Każdy zasługuje na swoją opowieść

Reporter może spróbować pokazać to, co jest udziałem jego bohaterów, towarzysząc im w trudnej drodze po to, by być jak najbliżej prawdy ich doświadczenia.

16.10.2023

Czyta się kilka minut

Każdy zasługuje na swoją opowieść
Zaatari – największy obóz dla uchodźców z Syrii. Sercem obozu jest długa ulica nazywana przez miejscowych Champs-Élysées. Jordania, lipiec 2018 r. / GRAŻYNA MAKARA DLA POLSKIEJ MISJI MEDYCZNEJ

Zdjęcie kilkuletniego martwego chłopca, leżącego twarzą w mokrym piasku, wydawało się momentem zwrotnym, który zmieni negatywne podejście do ludzi szukających lepszego życia w innym miejscu. Niewielkie, bezwładne, nienaturalnie wygięte ciało, czerwona koszulka, granatowe spodenki – uwieczniony na fotografii obraz był czymś niewyobrażalnym, zbyt okrutnym, za bardzo angażującym emocjonalnie. Wiele osób deklarowało, że widoku tego nie zapomni. Zwłaszcza że jego uzupełnieniem było inne zdjęcie: wysokiego mężczyzny, funkcjonariusza podnoszącego chłopca i usuwającego go sprzed oczu dziennikarzy oraz innych obserwujących. Dziecko, przed którym było całe życie, nie doczekało wolności.

Nie doświadczyło także trwałości pamięci, bo zbyt szybko zostało zapomniane. Jednocześnie ten martwy chłopiec boleśnie uświadamia nam to, o czym pisze Susan Sontag w „Widoku cudzego cierpienia”: że musimy również zapytać o tych, których nie widać, o ich losy, o ich sytuację. Śmierć tamtego dziecka mogła coś zmienić, ale tak się nie stało. W międzyczasie przesunęliśmy kolejną granicę obojętności. Ten zwrot od zaangażowania do obojętności celnie pokazuje projekt Ai Weiweia, który odtwarza słynne zdjęcie. Mężczyzna kładzie się na plaży, przyjmując pozycję zmarłego dziecka. Gdzieś w tle obecne jest pytanie – czy chwilowe poruszenie związane z cierpieniem dzieci w jakikolwiek sposób dotyka również dorosłych?

Wspieraj Conrad Festival!

Już po raz 15. Fundacja Tygodnika Powszechnego, wraz z Miastem Kraków i Krakowskim Biurem Festiwalowym, organizuje Conrad Festival, jedno z najważniejszych wydarzeń literackich w Polsce. Wesprzyj jego powstawanie!

Kim jesteśmy?

Konieczność zdefiniowania siebie na nowo dotyczy nie tylko tych, którzy wsiadają do przeładowanych łodzi lub zdają się na przewodnictwo przemytników, prowadzących ich przez góry i miejsca nieuczęszczane, zawodzących ich zaufanie. Osamotnieni, zdani na siebie, unieruchomieni na jakiejś granicy, gdzie dla ludzi z obu stron są nielegalnymi obcymi. Samookreślenie jest również potrzebą osób, które zderzają się z potrzebującymi pomocy i szukającymi sposobu na rozpoczęcie wszystkiego od nowa. 

Uciekinierzy określani są uchodźcami, tymczasem przyporządkowanie to nie dla wszystkich, których dotyczy, jest oczywiste i akceptowalne. Agus Morales w swoim reportażu „Nie jesteśmy uchodźcami. Życie w cieniu konfliktów zbrojnych” mówi wprost, że świat czasem to bagno. Unika czarno-białego portretowania rzeczywistości. Pokazuje, że zło może rodzić się wszędzie. Uświadamia, że biografie ludzi bywają wymazane bezpowrotnie. 

Śmierć podczas drogi do nowego życia staje się często przypieczętowaniem anonimowości i poczucia zbędności, którym uciekający próbują się przeciwstawić. Ci, od których uchodźcy oczekują pomocy, zostają postawieni przed decyzjami wcześniej nieobecnymi w ich codzienności. Bywają tymi, którzy oferują wsparcie i nie zapominają o tym, że naprzeciwko nich stoi człowiek. Bywają też agresorami, ludźmi niebezpiecznymi, chronionymi przez mundury, ale niosącymi zagrożenie dla tych, którzy szukają pomocy prawnej, medycznej i humanitarnej. 

