Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwszy tekst w tym chronologicznie ułożonym zbiorze nosi datę 1925: 29-letni Czapski od roku przebywa w Paryżu z kolegami-malarzami z grupy kapistów i relacjonuje dla wileńskiego “Słowa" paryskie wykłady prof. Mariana Zdziechowskiego, historyka literatury i filozofa, poświęcone myśli religijnej polskiej i rosyjskiej. Tekst ostatni, “Dorożkarz i koń", ukazał się 64 lata później na łamach “Zeszytów Literackich" i powraca w nim wątek rosyjski: fascynacja pisarzami Rosji, przyjaźń z emigrantem Dymitrem Fiłosofowem, a przede wszystkim scena z ogarniętego rewolucją Petersburga, która nadała tytuł całości. Wydobyta z pamięci sędziwego, niewidomego już Czapskiego scena tak niezwykła i mocna, że chcę ją tu przytoczyć, bo ona jedna starczy, by zachęcić do sięgnięcia po całą książkę.
“To było w nocy. Świeciła daleko jedna latarnia przy ostro żółtym murze dawnego Senatu. Pamiętam tylko to światło i czarne drzewa z czarnymi liśćmi nad Newą... Nagle wyłoniła się dorożka. Dorożkarz siedział na wysokim koźle i popędzał konia dosłownie ledwie żywego. To był okres wielkiego głodu Petersburga. Nie wytrzymałem i powiedziałem mu: - Jak możesz powozić tą dorożką, kiedy twój koń zdycha z głodu!
Dorożkarz z wysokiego kozła, na którym siedział, zwrócił głowę ku mnie. Pamiętam, że był niemłody, miał płaską twarz bez zarostu - i odpowiedział mi odruchowo: - My wsie pomriom! Nic więcej, ale ta scena mnie ściga, bo to było jak wyznanie. W tym czasie już stwierdziłem, że polscy oficerowie, na poszukiwanie których wyjechałem z powrotem do Petersburga w końcu 1918 roku, zostali wszyscy rozstrzelani w Powieńcach w drodze do Archangielska. Musiałem jeszcze czekać w wygłodzonym Petersburgu na fałszywe papiery, by móc wrócić do Polski... Dziś, kiedy o tych miesiącach wspominam, najżywiej pamiętam twarz tego dorożkarza, ledwo żywego konia, wszystko w ciemności, z daleką latarnią na żółtym tle Senatu".
***
Pomiędzy tymi dwiema datami znajdziemy 109 tekstów. Przedwojenne ukazywały się głownie w “Wiadomościach Literackich" i “Głosie Plastyków", powojenne - oczywiście w “Kulturze", którą Czapski współtworzył, choć są też cztery pozycje z “Tygodnika Powszechnego" i “Znaku" (dwa szkice o przedwcześnie zmarłym malarzu francuskim Jeanie Colin, list o malarstwie skierowany w 1987 r. do Jerzego Turowicza i wypowiedź w “Znakowej" ankiecie o polskości). Forma i tematyka są bardzo różnorodne: rozmowa z André Maurois, relacje z wystaw, recenzje książkowe, polemiki wokół zagadnień plastycznych stanowiące część batalii prowadzonej w latach 30. przez kapistów, artykuły publicystyczne, nekrologi, przedmowy do książek Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Stanisława Vincenza i Floriana Czarnyszewicza, wspomnienie czy raczej laudacja na 25-lecie “Kultury"...
