Czeka nas jasność

Wspaniałe, ekstatyczne doświadczenie: potężna fala wszechogarniającego spokoju, radości i nagłego zrozumienia dla kosmicznego ładu. Nie brzmi jak relacja z rozpaczliwej walki o przeżycie, prawda?

22.10.2023

Czyta się kilka minut

Czeka nas jasność
Cienie o wschodzie słońca w Nowym Jorku. Listopad 2013 r. / GARY HERSHORN / GETTY IMAGES

Doświadczenia bliskie śmierci (ang. near-death experience, NDE) są zaskakująco powszechne. Zależnie od tego, jak sformułujemy pytanie, zgłasza je od pół aż do kilku procent populacji. Istnieje kontekst, w którym są wręcz spodziewane – to śmierć kliniczna. Diagnozuje się ją, gdy przestaje regularnie bić serce i ustaje oddech. Do tkanek przestaje docierać tlen, a mocno od niego uzależniony mózg już po kilku minutach zaczyna nieodwracalnie niszczeć. Pomijając wyjątkowe sytuacje, zwłaszcza ekstremalnie niskie temperatury, przyjmuje się, że już po 5-10 minutach od ustania krążenia w mózgu nigdy nie będzie on już normalnie funkcjonował. Za punkt krytyczny uznaje się śmierć pnia mózgu. Wówczas ciało nie otrzymuje już elementarnych sygnałów regulujących jego aktywność, jak oddech czy tętno. Nie są znane przypadki przywrócenia u człowieka świadomości po śmierci pnia mózgu.

Spotkanie z Jamą

Jeśli jednak człowieka w stanie śmierci klinicznej odratujemy, to jego umysł może powrócić do normalnego funkcjonowania. Ok. 40-50 proc. takich osób relacjonuje, że w tym krótkim oknie czasowym zwykła rzeczywistość – np. grupka spanikowanych ludzi wykonujących bolesne uciski klatki piersiowej – szybko rozwiewa się, ustępując miejsca czemuś odmiennemu. Po dekadach badań możemy dość dobrze opisać „typowe” NDE. Poniższe zestawienie powstało po uśrednieniu relacji i statystyk pochodzących od kilkuset osób, opisanych w klasycznych badaniach Raymonda Moody’ego (1975), Kennetha Ringa (1980) i Bruce’a Greysona (1983).



WIELKIE WYZWANIA: ANTROPOCEN

Przyglądamy się największym wyzwaniom epoki człowieka oraz drodze, która zaprowadziła nas od afrykańskich sawann do globalnej wioski. Omawiamy badania naukowe i dyskusje nad interakcjami między człowiekiem i innymi elementami przyrody – zarówno tymi współczesnymi, jak i przeszłymi.



Przede wszystkim, wbrew stereotypom, niezbyt częste są konkretne wydarzenia, takie jak wędrówka przez tunel (25-32 proc.), spotkanie ze zmarłymi lub istotami duchowymi (26 proc.) albo poczucie opuszczenia swojego ciała (37-53 proc.) – zwane OBE (out of body experience) – któremu w połowie przypadków towarzyszy spoglądanie na nie z zewnątrz (tzw. autoskopia). Słynne „przelatywanie całego życia przed oczami” relacjonuje ok. 25 proc. osób. Elementy narracyjne NDE są też najbardziej podatne na efekty kulturowe. Hindusi, którzy przeżyli stan śmierci klinicznej, opisują więc powszechnie spotkanie z „mężczyzną trzymającym książkę” – tak właśnie wygląda jedno z tradycyjnych obliczy Jamy, władcy krainy umarłych.

Częściej występują przeżycia, których nie da się właściwie opisać jako „wydarzenia”, a które upodabniają NDE raczej do doświadczeń mistycznych lub głębokich stanów medytacyjnych. 64-72 proc. badanych twierdzi, że czas zatrzymał się albo że samo pojęcie czasu straciło sens, a 57-80 proc., że przepełniło ich poczucie jedności z kosmosem. 30-56 proc. twierdzi, że w jednej chwili zrozumieli wszystko. Znacząca grupa ludzi, którzy opowiadają o swoim NDE wiele dekad później, uznaje je za jedno z najważniejszych doświadczeń swojego życia – tak jak to jest z granicznymi doświadczeniami religijnymi czy psychodelicznymi. Na tym emocjonalno-transcendentalnym poziomie NDE mają dość jednolitą strukturę, niezależną od płci, wieku, religijności czy pochodzenia etnicznego.

