Niejeden Kościół upadł

PROF. ANDREA RICCARDI, założyciel wspólnoty Sant’Egidio: Tylko Ewangelia może nas, katolików, uratować z kryzysu – postawienie w centrum ludzi najbiedniejszych, a nie problemów wewnątrzkościelnych.

18.10.2021

Czyta się kilka minut

Andrea Riccardi, Rzym, styczeń 2021 r. / Stefano Spaziani / Mondadori Portfolio / Getty Images
Andrea Riccardi, Rzym, styczeń 2021 r. / Stefano Spaziani / Mondadori Portfolio / Getty Images

EDWARD AUGUSTYN: Był Kościół w drzwiach, Kościół jako szpital polowy... Teraz mamy Kościół synodalny. Coś się zmieniło czy to kolejne modne słowo?

PROF. ANDREA RICCARDI: Dalej mamy szpital polowy, tylko w drodze. Bo synodalność to wspólna droga, wyjście do innych i z innymi.

Synodalność uratuje Kościół z kryzysu?

Myślę, że tylko Ewangelia może uratować Kościół z kryzysu. Synodalność to tylko metoda, sposób włączenia ludzi wierzących w dyskusję, by pokazać, że Kościół to nie instytucja, ale Lud boży. Celem jest powrót do Ewangelii, do pasji i zaangażowania wszystkich wierzących w jej głoszenie. A Ewangelia, tak jak ją rozumiem, oznacza postawienie w centrum uwagi ludzi najbiedniejszych, przejęcie się losem tych, którzy cierpią, a nie problemami wewnątrzkościelnymi. Ewangelia to zaangażowanie w sprawy społeczeństwa i świata.

A ta ogólnokościelna dyskusja wszystkich wiernych, z różnych kultur i mentalności, nie podzieli nas jeszcze bardziej?

Nie sądzę. Podziały już są. Dobrze ugruntowane i zideologizowane. Byleby nie wprowadzać do Kościoła ideologii.

Jakich ideologii?

Żadnych. Ani postępowych, ani konserwatywnych.

Czym się różni ideologia od religii?

Nie zawsze jest to jasne. Ideologia wyraża interesy jakiejś grupy. Religia nie. Jan Paweł II już na początku swego pontyfikatu, po rewolucji Chomeiniego, zrozumiał, że religia – nie tylko islam – może stać się ideologią, która uświęca wojnę. Dlatego w 1986 r. wezwał przywódców wielkich religii do Asyżu, miasta św. Franciszka, by wspólnie modlić się i rozmawiać.

Jak się bronić przed ideologizacją chrześcijaństwa?

Znów ta sama odpowiedź: Ewangelia. To odtrutka na wszystkie ideologie. Nie pozwala zamykać się na innych, ale każe do nich wychodzić. Dlatego wierzę w proces synodalny, a jeszcze bardziej w żywą wspólnotę w służbie Ewangelii, która jest zaprzeczeniem podziałów i polaryzacji.

Kilka dni temu Wspólnota ­Sant’Egidio, której jest Pan założycielem, zorganizowała w Rzymie, pod Koloseum, podobne między­religijne spotkanie modlitewne, jak przed 35 laty Jan Paweł II w Asyżu.

Wszyscy mieszkamy wspólnie na jednej Ziemi. To nasz globalny dom. Pomysł, że można żyć tylko wśród chrześcijan, tylko wśród katolików, tylko wśród ludzi jednej narodowości, to iluzja. Jan Paweł II mówił mi, że najchwalebniejszym okresem w historii Polski był okres polskiego commonwealth, kiedy Polacy, Litwini, Ukraińcy, Żydzi żyli razem. Polskę stanowiły różne narody i różne religie. Powtarzał, że najwspanialszym waszym władcą był Zygmunt August, który powiedział: nie jestem panem waszych sumień. Jan Paweł II najbardziej cenił właśnie państwa wielonarodowe i wieloetniczne. A tradycja jagiellońska była jego wspaniałą wizją, także dla współczesnej Polski

Czy dziś słowa papieża – któregokolwiek – mogą jeszcze wpływać na rzeczywistość? Wydaje się, że głos Kościoła traci na znaczeniu.

