Kultura wiecznej terapii

Nigdy w historii nie martwiliśmy się aż tak mocno o zdrowie psychiczne: własne i naszych dzieci. To dowód, że jesteśmy bardziej świadomi swoich problemów i pragnień. Z wszystkim można jednak przesadzić.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Odsłonięcie muralu solidarności z osobami doświadczającymi kryzysów psychicznych. Warszawa, 16 maja 2021 r. / MARZENA WYSTRACH / REPORTER

W czasach skupienia na potrzebach jednostki oraz zmniejszającej się rangi autorytetów, tradycji i rodziny jako spoiw „społecznego ładu”, na dobre rozgościło się zjawisko, które izraelska socjolożka Eva Illouz określiła mianem „kultury terapeutycznej”. To ona stoi za przekonaniem o konieczności podejmowania nieustannych działań na rzecz swojego dobrostanu, monitorowania jakości relacji z innymi ludźmi, dążenia do samorealizacji i przezwyciężania własnych ograniczeń.

Dylematy zarezerwowane kiedyś dla etyki i religii oraz doświadczenia uważane za naturalne i kształtujące osobowość stały się domeną psychologii. Coraz więcej postaw i emocji rozpatruje się jako elementy wymagające leczenia. Nasze niedoskonałości definiowane są jako nieprawidłowości, które trzeba „przepracować”, by odzyskać „sprawczość”. Terapeuci dotychczas skupiający się na najpoważniejszych przypadkach – teraz kierują swą ofertę ku całemu społeczeństwu. Samych podejść terapeutycznych jest bardzo wiele (ale ustawy o zawodzie – żadnej). I tak jak kiedyś lekceważono wpływ różnych trudnych doświadczeń na nasze życie, tak obecnie bywa on przeceniany.

Praktyka psychoterapii, która dotarła do nas z Zachodu dekady temu, w ciągu ostatnich kilku lat – w wyniku pandemii oraz wojny w Ukrainie – znacznie zwiększyła swoje grono odbiorców. Z badań przeprowadzonych w 2022 r. przez Przemysława Sadurę i Sławomira Sierakowskiego wynika, że 88 proc. Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, iż obowiązkiem państwa jest zagwarantować każdemu dostęp do psychoterapii. Dziś nie jest już ona stygmatyzującą czy wstydliwą kwestią, a popyt na psychoterapię znacznie przekracza możliwości państwowej ochrony zdrowia. Stąd też zdecydowana większość takich usług odbywa się na rynku prywatnym, a cena pojedynczej wizyty u psychoterapeuty w dużym mieście oscyluje w granicach 150-250 zł, choć zdarzają się osoby, które za 50-minutowe spotkanie biorą wynagrodzenie rzędu nawet 400 zł. Korzystanie z terapii jest więc dziś raczej luksusem dla przedstawicieli klasy średniej, a zwłaszcza wyższej, mimo że zapotrzebowanie na nią deklaruje całe społeczeństwo.

O ile samo zjawisko popularności psychoterapii, opartej na psychologii jako nauce, jest pozytywnym przejawem dbania o nasz dobrostan psychiczny – to sama „kultura terapeutyczna” z paradygmatem nieustannego samodoskonalenia, wrastająca coraz mocniej w kulturę masową – już nie.

Lepsza wersja siebie

– Pojawienie się kultury terapeutycznej w Polsce możemy postrzegać jako pozytywny przejaw tego, iż rośnie grupa ludzi, którzy mają zaspokojone bazowe, materialne potrzeby, dlatego mogą poświęcać energię na zajmowanie się swoimi wewnętrznymi, psychicznymi procesami. Niewątpliwym plusem jest też to, że stała się ona katalizatorem przemian społecznych, które prowadzą do coraz bezpieczniejszego zaopiekowania się naszym życiem psychicznym i interpersonalnym. Jej rozwój pociąga za sobą profesjonalizację, przyczynia się do tego, że mamy coraz lepiej przygotowanych specjalistów i coraz więcej narzędzi wsparcia – mówi socjolożka i psychoterapeutka Natalia Żuk-Michałowska.