Najsilniejszym „pewniakiem” nie jest jednak treść NDE, lecz to, że niemal zawsze jest to przeżycie przyjemne, wręcz ekstatyczne. 92 proc. badanych przez Greysona stwierdziło, że podczas NDE ogarnęło ich poczucie spokoju, a 83 proc., że wręcz radości. Craig R. Lundahl w 1993 r. opisał „model standardowy NDE”, w którym pierwszym punktem było właśnie owo uczucie wszechogarniającego spokoju.

Spróbujmy może wyjaśnić to wszystko, poruszając się w ramach dwóch odmiennych światopoglądów: „z duszą” i „bez duszy”. Zaczynając od tego drugiego.

Nagłe uspokojenie

Najprostsza interpretacja jest taka, że NDE to ślady po patologicznych zjawiskach występujących w niedotlenionym i stopniowo zamierającym mózgu, przefiltrowane przez pamięć i oczekiwania. Jest to wyjaśnienie na tyle „oczywiste”, że można wręcz zapytać, czy w grę wchodzi inne? Nie jest ono jednak wcale tak przekonujące, gdy próbujemy zastosować do niego standardy metodologii naukowej.

W 2001 r. grupa holenderskich lekarzy postanowiła przyjrzeć się 344 pacjentom, którzy przeżyli śmierć kliniczną. U 62 z nich pojawiło się NDE. Wystąpienie go, co kluczowe, nie było ­statystycznie powiązane z żadną miarą medyczną: ani z tym, jak poważny czy długotrwały był epizod śmierci klinicznej, ani z podanymi lekami czy też przyczyną zatrzymania akcji serca. Mówiąc inaczej: lekarz zapoznany z kompletem danych medycznych nie był w stanie przewidzieć, czy u danej osoby wystąpiło wówczas NDE czy nie, nie mówiąc już o jego przebiegu i treści. Niezdolność do przewidywania elementarnych faktów to zawsze zła wiadomość dla naukowców, stąd konkluzja autorów: „Nasze badania wskazują, że czynniki medyczne nie są w stanie wyjaśnić występowania NDE”.

Jest jeszcze poważniejszy problem: NDE występują również u osób, które nie są obiektywnie bliskie śmierci, lecz tylko tak myślą, np. w trakcie wypadku samochodowego albo trudnego porodu, gdy jednak nie dochodzi do niedotlenienia mózgu. Zdarzają się też osobom w stanie głębokiej depresji.

W 2018 r. opisano badanie nad doświadczeniami „typu NDE” wywoływanymi celowo przez 12 buddystów przy pomocy zaawansowanych technik medytacyjnych. Po nałożeniu ich relacji na standardowe kwestionariusze NDE okazało się, że wędrówka medytującego umysłu do krain poza granicami zwykłej przytomności jest nieodróżnialna od doświadczenia na granicy życia i śmierci. We wszystkich tych przypadkach nie sposób utrzymywać, że przyczyną NDE są patologiczne procesy występujące w umierającym mózgu.

Są też problemy z treścią NDE, zwłaszcza z faktem, że przeżycia te są niemal zawsze pozytywne. Nie ma żadnego dobrego powodu medycznego, dla którego najbardziej niebezpieczny, patologiczny stan, w jakim może znaleźć się człowiek – dramatyczna walka o życie, często w bólu, połączona z resuscytacją czy intubacją – miałby budzić przyjemne wrażenia i być opisywany jako jedno z najwspanialszych doznań całego życia.

Wyjaśnianie wstecz

Nad problemem medycznego wyjaśniania NDE unosi się groźba, znana z wielu dziedzin nauki, którą można określić jako „pokusę retrodykcji”. Retrodykcja to wyjaśnianie wstecz – uboższa kuzynka predykcji, czyli wyjaśniania naprzód. Sercem nauki jest predykcja, czyli przewidywanie nieznanych jeszcze faktów na bazie teorii. W przypadku NDE predykcją byłoby np. przewidzenie przez neurologów treści NDE wyłącznie na podstawie faktów medycznych. Jak jednak widzieliśmy, obecny stan wiedzy na to nie pozwala.

