Z perspektywy ludu

Czy w tej dyskusji chodzi o niepamięć zbiorową? A może jest to raczej odzwierciedlenie stanu refleksji o najnowszej historii Polski? Konieczny po upadku komuny proces odkłamywania historii ma wszak pewną wadę genetyczną.

07.11.2004

Czyta się kilka minut

Sięgnęliśmy do wzorca, który sprawdził się w wieku XIX, kiedy “ku pokrzepieniu serc" heroizowano wszystko, co miało związek z Polską i polskością. Wzorzec ten najmocniej ujawniał się w środowiskach szlachecko-ziemiańskich oraz w wywodzącej się z nich inteligencji, więc ta właśnie grupa społeczna stała się synonimem Polski i Polaków. Reszty nie było. Choćby chłopów, którzy masowo współpracowali z wojskami rosyjskimi podczas Powstania Styczniowego, licząc zarówno na specjalny order nadawany im przez cara, jak możliwość ograbienia trupów powstańców.

Rodzaje demoralizacji

Gross zawsze będzie mi się kojarzył z Konradem Swinarskim. Reżyser wprowadził na scenę podczas Wielkiej Improwizacji lud, który nie tylko chrapał i jadł jajka na twardo, ale jeszcze zdarł z Konrada szynel i buty. Książka “Sąsiedzi" i artykuł “Niepamięć zbiorowa" musiały wywołać szok: okazało się, że są inni Polacy i inna historia Polski, że posługiwanie się pojęciami płynącymi wprost z XIX-wiecznej polskiej historiografii zamyka historię Polski, nie dając możliwości “zejścia do głębi".

Zaczęły się pojawiać pytania: jak np. zachowywali się Polacy podczas przeprowadzki Żydów do gett? Ilu było polskich beneficjentów tych wysiedleń? Stanisław Pigoń pisał: “Szczególnie niefortunnie wyszło na wojnie poczucie prawa własności cudzej; zatraciło się w stopniu zastraszającym. Tyczy to znowu w pierwszym rzędzie własności dworskiej, poza tym niemal na równi własności w ogóle sąsiedzkiej. Tutaj to najoczywiściej przejawiło się pomieszanie pojęć moralnych, wpływ zasad i praktyk, które rozpełzły się po świecie".

W przypadku własności żydowskiej nadal pojawiają się zahamowania w nazywaniu rzeczy po imieniu. Wolałbym termin: wejście w posiadanie porzuconego - co prawda, nie dobrowolnie - mienia ruchomego i nieruchomości. Polacy nie byli jednak ani inicjatorami, ani głównymi grabieżcami. Najpierw grabiło państwo niemieckie, później na własną rękę niemieccy urzędnicy i żołdacy, a ochłapy zostawiano Polakom. Ale fakt “wejścia w posiadanie" pozostaje faktem.

Podobne zjawisko dało się zauważyć, gdy lud polski w 1945 r. ruszył na Ziemie Odzyskane. Braniu ich w posiadanie towarzyszył wszak szaber. Choć dochodziło do niego już po dewastacji radzieckiej, był nie mniej bezmyślny: ciągnął w dół obszary stojące cywilizacyjnie wyżej od reszty Polski.

Przedtem była reforma rolna z 1944 r. Rozbiła więzi społeczne i struktury wiejskie. Socjologowie twierdzą, że jej “skutki psychospołeczne, konsekwencje w postaci osłabionych sił moralnych i społecznych zaważyły na pewno na rozwoju społeczno-gospodarczym wsi, szczególnie, że pamięć ludzka w kulturach chłopskich powoduje wygrywanie »długiego trwania« w ścieraniu się ze zmianami".

Następców prawnych w pożydowskich sztetlach jest zapewne nie mniej niż 500 tys. Z “dobrodziejstw" reformy rolnej skorzystało 981 tys. gospodarstw. Jest oczywiste, że obie grupy pokrywają się tylko w jakimś procencie i nie można ich w prosty sposób zsumować. Jeśli pomnożyć to przez pięć (tylu członków liczyła średnio rodzina wiejska i małomiasteczkowa), okaże się, że demoralizacji podobnej do tej, o jakiej pisał Pigoń, uległo kilka milionów ludzi.

