzucając Bushowi, że wprowadził w błąd Amerykanów.

Nie znaczy to jednak, że Kerry i Demokraci zamierzają w ogóle krytykować iracką politykę Busha, w końcu politycy demokratyczni poparli rok temu interwencję w Iraku. Co więcej, mając świadomość wyczulenia Amerykanów na punkcie bezpieczeństwa - oraz wychodzący naprzeciw tym odczuciom wizerunek Busha jako “mocnego człowieka", zdecydowanego bronić Stanów przed terroryzmem - zwolennicy Kerry’ego nieustannie podkreślają jego wojskową przeszłość: służbę w Wietnamie i liczne odznaczenia za odwagę, które Kerry tam zebrał. Niektórzy obserwatorzy z niesmakiem krytykowali swoistą licytację wojenną przeszłością, jaka wywiązała się podczas jednej z publicznych debat między Kerrym a generałem Wesleyem Clarkiem (dowódcą NATO podczas wojny o Kosowo, także pretendującym do nominacji Demokratów).

Włoski dziennik REPUBBLICA przestrzega jednak tych, którzy źle życzą Bushowi, przed przesadnym optymizmem: “Dziś wydaje się, że Bush tonie. Ale historia amerykańskich kampanii wyborczej uczy, że nie należy zbytnio ufać nastrojom, gdy do listopadowych wyborów pozostało jeszcze tak dużo czasu".

WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2004