Naukowe opisy NDE pękają natomiast w szwach od retrodykcji. Ponieważ ludzie z całego świata zgłaszają oglądanie świetlistych tuneli, medycy chętnie wyjaśniają, że ma to pewnie związek z patologicznymi procesami niedokrwiennymi zachodzącymi w siatkówce oka, nerwie wzrokowym albo korze wzrokowej. Nie jest to jednak prawdziwe wyjaśnienie – ograniczamy się do wymienienia kilku terminów anatomicznych. Zobaczmy zresztą, na czym w praktyce polega pokusa retrodykcji.

W 2017 r. grupa duńskich neurologów postanowiła sprawdzić, jakie wrażenia wzrokowe towarzyszą niedotlenieniu mózgu. Pośród opisywanych fenomenów prym wiodły świetliste łuki, wężowate zygzaki, wędrujące plamki i migoczące fale. Gdyby powszechnym elementem NDE była wędrówka ku zachodzącemu słońcu i widok migoczących fal oceanicznych – co spodobałoby się pewnie miłośnikom „Opowieści z Narnii”, bo tak trafia się do krainy Aslana – można by z przekonaniem orzec, że to właśnie przewiduje neurologia. Gdyby umierający ludzie masowo widzieli świetliste węże, jakby wprost z mitologii Majów, też można by zareagować z pełnym zrozumieniem.

Migoczące na nocnym niebie gwiazdy, witające nowego zmarłego w niebiańskiej krainie? Świetnie – wędrujące plamki przewiduje przecież neurologia! Ponieważ w NDE regularnie pojawia się tunel, badacze twierdzą, że tak właśnie powinno być – choć w badaniu duńskim tuneli akurat nie opisano. To zasadnicza słabość retrodykcji: pozwala na wymądrzanie się na podstawie znanych faktów, ale równie dobrze sprawdziłaby się w przypadku faktów odmiennych czy wręcz przeciwnych.

Inny przykład: jeżeli przyjmiemy, że NDE jest ukształtowane przez światopogląd, to powinno częściej występować u osób wierzących. Ale tak nie jest. Poziom religijności nie jest czynnikiem pozwalającym przewidywać występowanie lub intensywność NDE, a doświadczenia te zdarzają się też ateistom i agnostykom. Ba, w kolejnych badaniach potwierdza się dość nieintuicyjna regularność, że osoby młodsze częściej doznają NDE niż osoby starsze, w wyraźnej niezgodzie z trendami dotyczącymi poziomu religijności i wiary w zjawiska ponadnaturalne.

Nieobliczalne mózgi

Ręce naukowcom krępuje oczywiście brak danych. Niełatwo zastosować wszystkie najlepsze metody neuronauk do analizy zdarzeń, które występują względnie rzadko, i w sytuacjach, gdy nie bardzo możemy sobie pozwolić na spokojne badanie aktywności mózgu. A gdy czasem się to uda, wyniki mogą być trudne do interpretacji.

W latach 80. w Uniwersyteckim Centrum Medycznym Loyola w Chicago udało się zbadać aktywność elektryczną mózgu u 56 pacjentów, u których neurolodzy stwierdzili śmierć mózgu, wciąż jednak podpiętych do respiratora.U 11 stwierdzono występowanie rozmaitych form aktywności przez wiele godzin. U 9 były to trwające zwykle do 72 godzin słabnące fale pobudzenia zbliżone do tych, jakie występują u przytomnego człowieka. U dwóch osób zarejestrowano natomiast aktywność nawet przez 168 godzin po śmierci, do złudzenia przypominającą z kolei wzorzec pobudzenia mózgu człowieka śniącego. Dalsze badanie tych dwóch przypadków wykazało, że choć pień mózgu zdradzał już wyraźne ślady martwicy, kora mózgowa pozostała niemal nienaruszona i aktywna: przez tydzień po śmierci pnia mózgu kora zachowywała się tak, jak gdyby człowiek ów „po prostu spał”!