Rozmowy Mikołaja Grynberga z tomu „Jezus umarł w Polsce” z tymi, którzy żyją przy granicy polsko-białoruskiej i którzy tam przyjechali, by pomagać, znakomicie to etyczne uwikłanie pokazują. Z kolejnych wywiadów bije przekonanie, że tego, co dzieje się dziś, nie można tak po prostu zapomnieć i wrócić do stanu nieświadomości poprzedzającego chwilę, w której trzeba było ratować czyjeś życie lub odmówić pomocy. Ten, kto czegoś takiego doświadczył, nie zapomni ludzi szukających schronienia. Nie zapomni też cierpienia i okrucieństwa, z którym się zetknęli.

Tymczasowość na zawsze?

Katarzyna Boni i Wojciech Tochman w reportażu „Kontener” próbują uchwycić tylko fragment opisywanej rzeczywistości. Portretują jeden z największych znajdujących się w Jordanii obozów dla uchodźców z Syrii, odsłaniając paradoks istnienia tego miejsca. Zatari zamienia się w wielkie miasto tymczasowości. Uchodźcy otrzymują ratunek, opiekę, tytułowy kontener, ale mierzą się też z zagrożeniami i narastającym poczuciem bezsilności. 

To uwikłanie pokazuje również Ben Rawlence w „Mieście cierni”. Na podstawie nieoczywistych biografii swoich bohaterów odsłania specyfikę – takie określenie pojawia się w podtytule – „największego obozu dla uchodźców”. Chodzi oczywiście o Dadaab w Kenii. Ludzie, którzy tam docierają, funkcjonują w specyficznym rozdwojeniu: wierzą, że jest to tylko etap, tymczasem nie rysuje się przed nimi żadna perspektywa zmian. Są bezpieczni, bo udało im się uciec przed śmiercią, ale wśród tysięcy ludzi odtwarzane są wszystkie reguły życia społecznego, także te przestępcze. Mieli znaleźć się w raju, a niekiedy doświadczają piekła. Pojawia się też kontekst czerpania korzyści z pomocy humanitarnej i innych nadużyć. Pisze o tym chociażby Linda ­Polman w „Karawanie kryzysu”. 

Podróże rozpaczy

W jednym ze swoich tekstów Olga Stanisławska zauważa: „Jesteśmy uzależnieni od wyzysku innych”. Ta cierpka konstatacja współgra z wyrażanym ­często przez mieszkającą we Francji autorkę przekonaniem o odpowiedzialności Europejczyków za kolonializm i jego dzisiejsze konsekwencje. Pokazuje to również w swojej książce „Gorsze dzieci Republiki. O Algierczykach we Francji” Ludwika Włodek. Pytanie o to, kto jest migrantem i kogo społeczeństwo chce uznawać za migranta, a więc pośrednio nadal obcego, wraca w wielu tekstach Stanisławskiej. Zamieszki na ulicach Paryża, gettoizacja na podstawie rasowej i klasowej przynależności – to wszystko zakorzenione jest nie tylko w „tu i teraz”, ale także w kolonialnej przeszłości, która pozostawiła ślad w relacjach międzyludzkich. Wyzysk wiąże się ze stygmatyzacją i łatwością klasyfikowania innych ludzi. Ma swoje źródło w obojętności na los drugiego człowieka i w przekonaniu, że wszystko może stać się towarem. 

Taki sposób myślenia dramatycznie wpływa na los tych, którzy opuszczają na zawsze swój kraj i szukają nowych możliwości w Europie. Uchodźcy wyprzedają wszystko, co mają, na ich wyprawę składa się często cała rodzina. Z kolei kobiety narażone są na przemoc seksualną, stają się łatwym łupem dla tych, którzy chcą czerpać korzyści z ich ciał. Marzenie o wolności zostaje okupione niewyobrażalnymi wręcz kosztami i, jeśli zostaje spełnione, naznaczone jest wcześniejszym upokorzeniem. Nie bez powodu więc Stefano Liberti w „Na południe od Lampedusy” używa sformułowania „podróże rozpaczy”. Nie ma w nich pocieszenia, nie ma szansy na współczucie, nie ma też pewności, że to, czego się doświadczyło, faktycznie doprowadzi do celu. Bywa przecież nieraz, że przemytnicy oszukują i skazują swoich podopiecznych na pewną śmierć. 

