Ze stu konkretów zrealizowano 10. Najważniejszy sukces: odblokowanie środków z KPO

Na pierwszych stu dniach rządu poważnie zaciążył kalendarz wyborczy. Według medialnych spekulacji Tusk wykorzysta ten okres do pierwszej rekonstrukcji rządu. Choć on sam tego nie potwierdził, być może niektórzy z ministrów wystartują w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

26.03.2024

Czyta się kilka minut

 Marzena Czarnecka i Borys Budka na Inauguracji Ministerstwa Przemysłu w Katowicach. 1 marca 2024 r. // Fot. Tomasz Kubiak / ArtService / Forum
Marzena Czarnecka i Borys Budka na inauguracji Ministerstwa Przemysłu w Katowicach. 1 marca 2024 r. // Fot. Tomasz Kubiak / ArtService / Forum

22 marca minęło symboliczne sto dni gabinetu Donalda Tuska. Być może nikt przesadnie nie akcentowałby tej okoliczności, gdyby nie sam premier, który postawił sobie taką cezurę, ogłaszając podczas wrześniowej konwencji Koalicji Obywatelskiej „Sto konkretów na sto dni”. Finalnie powstał co prawda rząd czterech ugrupowań, ale wiele z propozycji KO miały w swych zapowiedziach pozostałe formacje. Dziś widać, że obietnice te nie przekuły się w czyny, a dorobek gabinetu Tuska jest bardziej niż skromny. Z eksperckich analiz wynika, że ze „stu konkretów” zrealizowano dotychczas w najlepszym razie co dziesiąty. Najważniejszym sukcesem stu dni rządu pozostaje odblokowanie w Komisji Europejskiej środków z KPO.

– Niestety, dawno nie widziałem tak źle startującego rządu – przyznaje prominentny polityk Trzeciej Drogi. Obwinia za to samego Tuska, dla którego priorytetem są dziś rzekomo wybory samorządowe i europejskie, a nie spójne i szybkie działania rządu i koalicji. Premierowi zależeć ma na osłabieniu koalicjantów, Trzeciej Drogi i Lewicy, w czym trochę przypomina Jarosława Kaczyńskiego z 2006 r., próbującego zdominować LPR i Samoobronę. Oczywiście metody są inne, nikt nie myśli o wykorzystywaniu do walki wewnętrznej oficerów CBA.

Sam Tusk i jego ludzie z KO przekonują, że powodem opóźnień w realizacji stu konkretów jest stan, w jakim nowy rząd zastał państwo. „Zostawili nam rekordowy dług, wszechobecną korupcję, zdeprawowane media, partyjną prokuraturę, chaos w sądach, tysiące krewnych i znajomych w spółkach, bałagan w rolnictwie, skompromitowaną dyplomację, wetującego prezydenta i partyjniaka w NBP. Kończymy porządki i przyspieszamy!” – napisał w ubiegłym tygodniu premier w serwisie X, choć o zdecydowanej większości tych faktów wiedział przed wyborami. Na konferencji prasowej zapewniał, że większość z konkretów jest w jakiejś fazie realizacji, a z każdym tygodniem zmiany mają postępować szybciej.

„Nie znaliśmy realiów”

Rządowi udało się jednak spełnić kilka ważnych obietnic, np. dofinansowanie z budżetu państwa procedury in vitro czy podniesienie wynagrodzeń nauczycieli o 30 proc. Część postulatów dotyczących reformy edukacji (np. odejście od prac domowych) czy sądownictwa (likwidacja neo-KRS) jest w trakcie realizacji. Z kolei powołanie w Sejmie trzech komisji śledczych można uznać za spełnienie obietnicy rozliczenia grzechów epoki PiS, podobnie jak świeżą zapowiedź wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu prezesa NBP Adama Glapińskiego. Ważna jest też ustawa o awaryjnej antykoncepcji, czyli o pigułce „dzień po” bez recepty – choć weto w tej sprawie zapowiada prezydent Andrzej Duda, ale trudno uznać to za „winę Tuska”.