Jest jasne, że proces umierania mózgu nie jest wystarczająco dobrze poznany, żebyśmy mogli spokojnie odwołać się do niego w kontekście NDE. Wyjaśnianie NDE poprzez zjawiska mózgowe jest więc tyleż „oczywiste”, co ubogie w moc predykcyjną i nieprzekonujące, czego zresztą nie negują naukowcy. W wydanej w 2009 r. akademickiej monografii na temat neurologicznych podstaw świadomości Olaf Blanke i Sebastian Dieguez stwierdzili, że „nie istnieją żadne dane neurologiczne, neuropsychologiczne ani neuroobrazowe, które pozwoliłyby na wyraźne utożsamienie jakiegokolwiek konkretnego aspektu NDE z sekwencją zdarzeń zachodzących w trakcie niedotlenienia mózgu”.

Korzystając z naszej filozoficznej mobilności, przesiądźmy się tymczasem na stronę „z duszą”.

Odlot duszy

Choć teologie z różnych stron świata są oszałamiająco różnorodne, można opisać „model standardowy” relacji dusza–ciało. Znamy go wszyscy. Mówimy tu o treściach zakopanych tak głęboko w naszej zbiorowej świadomości, że drobiazgi takie jak religia czy teologia stanowią dla nich zaledwie młodziutki nadkład, który zdmuchnie byle ideologiczny powiew.

Oto i ów model: człowiek składa się z dwóch różnych elementów, śmiertelnego ciała i nieśmiertelnej duszy. Za życia dusza i ciało tworzą nierozerwalny kompleks (choć duszy zdarzają się wędrówki, np. we śnie lub w stanie transu), jednak gdy ciało umiera, dusza uwalnia się od niego. Dusze dobrych ludzi po śmierci unoszą się, łącząc się ze światłem niebios, dusze złych ludzi są zaś ściągane ku ciemności i ogniu ziemskich głębin.

Fragmenty tej wizji można znaleźć w najstarszych utworach każdej piśmiennej kultury, od tekstów taoistycznych, przez indyjskie Wedy i Upaniszady, zoroastryjską Awestę, aż po bliskowschodnie teksty mezopotamskie i najpierwotniejsze zalążki judaizmu i chrześcijaństwa. Dzisiejsi akademiccy teolodzy niechętnie wnikają w szczegóły tego, jak „działa” dusza, jednak doktryna katolicka nie potrafi strząsnąć z siebie tysięcy lat niezakłóconej wiary w opisane wyżej powszechne obrazowe wyobrażenie.

Katechizm Kościoła Katolickiego głosi więc, przykładowo, że „dzięki duszy duchowej ciało utworzone z materii jest ciałem żywym i ludzkim” (punkt 365) oraz że dusza, w przeciwieństwie do ciała, nie pochodzi od rodziców, lecz jest bezpośrednio stworzona przez Boga, „nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci” (p. 366). Śmierć cielesnej części człowieka i przetrwanie jego duszy są zresztą kluczowe dla dopełnienia się pełnej historii człowieka. Aby zmartwychwstać, należy „opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana” – to cytat z Drugiego Listu do Koryntian (5, 8). Autorzy Katechizmu doprecyzowują, że w momencie śmierci „dusza jest oddzielona od ciała” i połączy się z nim dopiero w dniu zmartwychwstania umarłych (p. 1005).

Nie mamy tu opisu owego procesu oddzielania się, ale zawsze możemy pogrzebać u klasyków. „Suma teologiczna” – opus magnum św. Tomasza z Akwinu – to zaawansowane stadium racjonalnego zastanawiania się nad „oczywistym od wieków” samodzielnym życiem duszy po śmierci. W „Suplemencie” do „Sumy” Tomasz rozprawia się choćby z pytaniem o to, czy dusza zostaje osądzona natychmiast po śmierci ciała (zagadnienie 69).