Niezależnie jednak od formy, tematu czy długości, z biegiem lat coraz wyraźniej słychać tu niepowtarzalny głos Czapskiego i nawet w przypadkowym, błahym z pozoru tekście trafiamy nagle na fragment olśniewający. Ale rzeczy błahych jest w “Rozproszonym" niewiele, wiele za to wypowiedzi ważnych, niektóre zaś z nich mają dziś rangę dokumentu historycznego. Jak “List otwarty do Jacquesa Maritaina i François Mauriaca", wystosowany 5 października 1944 roku - dramatyczny i niewysłuchany apel o zabranie głosu w sprawie tragedii Polaków. Jak “Kiedy prawdziwi Polacy powstaną...", artykuł z 1945 roku przywołujący poległych i zmarłych podczas wojny, niby mozaika z portretów trumiennych. Jak namiętne i gorące teksty powstałe pod wrażeniem krwawego stłumienia powstania na Węgrzech w 1956 roku, “wojny sześciodniowej" 1967 roku (Maria i Józef Czapscy, Konstanty A. Jeleński, Stanisław Vincenz i Aleksander Wat ogłosili wówczas w londyńskich “Wiadomościach" apel do polskiej emigracji o solidarność z zagrożonym państwem Izrael) czy demonstracji grupki dysydentów rosyjskich na Placu Czerwonym przeciw interwencji w Czechosłowacji.
“Jak nie krzyczeć?" - to znamienny tytuł artykułu opisującego historię kilkudziesięciu chłopów syberyjskich, członków ewangelickiej sekty, którzy w styczniu 1963 roku poprosili o azyl w ambasadzie amerykańskiej w Moskwie i zostali wydani władzom sowieckim. Bo też Józef Czapski, człowiek łagodny i dobry, nie formułujący sądów pochopnych, bywał, gdy trzeba, polemistą ostrym i zdecydowanym. Wtedy zaś, gdy w imię pragmatyzmu gwałcono wartości podstawowe, umiał zdobyć się na głośny protest, na krzyk właśnie. I wierzył w sens najbardziej nawet straceńczych działań podjętych w słusznej sprawie. “Gest samotnego protestu tej garstki - pisał o demonstrantach z Placu Czerwonego - błyszczeć będzie w historii Rosji XX wieku".
***
Pisząc w setną rocznicę urodzin włoskiego filozofa Benedetta Croce o wspomnieniach jego córki Eleny, Czapski zauważa: “Wszyscy mamy za sobą Atlantydy, o wojnach, katastrofach spisano już tomy historii, ale tu chodzi o uratowanie z niepamięci wypadków, tak jak się przełamywały w oczach jednostek tym wypadkom współczesnych. Te wspomnienia osobiste to bunt przeciw znijaczeniu przeszłości, naszej przeszłości, która już przez historyków rozmieszczona w odpowiednie szufladki, pożarta statystykami, milionowymi cyframi, staje się abstrakcyjna, prawie obojętna dla następnego pokolenia". U samego Czapskiego przeszłość także zostaje wydobyta z owych szufladek, ożywa i nabiera kolorów. A to, co było kiedyś niemal reportażem, pozwala dziś dotknąć minionej dawno chwili, czasem zaś rodzi niespodziewane skojarzenia.
Na stronie 83 znajdziemy esej “Źródła sztuki nowoczesnej": o krzyżowaniu się elementu abstrakcyjnego i naturalistycznego w sztuce, o rewolucjach artystycznych, jakie dokonały się we Francji na przełomie XIX i XX wieku i o tym, że “dla współczesnego człowieka, który przeżył, przetrawił prądy ostatnich lat czterdziestu, piękno estetyczne nie jest zjawiskiem, które monopolizuje jedna epoka czy jeden kraj". I nie byłoby w tym eseju nic szczególnego, gdyby nie data i miejsce jego powstania. Czapski napisał go w 1943 roku, gdy wraz z Armią Andersa znalazł się na Bliskim Wschodzie, a rozważania swoje rozpoczyna od rzeźb i waz sumeryjskich zgromadzonych w muzeum w Bagdadzie. Tym samym muzeum, które niedawno, po zdobyciu Bagdadu przez Amerykanów, zostało splądrowane, najpewniej zresztą wcale nie przez przypadkowy tłum, a przez rabusiów działających na zamówienie... Przeszłość spotyka się z teraźniejszością i nie jedyne to takie spotkanie na kartach “Rozproszonego". (Biblioteka “Więzi", Warszawa 2005, s. 556. Zebrał i notami opatrzył Paweł Kądziela.)
Lektor