PSYCHOTERAPIA W SMARTFONIE

Z powodu niedoboru specjalistów i obaw przed stygmatyzacją większość osób zmagających się z chorobami psychicznymi pozostaje bez profesjonalnej opieki. Czy pomoże im sztuczna inteligencja? >>>>


Problematyczną materią pozostaje nieuregulowany rynek usług terapeutycznych. W Polsce brakuje ustawy o zawodzie psychoterapeuty, której domaga się od wielu lat samo środowisko. Dziś nie obowiązują żadne oficjalne reguły co do tego, kto może uprawiać tę profesję, jakie wykształcenie trzeba zdobyć, w jaki sposób dalej się szkolić, jakiej kontroli podlegać. W tej próżni prawnej gabinet terapeutyczny może założyć każdy – nawet wróżka – nie trzeba bowiem okazywać do tego żadnych uprawnień. To sami pacjenci muszą wiedzieć, że w środowisku profesjonalistów uznaje się za obowiązek zdobycie certyfikatu ukończenia 4-letniego kursu w którymś z nurtów psychoterapeutycznych oraz poddanie się nadzorowi superwizora.

Prace nad ustawą trwają w parlamencie od wielu miesięcy, tymczasem popyt na podobne usługi powoduje rozkwit przedsięwzięć, które jedynie tytułują się terapeutycznymi, faktycznie zaś prowadzone są przez amatorów, którzy mogą swoim klientom zaszkodzić. Niektórzy z nich potrzebują zresztą bardziej ­coacha pomagającego w znalezieniu drogi do osiągnięcia celu życiowego niż psychoterapeuty. Kłopot w tym, że kultura terapeutyczna zaciera te granice, zagarniając kolejne obszary naszego życia i zazębiając się z ideologią ciągłego doskonalenia się i postępu. – Ona mówi nam, że musimy nieustannie stawać się lepszą wersją siebie, co oznacza nieprzerwaną mobilizację. To z kolei idzie ręka w rękę ze współczesnym kapitalizmem, w którym interesy gospodarcze dyktują dbanie o pracowników, ale głównie po to, by ci stawali się coraz efektywniejszymi narzędziami wytwarzania przychodu dla firmy – podkreśla psychoterapeutka.

Według niej kultura terapeutyczna związana jest także z indywidualizacją, skupieniem na własnych potrzebach i wiarą w zdolność do przekraczania ograniczeń: – Ta przenosi całą odpowiedzialność za własne, czasem przecież kiepskie samopoczucie i sytuację życiową na nas samych, bo skoro „chcieć to móc”, a narzędzi do tego, żebyśmy radzili sobie z kryzysem psychicznym i dysfunkcjami mamy całą paletę, to „nieudanemu życiu” jesteśmy winni sami. Zapewne prokrastynujemy, lenimy się lub źle zarządzamy sobą i czasem. Z indywidualizacją wiąże się pewien paradoks, ponieważ z jednej strony czyni ona daną osobę odpowiedzialną za swoje czyny, a z drugiej – formuje ją odgórnie poprzez narzędzia rzekomo konieczne do wprowadzenia niezbędnych zmian w życie: poradniki autoterapii i samodoskonalenia, zajęcia z praktyk fizycznych, duchowych czy interpersonalnych.

Żuk-Michałowska podkreśla, że terapia powinna być środkiem do zrozumienia i odkrywania siebie oraz narzędziem wsparcia w procesie zmiany. Nie powinna jednak wzmacniać wewnętrznych nakazów ciągłego „stawania się lepszą wersją siebie”, a tym samym stanowić odpowiedź na obsesyjne w tej kulturze dążenie do perfekcji i sukcesu.

Nadmierne skupianie się na sobie i swoich wewnętrznych przemianach napędza w społeczeństwie narcystyczne zachowania, które usuwają z horyzontu dobro wspólne. Tymczasem zatomizowane społeczeństwo poddane kulturze terapeutycznej przestaje myśleć o swoich trudnościach w kategoriach systemowych (choć profesjonalna psychoterapia zawiera wiele nurtów rozpatrujących człowieka jako element systemu, w którym codziennie funkcjonuje i który na niego wpływa), przez co w sytuacji powszechnego zagrożenia związanego z wojną czy pandemią może nie być w stanie radzić sobie ze stresem lub poczuciem izolacji i osamotnienia.

Pierwszy wychowawca

Przejawy kultury terapeutycznej obserwujemy obecnie najczęściej w relacjach między rodzicami a dziećmi. O ile bezsprzecznym walorem współczesnych czasów jest większa troska o jak najlepszy rozwój dzieci, to jednak zaangażowani w budowanie dobrostanu swojego potomstwa rodzice coraz częściej przyjmują rolę menadżerów w „projekcie dziecko”, przez co odbierają im podmiotowość. Nieustanne i arbitralne organizowanie różnych zajęć w czasie wolnym i przenoszenie na dzieci swoich potrzeb i marzeń kosztem ich własnych pasji może bowiem pozbawiać je swobodnej grupowej zabawy poza kontrolą dorosłych, gdzie mogłyby wykazywać się samodzielnością, socjalizować się i zyskiwać naturalną odporność na stres. A więc wychodzić spod wpływu kultury terapeutycznej, która poddaje je nieustannym analizom oraz zabija spontaniczność.