Gorzej jest w kwestii postulatów gospodarczych: zniesienia podatku od zysków kapitałowych (tzw. podatek Belki), zerowej stawki VAT na transport publiczny, 600 zł dopłaty do wynajmu dla młodych, podniesienia Funduszu Alimentacyjnego z 500 do 1000 zł czy też likwidacji Funduszu Kościelnego. Jednak najbardziej kłopotliwy dla koalicji jest mocno nagłaśniany w kampanii postulat KO podnoszący do 60 tys. zł kwotę wolną od podatku, co niektórzy uznali za game changer niemal na miarę 500 plus. Na razie pozostaje on wciąż w sferze planów.

– Zapowiedziany został termin stu dni, ale tak naprawdę nie znaliśmy realiów. To, co zastaliśmy, przerosło nasze oczekiwania, więc zrobiliśmy tyle, ile było możliwe. Każdy ze stu konkretów będzie po kolei realizowany – zapewnia wicemarszałek Sejmu Dorota Niedziela z KO, powtarzając mantrę obowiązującą w obozie władzy.

Szczególnie krytykowana jest dziś działalność resortu kultury. Wiceministra Joanna Scheuring-Wielgus z lewicy przekonuje co prawda, że resort już niebawem prześle dwa projekty ustaw: o statusie artystów oraz o tantiemach ze streamingu – jednak były szef tego resortu, Piotr Gliński z PiS, przypomina, że ta pierwsza ustawa została skierowana do Sejmu jeszcze przez gabinet Morawieckiego, a obecny rząd ją cofnął, aby projekt „poprawić”. Gliński atakuje też oczywiście zmiany w mediach publicznych, dokonane „wbrew prawu i konstytucji”, jak również wstrzymanie wielu inwestycji, takich jak przystosowanie za 400 mln zł hotelu Cracovia dla potrzeb Muzeum Narodowego w Krakowie albo budowa nowego gmachu Narodowego Muzeum Techniki wraz z Muzeum Historii Naturalnej na błoniach Stadionu Narodowego.

W postępowaniu rządu widać wyraźnie niechęć do wchodzenia w sytuacje, w których konieczny byłby kompromis z prezydentem. Przejawia się tu logika wyborcza – Tusk uznał, że w obliczu wyborów samorządowych, europejskich, a za rok z małym okładem także prezydenckich utrzymanie mobilizacji elektoratu będzie możliwe tylko poprzez podtrzymywanie ostrego konfliktu z PiS i Andrzejem Dudą. Stąd np. brak prób ustawowego uregulowania sytuacji przejętych na granicy prawa mediów publicznych albo ustawowej likwidacji Rady Mediów Narodowych (co też było w stu konkretach). Spodziewane weto Dudy wymagałoby szukania z nim kompromisu, a to byłoby – zdaniem Tuska – wyborczo nieopłacalne.

Logikę konfliktu widać też w działaniach MSZ – temu służyło ogłoszenie, że minister Radosław Sikorski zamierza za jednym zamachem odwołać 50 ambasadorów, co musiało doprowadzić do sprzeciwu prezydenta, który od razu wyostrzył postawę – wcześniej miał się sprzeciwiać odwołaniu tylko czterech bliskich sobie szefów placówek dyplomatycznych.

Koalicję wiele dzieli

W działania rządu wpisuje się też wewnętrzny, podyktowany logiką kampanijną konflikt między koalicjantami. Rzutuje on na realizację nawet tych postulatów, które są wspólne dla różnych ugrupowań. Najgłośniejszy w ostatnich dniach był spór o ustawy liberalizujące aborcję, których rozpatrywanie najmniej skłonny do bardzo radykalnych zmian w prawie marszałek Szymon Hołownia zaplanował – przy sprzeciwach KO i lewicy – dopiero po pierwszej turze wyborów samorządowych.

