Atrapy życia i wieczny stream. O nomiowanych do Nagrody Literackiej GDYNIA w kategorii Poezja

Niełatwo znaleźć wspólny mianownik dla nominowanej w tym roku piątki poetek i poetów. I nie chodzi tylko o to, że etykiety szkodzą wierszom. To dojrzałe, okrzepłe i zupełnie odrębne poetyki. Jeśli coś je łączy, to świadomość performatywności języka.

19.08.2023

Czyta się kilka minut

Spotkanie z poetami i poetkami nominowanymi do Nagrody Literackiej GDYNIA podczas Festiwalu Miasto Słowa, 23 sierpnia 2023 r. Fot. Anna Rezulak / Materiały prasowe

W stosunku do innych dużych nagród poetyckich w Gdyni jest zawsze trochę pod prąd, a trochę burtą o falochron. W zeszłym roku nominacje w kategorii „poezja” wyraźnie wskazały na późne roczniki 80. i 90., wysyłając delikatny sygnał o kolejnej zmianie warty (Bira, Honek, Konwerska, Kosenda i Kulikowska jako laureatka). Czy został on nadany pochopnie, skoro teraz aż cztery z pięciu książek to przykłady twórczości nieco starszej (zarówno rocznikowo, jak i estetycznie)?

Chyba nie. Po prostu jury lubi trochę namieszać i jak żadne inne poczuwa się do swojej krytycznoliterackiej roli: nominuje, nagradza, ale też wskazuje kierunki, dowartościowuje estetyki i wyznacza czytelnikom prace domowe. Starsza nie znaczy w tym wypadku starcza – ta przypadłość omija NLG szerokim łukiem. W kulturze natychmiastowego dostępu to raczej: mniej modna, rzadziej omawiana, wymagająca wnikliwszej lektury, osadzonej w kontekście kilku lub czasem kilkunastu książek. Mamy więc w tym roku tomy stosunkowo obszerne, zrywające z formatem „dwudziestu wierszy do tramwaju”, ale też takie, które – jak to się mówi – „przeszły bokiem”, prawie bez recepcji.

Może poza osobą autorską Anouk Herman, której inicjacyjny debiut „right into pod tramwaj” (Instytut Literatury, SPP w Łodzi), traktujący z grubsza o queerowym dojrzewaniu na Śląsku, bezceremonialnie wjechał w środek salonowych rozdań, niczym legenda założycielska naszego futuryzmu – „Tram wpopszek ulicy”. Tu decydował właśnie impuls i językowa dynamika. 

Sporo się o tej różowej książeczce mówiło: o jej młodzieżowym stylu, o buńczucznej i słusznej, choć przejaskrawionej wrażliwości pokolenia Z, o miejskiej szamotaninie i narracyjnym tempie, o neutratywach i zmaganiach z opresyjną cielesnością, a Anouk zdążyło w tym czasie jeszcze zadebiutować w prozie.

NIEŁATWO ZNALEŹĆ WSPÓLNY ­MIANOWNIK dla nominowanej w tym roku piątki i nie chodzi tylko o to, że etykiety szkodzą wierszom. To po prostu dojrzałe, okrzepłe i zupełnie odrębne poetyki. Adam Wiedemann jest laureatem NLG sprzed piętnastu lat za tom „Pensum” i autorem kilkunastu książek różnych rodzajów i gatunków. „Odżywkami i suplementami” (PIW) kontynuuje swój artystyczny dialog z codziennością i ostatecznością, korzeniami sięgający czasów estetyk banalizmu i schyłku „bruLionu”. Gdyby szukać tematycznych uproszczeń, trzeba by powtórzyć, że jego najnowsza książka jest o zwykłości i o tym, jak wyradza się z niej niezwykłość, nie fantastyczna, lecz eschatologiczna – sprawy ostateczne, filozofia pierwsza. Wyróżnia ją jednak ironiczny, kuglarski kunszt autora, wybrzmiewający choćby w umiejętności odwinięcia się w dialogu. Nie pamiętałem, że w jego tomie jest mucha, a właściwie kilka – wydzielają graficznie środkową część, tę, w której poeta prowadzi wierszową korespondencję z młodszym od siebie o kilka dekad Filipem Matwiejczukiem.

