Andrzej Duda, jedyna niewiadoma. Czy prezydent zablokuje rząd Tuska?

Dla nowego gabinetu kluczowe będzie to, czy uda się nie pójść na wojnę z prezydentem.

22.10.2023

Czyta się kilka minut

andrzej duda,  jedyna niewiadoma
Ogłoszenie Paktu Senackiego przez liderów opozycji. Warszawa, 17 sierpnia 2023 r. / ANDRZEJ IWAŃCZUK / REPORTER

Wiele wskazuje, że w pierwszej kolejności prezydent powierzy misję kandydatowi wskazanemu przez PiS, zapewne dotychczasowemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Sugerowała to już prezydencka minister Małgorzata Paprocka. Taki ruch będzie oznaczać, że przy wykorzystaniu wszystkich możliwych terminów około połowy grudnia nowy rząd nie otrzyma wotum zaufania i dopiero wówczas będzie mógł powstać gabinet trzech zwycięskich ugrupowań opozycyjnych. Będzie to rząd utworzony wolą parlamentu, zgodnie z tzw. drugim krokiem konstytucyjnym.

Co prawda politycy PiS od wieczoru wyborczego twierdzą, że są w stanie zawrzeć koalicję rządową z PSL oraz uciekinierami z KO, Lewicy i Konfederacji, a nieoficjalnie sugerują nawet, że byliby w stanie oddać fotel premiera Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi – jednak sami ludowcy kategorycznie się od takiego scenariusza odżegnują, i to czasem w niezbyt parlamentarnych słowach.

Tym niemniej PiS, zagrożony utratą stanowisk w urzędach centralnych, spółkach Skarbu Państwa i licznych agencjach, a także postępowaniami karnymi za tworzenie niekonstytucyjnego prawa i wykorzystywanie publicznych pieniędzy do celów partyjnych – zrobi przez najbliższe dwa miesiące wszystko, żeby powstanie rządu Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy uniemożliwić. W Ministerstwie Sprawiedliwości trwa więc pośpieszne szukanie haków na posłów opozycji, by móc ich użyć w „negocjacjach”. Na razie nie przyniosło ono rezultatów. – Pan premier Morawiecki będzie miał misję tworzenia nowego rządu i będzie rozmawiał z wszystkimi, którzy będą chcieli rozmawiać – mówił w ostatni czwartek wybrany znów na posła PiS Zbigniew Kuźmiuk, dawny polityk PSL. Znaczący jest zwrot „z wszystkimi”. W ustach polityka partii zarzucającej przed wyborami całemu blokowi senackiemu zdradę interesów narodowych brzmi to dość żenująco.

Pamiętamy, co mówiliście

Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego jest samo sobie winne, że traktuje się je jak trędowate. Cała filozofia PiS przez osiem lat polegała na maksymalnej konfrontacji na wielu polach oraz upokarzaniu konkurencji przy każdej możliwej okazji. Politycy hołubionego dziś PSL przypominają bezwzględną walkę z jego działaczami na wsi, odbieranie ich posłom głosu przez marszałków z PiS oraz inne szykany, np. odmawianie im osobnego pomieszczenia w gmachu Sejmu.

– PiS nie ma dziś żadnej zdolności koalicyjnej, i to jest najlepsze podsumowanie rządów tej partii – uważa polityk Trzeciej Drogi Paweł Zalewski, niegdyś zresztą zarówno w PiS, jak i w PO.

Liderzy opozycji deklarują, że na zapowiedziane przez otoczenie prezydenta konsultacje każdy z nich pójdzie z identycznym przekazem – chcemy wspólnego rządu. Mają nawet już kandydata na premiera, wskazanego w ostatni czwartek przez zarząd Platformy Obywatelskiej i akceptowanego przez resztę opozycji, mimo początkowych wahań Trzeciej Drogi. – Demokratyczna opozycja zwyciężyła, jest gotowa do pracy, chcielibyśmy się za nią zabrać, zamiast odwlekać do grudnia czy nawet stycznia. Kandydat na premiera jest jeden, to Donald Tusk – mówi stanowczo posłanka KO Monika Wielichowska.

