Co się czai pod łóżkiem. Czy jest powód, dla którego noc to domena potworów?

Skąd to nieprzyjemne uczucie, gdy wracamy do domu po zmroku? Czy noc faktycznie wydobywa z ludzi i z otaczającego nas świata wszystko, co najgorsze? Rzućmy na to trochę światła.

09.01.2024

Czyta się kilka minut

Przygotowywanie moskitier przed nocą, Matam, Senegal, maj 2023 r. // fot. JOHN WESSELS / AFP / East News
Przygotowywanie moskitier przed nocą, Matam, Senegal, maj 2023 r. // Fot. John Wessels / AFP / East News

Każdego dnia na kilka lub kilkanaście godzin świat nakrywa się woalem nocy. Jej przybycie oznacza zanik światła, spadek temperatury i koniec dziennej zmiany wielu zwierząt, w tym ludzi: nasz mózg zaczyna produkować melatoninę, która z wolna posyła nas w objęcia Morfeusza. Nim zaśniemy, nasze powiększone źrenice będą starały się wciąż przeniknąć ciemności. Pozostaniemy jednak w dużej mierze zdani na nasze przewidywania. A jak lepiej obronić się przed nieznanym, niż przeceniając zagrożenie?

Być może właśnie dlatego noc obrosła warstwą mrożących krew w żyłach opowieści oraz – zdawałoby się intuicyjnych – przekonań. Nocą z ukrycia wychodzą duchy i wampiry, a czarownice zbierają się na sabat. Nocą można napotkać ośmielone nieobecnością człowieka drapieżniki, kojarzymy ją też z podwyższoną przestępczością. Lęk bywa niekiedy spotęgowany przez obecność księżyca w pełni, który ma rzekomo moc wywoływania w człowieku bezsenności, agresji, brutalności, a nawet szaleństwa.

Zmierzmy się z nocnymi strachami uzbrojeni w metody naukowe i zastanówmy, czy noc faktycznie wydobywa z ludzi i z otaczającego nas świata wszystko, co najgorsze.

Noc, a nocą, gdy nie śpię

Na pewno znacie to nieprzyjemne uczucie, gdy wracamy do domu po zmroku. W ciemnej ulicy łatwo wyobrazić sobie, że gdy zagrozi nam ktoś obcy, nie będzie w pobliżu nikogo, kto mógłby nam pomóc. Samotny powrót z imprezy wydaje się bardziej ryzykowny niż spacer w świetle dnia. Czy słusznie?

Przyjrzyjmy się najpierw obawom przed przestępczością. Począwszy od 1956 r. w cyklicznych ankietach pytano Amerykanów o to, czy w odległości jednej mili od ich domu znajduje się miejsce, gdzie baliby się chodzić samotnie nocą. W kolejnych latach od 30 do 48 proc. respondentów odpowiadało twierdząco. Obawa taka nie występuje równie często u obu płci – dotyczy 8-9 proc. mężczyzn i ok. 40 proc. kobiet (niektóre źródła podają ponad 60 proc.!).

Liczby te jednak nie są jednoznaczne, bo i pytanie jest ogólne. Czy Amerykanie unikający wychodzenia po zmroku boją się przestępców, czy może dzikich zwierząt lub potworów? W końcu do bycia świadkiem obecności ducha i UFO przyznaje się, odpowiednio, co piąty i co dziesiąty z nich. Amerykańscy mężczyźni śmielej udają się na nocne przechadzki, bo może sądzą, że obronią się przed napastnikiem? W końcu aż 6 proc. z nich uważa, że pokonałoby gołymi rękami niedźwiedzia grizzly czy goryla.

Nasze obawy przed napaścią po zmroku traktuje się często jako oczywistość. I zamiast zbadać, czego konkretnie dotyczą – przestępców, ciemności czy może zgubienia drogi – niektórzy naukowcy przeskakują wprost do wyjaśnienia zjawiska, na przykład przy pomocy psychologii ewolucyjnej. Mamy tu więc klasyczną opowieść o doborze naturalnym, który wyposażył nasz gatunek nie tylko w atuty cielesne, ale i pewne predyspozycje psychologiczne. A że ci z naszych przodków, którzy nocy się nie bali, częściej padali ofiarą kryjących się w ciemnościach drapieżników i obcych, to ostatecznie w populacji pozostali głównie ludzie, dla których światło księżyca to znak, by zamknąć dom na klucz.