A czy miał znaczenie pod koniec XIX wieku? Albo w czasie II wojny światowej? Czy dziś ktoś się przejmuje głosem papieża? Można powiedzieć: i tak, i nie. Dla mnie bardziej smutne jest to, że Kościół pogodził się ze swoją społeczną nieistotnością.

Co to znaczy?

Kościół włoski w czasie pandemii, zwłaszcza w jej początkowym i pełnym chaosu okresie, milczał. Oczywiście uruchomiło się w jego obrębie wiele inicjatyw pomocowych, ale milczał w obliczu dekretów zakazujących sprawowania kultu. Jeszcze nigdy w historii kraju nie zawieszono mszy i nabożeństw, nawet podczas wojny, w czasie bombardowań, przejścia frontu czy niemieckich łapanek. A już na pewno nigdy nie zrobił tego rząd.

Zrobił to w obliczu zagrożenia, jakiego ani Włochy, ani świat nie znały i nie wiedziały, jak się przed nim bronić.

Bez względu na to musimy przyznać, że był to przełom w historii włoskiego Kościoła, który został potraktowany gorzej niż instytucje komercyjne, a na pewno nie jak te, które są ludziom koniecznie potrzebne. A przecież, choćby patrząc w przeszłość, zawsze w czasie pandemii był dla ludzi wsparciem i punktem odniesienia. Biskupi przyjęli dekret rządu w milczeniu. Zgodzili się, że w czasie pandemii Kościół jest niepotrzebny, wiara nie ma znaczenia i nie pomaga ludziom w najtrudniejszych sytuacjach. Wydaje mi się, że model włoski został potem przyjęty też w wielu innych krajach.

I co dalej? Jak wyjść z wielopoziomowego kryzysu?

Teraz najważniejsze jest, by wyciągnąć z pandemii lekcję. Nie traktować jej jak wypadku przy pracy, nie brać jej w nawias. Jest doświadczeniem globalnym, wszystkich ludzi i narodów. I na nim możemy zacząć budować świat, który będzie bardziej dla wszystkich. Musi być rozpoczęciem nowego, zupełnie innego życia.

O tym mówi napisana w czasie pandemii encyklika „Fratelli tutti”.

To kluczowy dokument. A dla nas, katolików, nauczanie papieża powinno być najważniejszym punktem odniesienia. Papież pokazuje, jak czytać Ewangelię w nowym kontekście społecznym i historycznym. I jakie wyciągać z niej wskazówki na przyszłość. Tak było zawsze. Punktem odniesienia był Pius XII w czasie zimnej wojny, Jan XXIII w czasie odwilży, Paweł VI w burzliwych latach posoborowych. I był też Jan Paweł II. Bez nauczania papieży katolicy staliby się prowincjonalni i egoistyczni.

Ale jednak nawet długi i spektakularny pontyfikat Jana Pawła II nie zatrzymał kryzysu Kościoła.

Znałem dobrze Jana Pawła II. Uważam, że jest kluczem do zrozumienia historii chrześcijaństwa na przełomie XX i XXI wieku. Był wielkim papieżem, bardzo polskim, ale też uniwersalnym, który zrozumiał świat, uwolnił Wschód i Zachód od strachu, przywrócił entuzjazm wiary.

W swojej najnowszej książce „Kościół płonie. Czy chrześcijaństwo ma przyszłość?” pisze Pan, że być może charyzmat polskiego papieża przykrył pewne problemy, zamiast je rozwiązać.

