Lewica walczy o przetrwanie i ciuła głosy

Na tle brutalnej walki KO z PiS, Lewica prowadzi zaskakująco merytoryczną kampanię. Wciąż jednak wielu jej potencjalnych wyborców nie wie, czym właściwie różni się od koalicji Donalda Tuska.

30.09.2023

Czyta się kilka minut

Lewica podczas kampanii. Wrocław, 20 września 2023 r. Maciej Kulczyński / PAP
Lewica podczas kampanii. Wrocław, 20 września 2023 r. Maciej Kulczyński / PAP

Od jesieni ubiegłego roku lider największego ugrupowania opozycyjnego apelował, by demokratyczna opozycja stworzyła jedną listę. To się nie udało, przede wszystkim z powodu sprzeciwu liderów PSL i Polski 2050, obawiających się marginalizacji. W przeciwieństwie do nich Włodzimierz Czarzasty zawsze deklarował się jako zwolennik wspólnej listy, a jeśli wśród polityków lewicowych byli jej przeciwnicy, jak Adrian Zandberg, nie zabierali głosu. I choć Lewicy nie grozi spadek pod próg wyborczy, to na pewno nie idąc z Tuskiem straci ona w stosunku do roku 2019, gdy uzyskała poparcie blisko 13 proc. wyborców.

Brak jednej listy najbardziej uderzył właśnie w Lewicę, która nie potrafiła odnaleźć się w samodzielnej kampanii. W przeciwieństwie do Trzeciej Drogi, grupującej zniechęconych do PO wyborców Szymona Hołowni oraz wiejski elektorat PSL, Lewicy trudniej się odróżnić, gdyż wiele jej postulatów zagospodarowuje Koalicja Obywatelska, która zresztą ma na swoich listach sporo polityków niegdyś związanych z SLD.

Obawy przed powtórką

Lewica nie bardzo ma pomysł, jak się z tej matni wydostać. Jej liderzy od początku deklarowali na przykład udział w Marszu Miliona Serc 1 października, ale to akurat nie pomoże odróżnić się od KO. Zarazem brak udziału w tak wielkiej demonstracji wcale nie byłby dla Lewicy korzystny. Ugrupowanie to – przynajmniej od czasu słynnego porozumienia z PiS w sprawie głosowania nad KPO wiosną 2021 r. – jak ognia unika zarzutów o rozbijanie opozycji. 

Stąd też szef klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Gawkowski mówił niedawno publicznie, że najważniejszy jest wspólny cel. – Ten cel jest prosty: wygrać wybory i wygrać je razem. Lewica, Hołownia i KO powinny utworzyć rząd, ale uważam też, że jest pewien obowiązek na tym, kto ten marsz organizuje. Donald Tusk powinien zaprosić wszystkich liderów partii opozycyjnych na scenę – stwierdził.

Właśnie apelowanie o wspólny rząd po wyborach i „pakt sejmowy” jest sposobem Lewicy na zaistnienie w tej trudnej sytuacji. Robert Biedroń proponował nawet, żeby „pakt” podpisać podczas marszu, ale nic z tego nie wyszło, bo demonstrację zbojkotowali liderzy Trzeciej Drogi.

Lewica zdaje sobie sprawę, że jej poparcie jest bliskie tego z 2015 r., dlatego nie chce powtórki z historii: lista Zjednoczonej Lewicy nie przekroczyła wtedy 8-procentowego progu dla koalicji, co utorowało PiS drogę do samodzielnej władzy. Dziś, mimo że Lewica jest faktycznie koalicją, już po raz drugi z rzędu zarejestrowała się w formie listy partyjnej (Komitet Wyborczy Nowa Lewica). Dzięki temu musi przekroczyć jedynie próg 5 procent, więc katastrofa jej nie grozi – sondaże mówią o 8-10 procentowym poparciu. 

– Pracujemy nad tym, żeby co najmniej powtórzyć wynik z poprzednich wyborów. Widzimy od kilkunastu dni pozytywny trend. Każdy odwiedzony dom będzie ważny w tych wyborach – zapewnia startujący z pierwszego miejsca w Pile Dariusz Standerski.