Tym niemniej wiara w to, że konsultacje w Pałacu Prezydenckim będą miały pozytywny efekt, jest umiarkowana. – Traktuję zapowiedź konsultacji tak, że prezydent będzie chciał przekonywać niektóre partie, by odstąpiły od opozycyjnej większości i poszły razem z PiS. Nie poddamy się tym sztuczkom – zapewnia dotychczasowy szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski.

Otoczenie prezydenta powołuje się na zasadę, wedle której głowa państwa zwyczajowo powierza misję tworzenia rządu zwycięskiemu ugrupowaniu. A tym, choć tylko matematycznie, jest PiS. Tyle że w przeszłości prezydenci nie zawsze stosowali się do tej zasady. Po pierwszych w pełni demokratycznych wyborach w 1991 r. prezydent Lech Wałęsa powierzył jako pierwszemu misję tworzenia rządu kandydatowi zwycięskiej Unii Demokratycznej Bronisławowi Geremkowi. Sytuacja była podobna do obecnej, bo UD wygrała tylko pozornie; nie dysponowała większością, a misja Geremka zakończyła się fiaskiem. Dwa lata później, po przedterminowych wyborach w 1993 r., Wałęsa powierzył tworzenie rządu liderowi PSL Waldemarowi Pawlakowi, choć wybory wygrał SLD. Ale to właśnie Pawlak był wspólnym kandydatem koalicji ­SLD-PSL i Wałęsa, mimo pewnych oporów, uszanował to.

Political fiction?

W sejmowych kuluarach krążą pogłoski, że Andrzej Duda może posunąć się jeszcze dalej, by zostawić PiS przy władzy. Wykorzystać np. nieznany nam dziś jeszcze kruczek prawny, by nie zaprzysiąc parlamentarnego rządu opozycji w terminie 14 dni. Wtedy mógłby po raz kolejny przejąć inicjatywę i umożliwić powołanie rządu zwykłą większością, zgodnie z tzw. trzecim krokiem konstytucyjnym – choć dziś zupełnie nie wiadomo, jak taki rząd mógłby zyskać większość parlamentu.

Jeszcze innym ruchem mającym prowadzić do zakwestionowania wyniku wyborów mogłoby być rozwiązanie parlamentu przez prezydenta, jeśli Sejm nie uchwali budżetu do końca stycznia. Jednak większość polityków traktuje te scenariusze w kategoriach political fiction. – Proszę bardzo, niech prezydent rozwiązuje Sejm, wtedy w powtórzonych wyborach opozycja będzie miała 307 mandatów – przewiduje Szymon Hołownia.

Zdecydowana większość polityków opozycji sądzi, że po burzliwych kilku tygodniach najpóźniej w połowie grudnia uda się sformować wspólny rząd. – Czekaliśmy osiem lat, to poczekamy i osiem tygodni – powtarzają.

PiS może dzięki ruchowi prezydenta uzyskać trochę więcej dni na sprzątanie ministerialnych szaf i niszczenie kompromitujących dokumentów, o ile oczywiście pojawiające się w tej sprawie doniesienia są w ogóle prawdą. Jak zapewnia lider Lewicy Włodzimierz Czarzasty, „nie ma takiej szuflady ze schowanymi świństwami, której by nie można otworzyć”.

W ogłoszonych na wrześniowej konwencji KO „stu konkretach na sto dni” znalazł się postulat postawienia Andrzeja Dudy przed Trybunałem Stanu. Podtrzymywanie go obecnie będzie dla prezydenta dobrym powodem, by utrzymać stan „zimnej wojny” z obozem Tuska.­­ Zarazem trudno sobie wyobrazić, że blok senacki wykonuje wobec niego jakiś pojednawczy gest. Elektorat mógłby takiej „realpolitik” nie zaakceptować.