KTO NAM POMOŻE W TRUDNYCH CZASACH

Nie wiadomo, co w dobie dzisiejszych kryzysów psychicznych gorsze: wysyp szarlatanów czy niedobór prawdziwych fachowców od pomocy. Pierwszy z problemów ma rozwiązać ustawa o zawodzie psychologa. Na drugi nie ma pomysłu >>>>


Niektórzy rodzice w szczerej trosce o swe dzieci wysyłają je na konsultacje z najrozmaitszymi specjalistami: lekarzami, fizjoterapeutami, pedagogami, psychologami i psychoterapeutami. Sztandarem kultury terapeutycznej jest bowiem uczestnictwo w różnego rodzaju działaniach rozwojowo-naprawczych już od najmłodszych lat, czego zatrważającą konsekwencją staje się powolne zanikanie elementarnej funkcji rodzica jako pierwszego wychowawcy. Jeżeli ma on jakieś problemy z dzieckiem, coraz częściej szuka odpowiedniego specjalisty, który je rozwiąże. Sęk w tym, że owe „problemy” bardzo często okazują się tak naprawdę naturalnymi trudnościami, które można rozwiązać w dobrze funkcjonującej, empatycznej rodzinie. Nie trzeba ich wcale „terapeutyzować”.

– Rodzic przychodzi zatroskany z dzieckiem, któremu brakuje motywacji do nauki, a przecież może to wynikać z tego, że w domu nie ma określonych zasad sprzyjających nauczaniu: jasnego podziału obowiązków, zwyczaju szczerej rozmowy o trudnościach. Dla dorosłych problemem jest również brak pasji u dziecka, ale gdy pytam, co sami zrobili, aby taka pasja się rozwinęła, okazuje się, że nie dali ku temu żadnej podbudowy, wzoru postawy – mówi Anna Cybula, pedagog prowadząca własną praktykę terapeutyczną. Dekada doświadczenia w zawodzie skłania ją do refleksji, że kłopoty dziecka wynikają czasem z prostych błędów komunikacyjnych w rodzinie. – Bywa, że dwójka dorosłych nie może się dogadać, bo jedno jest bardziej wymagające, a drugie bardziej „luźne”. Wiele matek i ojców ma też ze swoimi dziećmi relacje partnerskie, przez co one nie żyją według czytelnych reguł, niemal o wszystkim decydują samodzielnie i zaczynają manipulować dorosłymi.

Dostrzegający kłopoty dojrzały rodzic zazwyczaj stara się jak najwięcej rozmawiać z dzieckiem i szuka rozwiązań wychowawczych. Inny wybierze jednak drogę na skróty. Od razu uda się do terapeuty, by w pewnym sensie zwalić na niego problem, a samemu móc jednocześnie bez wyrzutów sumienia rzucić się w wir pracy i innych zobowiązań.
– Często zdarza się, że gdy zapraszam ich wraz z dzieckiem na pierwsze spotkanie, są zdziwieni, że będą musieli poświęcić mu swój czas. A w momencie, kiedy słyszą, że mają zmienić model wychowawczy w domu, np. wprowadzić czytelne zasady i umieć je wyegzekwować albo zadbać o bliską relację z dzieckiem, wychodzą z gabinetu zszokowani. Nie chcą realizować tych wskazówek, bo to wymagałoby zmiany własnego życia. Stawiają więc opór i szukają kolejnego terapeuty, na którego mogliby zrzucić odpowiedzialność – opowiada Cybula.

Mam traumę

Wszechobecna kultura terapeutyczna zmienia również nasz język. W powszechnym użyciu mamy terminy takie jak: „trauma”, „depresja”, „lęk”, „stres”, „wysoka wrażliwość” czy „narcyzm”. Słowa te stosowane są często nieadekwatnie do ich znaczenia lub są nadużywane. Mówimy, że mamy depresję, gdy ulegniemy jesiennej chandrze lub krótkiemu kryzysowi, a niewielka nieprzyjemność lub niechciane zdarzenie sprawia, że „przeżywamy traumę”. Podczas spotkań towarzyskich coraz częściej rozmawia się o zaburzeniach psychicznych, a internet pełen jest ofert specjalistów (albo osób podających się za nich), którzy gotowi są nam sprzedawać audiobooki lub kursy online, gwarantujące rzekomo rozwiązanie problemów z zaburzeniami nastroju i odżywiania, bezsennością, depresją czy nerwicą natręctw.