Najciemniej pod latarnią

Możemy jednak zrobić krok wstecz i zastanowić się, czy strach przed nocną przechadzką związany jest z samą porą dnia, czy może po prostu – jak śpiewa Iron Maiden – z ciemnością. Odpowiedzi szukali naukowcy z Chongqing w Chinach. Poprosili uczestników badania o rozpoznawanie wzrokowych i słuchowych bodźców, które nie pasują do zaprezentowanej reszty. Bodźce te podzielone były na neutralne oraz wywołujące niepokój lub strach (np. zdjęcie pająka, krzyk). Korzystając z dobrze znanego w psychologii efektu torowania, autorzy badania sprawdzili, czy pora dnia (dzień lub noc) oraz niezależnie kontrolowane przez nich oświetlenie laboratorium sprawią, że badani będą szybciej odpowiadać na „straszne” bodźce. Jak się okazało, tak właśnie jest: nocą, nawet gdy przebywamy w sztucznie oświetlonym pomieszczeniu, nasz umysł wykazuje krótsze czasy reakcji na awersyjne bodźce, jak gdyby był na nie przygotowany. Niezależnie od tego, że ciemność może być straszna sama w sobie, to już wybicie wieczornej godziny na naszym biologicznym zegarze dobowym wystarczy, byśmy mieli się na baczności.

Ale właśnie: co z tą ciemnością? Natężenie światła w naszym otoczeniu także ma znaczenie. Badanie Dongpila Sona i współpracowników przeprowadzone w wirtualnej rzeczywistości pokazało, że zwiększenie iluminacji ulicznej w istotnym stopniu redukowało strach przed przestępczością. Efekt ten działa również poza laboratorium: zgodnie z analizą Kate Painter z Uniwersytetu Cambridge poprawa oświetlenia na ulicach Londynu zmniejszyła poczucie zagrożenia przestępczością u mieszkańców. Związek ten, w połączeniu z efektem samej nocy, może wskazywać, że nasz naturalny program strachu reaguje zarówno na nasz wewnętrzny zegar, jak i na brak oświetlenia.

Pomówmy wreszcie o danych dotyczących samych przestępstw za dnia i w nocy. Zapytałem znajomą kryminolożkę, dlaczego większość poważnych naruszeń prawa ma miejsce pod osłoną ciemności. Usłyszałem, że to nie do końca tak, choć faktycznie noc sprzyja pewnym formom przestępczości, bo zapewnia warunki niezbędne do ich popełnienia. Chodzi o anonimowość, mniejszą liczbę potencjalnych świadków, większą – potencjalnych ofiar pozostających pod wpływem alkoholu lub zwyczajnie zaspanych i nieuważnych, a także pogorszoną percepcję właścicieli dobytku.

Nie wszystkie jednak występki potrzebują powyższych czynników. Dlatego w oficjalnych statystykach prowadzonych przez firmę Vivint (dane z 13 metropolii obejmujące 1,3 miliona przestępstw) nie znajdziemy potwierdzenia hipotezy o związku nocy z aktywnością kryminalną. Co do zasady większość przestępstw w wielkich miastach USA ma miejsce między czwartą a siódmą po południu. Jednak rzut oka na godziny występowania poszczególnych czynów zabronionych pokazuje, że przestępstwa takie jak podpalenie, oszustwa, pobicia, molestowanie i napaść seksualna oraz kradzież należą do domeny nocy (najczęściej: od północy do trzeciej nad ranem). Pokrywa się to z pojawiającą się w literaturze informacją o zwiększonej częstotliwości nocnej wyłącznie brutalnych przestępstw.

A co ze światłem, które wydaje się koić nasze skołatane nocą nerwy? Jak pokazało badanie Patricia Domíngueza i Kenza Asahiego, sztuczne przedłużenie dnia poprzez zmianę czasu na zimowy może zmniejszyć liczbę kradzieży i rozbojów odpowiednio o 20 i 30 proc.! W Chinach oświetlenie uliczne pomogło zwiększyć liczbę aresztowań. Niektóre badania wskazują jednak, że zwiększenie oświetlenia – np. z powodu pełni księżyca – może podwyższyć odsetek przestępstw, zwłaszcza tych wymagających sprawnej oceny sytuacji, wartości przedmiotów i możliwości fizycznych celu ataku. Pełnia może też zachęcać potencjalne ofiary do oddalenia się od domu. Zresztą – jak twierdzą niektórzy – widok księżyca w całej jego okazałości skłania nas do całego wachlarza dziwnych zachowań...