Kryterium podatności

Czy polski lud mógł uniknąć pogromów antyżydowskich? Myślę, że nie. Na sztychu z XIX w. widać jeden z wiejskich obrzędów wielkanocnych: z wieży kościoła, przy aplauzie stojących na dole wiernych, leci najpierw czarny kot, a później kukła “żyda". Na Wschodzie mówiono o “bogoubijcach", u nas o “zabójcach Pana Boga". Tym obyczajem tłumaczę sobie pogrom Żydów w Warszawie podczas pierwszej okupacyjnej Wielkanocy. Czarny kot i “żyd" miały znaczenie archetypiczne: symbolizowały złe moce, od których należało się uwolnić przed nadejściem wiosennego zmartwychwstania świata.

Polaków można było podzielić według kryterium podatności na karanie Żydów za “uśmiercenie" Chrystusa. Ci z dolnych partii drabiny społecznej robili to chętniej niźli ci z górnych jej szczebli. Cechą pogromów było to, że dokonywał ich lud; nieważne: wiejski, małomiasteczkowy czy miejski. Wydaje się, że nadszedł czas, by rozszczepić historię Polski. To, co należy do historii poszlacheckiej inteligencji, przypisać jej i tylko jej. To, co należy do historii pochłopskiego ludu, przypisać jemu i tylko jemu.

Terminu “lud" używam w znaczeniu, które nadał mu Wiesław Myśliwski w znakomitym eseju “Kres kultury chłopskiej" (“Twórczość" nr 4/04). Według autora, kultury chłopskiej w tradycyjnym rozumieniu już nie ma. W zamian pojawiła się jej quasi-kontynuacja - kultura ludowa. Pisarz przeciwstawił chłopów ludowi - mieszkającemu na wsi, przedmieściu albo w centrum miasta - choć dostrzegał genetyczny związek między tymi grupami. Chłop stawał się członkiem ludu, kiedy wykorzeniał się z kultury chłopskiej. Myśliwski definiował ją jako “wielkie człowiecze uniwersum, wynikające z setek lat poniżenia i biedy, izolacji od kultury polskiej, (...) z konieczności wypracowania własnych rytuałów, obrzędów i zasad istnienia, własnego odczuwania czasu i własnego postrzegania przestrzeni, własnego świata wewnętrznego i stosunku do świata na zewnątrz"...

Kultura chłopska umierała równolegle do karlenia kultury pańsko-inteligenckiej. Ruszając do pogromów antyżydowskich, chłopi podważyli swój świat, odzierając z sacrum posiadanie. Uczestnicząc w reformie rolnej, przekonali się, że władza doczesna jest silniejsza od odwiecznego porządku rzeczy i zjawisk. Nawet ci, którzy nie byli “beneficjentami" II wojny światowej, patrzyli, jak nie szanowano własności innych, jak profanowano ziemię. Najpierw jedni zabierali drugim, później władza rozdawała nie swoje, wreszcie - zaczęła zabierać to, co przed chwilą podarowała. A w tym wszystkim, nie tak jak za cara i cesarza, brak było ręki Opatrzności. Horyzont chłopski zawalił się ostatecznie w każdym wymiarze, także metafizycznym. Nie było już szansy, by etos tej grupy społecznej stał się fundamentem ładu społecznego, politycznego i kulturalnego (jak np. w Finlandii). Przegrał również etos inteligencki. Misja ucywilizowania słabszych grup społecznych nie powiodła się. Ani współczesne społeczeństwo polskie, ani naród polski nie są dziełem starej inteligencji.

Debata na "GreenPoincie"

Gross popełnia błąd zarzucając inteligencji “niepamięć zbiorową". Była zbyt nieliczna przed wojną, zdziesiątkowana w trakcie okupacji, a po jej zakończeniu zepchnięta do kąta. Nie mogła być ani sumieniem narodu, ani tym bardziej kronikarzem. Autor lepiej by zrobił, gdyby pretensje zgłosił polskiemu ludowi osiedlającemu się po 1945 r. na GreenPoint w Nowym Jorku. Ma on taką samą genealogię jak robotnicy Łodzi, Gdańska czy Szczecina. Ciekawe, jaki byłby efekt tej debaty?

Na początku lat 70. XX w. Jerzy Szacki pisał: “Niemal jedna czwarta reprezentacyjnej próby ludności stwierdza, że wie na jej temat (historii własnej rodziny) to jedynie, co działo się za jej życia i co można było zobaczyć na własne oczy". I dalej pisze, że w połowie polskich rodzin nie ma żadnych pamiątek rodzinnych i że połowa badanych nie przywiązuje do nich żadnego znaczenia. I Jerzy Jedlicki: “»Niepamięć zbiorowa« jest jak najbardziej w interesie tej zbiorowości. Ona wie o pogromach, tak samo jak wie wszystko o reformie rolnej. Milczy również z tego powodu, że reforma oświatowa Janusza Jędrzejowicza z 1932 r. zrobiła ich ledwo piśmiennymi i jako tacy mieli kłopoty z sięgnięciem po pióro. Bo nie można wykluczyć, że trafiały się tam jednostki, które przerażone tym, co zrobili sąsiedzi, i bojąc się o tym mówić, zostawiłyby świadectwo prawdy do odzyskania po swojej śmierci". Dlatego lud, gdyby Gross zwrócił się do niego, milczałby niechętnie.

