Szkoła w proszku

Jeśli mówimy o tym, jak szkoła niszczy talenty, opiszmy kluczowy błąd systemu. Polską edukację kształtuje fałszywy hegemon: prymitywny marketing.

23.02.2015

Czyta się kilka minut

To prawda, że talenty młodzieży ulegają urawniłowce i że model absolwenta pozostawia wiele do życzenia w perspektywie innowacyjnego społeczeństwa i silnej gospodarki. Pytanie brzmi, dlaczego system ma taką dynamikę, że porównaniom nie towarzyszy kreowanie zdrowych wzorców? Czemu jest głuchy na głos rodziców? Dlaczego produkuje uśrednione lemingi? Egzaminy zewnętrzne trudno kształtować w zupełnym oderwaniu od pisemnych testów, które funkcjonują z niezłym skutkiem od Korei po Finlandię. Nie jest też prawdą, że testy i nacisk na weryfikowanie kompetencji to jakaś zachodnia moda. Co roku uczę dużą grupę nastolatków z Azji, gdzie podejście jest podobne.
Oświacie trzeba się przyglądać – proszę wybaczyć żargon – w „ujęciu dynamicznym”. Reformy są przecież jej nieodłącznym elementem: całkowite przewalcowanie programów, zmiana modelu liceum, skrócenie podstawówki i stworzenie gimnazjów, ciągłe poszukiwania w dziedzinie formuły maturalnej – system jest w ciągłym ruchu. Jak ocenić kierunek zmian? Czy porażki w obszarze pracy z najzdolniejszymi oznaczają, że chcemy powrotu do przeszłości? Ten, kto pamięta szkołę PRL-u (zwłaszcza jeżeli był zdolnym uczniem), nie będzie za nią tęsknił. Większość przyzna, że zmiany są zbyt małe, a strategiczna reforma – niedokończona. Uczeń, również szczególnie zdolny, ma jednak świadomość pewnego zakresu podmiotowości (fakt, że niepełnej – o tym za chwilę). Wie, że uczy się dla siebie – nie dla państwa czy partii.
Z jednej więc strony, reforma dała podstawę do zbudowania szkoły szanującej ucznia, przygotowującej go do życia w społeczeństwie, także: do wyjścia na rynek. Z drugiej – wzmocniła tendencje konkurencyjne, ale nie zapewniła samosterowności systemu. To oznacza, że ludzie (uczniowie, rodzice, pedagodzy) nie tworzą szkoły na swoje potrzeby, ale ulegają medialnej manipulacji.

Co to znaczy dobra szkoła
Uczniowie pójdą dziś wszędzie, gdzie dostaną przekonujący sygnał: „po tym są studia/praca”, „stąd dostaniesz się dalej”. Ani absolwenci, ani rodzice nie przyglądają się krytycznie tej rewii mody. Nie pytają: „czy to studia akurat dla mnie?”, „jaka konkretnie praca – w moim mieście, w Warszawie czy w Europie?”, „teraz jest, a czy będzie za pięć lat?”.
Co wyznacza renomę placówek? Oczywiście punkt docelowy rynkowego wyścigu, a w systemie oświaty – matura. Jakie szkoły średnie są pożądane? W polskim systemie AD 2015 dobra szkoła to niekoniecznie ta z najlepszymi nauczycielami, nie zawsze efektywnie pracująca, co więcej – zwykle nieprzejmująca się osobowością i talentem ucznia. „Dobra” szkoła to ta, która znajdzie się wyżej w rankingu. A że nasze rankingi są prymitywne (uwzględniają jedynie efekt egzaminu, nie zaś to, co dokładnie zrobiono przez kilka lat pracy z uczniem), można się więc nie wysilać – jeśli na starcie zrekrutowało się mocnych kandydatów, wynik na mecie i tak jest dobry.

Co to znaczy dobry dyrektor
Oczywiście: rynek jest dynamiczny, a szkoły mogą konkurować, specjalizować się i motywować belfrów. Ryzyko jest jednak większe. Hegemonia prymitywnego marketingu odpowiada za większość złych trendów w oświacie – przede wszystkim za błędne kryteria publicznej ewaluacji, ale także za odbieranie uczniom i rodzicom podmiotowości oraz za uśrednianie i niszczenie talentów. Niczym 25 lat temu wciska się nam przekonanie, że najbielsze pranie jest po takim proszku, który zachwalają najgłośniejsze reklamy.
System nie kreuje popytu na dobrą pracę w klasie. „Zaradny dyrektor” to ten, kto pozbędzie się uczniów sprawiających kłopot, oczyści szkołę z nietypowych przypadków, spacyfikuje wymagających rodziców. Tego rankingi nie mierzą – interesuje je tylko cyferka na mecie. „Dobry” dyrektor musi też oczywiście przyciągać najmocniejszych kandydatów, no i dogadywać się z kuratorium, ale to już abecadło.
Że po drodze gubi się talenty? Trudno, takie mamy koszty systemu. Że rodzice i uczniowie orientują się na przekaz marketingowy szkoły, nie dysponując wiedzą o realnych wynikach pracy? Cóż, taki mamy klimat.

Jak wybrnąć z tej pułapki?
Po pierwsze: przestawić hierarchię z głowy na nogi. Promować takie rankingi, które zmierzą pracę szkoły, i wyjaśniać, że dziś już nie ma liceów dobrych „dla każdego”. Kluczem może tu być wskaźnik Edukacyjnej Wartości Dodanej, nad którym pracują naukowcy, ale szkoły nie udostępniają jeszcze wyników na tyle powszechnie, by stał się podstawą rankingów. EWD pokazuje stan uczniów zarówno „na wejściu” do szkoły, jak i pod koniec nauki – co przecież jest sednem sprawy.
Po drugie: rola rodziców. Tam, gdzie szkoła jest miejscem spotkania uczniów, rodziców i nauczycieli, da się wytworzyć klimat współgrania ambicji i talentów. Bez tego – pozostanie terenem manipulacji na krótką metę, gdzie liczy się wynik na papierze, a nie zindywidualizowana praca nad uzdolnieniami młodzieży. Absolwentów, z których każdy wykorzystuje swój potencjał społeczny i kulturowy, a zarazem umie działać w grupie, nie wychowa sama szkoła. To pole współpracy z rodziną. Fasadowe i pozostające na usługach szkolnej administracji rady rodziców nie spełnią tego zadania.
Po trzecie: diabeł tkwi w szczegółach. Gdy już tamte punkty uda się ogarnąć, pozostaną kwestie indywidualizacji zadań i podmiotowego traktowania uczniów, a także znalezienia funduszy na pracę z megatalentami. To już jednak tematy na odrębną dyskusję. ©

Autor jest nauczycielem i publicystą, pracuje w Warszawie i w Bournemouth.

„Edukacja nawraca uczniów na przeciętność” – pisaliśmy w „TP” 5/2015. Przeczytaj poprzednie artykuły

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2015