Niebieskie worki

W „Wielkim przypływie” Jarosława Mikołajewskiego pojawia się problem, który można by określić mianem mierzenia się z ostatecznością na co dzień. Nie chodzi bowiem o liczbę przybywających na wyspę uchodźców, ile raczej o brak miejsca na pochowanie tych, którzy niemalże osiągnąwszy swój cel, ostatecznie są od niego dalej niż wtedy, gdy ruszali w drogę. Brak miejsc na groby, brak możliwości zidentyfikowania ciał, wreszcie poczucie bezsilności i braku szans na poprawę sytuacji. Mikołajewski nie nadużywa słów, ale jego opis cmentarza ludzi bezimiennych, bez historii, bez zakorzenienia, bez możliwości zachowania ciągłości z pamięcią bliskich, pozostaje wyjątkowo mocnym i poruszającym obrazem. Śmierć w tym przypadku przerywa cierpienie, ale jednocześnie wymazuje biografię konkretnego człowieka na zawsze. 

Jednym z bohaterów tego nietypowego, bo łączącego różne gatunki literackie reportażu jest doktor Pietro Bartolo. Autor nazywa go „lekarzem żywych i martwych”. Medyk nie ukrywa swojego zaangażowania i niemożności pogodzenia się ze śmiercią tych, którzy docierają na Lampedusę. Mówi m.in. o niebieskich workach. W jednym znajduje małego chłopca, w innym kobietę, która urodziła, a jej dziecko jest wciąż złączone z nią pępowiną. Siła życia zostaje unieruchomiona przez bezduszność śmierci. W „Lekarzu z Lampedusy. Opowieści o cierpieniu i nadziei” Pietra Bartola i Lidii Tilotty doskonale widać, jak destrukcyjne jest towarzyszenie cierpieniu, ale jednocześnie jak niezbędne i konieczne jest pozostanie człowiekiem w chwili, gdy drugi człowiek potrzebuje pomocy.

Przyjmujemy was do siebie

Wśród wielu dramatycznych historii natkniemy się i na takie, które pomagają uwierzyć, że porozumienie i wsparcie w chwili próby są możliwe – bez uprzedzeń, bez kalkulowania, bez szukania uzasadnienia dla pomocy. Przykładem może być mało znana historia: w latach 50. XX w. w Polsce zorganizowano pomoc dla ponad tysiąca koreańskich sierot. Dzieci przebywające w ośrodku w Płakowicach doczekały się nie tylko przyjaznego przyjęcia i zrozumienia, ale też – do momentu aż zabrano je z powrotem do kraju – czuły się na obczyźnie jak u siebie. Tożsamościowe dylematy wynikające z rozpięcia pomiędzy dwoma krajami jako stan determinujący biografię bohaterów, uwikłanie w Wielką Historię, wreszcie walka o pamięć to tematy obecne w reportażu Jolanty Krysowatej „Skrzydło anioła. Historia tajnego ośrodka dla koreańskich sierot”. 

Na Dolny Śląsk trafili także uciekający przed dyktaturą i walczący w wojnie domowej Grecy. Historia tej migracji to również osobista historia rodziny Dionisiosa Sturisa. Reporter wraca do niej w swoich książkach poświęconych drugiej ojczyźnie – w „Grecji. Gorzkich pomarańczach”, „Nowym życiu. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji” i „Zachodzie słońca na Santorini. Ciemniejszej stronie Grecji”. Perspektywa autobiograficzna zostaje zderzona z celnymi diagnozami na temat greckiego społeczeństwa, jego doświadczeń i czyhających na niego zagrożeń (np. działalność skrajnie prawicowej partii Złoty Świt). To, co historyczne, powiązane zostaje z tym, co dzisiejsze. 

Problem migracji najbardziej dominuje w „Nowym życiu”. Na plan pierwszy wysuwa się życzliwość i chęć pomocy okazywane Grekom przez Polaków. Sturis kładzie nacisk na kwestię pamięci i zobowiązań z nią związanych. Ci, którzy uciekali przed szykanami, torturami, pokazowymi karami śmierci, więzieniem, otrzymywali na uchodźstwie spokój i bezpieczeństwo. Najpierw przybywają dzieci, inwestuje się więc w przyszłość, potem dorośli. Książka Sturisa to próba zachowania minionego i utrwalenia historii, którą pamiętają dziś nieliczni. Ważnym momentem zwrotnym staje się likwidacja greckiego archiwum dotyczącego uchodźców. Reporter ma świadomość, że takie decyzje urzędnicze skutkują wymazaniem przeszłości.

Po co reportaż?