To zjawisko ma oczywiście też swoje plusy; dostarcza nam słów pomagających wyrazić trudności oraz prowadzi do mniejszej stygmatyzacji osób z zaburzeniami psychicznymi, przez co szybciej zgłaszają się po pomoc. Jednak z drugiej strony kultura terapeutyczna przyczyniła się również do plagi autodiagnozowania (dotyka ona nie tylko kwestii psychicznych) oraz amatorskiego nadawania etykiet z nazwami chorób, także dzieciom. Zwłaszcza gdy są nieśmiałe i wycofane albo „nadmiernie” pobudzone.

Terapeutyczny dyskurs podchwyciły też same dzieci, które po przeczytaniu w internecie, że jakiś influencer ma depresję, sami chcą ją mieć. Obniżony nastrój staje się czasem – paradoksalnie – wyróżnikiem, a wręcz wartością. – Młodzież spędza mnóstwo czasu w internecie, poszukując odpowiedzi na temat przyczyn swoich problemów emocjonalnych, na siłę przypisując sobie różne zaburzenia. Dzieci mówią mi, że mają ADHD albo autyzm, chwalą się, że chodzą do psychologa – podkreśla Anna Cybula. – Młodzi ludzie szukają atencji, wyróżnienia z tłumu, i nagle stają się dla otoczenia obiektem zainteresowania. Zwłaszcza słowo „depresja” stało się ostatnio dla niektórych szalenie modne. Chorowanie na nią bywa dziś dla dzieci formą prestiżu, znajduje się w worku: „fajne, popularne”. Oczywiście, kryzysy psychiczne nieletnich są współcześnie ogromnym problemem i nie chcę ich dewaluować, jednak zwracam uwagę na to, że sama kultura terapeutyczna napędza zjawisko identyfikowania się dzieci jako chorych i zaburzonych.


DZIECI POWINNIŚMY CZĘŚCIEJ LECZYĆ W DOMU NIŻ W SZPITALU

RYSZARD IZDEBSKI, psycholog kliniczny, psychoterapeuta: Doszło do odwrócenia koła historii. Wrócił trend hospitalizowania dzieci i nastolatków. Dla mnie to smutne. Przezwyciężenie oporu do leczenia ludzi w domach, w ich środowisku, wymagało wysiłku >>>>


W efekcie wejścia terminologii psychoterapeutycznej do kultury popularnej choroby psychiczne stają się codziennością, co może mieć jeden ważny negatywny efekt – ludzie rzeczywiście potrzebujący pomocy mogą pozostać niezauważeni lub zlekceważeni przez system ochrony zdrowia i rodziców, którzy nie dostrzegą realnego problemu, tylko uznają, że „to tylko moda, przeminie”.

Kultura terapeutyczna idealnie wkomponowała się w świat, w którym – jak podaje badaczka samotności prof. Magdalena Śmieja – mniej więcej połowa ludzkości deklaruje, że czasem czuje się samotna, a dla około jednej piątej jest to stan permanentny. Jeszcze parę dekad temu większość z nas miała po kilka bliskich sobie osób, dziś średnia to jedna lub dwie. Stawiamy dużo wyższe wymagania naszym relacjom, od przyjaciół i partnerów oczekujemy większej uwagi i mamy wobec nich coraz wyższe wymagania, choć niekoniecznie wobec siebie samych. Szybciej stajemy się niezadowoleni i rozczarowani, łatwiej się rozstajemy, a w konsekwencji – czujemy się samotni. Nasze wyśrubowane oczekiwania idealnych relacji i właściwych reakcji na wszystkie nasze potrzeby mogą negatywnie odbić się na naszym życiu oraz szkodzić ludziom żyjącym w dobrych, choć nie perfekcyjnych związkach.

Terapeutyczny Uroboros

Złaknieni głębokiego i bliskiego kontaktu, oddajemy się w ręce kolejnych terapeutów, coachów, trenerów personalnych czy przewodników duchowych, ale tak naprawdę część z nas nie chce pracować nad sobą, lecz marzy o magicznej pigułce szczęścia. To też jest cecha kultury terapeutycznej. Wizyty w najróżniejszych gabinetach zastępują niektórym z nas spotkania z członkami rodziny czy przyjaciółmi. I o ile profesjonalista będzie w stanie szybko to dostrzec i zareagować, o tyle amator wykorzysta do granic panującą modę, by zarobić. Wypaczając zarazem sens terapii, której celem jest przecież także to, aby pacjent nauczył się rozwijać swój system wsparcia poza gabinetem.