Niemniej nawiązanie chociaż próby takiej współpracy świadczyłoby o dojrzałości politycznej. KO, Trzecia Droga i Lewica zdają sobie sprawę, że nawet jeśli zdołałyby w kluczowych głosowaniach dokooptować Konfederację, wciąż nie dysponują większością niezbędną do odrzucania prezydenckiego weta. Do 276 głosów wciąż brakuje aż dziesięciu.

Tymczasem większość planów reformatorskich wiąże się z uchwaleniem przepisów, do których tak czy inaczej będzie musiał ustosunkować się Duda. Trudno dziś oczekiwać, że podpisze np. ustawy naruszające obecny układ w mediach publicznych czy w wymiarze sprawiedliwości. Na ostatniej prostej Sejmu IX kadencji PiS przeforsował ustawę umacniającą bardzo prokuratora krajowego i czyniącą go nieodwołalnym bez zgody prezydenta. Niełatwe będzie też powołanie polskich reprezentantów w Unii Europejskiej; po ostatnich zmianach prawnych każdy kandydat wymaga akceptacji Dudy.

Projekty w szufladach

Politycy opozycji są przekonani, że nawet argument, iż zmiany w wymiarze sprawiedliwości mają służyć odblokowaniu środków z Krajowego Planu Odbudowy, nie przekonają prezydenta – to on przecież skierował do skłóconego Trybunału Konstytucyjnego ustawę wynegocjowaną przez rząd Morawieckiego z Komisją Europejską, powierzającą sprawy dyscyplinarne sędziów Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu. – Niestety, pan prezydent jest niezwykle skoncentrowany na swoich kompetencjach związanych z wymiarem sprawiedliwości. Z nim można rozmawiać o wielu rzeczach, ale o tej rozmawia się bardzo trudno – przyznaje Szymon Hołownia. Znamienne jest, że w dniu, w którym Państwowa Komisja Wyborcza ogłaszała oficjalne wyniki wyborów, prezydent wręczył nominację kolejnej partii sędziów powołanych przez niekonstytucyjną neo-KRS.

Właśnie ze względu na spodziewaną postawę prezydenta Tusk już zapowiedział swoją wizytę w przyszłym tygodniu w Brukseli, podczas której będzie przekonywał do odblokowania środków z KPO jeszcze przed zmianami prawnymi. Jest na to szansa, gdyż Unia bywa w takich kwestiach – jeśli tylko chce – elastyczna, a radość z wyniku wyborów w Polsce sugeruje, że nie będzie rzucać nowej ekipie kłód pod nogi. Raczej jej pomoże.

Tak czy inaczej, opozycja ma już w szufladach pięć projektów ustaw przygotowanych przez środowiska prawnicze (Lex Super Omnia, Iustitia) oraz Fundację Batorego: o Trybunale Konstytucyjnym, prokuraturze, Sądzie Najwyższym, a także nowe prawo o ustroju sądów powszechnych, którego ideą jest to, by skończyć z nadzorem administracyjnym ministra i przywrócić samorząd. Jest też ustawa o KRS, której skład wybieraliby sędziowie.

Sędzia Piotr Gąciarek z Iustitii uważa, że konsekwencją tego wszystkiego muszą być ponowne konkursy na stanowiska obsadzone przez neosędziów, a oni sami powinni wrócić na poprzednie stanowiska. – Neosędziowie, którzy się niczym nie splamili, będą mogli ponownie ubiegać się o te stanowiska, ale muszą zostać powołani przez legalną KRS – przekonuje.

Ustawa o KRS, zgodnie z zapowiedziami liderów KO, ma być przyjmowana na pierwszym posiedzeniu Sejmu, właśnie z uwagi na KPO. Ma to być swego rodzaju szantaż moralny wobec prezydenta, który korzystając z prawa weta, stałby się osobą odpowiedzialną za brak dziesiątek miliardów euro.

