Spór na Wyspach Brytyjskich: czy dwa miliony jeleni to za dużo?

Za sensacyjnym newsem, że populacja jeleni na Wyspach Brytyjskich wymknęła się spod kontroli i że jest ich tutaj najwięcej od tysiąca – tak, tysiąca! – lat, kryje się długa historia: i tych zwierząt, i ludzi. Podążmy jej tropem.
z Wielkiej Brytanii

05.03.2024

Czyta się kilka minut

Jelenie w Bushy Park w Londynie. Wielka Brytania, 10 lutego 2024 r.  / Fot. Mediadrumimages / Sue Pooley / East News
Jelenie w Bushy Park w Londynie. Wielka Brytania, 10 lutego 2024 r. / Fot. Mediadrumimages / Sue Pooley / East News

Dwa miliony: zarówna ta liczba, jak też konstatacja, iż jest to najwięcej jeleni na Wyspach Brytyjskich od tysiąca lat (tak, tysiąca), a zatem zbyt wiele, już od pewnego czasu krążą po brytyjskich mediach.

Z populacją dzikich zwierząt jest jednak tak, że trudno o konsens. I tak, Brytyjskie Towarzystwo Jeleni kwestionuje te dane wskazując, że szacunki dotyczące liczebności tych zwierząt w ostatnich latach były często rozbieżne – wahały się od 700 tysięcy do półtora miliona.

Można się też zastanawiać, czy rzeczywiście jeleni jest coraz więcej, czy może to technologia (np. użycie dronów) sprawia, że łatwiej je policzyć. Czyli że więcej jest nie tyle jeleni, co jeleni odnotowanych. A może zmieniają się ich zachowania i częściej zbliżają się do ludzi, wchodzą z nimi w interakcję? Lub to ludzie się do nich zbliżają, budując drogi i zalesiając nowe obszary?

Najdokładniejsza nawet łączna ich liczba nie odda też sytuacji w poszczególnych regionach. Bo są miejsca, gdzie jest ich istotnie za dużo, za to gdzie indziej ich liczba jest zrównoważona. No i co to znaczy: za dużo? Za dużo dla ludzi? Czy dla samych jeleni, bo rosnące stada mogą mieć problem z dostępem do pokarmu?

Była to największa pomyłka sądowa w brytyjskiej historii, a jej ofiary wciąż czekają na sprawiedliwość. O co chodzi w „skandalu pocztowym”?

Kilkaset osób trafiło do więzienia, kilka tysięcy potraciło oszczędności życia, a nawet cały majątek. Kilka popełniło samobójstwo. Przełom w „skandalu pocztowym” może nastąpić dopiero teraz – za sprawą serialu telewizyjnego.

Odpowiedzi są nieproste, a dyskusja emocjonalna. Również dlatego, bo dziczyzna trafia właśnie do jadłospisu w niektórych przedszkolach.

GATUNKI I STRATY | Najpierw sięgnijmy do atlasu. Na Wyspach żyje dziś sześć gatunków jeleniowatych, z czego tylko dwa, jeleń szlachetny i sarna, określane są jako rodzime. Cztery kolejne (daniel zwyczajny, jeleń wschodni, inaczej sika, a także mundżak i jelonkowiec błotny) zostały tu przywiezione przez człowieka. Począwszy od Normanów we wczesnym średniowieczu, a skończywszy na właścicielach parków i ogrodów zoologicznych na początku XX stulecia.

Choć liczba jeleniowatych może być trudna do ustalenia, to już wpływ, jaki mają na środowisko i gospodarkę, można określić dokładnie. Przykładowo straty na plantacjach leśnych w Szkocji to ponad 4,5 miliona funtów rocznie, a straty rolników to ponad 4 miliony.

Dalej: z powodu kolizji z jeleniami dochodzi rocznie w Wielkiej Brytanii do 74 tys. wypadków. O połowę zmniejszyła się liczba ptaków w lasach (jelenie niszczą krzewy, ich siedliska, i obgryzają korę drzew). Zwiększa się za to liczba kleszczy, przenoszonych przez jelenie.

REGULUJĄC NATURĘ | W Wielkiej Brytanii populację jeleniowatych reguluje się za pomocą odstrzału – co roku ginie kilkaset tysięcy zwierząt. Mogą robić to właściciele ziemi, na której znajdzie się stado, lub osoby, którym właściciele to zlecą. Nie potrzebują do tego specjalnego pozwolenia (chyba że chodzi o strzelanie w okresie ochronnym).

W ostatnim czasie te i tak liberalne przepisy jeszcze bardziej poluzowano w Szkocji, usuwając okres ochronny wobec samców, a także zezwalając na użycie noktowizorów.