Z teologicznego punktu widzenia chodzi o czyściec, ale dla badaczy NDE jest to też ogólniejsze pytanie o to, czy istnieje okno czasowe, w którym dusza już oderwała się od ciała, ale może jeszcze wędrować po świecie fizycznym. Tomasz odpowiada: „skoro tylko dusza uwolni się od ciała, albo pogrąża się w piekle, albo ulatuje do nieba, chyba że na przeszkodzie stanie jakiś obowiązek odbycia kary za grzechy, przez co należałoby odłożyć wzlot do nieba, by wpierw dusza została oczyszczona”. To klarowna, „grawitacyjna” wizja świata duchowego – dusza „obciążona” przez rozmaite grzeszki nie wystrzela w ułamku sekundy do bram nieba, lecz musi najpierw strząsnąć z siebie ten ciężar.

Inne ważne pytanie z tej części „Sumy”: jeśli człowiek stanowi cielesno-duchową jedność, to co z tymi elementami osoby ludzkiej, które mają wyraźny posmak cielesny, jak sfera naszej zmysłowości (zagadnienie 70)? Oddajmy głos Tomaszowi: „W duszy odłączonej pozostają te władze, które w swoich czynnościach nie posługują się narządem cielesnym. Natomiast te władze, które posługują się nim, giną wraz z rozkładem ciała” (zagadnienie 70). Dusza po odłączeniu się od ciała traci więc zdolność do widzenia i słyszenia, jednak pozostaje zdolność do myślenia, rozważania i chcenia.

Piekło czy raj?

Zauważmy, że hipoteza duszy ulatującej ku niebu świetnie wyjaśnia, a wręcz przewiduje, powszechne w NDE wrażenie unoszenia się nad własnym ciałem. Co charakterystyczne, wszyscy opowiadają, że po śmierci unosili się, a nikt, że opadał – czyżbyśmy wszyscy cicho zakładali, że czeka nas raczej wędrówka ku niebiosom? Mamy tu potencjał dla testu weryfikacyjnego: hipotezę św. Tomasza można by sprawdzić, porównując treść doświadczenia NDE w zależności od oczekiwanego stanu grzeszności. Czy kierunek wędrówki duszy więźniów skazanych na karę śmierci i pobożnych mnichów będzie ten sam? Tylko czy badacze NDE są ich w stanie naprawdę osądzić?

Interesujący jest opisany przez Akwinatę proces unieczynniania się cielesnych aspektów naszej świadomości i zdominowania jej przez aspekty czysto rozumowe, pozamaterialne. Hipoteza ta szczególnie dobrze wyjaśnia spowolnienie upływu czasu aż do poczucia, że się on zatrzymał. Upływ czasu taktowany jest wszak przez zdarzenia fizyczne i fizjologiczne, a teolodzy często powtarzają, że duchowe istoty pozacielesne egzystują poza czasem. Zrozumiałe jest też samo przez się, że dusza świeżo uwolniona od okowów ciała, wykonująca pierwsze kroki na drodze ku złączeniu się z Inteligencją, przeżywa „nagłe poczucie zrozumienia” (30 proc. u Greysona) albo „nadnaturalnie klarowne myśli” (46 proc.).

Fatalne dla duchowego wyjaśniania NDE są natomiast raporty o „nadnaturalnie wyraźnych wrażeniach zmysłowych” (38 proc.). Zmysły powinny wszak po śmierci ciała zamierać – można więc powątpiewać, czy dusza oddzielona od ciała, unosząca się pod sufitem sali szpitalnej, może patrzeć na to ciało. W 2008 r. brytyjski lekarz Sam Parnia specjalizujący się w intensywnej terapii rozpoczął wieloletnie badanie o nazwie AWARE, dotyczące wielu aspektów śmierci ­klinicznej. Jego najsłynniejszym elementem było rozmieszczanie w strategicznych punktach sal szpitalnych rozmaitych przedmiotów, które można dostrzec wyłącznie z punktu obserwacyjnego tuż pod sufitem. Gdyby pacjenci, którzy zgłaszają opuszczenie swojego ciała, potrafili opisać te przedmioty, stanowiłoby to ciekawy problem do rozwiązania. Do dziś nie spłynął jednak ani jeden taki raport, choć mamy już dane z dwóch kolejnych edycji projektu AWARE.