Jednak w nieoficjalnych rozmowach można usłyszeć, że wiara w sukces jest umiarkowana. – Po marszu 1 października polaryzacja się jeszcze zwiększy, a to może spowodować, że notowania Lewicy spadną poniżej 5 procent – mówi były polityk tego ugrupowania, dziś związany z KO. – Kiedyś na takie postulaty jak związki partnerskie czy rozdział Kościoła od państwa Lewica miała monopol, teraz KO ma to samo na sztandarach. Nie zazdroszczę im.

Niektórzy twierdzą, że lewicowa koalicja przestrzeliła nawet z tak ważną sprawą jak hasło wyborcze. Ogłoszone na wrześniowej konwencji brzmi trywialnie: „Mam serce po lewej stronie”. Na dodatek biało-czerwone serce to nowe logo silniejszej i konkurującej o podobnego wyborcę KO.

W elitach politycznych rozpowszechnione jest przekonanie, że ci, którzy na pewno pójdą na wybory, czyli ludzie w wieku 40+, ostatecznie mogą przepłynąć do KO – jedynego ugrupowania opozycyjnego, które na pewno dostanie się do Sejmu i zarazem ma realną szansę wygrać z PiS. Krzysztof Gawkowski przekonuje jednak, że rywalizacja dwóch największych ugrupowań wcale nie musi zaszkodzić Lewicy i tylko w niewielkim stopniu dotyczy jej elektoratu. Są nawet tacy, którzy uważają, że może jej pomóc, przyciągając tych, którzy na końcu kampanii okażą się zmęczeni brutalną walką Tuska i Kaczyńskiego.

Gdzie są liderzy

Kłopot w tym, że wyborców ciągną wyraziste osobowości, a tych w lewicowym środowisku brakuje. PiS ma charyzmatycznego i niekwestionowanego wodza, KO podobnie, Trzecia Droga umiejętnie łączy talent sceniczny Szymona Hołowni z autentycznością Władysława Kosiniaka-Kamysza. Na lewicy nikogo takiego nie ma. Czarzastemu ciąży przeszłość z czasów SLD i jest przesadnie układny wobec Tuska, znany z płomiennych wystąpień Adrian Zandberg nieczęsto pojawia się w roli lidera, a Robert Biedroń w ogóle niezbyt aktywnie angażuje się w polską politykę. – Gdy w 2019 roku tworzył Wiosnę, był większą osobowością, ale dziś stracił wiele ze swojej charyzmy. Wiele osób pamięta też Biedroniowi oszustwo w sprawie Parlamentu Europejskiego, kiedy obiecywał, że zrzeknie się mandatu, by wystartować w wyborach do Sejmu, a tego nie zrobił – zwraca uwagę inny dawny polityk. Kolejny przypomina, że nawet były premier i szef SLD Leszek Miller zadeklarował, że po raz pierwszy w życiu nie zagłosuje na Lewicę.

Gawkowski jednak zapewnia, że na lewicowych listach są silne osobowości, jak choćby znany aktywista społeczny Piotr Ikonowicz, który na kandydowanie do Sejmu zdecydował się po raz pierwszy od lat 90., kiedy jako lider PPS zasiadał w klubie SLD. Podaje też przykład „transferu” z KO, czyli polsko-białoruskiej aktywistki Jany Shostak, która kandyduje w Poznaniu i ma być dowodem, że nie tylko KO osłabia Lewicę – bywa też odwrotnie.

Odwrotnie bywa, ale reguła jest zupełnie inna. Od dawna w KO są tacy wyraziści lewicowi politycy jak Bartosz Arłukowicz, Grzegorz Napieralski, Katarzyna Piekarska, Dariusz Joński i Barbara Nowacka. Stosunkowo świeżymi nabytkami są z kolei Gabriela Morawska-Stanecka, Andrzej Rozenek czy Karolina Pawliczak. Większość z tych osób opuściła szeregi swego środowiska, zarzucając wicemarszałkowi Sejmu Włodzimierzowi Czarzastemu, że traktuje Nową Lewicę, czyli partię powstałą z połączenia SLD i Wiosny, jak prywatne przedsiębiorstwo.

Być jak Avengersi

Kampania prowadzona przez Lewicę również nie była wolna od problemów i błędów. O najważniejszych powiedzieli w niedawnym wywiadzie dla OKO.press Sławomir Sierakowski i Przemysław Sadura, autorzy głośnej książki „Społeczeństwo populistów”. Ich zdaniem Lewica prowadzi kampanię „oldschoolową”, w ramach której najpierw pisze się program polityczny, później przekłada się go na zestaw propozycji, a następnie jedną po drugiej się promuje.