Podobnie jest ze sprawą przywrócenia handlu w niedzielę, czyli postulatem Trzeciej Drogi i KO. Pod koniec ostatniego posiedzenia Sejmu z projektem w tej sprawie wystąpiła Polska 2050, ale przeciwna jest mu lewica. Ugrupowanie to patrzy również krytycznie na pomysł Trzeciej Drogi w sprawie zmniejszenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, gdyż stawiałoby to ich (zwłaszcza tych o wysokich dochodach) w dużo lepszej pozycji niż pracowników na etatach.

Napięcia są nawet w takich sprawach jak wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego – votum separatum w tej sprawie zgłosili politycy współtworzącej klub Lewicy Partii Razem.

Krytycy Donalda Tuska kpią, że największym osiągnięciem pierwszych stu dni jest pobicie rekordu w liczbie posad rządowych. W gabinecie jest 26 ministrów i blisko stu wiceministrów. Liderzy koalicji tłumaczą to potrzebami ugrupowań tworzących sojusz rządowy; każde chce mieć przedstawicieli w resortach, by patrzyć sobie na ręce (wyjątkiem jest Ministerstwo Finansów). Generuje to dodatkowe napięcia i potęguje wrażenie paraliżującej działania rządu wojny.

W kuluarach można usłyszeć, że tak jest np. w przypadku Ministerstwa Rozwoju i Technologii, kierowanego przez Krzysztofa Hetmana z PSL. Tusk ma blokować planowane zmiany m.in. w Banku Gospodarstwa Krajowego, nie chce też zgodzić się, by pod nadzór resortu wróciły instytucje „wyjęte” stamtąd w czasach PiS.

Inny kierowany przez przedstawiciela PSL resort – infrastruktury, pod kierunkiem Dariusza Klimczaka – ma na koncie poważną wpadkę, związaną ze zleceniem audytu CPK przez pełnomocnika rządu, a jednocześnie posła KO Macieja Laska nieprofesjonalnie wybranej firmie bez doświadczenia. Niechęć Laska do tej inwestycji rodzi niesnaski w koalicji, mocno też rozminęła się z nastrojami Polaków, pozytywnie odbierających ten projekt.

Konflikt zaistniał również w resorcie rodziny, kierowanym przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk z lewicy – poszło o obsadę stanowiska prezesa ZUS. Ministra miała złożyć wniosek o odwołanie dotychczasowej prezes Gertrudy Uścińskiej bez wiedzy premiera (sama szefowa ZUS dowiedziała się o dymisji z internetu). W efekcie rozeźlony Tusk nie zaakceptował kandydatów na jej następców – Sebastiana Gajewskiego i Liwiusza Laski. Najprawdopodobniej skończy się na kompromisowej kandydaturze obecnej wiceprezes Doroty Bieniasz.

Przestój w zarządach

W podlegających Ministerstwu Aktywów Państwowych spółkach Skarbu Państwa wciąż w większości są tymczasowe zarządy. Mimo to szef sejmowej Komisji Energii i Aktywów Państwowych Marek Suski z PiS narzeka, że obecna koalicja nie stosuje przejrzystych procedur przy powoływaniu władz spółek, a wbrew dotychczasowym zwyczajom resort aktywów nie informuje komisji o zmianach, tylko odsyła do internetu. – Jeśli koalicja 13 grudnia i ośmiu gwiazdek mówi, że wszystko ma być klarowne, a przyparci do muru każą poczytać w internecie, jest to bardzo niedobre – komentuje Suski.

Co ciekawe, niektórzy z niedawno powołanych członków zarządów i rad nadzorczych już zostali odwołani, gdy okazało się, że część z nich miało dyplomy MBA z Collegium Humanum.