Zwieńczeniem programu opozycji dotyczącego wymiaru sprawiedliwości jest oczywiście rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. – Liczę, że uda nam się przekonać pana prezydenta, żeby to zrobić – mówi poseł Trzeciej Drogi Marek Biernacki, niegdyś minister sprawiedliwości.

Z Pałacu Prezydenckiego nie płyną jednak żadne sygnały pozwalające opozycji mieć nadzieję w tej sprawie.

Czas rozliczeń

Drugim priorytetem są zmiany w mediach publicznych. Przez cały okres rządów PiS stanowiły one instrument sprawowania władzy i wsławiły się agresywną propagandą oraz szczuciem na opozycję, co sprawiło, że wybory 15 października nie były równe.

Kłopot w tym, że według stanu prawnego obowiązującego od 2016 r. wyboru władz TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej dokonuje Rada Mediów Narodowych. Kadencja jej obecnych członków kończy się dopiero w 2028 r., a większość w niej mają aktywni politycy PiS. Można założyć z góry, że jakakolwiek próba skrócenia kadencji RMN napotka sprzeciw prezydenta. Stąd w kręgach opozycyjnych pojawiają się pomysły, jak go „obejść”. Na razie liderzy opozycji trzymają je w tajemnicy, ale można podejrzewać, że jedną z opcji jest postawienie spółek, którymi są TVP, Polskie Radio i PAP, w stan likwidacji przez ministra sprawującego w imieniu Skarbu Państwa nadzór właścicielski. Powołani przez niego likwidatorzy dokonaliby odpowiednich czystek personalnych. Jednak w tej sprawie nie ma zgody całej opozycji. – Chorego się nie zabija, chorego się leczy – mówił niedawno Włodzimierz Czarzasty, przed laty sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Kolejny oczywisty segment, w którym po wyborach nastąpią czystki, to wszystkie służby mundurowe. Tu również nie będzie jednak łatwo, choćby w dowództwie armii i CBA, gdzie funkcje szefów są kadencyjne. – Wszyscy jednak pamiętamy, co się stało, gdy w 2007 r. Donald Tusk zostawił na czele CBA Mariusza Kamińskiego z uwagi na trwającą kadencję – przypomina Marek Biernacki.

Tu pojawia się pytanie, na ile nowy rząd, paraliżowany obstrukcją prezydenta wobec ustaw, może posunąć się do działań na granicy prawa. Stosując takie metody wchodziłby przecież w buty PiS, który nie wahał się omijać procedur i niszczyć instytucji dla doraźnych celów.

Pod tym względem najmniej kontrowersji będą zapewne wzbudzać zmiany w gospodarce, choć również tu sytuacja jest trudna. Opozycja przede wszystkim musi dokonać „bilansu otwarcia”, którym wykaże, jaki jest rzeczywisty stan finansów publicznych. To niełatwe w sytuacji nieustannego wyciągania przez PiS wydatków poza budżet.

Izabela Leszczyna z KO zapowiada, że pierwszym ruchem powinna być ocena budżetu, który być może trzeba będzie nowelizować. – Nie wydaje się, by dochody z VAT i PIT mogły zostać zrealizowane – sądzi posłanka. – Bierzemy odpowiedzialność za Polskę w momencie, gdy wzrost gospodarczy jest mniej więcej zerowy, dług publiczny ma ponad 2 biliony złotych, a deficyt stał się zdecydowanie za wysoki jak na normy unijne. Zostawiają nas z dziurą Morawieckiego.

Na opozycyjnych sztandarach jest też generalne rozliczenie rządów PiS. Trzecia Droga ma nawet pomysł powołania w Sejmie nadzwyczajnej komisji „prawa i sprawiedliwości”, ale Hołownia zapewnia, że przy rozliczeniach zwycięzcami wyborów nie będzie kierowała żądza zemsty.