Sadura i Sierakowski przyznają, że Lewica unika przez to populistycznych chwytów poniżej pasa, w czym gustują PiS czy KO – to jest uczciwe, ale może być nieskuteczne. Wskazują też na inne błędy Lewicy – chce ona szukać wyborców przede wszystkim wśród kobiet, ale na jej czele jest trzech facetów: Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń i Adrian Zandberg.

Nie zgadza się z tym poseł Krzysztof Śmiszek, który uważa, że kampania jest stargetowana na konkretne środowiska, które należy wyciągnąć z domu. To młode kobiety i osoby starsze, które kiedyś były przy Lewicy, a dzisiaj się wahają. Śmiszek przypomina też o zmianie strategii. – Mamy dziś swoich Avengersów: trzy kobiety, trzech mężczyzn – mówi.

Przełomem pod tym względem była konwencja 2 września w Łodzi. Odtąd zamiast „trzech tenorów” (Czarzasty, Biedroń, Zandberg) jako frontmanów Lewicy przedstawia się 6 osób, dodając Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, Joannę Scheuring-Wielgus i Magdalenę Biejat.

Startujący w Pile Standerski podkreśla, że pod względem płci listy Lewicy są wyjątkowo zrównoważone, bo połowa kandydatów to kobiety – żaden komitet nie ma ich więcej. Polemizuje też z zarzutem o anachroniczność kampanii. – Kandyduję z okręgu w północnej Wielkopolsce, w której przeważają średnie i mniejsze miasta. Tam kampania wygląda inaczej niż w telewizji i w internecie; tradycyjne metody są najważniejsze. Mógłbym zrobić 15 filmików, które obejrzą miliony, ale prawdopodobnie niewielu z moich potencjalnych wyborców w okręgu. Dlatego wychodzę na targowiska, wywieszam banery, chodzę od domu do domu. Tak właśnie dociera się do wyborców – przekonuje.

Nie jest to jednak żadną regułą, co można było zaobserwować podczas prawyborów w Wieruszowie. – Tam był jeden kandydat Lewicy. Przyjechał też Biedroń, ale na chwilę. Na dłuższą metę tak się nie da działać – mówi uczestnik prawyborów.

Jak wyjść z cienia

Tym niemniej Lewica próbuje znaleźć sobie niszę programową, by wyjść z cienia KO. – Tym się różnimy, że Koalicja Obywatelska chce inwestować w „babciowe”, a my w dostępność żłobków w każdej gminie – mówi Standerski. – Zależy nam też na silnych instytucjach państwa opiekuńczego, ale nowoczesnego, którego budowę PiS zaniedbał.

Gawkowski dodaje, że kampania jest tak skonstruowana, by akcentować tematy podnoszone wyłącznie przez Lewicę. Dlatego na pierwszym miejscu wśród postulatów nie ma legalnej aborcji w pierwszych tygodniach ciąży (chce tego też KO), są za to kwestie mieszkaniowe, czterodniowy tydzień pracy, zniesienie klauzuli sumienia lekarzy, opodatkowanie Kościoła, wyprowadzenie religii ze szkół oraz renegocjacja konkordatu. Te ostatnie pomysły są jednak głównie propagandowe, co wykazał w niedawnej rozmowie z Maciejem Gdulą Robert Mazurek w RMF FM. Żadnego z nich nie sposób spełnić bez zmiany konstytucji, co dziś wydaje się mrzonką.

Wzrost notowań Lewicy jest jednak w ostatnich tygodniach faktem. Formacja zawdzięcza to m.in. niezłemu występowi Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia na Campusie Polska Przyszłości, gdzie zapowiedzieli walkę z „wypasionym, aroganckim, tłustym i bezczelnym klerem”. Znaczenie miała też wrześniowa ofensywa polityczna po konwencji w Łodzi 2 września. Tydzień później w Poznaniu Lewica postawiła na 16 mln pracowników (odróżniając się od KO i Trzeciej Drogi, mówiących dużo o przedsiębiorcach) i hasło: „Dobra praca dla dobrego życia”. Adrian Zandberg podkreślał, że warunkiem współrządzenia po wyborach będzie 20-procentowa podwyżka w budżetówce i waloryzacja dwa razy w roku.

