Projekt Cassandra: czy literatura może przewidywać konflikty i kryzysy? Międzynarodowa grupa badaczy postanowiła to sprawdzić

Prof. Monika Wolting: „Szukamy w powieściach – albo wierszach czy piosenkach – słów określających emocje i nastroje społeczne, takich jak strach, niepokój, złość, ale także głód, albo odczucie braku czegoś. Literatura jest bazą wiedzy o tym, co ukryte. Zdradza, o czym nie chcemy mówić głośno. To czyni z niej rodzaj sejsmografu”.

09.04.2024

Czyta się kilka minut

Uczennice w muzułmańskiej szkole Future Prowers w Maiduguri. Nigeria, 19 października 2017 r. // Fot. Newsha Tavakolian / Magnum Photos / Forum
Uczennice w muzułmańskiej szkole Future Prowers w Maiduguri. Nigeria, 19 października 2017 r. // Fot. Newsha Tavakolian / Magnum Photos / Forum

Zaczęło się od listu, który dziesięć lat temu Jürgen Wertheimer, profesor literatury porównawczej z Uniwersytetu w Tybindze, wysłał do Ursuli von der Leyen (ówczesnej ministry obrony Niemiec, dziś przewodniczącej Komisji Europejskiej). Wertheimer napisał o działającej w Nigerii organizacji terrorystycznej Boko Haram, której celem stawały się szkoły. Boko Haram oznacza w języku hausa, że „wszystko, co zachodnie, jest złe i przeklęte”. Za „zachodnie”, bo utworzone przed ponad stu laty przez Brytyjczyków, dżihadyści z Boko Haram uważają samo nigeryjskie państwo, któremu wypowiedzieli wojnę (zob. teksty Wojciecha Jagielskiego o Boko Haram).

Wertheimer otrzymał zaproszenie z ministerstwa obrony i po dwóch latach rozmów literaturoznawców z politykami narodził się projekt Cassandra, którego celem stało się testowanie założenia, że analizowana pod pewnym kątem literatura mogłaby stać się systemem wczesnego ostrzegania przed podobnymi kryzysami jak ten w Nigerii.

Pierwszym zadaniem naukowców było udowodnienie, że powstanie Boko Haram oraz wojna w Kosowie byłyby możliwe do przewidzenia na podstawie literackich analiz. Jak się okazało, wczesne sygnały w publikacjach pojawiły się na dobre 10 lat przed rozpoczęciem konfliktów. To dalece wyprzedzało istniejące systemy prognozowania zagrożeń.

Zadaniem zespołu miało być odtąd stworzenie metody, dzięki której literaturę można by wykorzystać do selekcji strategicznych danych, tak, by powstała „mapa emocjonalna regionów kryzysowych”, zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Naukowcy opracowali system oceny ryzyka w oparciu o dziewięć wskaźników: zasięg tematyczny, cenzurę tekstu i cenzurę spotykającą autora, reakcje mediów, ewentualne skandale towarzyszące publikacji, nagrody przyznane autorowi i samej książce oraz strategię narracyjną.

W 2017 r. uwagę literaturoznawców skupionych wokół projektu Cassandra zwróciła Algieria – kraj, który przeszedł dość spokojnie przez arabską wiosnę i był klasyfikowany jako „stabilny”. Trendy obecne w algierskiej literaturze wskazywały jednak na coś odwrotnego. Wiele spośród 300 poddanych analizie tekstów poruszało tematy podważające ówczesne status quo. Dwa lata później, w lutym 2019 r., w stolicy kraju, Algierze, i kilku innych miastach, wybuchły protesty obywatelskie, których kulminacją stała się dymisja prezydenta.

Monika Ochędowska: W jednej z powieści Nicholasa Moyera znajdujemy dialog, w którym Sherlock Holmes wyznaje swojemu rozmówcy: „Szykuje się wojna w Europie, przecież to oczywiste”. Na co ten reaguje zdziwiony: „Skąd taki wniosek?”. „Ze stosunku między baronową Leinsdorf a jej przybranym synem” – odpowiada zuchwale detektyw.

Monika Wolting: Tak, dokładnie w taki sposób staramy się pracować w zespole projektu Cassandra, choć nasze odkrycia nie są może tak sensacyjne. To żmudna praca literaturoznawców dostarczających analizy tzw. pokładów emocjonalnych przeczytanych tekstów. Przekazujemy je w ręce ludzi, którzy patrzą na nie, mając już na biurkach raporty socjologów, strategów militarnych itd. Dopiero na podstawie tych wszystkich materiałów powstaje teoria o potencjale konfliktu w jakimś regionie.