Pełnia księżyca w Kansas City, lipiec 2018 r. // fot. Charlie Riedel / AP / East News

Pełnia nieszczęścia

„Wina księżyca, który bliżej ziemi (...). Nic też dziwnego, że ludzie szaleją” – pisał Szekspir („Otello”, tłum. Leon Ulrich), wyrażając popularne do dziś przekonanie, że fazy naszego satelity wpływają na człowieka i mogą doprowadzić go nawet do obłędu. Współcześnie rozpowszechnienie tej idei można przypisać z jednej strony – astrologii, z drugiej – Arnoldowi Lieberowi, amerykańskiemu psychiatrze, który w latach 90. przedstawił w swojej książce „How the Moon Affects You” tezy dotyczące tzw. biologicznego przypływu. Zdaniem Liebera, okrążając naszą ziemię, księżyc oddziałuje nie tylko na pływy morskie i magnetyzm, ale również na wszystkie zwierzęta – w tym ludzi. Wpływ ten ma dramatycznie zwiększać statystyki morderstw, samobójstw, napaści, nagłych stanów psychiatrycznych i wypadków w trakcie pełni.

Ten domniemany efekt nazwano „efektem pełni” lub – nieco bardziej dramatycznie – „efektem transylwańskim”, choć każdy fan „Van Helsinga” dobrze wie, że pełnia księżyca wzbudza skojarzenia związane z wilkołakami, a nie z zamieszkującymi Siedmiogród wampirami. Do pierwszych badaczek tego tematu należały Jodi Tasso oraz Elizabeth Miller. W 1976 r. opublikowały na łamach „Journal of Psychology: Interdisciplinary and Applied” wyniki analizy 34 tys. różnych przestępstw popełnionych w ciągu roku na terenie jednej z wielkich metropolii. Sprawdzały, na ile okres pełni wyróżnia się na tle pozostałych trzech kwadr, jeśli chodzi o statystyki poszczególnych przestępstw. Dane wskazywały jednoznacznie, że wszystkie rodzaje przestępstw z wyjątkiem morderstwa popełniane są częściej w pełnym świetle naszego satelity. Niepokojące!

Na fali księżycowego szaleństwa kolejni badacze zaczęli doszukiwać się wpływu pełni na najróżniejsze zachowania ludzi i zwierząt. Stwierdzono np., że osadzeni w zakładach karnych zachowują się wtedy bardziej agresywnie. To samo miało dotyczyć osób z poważnymi zaburzeniami rozwoju psychomotorycznego. Niektóre badania z lat 90. podawały też, że pełnia księżyca oznacza większą liczbę przyjęć na oddziałach ratunkowych, szczególnie z powodu prób samobójczych i ryzykownych zachowań. Badacze chętnie odwoływali się do językowego skojarzenia szaleństwa z księżycem – wszak angielskie słowo lunacy (obłęd) pochodzi wprost od łacińskiego luna, czyli księżyca (w języku polskim słowo „lunatykowanie” funkcjonuje natomiast jako synonim „somnambulizmu” i jakże wdzięcznego „sennowłóctwa”).

Dwaj japońscy badacze zaproponowali na łamach „Bioscience Hypotheses” wyjaśnienie efektu transylwańskiego: pełnia wpływa na ludzi i zwierzęta poprzez subtelne zmiany odczuwanego magnetyzmu ziemi. Zgodnie z tą – nieco szaloną – hipotezą nasilenie światła księżycowego zaburza tak zwaną magnetorecepcję, czyli zdolność organizmów żywych do wykrywania pola magnetycznego. Tsutomu Nishimura i Masanori Fukushima powołują się na badania wskazujące, że m.in. ptaki, pszczoły i wieloryby dostosowują swoje zachowanie do geomagnetyzmu. Zdaniem badaczy ludzie też wykazują podobne predyspozycje – na skutek oscylacji magnetycznych globu ziemskiego zmieniają się np. wyniki badań elektroencefalograficznych.