Odstrzał wzbudza emocje, zwłaszcza wśród fundacji prozwierzęcych. Ale i one zwykle to akceptują, podkreślając jednak, że to ostateczność. Inne propozycje regulowania populacji to ogradzanie terenu, zmniejszanie dostępności pokarmu lub metody ograniczania płodności. Każda z nich ma plusy i minusy.

Ktoś spoza Wysp mógłby zadać pytanie: dlaczego w ogóle populacja jeleni musi być kontrolowana sztucznie? Odpowiedź może zaskoczyć: jelenie nie mają tutaj żadnych naturalnych wrogów – poza człowiekiem ze strzelbą. Wilki, a także inne duże drapieżniki zniknęły – podkreślmy: również za sprawą człowieka – już wieki temu.

Bo równowagę w środowisku naruszyć jest łatwo, a przywrócić bardzo trudno. Dobrze widać to w Szkocji.

PUSTKA PO WILKU | Romantyczne szkockie pustkowia i wrzosowiska w znacznym stopniu nie są naturalne – do ich powstania przyczynił się człowiek.

Istotne są tu trzy opowieści: o wilku, owcy i jeleniu.

Wilka nienawidzono i tępiono w wielu częściach Europy, nigdzie jednak nie robiono tego z taką skutecznością, jak na Wyspach Brytyjskich. Polowaniom służyły odpowiednie zachęty, np. za rządów władców normańskich przestępca mógł się ocalić od kary śmierci przez dostarczanie co roku odpowiedniej liczby wilczych języków.

Całkowite wytępienie wilków w Anglii zarządzono pod koniec XIII w. Już wcześniej wybito je w Walii. Najdłużej przetrwały w Szkocji, ale i tam polowano na nie z bezwzględną systematycznością. W XV stuleciu polowanie na wilki zapisano tu w prawie jako obowiązek poddanych – za ich zabicie wypłacano nagrodę, za uchylanie się od udziału w polowaniach karano grzywną. Celowo polowano wiosną i latem, w „czas szczeniąt”.

W miarę jak wycinano szkockie gęste lasy, wilcze tereny się kurczyły – czasem nawet celowo lasy wypalano, by pozbawić te zwierzęta schronienia. Jednego z ostatnich wilków zabito około roku 1700 w górskiej dolinie koło Helmsdale w regionie Sutherland – była to wilczyca broniąca młodych w gnieździe.

Teraz przy drodze znajduje się tam kamień z wykutym napisem: „Aby upamiętnić miejsce, w pobliżu którego (według „Sztuki polowania na jelenie” Scrope’a) ostatni wilk w Sutherland został zabity przez myśliwego Polsona w lub około roku 1700”.

DUCH CZASÓW | Wspomniany tu autor, pochodzący z arystokratycznej rodziny William Scrope, był wielbicielem polowań, a także połowów łososia w szkockich rzekach. O obu tych „sportach” napisał książki, w tym wspomnianą „Sztukę polowania na jelenie” („The Art of Deerstalking”). Znalazły się w niej ilustracje Edwina Landseera. Tego samego, który później namalował słynnego „Władcę doliny” („The Monarch of the Glen”): obraz przedstawiający potężnego jelenia z rozłożystym porożem na tle wrzosowego wzgórza. Wizerunek ten zakorzenił się w popkulturze jako symbol Szkocji.

„Sztuka polowania na jelenie”, wydana w 1838 r., to publikacja wiele mówiąca o czasie, gdy się ukazała, a także o czytelnikach, do których była skierowana. To rodzaj osobistego przewodnika z opisem najlepszych miejsc na polowanie, informacjami o rasach psów, radami i garścią lokalnych opowieści oraz ciekawostek.

W sam raz dla licznych turystów, którzy dzięki nowej linii kolejowej licznie przybywali wtedy na Północ. Szukali Szkocji opisywanej przez sir Waltera Scotta: romantycznej, dzikiej, tajemniczej. To z myślą o tych zamożnych gościach właściciele ziemscy tworzyli wtedy w Szkocji olbrzymie tereny łowieckie. Wkrótce strzelanie do jeleni – oraz cietrzewi – stało się jednym z ich głównych źródeł dochodu. A tworzenie warunków sprzyjających tym zwierzętom – priorytetem.

Skalę tego procesu widać w liczbach: w 1790 r. takich parków łowieckich było dziewięć, a na początku wieku XX aż 213.

OWCE RZĄDZĄ | Pomiędzy zabiciem ostatniego wilka a organizowaniem polowań na jelenie dla zamożnych gości z Południa wydarzyło się jednak coś jeszcze.