Dlatego najczęściej czytam książki dwa razy – raz dla przyjemności, a drugi raz według określonych kryteriów, wykluczając przy tym pokusę interpretacji.

Interpretacja jest niebezpieczna?

W interpretacji funkcjonujemy jako konkretni ludzie: zdradzamy swoją tożsamość, osobowość, poglądy, stajemy się po prostu częścią czytanego tekstu. A jako naukowcy badamy to, co myślą, jak działają i jakimi emocjami kierują się inni.

I odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdują się w fikcji?

Literatura jest bazą wiedzy o tym, co ukryte. Zdradza, o czym nie chcemy mówić głośno. To czyni z niej rodzaj sejsmografu. Praca autorek i autorów książek polega poniekąd na obserwowaniu tego, co dzieje się wokół, na podglądaniu i podsłuchiwaniu ludzi, albo na wyobrażaniu sobie tego, co naprawdę mogą myśleć ludzie, kiedy coś mówią. Na podstawie oglądu rzeczywistości autorzy i autorki tworzą swoje figury – postaci literackie. Czasami – o czym każdy z nas na pewno wielokrotnie słyszał – naprawdę nie wiedzą, jaki będzie efekt końcowy, czyli finał historii. Ich figury rozwijają swoje życie, wchodzą w przeróżne konflikty. Działania tych figur stają się łańcuchem powiązanych ze sobą zdarzeń. Dla nas ciekawe jest właśnie obserwowanie tego, jak taka figura w ramach opowieści się rozwija. Jak działa, myśli, o czym śni.

Śledzą Państwo sny bohaterów literackich na użytek swoich analiz?

Tak, na przykład w powieściach Olgi Tokarczuk niezwykle istotne dla fabuły jest to, o czym śnią postaci. Ale oczywiście nie sądzimy, że pisarze i pisarki są jasnowidzami i mogą za sprawą swoich bohaterów czy ich snów spojrzeć w przyszłość. Potrafią po prostu rozpoznać pewne struktury myślowe i zapisać je w formie opowieści, a my próbujemy wejść w te opowieści za pomocą swojego klucza.

Jak działa ten klucz?

Szukamy w powieściach – albo wierszach czy piosenkach, bo te też badamy – słów określających emocje i nastroje społeczne, takich jak strach, niepokój, złość, ale także głód, albo odczucie braku czegoś. Interesuje nas ból odczuwany przez bohaterów. Albo to, czy bohater wdaje się w kłótnie z innymi figurami. Czy ma sąsiadów, czy jest w małżeństwie albo związku – udanym, nieudanym? Niezwykle ważna jest także figura samego narratora, bo to on prezentuje nam świat.

I co dalej?

Następnie porównujemy przeczytane teksty z tymi, które ukazały się 10-20 lat wcześniej. Sprawdzamy, czy doszło do jakichś zmian, co jest inaczej, czy jakieś tendencje słabną albo się nasilają.

A jeśli tak?

Jeżeli na przykład wcześniej nie było tak dużo tekstów o głodzie, strachu, nienawiści albo niechęci, zaczynamy się tym głębiej interesować. I wtedy następuje najfajniejszy element pracy, bo kontaktujemy się już z konkretnymi ludźmi z danego regionu – autorami i autorkami, wydawnictwami, badaczami i badaczkami. To przywilej pracowników naukowych: możemy mieć kontakty wszędzie, wystarczy napisać do wybranego uniwersytetu na drugim końcu świata i na bank ktoś się odezwie, a reakcje i relacje są bardzo przyjazne. Dzięki tym kontaktom dowiadujemy się też o nowych tłumaczeniach albo książkach nigdy niewydanych.

Czyli analizują Państwo także te książki, które nigdy nie trafiły do rąk czytelników?

Tak i tutaj prosimy o pomoc koleżanki i kolegów, którzy podpowiadają, o czym są te książki. Czasem staramy się sięgnąć do manuskryptu, zdobyć kontakt do autorów. Jesteśmy w stanie czytać książki po angielsku, niemiecku, francusku, rosyjsku. Do innych języków potrzebujemy współpracowników, ale często mamy już po prostu „swoich ludzi” i chętnie korzystamy z recenzji.

To, co napisze recenzent, też ma znaczenie?

Tak, ponieważ recenzje ukierunkowują lekturę, wskazują nam różne zjawiska. Interesuje nas przede wszystkim to, jak recenzenci przedstawiają historię, co uznają na przykład za jej główny wątek.