Do podobnych idei trzeba podchodzić ostrożnie. Prawdziwa czy nie, hipoteza Japończyków może jednak... nie mieć czego wyjaśniać. Począwszy od lat dwutysięcznych badacze z całego świata poddali bowiem efekt transylwański kolejnym analizom, z których wynika, że większość zaobserwowanych zależności nie istnieje. Zacznijmy od przestępstw: znaleziony we wcześniejszych badaniach wpływ pełni na ich częstotliwość można wyjaśnić – jak już wspomnieliśmy – zwiększonym natężeniem światła, które pomaga sprawcy rozeznać się w sytuacji. A co z agresywnym zachowaniem zwierząt? W czasie pełni nie obserwuje się wyższej liczby przyjęć szpitalnych z powodu ugryzień. A wpływ księżyca na zaburzenia psychiczne i ryzykowne zachowania ludzi? Można to ująć w ten sposób: wiedza o tym, że danej nocy będzie pełnia, nie poprawia naszych przewidywań dotyczących nagłych stanów psychiatrycznych ani kryzysów psychicznych o więcej niż 1 proc. Co się zaś tyczy agresji u pacjentów szpitalnych, analiza ponad 180 tys. przypadków na izbie przyjęć przeprowadzona przez Timothy’ego Yeunga i współpracowników wskazała, że pełnia księżyca nie zwiększa istotnie liczby napaści na personel szpitalnego oddziału ratunkowego.

Czy więc efekt transylwański to jedna wielka pomyłka? Nie do końca. Istnieje bowiem jedna stabilna zależność, którą potwierdziło kilka niezależnych badań. Chodzi mianowicie o wpływ pełni na sen. W trakcie tej fazy księżyca, być może ze względu na natężenie oświetlenia, śpimy krócej (z jednego z badań wynika, że średnio o 20 minut), a nasz sen jest płytszy.

Sprawa zostanie pewnie jeszcze poddana bardziej wnikliwym testom, ale aktualnie hipotezy wpływu pełni na agresję, przestępczość czy zaburzenia psychiczne nie mają wystarczającego potwierdzenia. Nie ma też więc co dywagować o magnetorecepcji; zamiast tego warto rozważyć znacznie prostsze twierdzenie, mówiące, że mit o efekcie transylwańskim może wynikać po prostu... z niewyspania. Ostatecznie, czyż niedostatek snu nie zmienia wielu z nas w łaknącego kawy potwora?

Nocne straszydła

A skoro o potworach mowa: noc ma także komponent irracjonalny. W ciemności czai się nie tylko przestępca – także duch, wilkołak czy inne straszydło.

Gdy mowa o dorosłych, nyktofobia – czyli lęk przed ciemnością – nie znajduje się na czele listy najpopularniejszych przypadłości lękowych, ale jak podają Joshua Levos i Tammy Zacchilli z Uniwersytetu Saint Leo, wśród 120 przebadanych przez nich studentów ponad 50 proc. wymieniło strach przed ciemnością w pierwszej piątce największych obaw. Sprawa ma się oczywiście inaczej w przypadku dzieci, dla których ten lęk to codzienność. Około 70 proc. wszystkich dzieci przeżywa tzw. lęk przed nocą (ang. nighttime fears; nie mylić z „lękami nocnymi”!), który – choć uważany za normę rozwojową – odbiera im cenne godziny snu i może prowadzić do chronicznego niepokoju. Ten zaś jest już wskazaniem do konsultacji psychiatrycznej.

Czego boją się dzieci? Wywiady przeprowadzone z rodzicami i ich latoroślami pokazują, że lęk przed nocą to przede wszystkim strach przed potworami, pająkami i ludźmi (np. złodziejem lub porywaczem), obawa o ojca i matkę (w szczególności o zagrożenie ich życia), a także antycypacja koszmarów oraz burzy z piorunami. Co do zasady, im starsze dziecko, tym konkretniejsze stają się obawy: potwora zastępują włamywacze, a lęk coraz częściej dotyczy przyszłości, problemów społecznych i potencjalnych katastrof. Na wszystkie te niepokoje dzieci reagują bezsennością i wstawaniem w nocy „do rodziców”.