Po pierwszych stu dniach trudno też oprzeć się wrażeniu, że niektórzy ministrowie niezbyt solidnie przygotowali się do swej roli, być może dlatego, że typowano ich do obsadzenia innych resortów. Barbara Nowacka, ministra edukacji narodowej, firmuje dziś – nie tylko nazwiskiem, ale i twarzą, występując w spocie reklamowym wraz z ministrem sportu – program PiS „Sportowe talenty”. To obligatoryjne testy sprawnościowe obejmujące wszystkich uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych, realizowane w celu diagnozy stanu sprawności fizycznej młodego pokolenia oraz wyłuskania talentów.

Również Ministerstwo Zdrowia dźwiga bagaż wielu zaniedbań i fatalnych decyzji poprzedników – i też nie potrafi się uwolnić od ich dziedzictwa, a niektóre rozwiązania wręcz kontynuuje. Leżąca na pograniczu kompetencji resortu zdrowia oraz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego sprawa kształcenia przyszłych lekarzy – jest tu koronnym dowodem. Od 2020 r. PiS rozmontowywał przepisy stojące na straży jakości kształcenia na kierunku lekarskim, doprowadzając do sytuacji, w której taki kierunek – kiedyś prowadzony wyłącznie przez uczelnie akademickie, wręcz uniwersytety – może otworzyć dosłownie każda szkoła wyższa, nie mająca żadnego doświadczenia w prowadzeniu studiów medycznych (nie tylko lekarskich).

Efekt? Pozwolenia na kształcenie lekarzy dostały politechniki, zawodowe szkoły wyższe, a perłą w koronie jest kierunek na Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, kuźni kadr ojca Tadeusza Rydzyka. Studia lekarskie uruchomiło w sumie czternaście nowych szkół, z których lwia część nie posiada pozytywnej opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Przed wyborami obecnie rządzące partie zapewniały, że jakość kształcenia przyszłych lekarzy stawiają na pierwszym miejscu, i spodziewano się, że zablokują nowe szkoły. Dziś wiele wskazuje na to, że resortowi zdrowia nie pali się wcale do zamykania otworzonych przez ministrów Czarnka i Niedzielskiego kierunków. Niektóre z ostatnich wypowiedzi wysokich urzędników resortu wskazują, że skokowy wzrost miejsc na studiach lekarskich jest nie tylko koniecznością w obliczu kryzysu kadr w ochronie zdrowia, ale stał się powodem do zadowolenia, wręcz dumy. Używa się tych samych argumentów, jakie stosował PiS.

Na progu przetasowań

Według medialnych spekulacji, Tusk wykorzysta okres wyborczy do pierwszej rekonstrukcji rządu. Choć on sam tego nie potwierdził, być może niektórzy z ministrów wystartują w wyborach do Parlamentu Europejskiego, mimo że generalnie wśród członków gabinetu dominuje przekonanie, iż rząd Tuska działa za krótko, by z niego „uciekać” do Brukseli. Dla tych ministrów, z których premier jest niezadowolony, albo którzy nie są zadowoleni ze swojej pozycji, start w tych wyborach może być jednak honorowym wyjściem.

W tym kontekście wymieniani są wspomniany minister rozwoju i technologii Krzysztof Hetman oraz minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050, która jeszcze przed objęciem funkcji uwikłała się w aferę z dopisaniem do ustawy o cenach energii przepisów liberalizujących stawianie wiatraków. Wówczas na życzenie Tuska zostały one wykreślone, a projekt oddzielnej ustawy wiatrakowej nie powstał do dziś.

Jedno jest pewne. Niska aktywność legislacyjna całego rządu to fakt. Można to było zaobserwować choćby podczas ostatniego posiedzenia Sejmu, gdy głosowano zaledwie nad kilkoma ustawami, natomiast zaplanowane w tym samym czasie na dwa dni posiedzenie Senatu skończyło się… po dwóch godzinach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce medycznej. Studiowała nauki polityczne i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1997 roku rozpoczęła przygodę z dziennikarstwem, która trwa do dziś. Pracowała m.in. w „Życiu”, Polskiej Agencji Prasowej i… więcej
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Sto dni kampanii