Ta musza obecność to upierdliwe memento mori. Bo jakoś nagle, bez zapowiedzi, obu poetom zaczyna iść o życie, śmierć i „nieżycie”. Na zaczepkę rodem z memów: „Adamie! Żyjemy w czasach, w jakich się / Kiedyś jeszcze nie żyło”, Wiedemann odpowiada zręcznie: „Gdyby nie śmierć, żylibyśmy / wszyscy. Ostatnio zaczynam / rozumieć nieżycie”. I jak tu nie docenić przerzutni? Przejścia od tautologicznego banału, skrojonego na wzór złotej myśli, do kwestii ostatecznych?

„Nieżycie” to taki Leśmianowski negatyw światów Wiedemanna – pisarza nader towarzyskiego, przez lata obsesyjnie skupionego na tym „jak się żyje?” i „co tam słychać?”, a dziś głównie uciekiniera (to tytuł najobszerniejszego poematu w książce), bywalca pogrzebów i kuluarowych schadzek przyjaciół. Kuglarz boży? Salonowy mizantrop? Ostatni poeta dworski? Lubię wymyślać te etykiety, bo – jak wiadomo – zawsze rozmijają się z życiem. Zupełnie jak tytułowe odżywki, które Wiedemann poddaje powtórnej semantyzacji: to od-żywki, odpadki od żywego i zarazem odzywki, nasze „nie” wypowiedziane sparciałemu światu z nadzieją na rozmowę ponad i poza pokoleniowymi granicami.

Rówieśniczka Wiedemanna, Joanna ­Oparek [w tym numerze publikujemy rozmowę z poetką – red.], tomów wydała znacznie mniej, ale jeszcze w tym roku doczeka się przekrojowego wyboru wierszy z ostatnich 20 lat w poznańskim WBPiCAK, w którym ukazały się też nominowane „Małe powinności”. ­

Tutaj również mamy do czynienia z konsekwentną opowieścią i rozpoznawalnym od dawna stylem. Krakowska autorka niemalże reportażowo, niczym Ulrich Seidl polskiej poezji, w rozpisanym na prawie sto stron poemacie-serialu telewizyjnym zgłębia istotę patriarchalnej przemocy wobec kobiet, stawia pytania o źródła zła i sposoby jego przejawiania się w historii i jej medialnych reprezentacjach.

WIERSZ TO W TYM UJĘCIU NOWOCZESNE­ ­LABORATORIUM i scena zbrodni – nad wyraz komunikatywna i trochę perwersyjna, wymierzona w nasze mieszczańskie poczucie komfortu i wszechobecną ślepotę. Bo nawet jeśli nikt nie patrzy, co ukrywamy w szafach i piwnicach, i nawet „jeśli Boga nie ma / gdzieś jest dog” – jego gnostyckie odbicie, strażnik i kat w jednym.

MARCIN CZERKASOW TO TEŻ AUTOR ­DOJRZAŁY i ceniony, choć raczej w wąskim środowisku specjalistów od wiersza intelektualnego, miłośników ironii Andrzeja Sosnowskiego, eseizowanych traktatów Johna Ashbery’ego i prozy Thomasa Pynchona. Jego „Mountain View” (WBPiCAK), śnieżnobiała książeczka z niewielkim napisem tytułowym, to powrót po ośmiu latach, który odsyła nas do wszystkiego, czym Czerkasow zasłynął.

Dużo u tego poety gier, ironicznych ruchów, kampowej subwersji i wewnętrznej konwersacyjności wiersza. Czerkasow wciąż siłuje się jednak z platformowym kapitalizmem, w którym nie sposób namierzyć centrum władzy czy nawet wstrzymać przepływ danych (takim pozornym centrum byłoby właśnie tytułowe miasto, w którym ulokowane są siedziby największych potentatów Doliny Krzemowej). Ale wykonuje też fascynujący ruch w stronę największego toposu zachodniej liryki – ut ­pictura poesis.