To powiem jak recenzentka: w polskiej literaturze nieustannie obecna jest historia, głównie wojenna, ale też – szczególnie w twórczości dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków – transformacja ustrojowa. Mamy mocny zwrot ludowy, popularna jest eseistyka autobiograficzna dotycząca awansu klasowego, sporo piszemy o Ziemiach Zachodnich.

Brzmi to jak próba odnalezienia siebie w jakimś konkretnym miejscu, poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, gdzie i kim jestem. Własną tożsamość możemy odzyskać, czy uzyskać, przede wszystkim poprzez opowiedzenie sobie historii poszczególnych regionów, miejsc, domów, przedmiotów. Swego czasu robiła to Olga Tokarczuk i myślę, że to, o czym Pani mówi, jest podążaniem w wytyczonym przez nią kierunku. Wyróżnieni Międzynarodowym Bookerem „Bieguni”, którzy – co ciekawe – w języku niemieckim funkcjonują pod tytułem „Niepokój”, opowiadają przecież o tym, że, choć szukamy, nie możemy znaleźć swojego miejsca w świecie.

A teraz zerknijmy do Andrzeja Stasiuka – on z kolei rozwijał w swoich książkach obraz Europy Środkowo-Południowej różniący się kulturowo od Europy Zachodniej czy Wschodniej. Nazwał ten region zapomnianym, uznanym za biedny i nieinteresujący, ale to w nim upatrywał dla nas szansy.

Literatura faktu i eseje, poezja, powieści i opowiadania. Recenzje nowości wydawniczych i rozmowy z twórcami.

W języku niemieckim jest takie fajne powiedzenie, że mamy coś „na wysokości oka”. Oznacza ono, że nie czujemy się ani lepsi ani gorsi od innych, że nikt na nas nie spogląda z góry. O to, jak sądzę, chodziło Stasiukowi – Polska nie musi cały czas zawstydzona spoglądać na Zachód, bo Zachód ma nas właśnie „na wysokości oka”. Zrozumienie tego byłoby kluczowe i wyzwalające dla naszej literatury, ale to już zadanie dla autorów i ich figur.

Tymczasem żyjemy – jak napisał ostatnio psycholog społeczny Michał Bilewicz – w Traumalandzie, a figury polskiej prozy są tęskniącymi za Zachodem dziećmi lat 90. Dlaczego nie dorastamy albo inaczej – nie wyrastamy z tego?

Prawdopodobnie nasze marzenia z dzieciństwa czy młodości, a więc właśnie czasów transformacji, okazują się niespełnione i próbujemy je – mając trzydzieści, czterdzieści lat – wciąż zrealizować. Ale myślę, że to jest dobra droga – przejście przez nią pozwoli na porządne zakorzenienie. Kiedy wiemy, gdzie jest nasz dom, możemy spokojnie wyjść w świat.

Proszę pamiętać, że literatura nie działa od razu, potrzebuje czasu na refleksję. W latach 90., o których Pani mówi, szybko popłynęliśmy z prądem zmian, nie patrząc na to, co za nami. Nie było, także w literaturze, próby mierzenia się z przeszłością. Może dopiero teraz nadszedł moment spojrzenia za siebie. Jest jeszcze coś: kiedy współczesna literatura opowiada zdarzenia wcześniejsze, to tylko te zdarzenia należą do przeszłości, emocje są dzisiejsze, jak najbardziej aktualne. Te dwie sfery należy odróżniać.

Jakie jeszcze nastroje można wyczytać ze współczesnej literatury?

Strach przed przyszłością. Wycofywanie się ze sfery publicznej do związków rodzinnych, przyjacielskich – w domu czujemy się najlepiej. Z drugiej strony mamy też figury odczuwające strach z powodu tego, że omijają je ważne zdarzenia i informacje ze świata. Teoretycznie możemy wszystko, ale nie mamy na to czasu, możliwości fizycznych albo intelektualnych. Monitorujemy social media, ale nie możemy być jednocześnie w tych wszystkich miejscach, które nas fascynują.

A jaki gatunek dominuje?

Zdecydowanie dystopie. Rosyjska literatura od wielu lat jest bardzo dystopijna. Weźmy powieści Sorokina, Jerofiejewa, Głuchowskiego – one są pełne dystopii. To opowieści o ludziach zawieszonych w pustce, którzy nie wiedzą, dokąd pójść, co zrobić, szukają jakiejś mocy, która przeprowadzi ich przez okres braku tożsamości. Dzieje się tak dlatego, że po rozpadzie Związku Radzieckiego nie wykształciła się w Rosji i jej literaturze nowa tożsamość, a to, co dzisiaj obserwujemy, to właśnie powrót do struktur XIX-wiecznej Rosji.