Piszę, że są takie interpretacje i że trzeba się z nimi zmierzyć. Kard. Carlo Martini podkreślał, że pontyfikat Jana Pawła II nie był czarno-biały, ale miał wiele odcieni. Cenił wielką odwagę Wojtyły, skupienie na modlitwie, kontakt z ludźmi, zwłaszcza młodymi. Żadnemu papieżowi ani wcześniej, ani później nie udało się tak zdobyć młodzieży. Natomiast krytycznie oceniał jego sposób zarządzania Kościołem, a zwłaszcza wiele decyzji personalnych. Uważał też, że podróże Jana Pawła II i masowe wydarzenia skupiały uwagę świata na nim, a przykrywały problemy Kościołów lokalnych. Z wiadomych powodów inne były też pierwsze lata pontyfikatu Wojtyły, a inne ostatnie.

Myślenie, że Jan Paweł II mógłby rozwiązać wszystkie problemy Kościoła, jest śmieszne. Kryzys w Kościele był i będzie. Kościół żyje w kryzysie. Nie obiecuje raju na ziemi ani sam nim nie jest.

Dziś jednak kryzys Kościoła wydaje nam się dużo głębszy. Pewnie wcześniej wiele spraw udawało się wyciszać, o problemach wiedziała tylko wąska grupa, a jeśli wyciekały kompromitujące historie, przedstawiano je jako odosobnione przypadki albo plotki rozpuszczane przez wrogów. Teraz powstają rzetelne raporty, widzimy skalę nadużyć we Francji, w Niemczech Stanach Zjednoczonych. Także w Polsce.

Tak, widzimy zło, ale widzimy też dobro. Zawsze je widzieliśmy. Myślę, że Kościół jest właśnie taki, jak go opisywali dawni Ojcowie: i grzeszny, i czysty. Tak było już za ich czasów.

Proszę wybaczyć, ale to brzmi jak dobra wymówka. Wszyscy są grzeszni, w związku z tym wszystko można wytłumaczyć.

Ewangelia mówi, że grzesznik powinien się nawrócić. Nie da się inaczej naprawić zła. Powtarzam, ratunkiem dla Kościoła jest Ewangelia. I na niej się koncentrujmy.

Pisze Pan w ostatniej książce, że możliwy jest upadek Kościołów historycznych – czyli też rzymskokatolickiego. I że w historii upadło wiele wielkich Kościołów, choćby w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie.

Ale nie stało się to, jak często uważają współcześni „suwereniści”, z powodu zagrożenia islamem – w rzeczywistości apostolskie Kościoły na Bliskim Wschodzie przez wieki stawiały opór islamizacji. Do II wojny światowej chrześcijanie byli większością np. w Libanie. Byli też dużą społecznością w Syrii. Do ich upadku przyczyniła się sytuacja polityczno-militarna, której konsekwencją była emigracja. Dziś pozostały z nich tylko małe wspólnoty.

Za większe zagrożenie dla Kościołów historycznych uważa Pan postępującą pentekostalizację?

Pisałem, że ogromnym wyzwaniem, zwłaszcza w Afryce, w Ameryce Łacińskiej, Ameryce Północnej i Azji, są wspólnoty neoprotestanckie i neopentekostalne, które działają na zasadzie sekt. Trzeba je wyraźnie odróżnić od wspólnot zielonoświątkowych katolickich czy zielonoświątkowych protestanckich, których nie uważam za zagrożenie, a wręcz przeciwnie – to ciepłe, wspólnotowe chrześcijaństwo. Natomiast sekty neoprotestanckie to co innego. Papież Franciszek nazywa ich doktrynę teologią dobrobytu. To grupy, które przystosowały Biblię do obrony idei konsumpcjonizmu, wolnego rynku, bogacenia się. Stawiają na indywidualizm, na potrzebę zaspokojenia ego. Tymczasem wspólnoty z dobrze uformowaną teologią – katolickie, protestanckie czy prawosławne – stawiają na „my”, nie na „ja”.