Co jeszcze? Widoki gór i nieba, krajobraz i jego porządek, kontemplowany jakby wbrew całej dromologii i duchologii późnego kapitalizmu. Romantyzowana potęga natury okazuje się jednak tylko częścią wielkiej teorii spiskowej, Spektaklem. Po niebie snują się widma, satelity wykonują coraz dokładniejsze mapy, ludzie patrzą bezradnie w górę, w ciemność, a indeks giełdowy pracuje jak kardiogram. Świat jest ponownie utekstowiony i zmieniony w ciąg obrazów, ale „zerwał się łańcuch natury”. Nowe zbitki słów próbują więc ustanowić nowe sekwencje zdarzeń, wznieść inną „architekturę dnia” i znaleźć inny schemat DNA... jakby powolny upadek był od zawsze wpisany w świat.

ZOSTAJE NAM JESZCZE PIOTR PRZYBYŁA ze swoją trzecią książką. A może drugą, po świetnie przyjętym debiucie z 2015 r. „Apokalipsa. After party”, bo ta środkowa – „Wspólny” – okazała się tak konceptualna i eksperymentalna, że prawie nikt nie poświęcił jej należytej uwagi (z porozrzucanych na stronach literek karkołomnie składało się bardziej lub mniej pozbawione sensu zdania jednego wiersza, problematyzujące własność języka i prawo do słów). Czytelnik czuje się przy nim jak dziecko lub wtórny analfabeta, który musi od nowa nauczyć się abecadła.

Po dwóch latach Przybyła daje nam więc tytułowego „Analfabetę” (Galeria BWA w Olkuszu) – kolejny „refren czy remiks”, tym razem ukryty za maską kobiecej podmiotki, wprost wywołujący inne współczesne poetki i pytający, czy istnieje specyfika doświadczania płci w języku? Wracamy tu do wszystkiego, co czytelnicy pokochali w debiucie – jest flow, nieoczywiste skojarzenia i rekwizyty, fragmenty życia rodzinnego oraz nieprzystające do świata, wyobcowane „ja”, które w obrębie jednego wiersza podlegają czasem kilku przemianom.

WIEDEMANN, CZERKASOW I PRZYBYŁA preferują wewnętrzny ruch wiersza – liryczne narracje, teksty wielopoziomowe, inteligentnie dowcipne, ale też na różne sposoby gadatliwe, konwersacyjne lub konwersujące (czasem wprost). Mają one udramatyzowaną formę, wypełniają je dialogi i wielogłosowość. U autora „Odżywek i suplementów” są to – przechwyćmy tytuł – odzywki i korespondencje, odpryski rozmów z drugim człowiekiem, niby skierowane w wieczność i niebyt, ale jednak ściśle związane z poszukiwaniem kontaktu i bliskości. U Przybyły rządzi nieujarzmiony pęd języka – zdawkowy, przeskakujący od tematu do tematu, potykający się i poprawiający, pastiszujący i zjadający cudzysłowy, ale gdzieś pomiędzy seriosobuffo wybrzmiewa też: „szukam kogoś, kto mnie pokocha, / w wierszu, który nie jest na to gotowy”.

Możliwość bliskich spotkań trzeciego stopnia wydaje się tu dziwnie naturalna i jakoś pokrewna samej istocie wiersza jako „obcego bytu”. U Czerkasowa eseizująca nostalgia rodem ze slow cinema wymusza z kolei rozmowę wewnętrzną – słowa leniwie poganiają słowa, a potem wykolejają je, żeby odsłonić się jako mowa utowarowiona, nieautentyczna, opakowana i sprzedana bezradnym bożkom IT.

BARDZO ODLEGŁA OD MINIMALIZMU czy jakiejkolwiek wstrzemięźliwości, prawie że teatralna, jest też poezja Oparek. Autorka potrafi świetnie spuentować, ściągnąć wers, ale na ogół pozwala mu na niemal prozatorski rozbieg. Inscenizuje w ten sposób niekomfortową dla nas rozmowę, w której kamera zwraca się w stronę widowni i pyta: jak wam się podoba?

Ten spektakl jest o śmierci i cierpieniu, jest oparty na faktach, zimny i precyzyjny. Wiersz przygląda się ofierze i korzysta z tego, że opowiada za nią historię, ale też – jak ofiara – tkwi w tej historii, w piwnicy, często spętany i bezradny, zdany na fabularną logikę show must go on.