Trudno znaleźć jedną główną przyczynę lęku przed nocą. Jeśli chodzi o tzw. wyjaśnienia „bliższe” (dotyczące uwarunkowań danego zjawiska z „tu i teraz”), dzieci przeżywają lęk przed nocą m.in. w reakcji na stresujące sytuacje (np. rozwód lub kłótnie rodzinne) lub zaobserwowawszy lęk u innych, np. rodziców lub rodzeństwa. Bliscy malucha mają zresztą bardzo silny wpływ na to, czy lęk przed nocą będzie się powtarzać. Starsze rodzeństwo może w ramach dowcipu „podkręcać” obawy brata lub siostry, opowiadając straszne historie, a sami rodzice próbują nieraz załagodzić lęk, śpiąc z dzieckiem w jednym łóżku – praktyka ta doraźnie je uspokaja, ale zdaniem wielu badaczy w dłuższej perspektywie sprzyja pogłębieniu problemu.

Istnieją również „ostateczne” przyczyny lęków nocnych, czyli czynniki leżące głęboko w naszej ludzkiej naturze. Powiedzieliśmy już o hipotetycznym mechanizmie ewolucyjnym, który skłania nas do strachu przed ciemnością. W przypadku dzieci lęk z pewnością powstrzymywał przed oddalaniem się od grupy i tym samym zwiększał ich szansę na przeżycie. Czy jednak ten „moduł strachu”, jeśli naprawdę istnieje, działa jednakowo u wszystkich dzieci?

Psycholodzy Richard Coss i Shelley Blozis z Uniwersytetu Kalifornijskiego doszli do wniosku, że w naszej ewolucyjnej przeszłości istniał moment, w którym z powodu silnego dymorfizmu płciowego samce i samice australopiteka zajmowały osobne miejsca do snu. Podczas gdy lekkie i drobne samice mogły pozwolić sobie na sen na drzewie, ciężkie i potężniejsze samce odpoczywały na ziemi. Jeśli tak rzeczywiście było – pomyśleli kalifornijscy badacze – a lęk przed nocą jest reliktem tamtych niebezpiecznych czasów, to współcześni mężczyźni i kobiety powinni doświadczać dziecięcego strachu w inny sposób. Mówiąc dokładniej: chłopcy powinni obawiać się raczej zagrożeń znajdujących się gdzieś obok nich (na przykład w szafie), a dziewczynki tego, co znajduje się pod nimi (np. pod łóżkiem). Niebezpieczeństwa czyhały wszak na australopiteka z różnych stron, w zależności od tego, jakiej był płci!

Brzmi niebywale? Coss i Blozis przepytali ponad 500 osób – po części dzieci, po części dorosłych – o ich doświadczenia (lub wspomnienia) związane z lękiem przed nocą. Jak się okazało, chłopcy i mężczyźni częściej deklarowali, że ich lęk dotyczył czegoś, co czyha na nich „od boku”, niż czegoś, co znajduje się „pod” lub „nad” nimi; u kobiet i dziewczynek jednak nie zaobserwowano analogicznej różnicy. Autorzy zaprosili do swoich wywiadów kolejne 500 dorosłych osób. Tym razem jednak postawili na próbę zdywersyfikowaną pod kątem kultury; ochotnicy pochodzili z Wietnamu lub byli żyjącymi na terenie USA Chińczykami. Analiza statystyczna wykazała, że kobiety częściej obawiały się w nocy straszydeł znajdujących się pod łóżkiem. Warto przy tym zauważyć, że Wietnamczycy – którzy częściej niż Chińczycy śpią na wysokich łóżkach – w dzieciństwie bardziej obawiali się potwora „na dole”. Być może częściowym lekarstwem na lęki nocne jest więc rozkręcenie łóżka i zostawienie na podłodze samego materaca, tak by maluch nie obawiał się czyhających na niego od dołu potworów – przynajmniej tych, które nie zmieniają się na żądanie w cieniutki naleśnik.

Potrzeba więcej badań, by poddać hipotezę Cossa i Blozis bardziej wymagającym testom. Tak czy inaczej, z przejrzanej przez nas literatury wynika, że noc i to, co z nią związane – ciemność, księżyc i strach przed nieznanym – pozostaje inspiracją dla wielu badań, ale i dla wielu mitów. I choć daleko jeszcze do ostatecznego rozstrzygnięcia w sprawie wszystkich wziętych tu na warsztat hipotez, wiemy jedno: czasem naprawdę najlepszym, co możemy zrobić po zmroku, to przytulić pluszowego misia i zapaść w błogie objęcia snu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Doktorant w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ukończył kognitywistykę i religioznawstwo, obecnie łączy obie te dziedziny w swojej pracy badawczej, podejmując problematykę mechanizmów poznawczych, które leżą u podłoża wiary i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Co się czai pod łóżkiem