Ilu współczesnych może się wykazać związkami z tradycją inteligencką i jej etosem? Denerwujące były w tym kontekście uroczystości rocznicowe z okazji wybuchu Powstania Warszawskiego: myśląc o AK, która była prawie wyłącznie inteligencka (a w zasadzie o jej liderach) podkreślano, że Powstanie było “dziełem ludu Warszawy". Ciekawe, co na ten temat myślał rzeczywisty lud Warszawy, czyli nieinteligencka część jej mieszkańców, po kilku dniach bombardowań.

Według statystyk przed wojną mieszkało na wsi 65 proc. obywateli. Bliscy byli im mieszkańcy miasteczek. Po wojnie te relacje się zmieniły: Polacy mający korzenie wiejskie lub małomiasteczkowe to 80-90 proc., a może jeszcze więcej, ogółu społeczeństwa.

Trzecia twarz

Z tą samą tradycją należy łączyć współczesną klasę robotniczą. Ale jest jeszcze trzecia twarz polskiego ludu - nowa inteligencja. Kisiel pisał w “Dziennikach": “Na tych awansujących ze społecznego dołu nie czekała w Polsce żadna elita, która by ich przepoiła swoją kulturą, atmosferą, tradycją. Wojna rozpędziła u nas i polikwidowała wszystkie elity. Ci nowi weszli w próżnię (...) Stąd taka dziwna ta nowa Polska - dziwna i nowa". Lud - przy dużym współudziale przedstawicieli w aparacie partyjnym, którzy nawet nie stymulowali tego procesu pod kątem wymagań ideologicznych, zadowalając się czysto werbalnymi deklaracjami - sam się awansował.

Ten awans był na tyle gigantyczny, że na wielu uniwersytetach synowie ludu kształcą ludowych wnuków. Ta grupa społeczna jest naturalnym adresatem zarzutów Grossa o “niepamięć zbiorową". Wyrzucając z pamięci swoją genealogię wyrzucili również wszystko inne: nędzę, upokorzenia dziadków i pradziadków, ich zrozumiały dystans do polskości, wreszcie pogromy antyżydowskie, grabież mienia żydowskiego i podworskiego, szaber i nieumiejętność wrośnięcia w infrastrukturę Ziem Odzyskanych.

Publikacje Grossa mają tę wielką zaletę, że pozwalają postawić fundamentalne hipotezy dotyczące dziejów najnowszych, np. jeżeli chłopa uznać za w pełni świadomego reprezentanta narodu polskiego, to zbrodni na Żydach dokonywali Polacy. Ale przecież nie jest bezzasadne twierdzenie, że jeszcze w trakcie wojny wielu chłopów wolało się definiować jako “tutejsi", wykazując tym samym daleko idący dystans do rozumienia polskości w wydaniu inteligencji poszlacheckiej. A przy takim założeniu można postawić pytanie, czy tamtych mordów rzeczywiście dokonali Polacy.

Jedno jest pewne. Nie napiszemy w miarę zobiektywizowanej najnowszej historii Polski bez znajomości pewnej książki: “Chłop polski w Europie i Ameryce" Wiliama Thomasa i Floriana Znanieckiego, czyli - wykorzystania pojęć i metod socjologii.

WOJCIECH LIZAK (ur. 1951) jest prawnikiem i historykiem sztuki. Właściciel domu aukcyjnego, mieszka w Szczecinie. Publikował m.in. w: “Tygodniku Powszechnym", “Więzi", “Res Publice", “Dialogu", “Przeglądzie Politycznym".

W dyskusji wywołanej tekstem "Niepamięć zbiorowa" Jana Tomasza Grossa (nr 32/04) wzięli udział: Paweł Machcewicz i Rafał Wnuk (nr 33), Jerzy Jedlicki (nr 34), Hanna Świda-Ziemba (nr 35), Władysław Bartoszewski (nr 36), Marcin Kula (nr 39) i Dawid Warszawski (nr 41).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2004