Głosu nie wstrzymuje i nie ścisza też Anouk. Próby wypowiedzenia kolejnych zderzeń nastoletniego „kłira” z polską rzeczywistością przybierają narracyjną formę, przyspieszają i hamują, mierzą się z konwencjami literatury i kina young adult oraz z powszechnym pragnieniem opowiadania. Niby to wiersze, ale prawie poemat, pyskujący, zawadiacki i bardzo rozmowny, zwłaszcza w linii żeńskiej (dedykacja całości „moim mamom” mówi sporo), bo to wzdłuż niej odbywa się inicjacja i wypowiadanie posłuszeństwa ojcowskiemu prawu.

Patriarchalna przemoc tworzy ciekawą konstelację dla Oparek, Herman i Przybyły. Bliskość niewidocznej śmierci oraz banał codzienności zbliżają do nich Wiedemanna, a nowe cyfrowe media i ich wszechwładza nad językiem łączą całą piątkę („atrapa albo wieczny stream” – to Przybyła, „maszyny pragnące to maszyny binarne / (...) tego co poza granicami kodu / można tylko pożądać” – pisze Anouk).

Herman i Przybyła pozwalają sobie na podobnie odjechany drift z poezją konfesyjną, choć służący różnym celom („ja: /transmarnotrawny/” kontra zaprzeczenie jakiejkolwiek tożsamości), a Czerkasow i Oparek precyzyjnie studiują ekonomiczne i społeczne warunki istnienia Spektaklu. Całą piątkę interesuje pozór i jego rola wobec życia, tak jednostkowego, jak i zbiorowego. Tego samego życia, które odjeżdża powoli Wiedemannowi, w które wskakuje na gapę Herman i które celebruje Przybyła, krążący hen ponad naszymi głowami. Oparek sadystycznie podtrzymuje je uwięzione w piwnicy i przed kamerami, a Czerkasow, cóż, dziwi się jego widmowemu trwaniu po końcu.

TO PIĘĆ ZUPEŁNIE OSOBNYCH GŁOSÓW, ale łączy je świadomość performatywności języka. Anouk dopiero wytwarza niebinarność i ustanawia w tym siebie jako przeciekający między zaimkami fluid. Oparek zdanie po zdaniu inscenizuje przemoc i rani słowami, poezja Wiedemanna ma w sobie coś dandysowskiego – pięknie i wbrew wszystkim stroi się w rymy i strofy, a Przybyła to kosmiczny DJ, wyglądający zza lingwistycznej konsolety kryptocytatów i freudowskich pomyłek.

Jeśli dodamy do tego romantyczne przebieranki i wielopoziomowe, podrzędnie złożone zdania Czerkasowa o „zerwanym łańcuchu natury”, otrzymamy wspólną wszystkim świadomość retorycznego potencjału wiersza – burzącego światy i ustanawiającego inne porządki, ale też wewnętrznie skłóconego, kłócącego się z samym sobą i jakże odległego od modernistycznych koncepcji „czystego głosu”. Te utwory mówią głosami, na wiele głosów, polifonicznie, naraz.©

 

Nominowani w kategorii Poezja

Debiut Anouk Herman bezceremonialnie wjechał w środek salonowych rozdań. Weteranem, a ponadto laureatem NLG sprzed piętnastu lat za tom „Pensum” jest Adam Wiedemann. Joanna Oparek, rówieśniczka Wiedemanna, jeszcze w tym roku doczeka się przekrojowego wyboru wierszy z ostatnich dwudziestu lat w poznańskim WBPiCAK, w którym ukazały się też jej „Małe powinności”. Marcin Czerkasow to także autor dojrzały i ceniony, zwłaszcza w gronie miłośników lirycznych narracji. Z kolei Piotr Przybyła, ukryty za maską kobiecej podmiotki pyta, czy istnieje językowa specyfika doświadczania płci.

 

Marcin Czerkasow, Mountain View, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2022

Anouk Herman, Right into pod tramwaj, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, Instytut Literatury, Łódź-Kraków 2022

Joanna Oparek, Małe powinności, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2022

Piotr Przybyła, Analfabeta, Galeria Sztuki Współczesnej Biuro Wystaw Artystycznych, Olkusz 2022

Adam Wiedemann, Odżywki i suplementy, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Atrapy życia i wieczny stream

Artykuł pochodzi z dodatku „18. Nagroda Literacka Gdynia