Tyle że współczesny człowiek coraz mniej myśli w kategoriach wspólnotowych. I coraz mniej zależy mu na godzeniu wiary z rozumem – ucieka w emocje, irracjonalizm, spiski, prywatne objawienia.

Myślę, że w Kościele katolickim jest miejsce i na to, i na to. Fides et ratio, liturgia i emocje, modlitwa i służba ubogim, wiara ludu i oparta na założeniach filozoficznych teologia.

Jak znaleźć równowagę pomiędzy charyzmatem a instytucją, duchem i prawem?

W historii. Znajdowaliśmy ją wiele razy, wciąż znajdujemy i będziemy znajdować.

Czyli rację mają tradycjonaliści, którzy mówią: wróćmy do sprawdzonych i bezpiecznych wzorców.

Tradycjonalizm niewiele ma wspólnego z tradycją. Jest formą sekciarstwa, która wykorzystuje tradycję. Z lat dzieciństwa pamiętam liturgię łacińską, dorastałem w niej. Gdy dziś widzę liturgię tradycjonalistów, nie rozpoznaję tego, co odnajdywałem w tamtej liturgii.

Co zatem znaczy szukanie pomocy w historii, o której przed chwilą Pan mówił?

Historia to przeszłość i przyszłość. Tworzymy ją codziennie z myślą o przyszłości. Ta dawna też powstawała z myślą o przyszłości. Pamięć jest rzeczywistością dynamiczną, jak w religii żydowskiej. Język hebrajski określa ją słowem zikkaron. Dzięki takiej pamięci doszło do wyzwolenia Izraela, a naród żydowski pozostał wierny Bogu. W chrześcijaństwie wyrazem takiej pamięci o wydarzeniu, które dokonało się w przeszłości, ale trwa w teraźniejszości, jest Eucharystia.

Jak zachować równowagę między tożsamością, tradycją i słynnym ­soborowym aggiornamento?

Myślę, że to jeden z najważniejszych problemów. Podobnie jak równowaga pomiędzy tożsamością a dialogiem – np. z innymi religiami. Moim zdaniem nie ma dialogu, jeśli nie ma świadomości własnej tożsamości. Nie rozmawiałbym z panem, gdybym nie potrafił się zidentyfikować, samookreślić, gdybym nie znał własnej tożsamości. Tylko wtedy możliwy jest dialog, który nas obu „ubogaca” i w jakiś sposób zmienia.

Na czym polega tożsamość katolicka?

Być katolikiem znaczy być uczniem Jezusa i Słowa Bożego. Iść za Nim tu i teraz, w miejscu i czasie, w jakim żyjemy. To znaczy być częścią wielkiej wspólnoty, jaką jest Kościół. To znaczy kochać bliźnich, a zwłaszcza ubogich. To znaczy ­głosić Ewangelię bliskim. I wraz z innymi budować świat w pokoju.

Nie było nic o zachowywaniu prawa. W Polsce niedawno wiele osób bardziej było oburzonych złamaniem przepisów liturgicznych przez jednego biskupa niż śmiercią na granicy kilku osób, którym nikt nie udzielił pomocy.

Co mam powiedzieć? Przytoczę słowa waszego wielkiego papieża z orędzia na Światowy Dzień Migranta w 1999 r.: „Wyrazem katolickości jest nie tylko braterska wspólnota ochrzczonych, ale także gościnność okazana cudzoziemcowi niezależnie od wyznawanej przez niego religii, odrzucenie wszelkich barier i dyskryminacji rasowej oraz uznanie osobowej godności każdego człowieka, czemu winna towarzyszyć ­aktywna obrona jego niezbywalnych praw”.

To były jego słowa i jego wizja – wielkie otwarcie się na wszystkich, którzy cierpią, którzy opuścili swoją ojczystą ziemię.

Może czasy się zmieniły? Może Jan Paweł II nie miał na myśli tych migrantów, o których polski rząd mówi, że roznoszą zarazki, są terrorystami, pedofilami, zboczeńcami.