Zachłanność w poszukiwaniu coraz to kolejnych sposobów zadbania o siebie: nowych terapii, poradników i warsztatów często nie idzie w parze z ich asymilacją i nie prowadzi do faktycznego rozwoju. Ciągły, lecz jedynie powierzchowny samorozwój pozwala na etykietowanie się klientów jako ludzi „świadomych”, z czego czerpią oni czasem wręcz narcystyczną satysfakcję. W kulturze terapeutycznej procesy leczenia traktowane są bowiem jako element tożsamości. Pojawiają się przekonania: „Ja bez terapii to już nie ja” albo „Nie podejmę decyzji, dopóki nie skonsultuję tego z psychoterapeutą”.

Imperatyw ciągłego samodoskonalenia sprawia, że sam proces terapeutyczny może być dla niektórych trudny do zamknięcia. – Pod koniec terapii zwykle następuje chwiejna równowaga między dalszym dążeniem do ulepszenia swojego funkcjonowania a odpuszczeniem, bo przecież nie sposób bez końca się terapeutyzować. Pytam wtedy swoich pacjentów, tak jak pytałabym siebie: „Czy to już nie dość? Czy nie chcesz sobie zostawić pewnych dysfunkcji?”. To bardzo ważny, w kontekście kultury terapeutycznej, wątek przeżycia swoistej „żałoby” po złudzeniach, iż jestem w stanie przepracować wszystkie problemy w stu procentach tak, by już zawsze być szczęśliwą – konkluduje Żuk-Michałowska.

Według psychologa dr. Tomasza Witkowskiego, kultura terapeutyczna osiągnęła dzisiaj stadium mitycznego Uroborosa – węża pożerającego własny ogon.
– Obecnie, jak nigdy dotąd w historii ludzkości, koncentrujemy się na własnym zdrowiu psychicznym, a liczba specjalistów zajmujących się nami i naszymi dziećmi nie ma precedensu. Niestety, bezprecedensowe są również liczby obrazujące skalę samobójstw i zaburzeń psychicznych, także wśród dzieci. Jednocześnie nie zastanawia nas fakt, że tam, gdzie pojawia się coraz więcej strażaków, wybucha coraz więcej pożarów, a im intensywniej leją na ogień ze swych sikawek, tym intensywniejsze wybuchają płomienie – mówi ekspert.


JAK DOCENIĆ ŻYCIE

IZA FALKOWSKA-TYLISZCZAK, psychoterapeutka: W bliskości najbardziej boimy się samych siebie. I dlatego odsłonięcie się przed kimś jest możliwe dopiero wtedy, gdy poczujemy się bezpiecznie we własnej skórze >>>>


Do reprezentantów kultury terapeutycznej należą więc nie tylko rodzice, wychowawcy czy pracownicy mediów zalewających portale publikacjami z zakresu samorozwoju i powierzchownej psychologii, ale również niektórzy psychoterapeuci i lekarze, którzy – w sprywatyzowanej rzeczywistości – są sprzedawcami swoich usług, więc zależy im na tym, by docierały jak najdalej. – Sukces przedstawicieli tej kultury polega na tym, że nakłonili do oddania się pod opiekę terapeutów ogromną część populacji cywilizacji Zachodu; ale to wyłącznie marketingowy sukces tych, którzy czerpią korzyści. Tymczasem wiele wskazuje na to, że ponury marketing straszący zaburzeniami psychicznymi i samobójstwami jest przyczyną obecnego, niepokojącego stanu rzeczy – kwituje dr Witkowski.

Psychoterapeutka Cveta Dimitrova jest jednak zdania, że kultura terapii, podobnie jak kultura narcyzmu, nie jest wytworem chciwych terapeutów, ale systemu, w jakim żyjemy i który karmi się chciwością oraz obietnicą osiągnięcia ideału. – Błędny przekaz płynący z tzw. kultury terapeutycznej wynika z mylnego założenia, że umiejętność rozpoznawania i artykułowania własnych potrzeb jest równoznaczna z ich zaspokojeniem. Tymczasem w dobrze poprowadzonej terapii fundamentalne jest właśnie nabywanie umiejętności godzenia się z nieuchronnością utrat oraz wykształcanie odporności pozwalającej radzić sobie z trudnościami, których nie da się w życiu uniknąć. Problemem jest więc logika rynkowa, która monetyzuje również nasz ból i nasze cierpienie, a także roznieca pragnienia, które z istoty są niemożliwe do spełnienia. Gabinet terapeutyczny staje się dzisiaj jednym z niewielu miejsc, gdzie można próbować uwolnić się od poczucia winy związanego z tym, że coraz trudniej jest nam funkcjonować w tak urządzonej rzeczywistości.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2023