Czy jest w literaturze na świecie jakiś wspólny element postrzegany jako zagrożenie?

Mamy zupełnie nowy trend, który można nazwać „zranioną wolnością”. Pojawia się w nim nowy bohater autorytarny – agresywny, destrukcyjny i wierzący w przesądy, choć nie podążający za żadnym przywódcą. Kieruje się on nadmiernym wyobrażeniem o indywidualnej autonomii i wolności.

Bardzo często natykamy się też na opowieści o zagrożeniu zmianami klimatycznymi czy o dyktaturze zdrowia, niekoniecznie w związku z pandemią.

A co daje nam schronienie w dystopijnym świecie?

Dom i rodzina, o której już wspomniałam. Ale czy to jest pozytywne rozwiązanie? Nie wiem, to już byłaby interpretacja. Taka mała stabilizacja oznacza ucieczkę od polityki, rezygnację z wielkich tematów. Każdy uprawia swój ogródek, jak u Woltera, a to może być niebezpieczne.

Nie dostrzega Pani żadnych prób budowania wspólnoty?

Pojawiają się w literaturze postaci, które próbują samotnie ratować świat. Pojedyncze jednostki, które mają zupełnie inny system wartości niż społeczności, w których żyją, sprzeciwiają się wszystkiemu i walczą ze złem za pomocą swoich nadprzyrodzonych mocy albo sztucznej inteligencji.

O, nowy bohater romantyczny. Wiem, że będzie Pani uciekać od interpretacji, ale jestem ciekawa, co nam mówi o świecie nawrót narracji tożsamościowych, poszukiwanie w polskiej literaturze własnego miejsca?

Chyba mówi nam najwięcej o przyspieszeniu świata, które nas bardzo, bardzo męczy, fizycznie i psychicznie. Jest takie indiańskie powiedzenie, że dusza musi nadążyć za ciałem. Czasem – jak na wycieczce w górach – trzeba usiąść na kamieniu i poczekać na tę naszą towarzyszkę, pozwolić, by dusza dogoniła ciało. Myślę, że jesteśmy w momencie, kiedy musimy wreszcie usiąść na kamieniu.

Maciej Płaza, pisarz: Kiedy czytam wspomnienia z początków XX w., szokuje zbiorowy poryw entuzjazmu wobec nachodzącej wojny

Kultura potrzebuje kilku lat, może nawet dekad, żeby pewne traumy przepracować, o ile mówimy o poziomie świadomie konstruowanego dyskursu. Dlatego Rosjanie wkrótce z pewnością pojawią się w książkach, filmach czy grach.

A w polskiej literaturze był w ogóle moment, kiedy dusza dogoniła ciało?

Nawet jeśli był – nie nadaje się na powieść. Historia musi zawierać konflikt, on napędza figury do działania, musi wystąpić, żeby cokolwiek zaczęło się dziać.

Bo jeśli wszystko jest super, to pozostaje tylko coś zepsuć?

Tak, i dlatego utopie są w gruncie rzeczy niebezpieczne. Jeśli wychodzimy z założenia, że świat jest z natury poukładany, będziemy nieszczęśliwi, patrząc, jak wszystko wokół się rozpada.

A odwrócenie tej perspektywy mogłoby nas uszczęśliwić? Życie ze świadomością ciągłego rozpadu na dłuższą metę także byłoby unieszczęśliwiające.

Odpowiem tak: snucie opowieści to bardzo stara potrzeba człowieka. Podczas opowiadania historii odnajdujemy siebie, swoją tożsamość, sens bycia w świecie. Może nawet przez moment jesteśmy szczęśliwi. I nie chodzi tu o konstatację tego stanu. Po prostu myślę, że kiedy figury opowiadają swoje historie, naprawdę są szczęśliwe.

Monika Wolting

Prof. dr hab. Monika Wolting pracuje w Instytucie Filologii Germańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się estetyką i polityką, literaturą zaangażowaną, transkulturową i migracyjną, bada teksty literatury niemieckiej i polskiej. Jest członkinią zespołu pracującego nad projektem Cassandra.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Od 2018 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, dziennikarka i redaktorka Działu Kultury, wydawczyni strony TygodnikPowszechny.pl. W 2019 r. nominowana do nagrody Polskiej Izby Książki za najciekawszą prezentację książek i czytania w mediach drukowanych. Od… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Książki wczesnego ostrzegania