Co może zrobić reporter, kiedy widzi cierpienie lub kiedy dowiaduje się o tym, że gdzieś dzieje się komuś krzywda? Próbuje pomóc. Do tego celu używa nie tylko słów, choć głównie dzięki nim powstaje świadectwo dokumentujące czyjeś cierpienie, historię, przeżycia. Może również towarzyszyć swoim bohaterom – wysłuchać, być obok, nie dać się zwieść na manowce, stanąć po stronie prawdy, przerwać milczenie i opowiedzieć taką wersję historii, która będzie najbliższa dziejącym się wydarzeniom. Jak ważna to rola, widać chociażby na przykładzie tego, co działo się po ludobójstwie w Rwandzie, kiedy setki tysięcy Hutu uciekały do Konga. Olga Stanisławska wspomina o tym we wstępie do „Strategii antylop” Jeana Hatzfelda. Niektóre media właśnie o nich opowiadały jako o ofiarach. Tymczasem uciekinierami byli zabójcy, a tymi, których zabijano, przedstawiciele Tutsi. Jak w takiej sytuacji zdefiniować tożsamość uchodźcy?

Reporter może również opowiedzieć o tym, czego nie chcemy widzieć i o czym nie chcemy słyszeć. Przykładem niech będzie „Najważniejszy wrzesień świata” Marka Rabija, książka dokumentująca przeżycia Rohingów w Birmie. Przebywający w obozach dla uchodźców opowiadają o swojej dramatycznej ucieczce przed systemowo zaplanowaną śmiercią. „Wszystkie ziarna piasku” Bartka Sabeli to z kolei opowieść o tym, co dzieje się w Saharze Zachodniej. Sytuacja politycznie bez wyjścia skutkuje ucieczką rdzennej ludności do Algierii i zamieszkaniem w obozach dla uchodźców. 

Dzięki pracy reporterek i reporterów dowiadujemy się również, że konflikty, które wydają się często zakończone, nadal trwają i niewiele brakuje, by zło zaczęło znowu triumfować. Widać to chociażby w reportażach dokumentujących czas po wojnie w byłej Jugosławii oraz rodzaj „wygaszenia” tego wszystkiego, co tamte wydarzenia uruchomiły: wiedzy o miejscach pochówku, potrzeby zadośćuczynienia, wybaczenia, pychy tych, którzy mają władzę. W „Grabarkach” Tainy ­Tervonen pojawia się motyw opuszczonego z powodu ucieczki domu. Choć jego właściciele od lat przebywają na emigracji, nie sprzedają ziemi i czasami odwiedzają to miejsce, by zobaczyć ślad po dawnym, niemożliwym do odtworzenia życiu. 

Reporter może również spróbować pokazać to, co jest udziałem jego bohaterów, towarzysząc im w trudnej drodze po to, by być jak najbliżej prawdy ich doświadczenia. Szymon Opryszek w swoim cyklu „Moja zbrodnia to mój paszport” odtwarza drogę tych, którzy docierają do polsko-białoruskiej granicy. Jest blisko, ale mimo swojego zaangażowania nie porzuca pozycji uważnego obserwatora i dokumentalisty. W materiałach zapowiadających czteroodcinkowy projekt Opryszka pojawia się pytanie, czy autor jest reporterem, czy może aktywistą. Kto wie, czy w przypadku spraw wymagających opowiedzenia się za człowiekiem, za jego życiem i bezpieczeństwem, właśnie aktywizm nie jest konieczną reakcją. 

Słowo bywa bardzo skuteczne. Powiązane z działaniem pozwala na marzenie o tym, że okaże się również trwałe i że realnie wpłynie na zmianę świata na lepsze. ©

Podczas tegorocznej edycji Festiwalu Conrada odbędzie się debata z udziałem SZYMONA OPRYSZKA, OLGI STANISŁAWSKIEJ oraz DIONISIOSA STURISA pt. „Ktoś musi opowiedzieć tę historię”, którą poprowadzi Bernadetta Darska. Porozmawiamy m.in. o tym, co dzieje się na granicy ­polsko-białoruskiej, o tym, w jaki sposób Europa (nie) radzi sobie z przybierającą na sile migracją z krajów globalnego Południa, a także o tym, jak wygląda życie ludzi, którzy w Polsce – z wyboru lub z konieczności – postanowili zostać na dłużej, dla których właśnie Polska stała się drugim domem. I jak o migracji opowiadają współczesne reportaże.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 02/2023