Pod koniec XVIII stulecia w północnej Szkocji właściciele ziemscy zaczęli usuwać ludzi (tych niższego stanu) z żyznych górskich dolin. Ich gospodarstwa niszczono i zamieniano w pastwiska dla owiec, które wtedy zaczęły przynosić kolosalne zyski.

Wydarzenia te, trwające niemal sto lat, określanie są mianem „Czystek” (Highland Clearances). Zmieniły one krajobraz Szkocji oraz jej tkankę społeczną i kulturową, a ich skutki odczuwane są do dziś. To one sprawiły, że znaczna część Highlands – jak nazywane są górzyste obszary północnej Szkocji – jest dziś pustkowiem.

Kiedy zaś ceny wełny i baraniny spadły, miejsce owiec zajęły wspomniane już jelenie, a zyski z polowań zastąpiły wcześniejsze zyski z hodowli. Takie tereny, tzw. sporting estates lub shooting estates (dosłownie: ziemie sportowe/łowieckie), gdzie za polowanie się płaci, istnieją do dziś. W Highlands obejmują one ponad 40 proc. ziemi będącej w prywatnych rękach.

Budzą one jednak coraz większy sprzeciw nie tylko przeciwników „krwawych sportów”, ale też przyrodników i ekologów. Także z powodu ich negatywnego wpływu na środowisko naturalne i bioróżnorodność.

AWANTURA NA WYSPIE | Wracając do sporów o aktualną liczbę jeleni: jest miejsce w Szkocji, gdzie liczy się je bardzo dokładnie. To South Uist, wyspa w archipelagu Hebrydów Zachodnich.

Ponad rok temu jelenie i dyskusja o ich przyszłości podzieliły małą, bo liczącą niespełna dwa tysiące osób wyspiarską wspólnotę. Populacja jelenia szlachetnego wzrosła tam aż do 1200 sztuk, być może za sprawą mniej ścisłej kontroli stad w czasie pandemii. Rekordowy odstrzał ponad 300 zwierząt nie uspokoił jednak mieszkańców; część złożyła wniosek o całkowitą likwidację tego gatunku na wyspie. Tu dodajmy, że w 2006 r. South Uist została wykupiona przez mieszkańców i zarządzana jest przez utworzoną przez nich firmę Stòras Uibhist. To od nich zależy więc, co dzieje się na wyspie.

Zwolennicy pozbycia się jeleni argumentowali, że poczynają one sobie coraz śmielej, podchodzą bliżej, niszczą uprawy i ogrody, powodują kolizje na drogach. Wyspa ma też wielokrotnie wyższy niż reszta Wielkiej Brytanii współczynnik zachorowalności na boreliozę. Roznoszą ją kleszcze, które z kolei roznoszone są przez jelenie.

Przeciwnicy obawiali się ekonomicznych skutków masowego odstrzału, w tym utraty miejsc pracy oraz dochodów z turystyki i sprzedaży dziczyzny. Wtrącili się też naukowcy, apelując o odrzucenie wniosku, bo stada na South Uist są jednymi z niewielu genetycznie czystych populacji jelenia szlachetnego.

W marcu 2023 r. wniosek ostatecznie odrzucono, i to ponad dwukrotnie większą liczbą głosów. Jelenie pozostały.

NA ZACHÓD OD DROGI | – Nastroje są znacznie spokojniejsze, a od czasu zeszłorocznego głosowania z pewnością poczyniono postępy – mówi teraz „Tygodnikowi” Mel Groundsell, dziennikarka lokalnej gazety „Am Pàipear”. – Firma Stòras Uibhist niedawno przedstawiła najnowsze wyniki odstrzałów i są one wyższe, niż planowano. To oznacza, że na drodze jest mniej jeleni.

Główna droga przecina wyspę w pionie. W zachodniej części są unikatowe żyzne łąki, tzw. machair, trawiaste równiny i pola uprawne. Jelenie żyją raczej na wzgórzach we wschodniej części. – Opuszczają je, gdy brakuje im pożywienia. A gdy docierają na zachód, mogą zabłąkać się do ogrodów i wsi. Stwarza to też oczywiście zagrożenie na drodze – mówi Groundsell.

W tym sezonie polowań Stòras Uibhist zamierza zabić kolejne ponad 200 zwierząt. Zapowiada też, że zastrzelony zostanie każdy jeleń na zachód od drogi.