Tarcia w koalicji

W sprawnym przejęciu władzy może jeszcze przeszkodzić jeden element: spory między koalicjantami. O ile tych wokół premiera raczej nie będzie i stanie się nim Donald Tusk, o tyle mogą się one pojawić przy podziale innych ważnych stanowisk, czyli marszałka Sejmu i Senatu. Według wstępnych przymiarek logiczny podział zakłada rozdysponowanie ich między trzy ugrupowania. Skoro KO bierze premiera, to Trzecia Droga marszałka Sejmu, a Lewica marszałka Senatu. Fotelem w Sejmie jest osobiście zainteresowany Hołownia, bo to idealne miejsce do budowania wizerunku przed wyborami prezydenckimi za dwa lata, bez zbytniego obciążenia minusami wiecznie poddawanej ocenom władzy wykonawczej. Problem w tym, że to stanowisko wymaga doświadczenia, którego Hołownia nie posiada.

Jednak KO również chce marszałka Sejmu mieć dla siebie, gdyż to kluczowe stanowisko w zarządzaniu procesem ustawodawczym. Najpoważniejszym kandydatem Koalicji jest dotychczasowy szef klubu Borys Budka, który w 2021 r. ustąpił Tuskowi fotel przewodniczącego PO. Stanowisko marszałka Senatu KO byłaby w tej sytuacji skłonna oddać Trzeciej Drodze, np. byłemu premierowi Waldemarowi Pawlakowi, choć ma też swojego kandydata: Małgorzatę Kidawę-Błońską (w miejsce Tomasza Grodzkiego).

Spory mogą się pojawić przy podziale resortów. Przedstawiciele Lewicy już zgłosili chęć objęcia Ministerstwa Edukacji i Nauki, by posprzątać po Przemysławie Czarnku. Tyle że apetyty na ten resort mają również KO oraz Trzecia Droga. Mogą one zostać częściowo zaspokojone, bo resort zostanie zapewne rozdzielony na Ministerstwo Edukacji Narodowej oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Zarówno KO, jak i Lewica mają też kandydatów do resortu sprawiedliwości – to Krzysztof Brejza oraz Krzysztof Śmiszek. Z kolei o stanowisko szefa resortu obrony stara się Trzecia Droga, promująca gen. Mirosława Różańskiego. KO jest jednak za cywilnym nadzorem; były wojskowy mógłby preferować zbyt ręczne sterowanie armią.

Liderzy opozycji zapewniają, że personalia ich nie poróżnią. Hołownia twierdzi, że na pewno unikną gorszącej walki o stołki, a on sam nie będzie umierał za marszałka Sejmu dla TD, ani za wicepremiera dla PSL. Z kolei Borys Budka, pytany, czy PO rekomenduje go na marszałka Sejmu, podkreśla, że stanowisko to będzie obsadzane w porozumieniu z partnerami.

Sporów programowych jest niewiele, ale jeden może zaciążyć na współpracy. Chodzi u ustawę antyaborcyjną. Władysław Kosiniak-Kamysz, pytany już po wyborach o aborcyjne postulaty KO i Lewicy (terminacja do 12. tygodnia ma być wyłączną decyzją kobiety), oświadczył, że sprawy światopoglądowe nie mogą być elementem umowy koalicyjnej. Podobnie wypowiadał się Hołownia, przypominając, że Trzecia Droga proponuje referendum w tej sprawie.

Ten ostatni pomysł ma sens tym bardziej, że ustawa liberalizująca prawo aborcyjne zapewne zostałaby zawetowana przez prezydenta. Dlatego jako rozwiązanie tymczasowe pojawił się pomysł określenia wytycznych nowego ministra zdrowia, jak postępować w sytuacjach kobiet, u których konieczne może się okazać przerwanie ciąży. Zresztą nawet Marek Biernacki, który przed laty z powodu głosowania antyaborcyjnego wbrew stanowisku klubu został wyrzucony z PO, dziś bagatelizuje ten spór. – Porozumiemy się – zapewnia. ©

Współpraca: Marek Kęskrawiec

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44-45/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Andrzej Duda, jedyna niewiadoma