Trudno mi w to uwierzyć, chociaż bardzo szanuję zdanie polskiego rządu. Oczywiście wiadomo, że rząd białoruski specjalnie ich na waszą granicę przywozi, zresztą podobnie robią inne rządy na świecie. Ale tego problemu nie rozwiąże się budowaniem murów. Jedynym rozwiązaniem jest współpraca ze społecznością międzynarodową, europejską. Nikt sam nie poradzi sobie z problemami imigracyjnymi.

A jeśli ta migracja jest skutkiem gry politycznej reżimów, handlarzy ludźmi, mafii? Mieliście podobne sytuacje we Włoszech.

Dlatego wymyśliliśmy korytarze humanitarne. To rozwiązanie legalne i humanitarne, jedyny sposób na walkę z mafiami. Jeśli otworzy się ludziom bezpieczne drogi, te niepewne, nielegalne i przestępcze same się zamkną.

Co w takim razie powinien zrobić polski Kościół i polscy biskupi?

Myślę, że oni sami dobrze to wiedzą. Nie muszę im doradzać. To problem Konferencji Episkopatu Polski. Znałem wielu odważnych biskupów polskich – kardynałów Wyszyńskiego, Glempa, Macharskiego. Doceniałem ich odwagę w czasach Breżniewa, gdy ludzie naprawdę bali się władzy sowieckiej. Znam tradycje oporu polskiego Kościoła i stawiania czoła wielkim problemom.

Dziś musieliby sprzeciwić się nie tylko władzy, ale też blisko połowie Polaków, którzy nie chcą przyjmować imigrantów. Którzy za bliźniego uznają tylko tego, kto jest z ich nacji i religii. Nazywa Pan taką postawę nacjonalkatolicyzmem. Czy to w ogóle jest katolicyzm?

No cóż. Jest wiele odmian katolicyzmu. Także taki. Katolicyzm zawsze był pluralistyczny, jak i całe chrześcijaństwo. Mamy cztery Ewangelie, nie jedną. Ale mówiąc serio, jedność Kościoła wyraża się w jedności z papieżem i biskupami. Papież pokazuje, jak dziś czytać Ewangelię, jak iść do przodu, nie popadać w sekciarstwo.

Dlaczego narodowy katolicyzm ma się tak dobrze? Nie tylko w Polsce.

Nie sądzę, żeby miał się dobrze. Kościół ma się dobrze, gdy jest pokój w narodzie, gdy jego wierni z radością uczestniczą w liturgii, gdy wyznają swoją wiarę publicznie, w społeczeństwie. Formuła nacjonalkatolicyzmu jest formułą ideologiczno-polityczną. I jako taka może funkcjonować również w społeczeństwach bardzo zsekularyzowanych, co widzimy np. na Węgrzech.

A jeśli miałbym już coś radzić polskim katolikom, podobnie jak węgierskim, włoskim i wszystkim innym, także sobie, to chyba tylko tyle, by się więcej modlili, bardziej kochali biednych, okazywali serce tym, którzy najbardziej potrzebują pomocy, a także żeby patrzyli na to, co dzieje się na świecie, poza własnymi granicami. I włączali się w budowanie nowego, lepszego świata po pandemii.©℗

PROF. ANDREA RICCARDI (ur. 1950) założył w 1968 r., będąc licealistą, wspólnotę Sant’Egidio, dziś obecną w ponad 70 krajach świata, zajmującą się pomocą biednym, bezdomnym, uchodźcom i emigrantom. Wykładał historię współczesną na uniwersytetach w Bari i Rzymie, był ministrem integracji i współpracy międzynarodowej w rządzie włoskim (2011-13), negocjatorem pokojowym w krajach afrykańskich. Autor wielu książek – wkrótce w Polsce, nakładem Znaku, ukaże się najnowsza z nich: „Kościół płonie. Czy chrześcijaństwo ma przyszłość?” (tytuł roboczy).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2021