Pytam Mel Groundsell, czy współistnienie jeleni i ludzi na tak małym obszarze jak South Uist jest w ogóle możliwe. Zastanawia się: – Myślę, że zbliżamy się do lepszej równowagi. Jednak na niektóre rezultaty trzeba będzie poczekać dłużej, np. aby zmniejszenie liczby jeleni przełożyło się na zmniejszenie liczby przypadków boreliozy.

RAGOÛT Z JELENIA | Odstrzał pozostaje więc najbardziej popularną metodą kontroli populacji jeleniowatych, choć opinia publiczna jest tu podzielona.

Na popularności zyskują za to pomysły, co robić z dziczyzną, by się nie marnowała. Podkreśla się, że to zdrowe mięso i pozyskiwane w bardziej zrównoważony sposób (jeśli porównać to do wpływu na środowisko hodowli świń i bydła). Od ponad dwóch lat dziczyzna serwowana jest w szpitalach w północno-zachodniej Anglii. Do jedzenia jej zachęca też rząd.

W 2023 r. ruszył pilotażowy projekt przekazywania dziczyzny (pod postacią ragoût, gotowej już potrawy) do banków żywności. Na Wyspach rosną koszty utrzymania i coraz więcej ludzi korzysta z tej formy pomocy. Menadżer jednego z banków opowiadał dziennikowi „Guardian”, że u nich zapotrzebowanie wzrosło o 150 proc., a często nie mieli jedzenia bogatego w białko do rozdzielenia. „Te posiłki [z dziczyzny] dosłownie ratowały życie” – mówił.

Jeśli projekt się sprawdzi, dziczyzna trafi też do szkół, wojskowych kantyn i więzień.

MENU DLA MALCÓW | Decyzję o wprowadzeniu potraw z dziczyzny podjęła też w Anglii sieć żłobków i przedszkoli Tops Day Nurseries. Od początku stycznia w 32 placówkach serwowanych jest co miesiąc 3 tys. takich posiłków. Jako jeden ze swych celów sieć stawia sobie zdrowe odżywianie i edukację żywieniową dzieci, przyjęła też strategię „zero cukru”.

Skąd jednak pomysł z dziczyzną? – To było po wizycie naszej założycielki Cheryl Hadland w Szkocji, gdzie dowiedziała się, że aby kontrolować liczebność jeleni, trzeba prowadzić ich odstrzał, ale mięso wielu zwierząt nie trafia na talerze i jest marnowane. Zaczęliśmy się więc zastanawiać, czy my moglibyśmy jakoś tę dziczyznę wykorzystywać – opowiada „Tygodnikowi” Peter Ttofis, menadżer odpowiedzialny w Tops za wyżywienie.

– Okazało się, że dziczyzna nie tylko ma większą wartość odżywczą niż wołowina czy kurczak – dodaje Ttofis – ale że zapewnia także wysoki dobrostan zwierząt i ma zdecydowanie mniejszy ślad węglowy.

Na początek mięso jeleni wykorzystano w potrawach, które dzieci już znały. – Bardzo im smakowało! – cieszy się Ttofis. – Reakcje i opinie były niesamowite. Wielu rodziców było pozytywnie zaskoczonych, gdy powiedziano im, że dzieci jadły na lunch dziczyznę. W tej chwili ulubionymi pozycjami są zapiekanka z dziczyzny i makaronu oraz ragoût z czosnkowym pieczywem na zakwasie.

Dodajmy, że w żłobkach podawane są też dania wegańskie i wegetariańskie.

NADZIEJE | Wszystko, co dotyczy jeleni, wzbudza na Wyspach skrajne emocje, a żadne rozwiązania nie są proste. Być może istotne jest tutaj, by wyciągać wnioski z historii – dzieje brytyjskiego jelenia pokazują, jak skutki decyzji sprzed kilkuset lat odczuwalne są dziś. Przywrócenie naruszonej równowagi nie zawsze jest możliwe.

Są jednak miejsca, gdzie wyniki są obiecujące. Projekt Cairngorms Connect obejmuje w górach Szkocji 600 kilometrów kwadratowych lasów, łąk i bagien. Od 30 lat prowadzona jest tu ścisła kontrola populacji jeleniowatych, a efekty są spektakularne. Lasy się zregenerowały i rozrastają, zwiększa się bioróżnorodność, brązowe i jałowe zbocza się zazieleniły.

Jelenie też są, tylko jest ich mniej. I co istotne, naukowcy podkreślają, że jak najbardziej być tam powinny, bo też mają swoją rolę do spełnienia. Jak czytamy w ich raporcie: „Drzewa i jelenie ewoluowały, żyjąc razem, i powinny móc współistnieć w zrównoważonym i zdrowym ekosystemie”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Jak Brytyjczyk z jeleniem