U samego korzenia religijnej interpretacji NDE tkwi też poważny problem: czy dusza – albo odpowiednia instancja regulująca jej wędrówki – może się „pomylić”? Czysto teoretycznie powinna ona opuszczać ciało w momencie śmierci. Czy mamy więc wierzyć, że Bóg przez pomyłkę ordynuje ewakuację duszy w momencie nagłego zatrzymania krążenia, ta zaczyna wyzwalać się z oków ciała i odcieleśniać strumień swojej świadomości, jednak poprawnie przeprowadzona resuscytacja sprawia, że dusza zostaje na nowo pospiesznie scalona z ciałem, dzięki czemu już niedługo później otrzymuje rzadką możliwość mówienia o tym, co nielegalnie podejrzała na drodze ku niebiosom?

Pożytki z umierania

Wielu sceptycznych czytelników zastanawia się pewnie, czy istnieje jakakolwiek korzyść poznawcza z czytania tysiącletnich wyobrażeń o duszy oraz ich średniowiecznej racjonalizacji na gruncie teologii chrześcijańskiej.

Jest przynajmniej jeden ciekawy trop, choć ci, którzy kibicowali wersji „z duszą”, prawdopodobnie poczują lekki zawód. Co jeśli relacje przyczynowe są w tym przypadku odwrotne? Jeśli wierzymy w istnienie duszy (i jesteśmy gotowi przyjąć występowanie drobnych pomyłek w boskim planie uwalniania się duszy od ciała), to przebieg NDE uznamy za wgląd w pierwsze etapy jej samodzielnego funkcjonowania. Można by się jednak zastanowić, czy to raczej występujący powszechnie od tysięcy lat „model standardowy duszy” nie jest aby wynikiem przebiegu NDE. Wygląda na to, że w świadomości człowieka umierającego – lub choćby tylko śmiertelnie przejętego – występuje pewna charakterystyczna sekwencja odczuć, uwzględniająca świetliste przestrzenie, radosny spokój, kosmiczną jedność i uczucie unoszenia się. Może stąd pomysł na duszę?

Moją wyobraźnię pobudziła seria artykułów napisanych przez badaczy, którzy w latach 80. i 90. wędrowali po wsiach Indii, rozpytując o przypadki NDE. W jednym z tych badań przeprowadzono rozmowy z 6430 osobami, ostatecznie docierając do 18 Hindusów, którzy „wrócili z tamtego świata”. Choć częstość wynosząca 0,3 proc. może się wydawać mało imponująca, okazuje się, że w każdej wsi był „ktoś, kto zna kogoś” – historie takie szybko się roznoszą. Czy tysiące lat tego typu doświadczeń, rozprzestrzenionych rzadko, ale stabilnie, w globalnej populacji, mają moc współtworzenia religii?

To kusząca wizja, która dobrze odpowiada powszechnemu dziś odruchowi, aby tłumaczyć zjawiska kulturowe poprzez fakty neurologiczne i ewolucyjne. Wciąż jednak pozostawia nas to w kłopotliwej sytuacji: musimy teraz wyjaśnić przebieg NDE faktami medycznymi, co przecież nie przychodzi łatwo. W szczególności: dlaczego właściwie umierający człowiek – lub taki, który myśli, że umiera – przeżywa ekstatyczny, świetlisty spokój, poczucie zrozumienia i poczucie kosmicznej harmonii? Dużo bardziej oczywistą medycznie reakcją powinno być uczucie paniki, przerażenia, bólu i chaosu.

Nikt nie wie, jak to jest umrzeć. Jeśli ograniczymy swoje zainteresowania do samego procesu i zawierzymy relacjom ludzi, którzy zbliżyli się do stanu permanentnej śmierci biologicznej tak blisko, jak to tylko medycznie wyobrażalne, dojdziemy do wniosku, że umierać jest wspaniale. Powiem ostrożnie: to naprawdę zastanawiające. ©


 

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramach Programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki II”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof przyrody i dziennikarz naukowy, specjalizuje się w kosmologii, astrofizyce oraz zagadnieniach filozoficznych związanych z tymi naukami. Pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44-45/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Czeka nas jasność