„Nie byłem złym ojcem, ale pracowałem 16 godzin dziennie. Wtedy ­myślałem, że to bohaterstwo, że to jest ważna sprawa. Ale nie ma nic ważniejszego niż pamięć uśmiechu swojego dziecka, gdy ma rok, dwa, trzy czy cztery lata. Byłem głupi” – mówił z kolei Czarzasty o pomyśle 35-godzinnego tygodnia pracy.

W kolejne weekendy liderzy Lewicy promowali m.in. hasło „Państwo, na które można liczyć” – czyli minimum 8 proc. PKB na ochronę zdrowia, 3 proc. PKB na inwestycje w naukę i rozwój, podniesienie płac dla nauczycieli „na start” do 5 tys. zł brutto, usunięcie HiT z programu szkolnego, liczne inicjatywy chroniące środowisko naturalne, a także leki za 5 zł, bezpłatną antykoncepcję oraz legalną aborcję. Wśród postulatów znalazło się też wzmocnienie inspekcji pracy, by miała możliwość zamieniania śmieciówek na umowy o pracę.

Najoryginalniejszym pomysłem była jednak „konwencja” Lewicy pod hasłem „Mieszkanie prawem, nie towarem”. Odbyła się w Wiedniu, choć w rzeczywistości była to prezentacja internetowych wypowiedzi liderów, nagranych na tle nowych austriackich osiedli. Zapowiedziano tam budowę przez polskie państwo 300 tys. mieszkań na tani długotrwały wynajem, co miałoby kosztować w pierwszym roku 20 mld zł, pochodzących ze środków KPO i obligacji BGK.

Lewica zachowuje się fair wobec partnerów z opozycji i nigdy nie atakuje ich bezpośrednio. Postanowiła jednak wykorzystać kontrowersyjny ruch Donalda Tuska, który wciągnął na listy KO Romana Giertycha. Czarzasty przyznał wprost, iż cieszy się z obecności wśród kandydatów byłego ministra rządu koalicji ­PiS-LPR-Samoobrona, bo teraz wszyscy mają jasny wybór, na kogo głosować. – Jestem za współpracą z opozycją, ale obserwujcie listy – powiedział znacząco.

Lewica poza kontrowersyjną i radykalną Janą Shostak nie umiała wprowadzić na swe listy żadnych nowych i zarazem znanych postaci. Przez jakiś czas był pomysł, by podobnie jak w 2007 r. sięgnąć po Aleksandra Kwaśniewskiego, który właśnie promuje swoją książkę autobiograficzną. Okazało się jednak, że młodzi wyborcy, którzy są najbardziej skłonni poprzeć Lewicę, nie reagują w ogóle na Kwaśniewskiego. – Jak jest z nim spotkanie, przychodzą ludzie w wieku 60 plus. Na młodych on nie działa. To już nie jest 2007 rok, kiedy kampanię można było budować na Kwaśniewskim – mówi dawny polityk SLD. Z Lewicy słychać jednak, że w końcówce kampanii były prezydent weźmie udział, jeśli pozwoli na to jego zdrowie – z tym ostatnio nie było najlepiej.

Spiskowe teorie KO

Jedna z największych obaw o Lewicę wiąże się nie tyle z jej wynikiem w wyborach, co z sytuacją po nich, ale takie myśli formułują politycy KO. Nie wykluczają oni, że może zaistnieć sytuacja, w której po 15 października nie będzie możliwości utworzenia stabilnej większości, o ile Konfederacja nie wejdzie w koalicję z PiS ani z tzw. demokratyczną opozycją. Wtedy to Lewica, która kategorycznie wyklucza sojusz z Bosakiem i Mentzenem, może zdecydować się na ryzykowne zagranie i wejść w koalicję z PiS, nawet pod hasłem „rządu fachowców”. Lider Razem Adrian Zandberg nie raz posądzany był o to, że równie daleko mu do PiS, jak do PO. 

Politycy KO przypominają też, że jedynie Lewica potrafiła dogadać się z PiS np. w sprawie obsady Rady Mediów Narodowych, a współpraca obu formacji na tym forum ma długą tradycję, bo już w latach 2009-10 mediami publicznymi rządziła właśnie koalicja PiS-SLD. Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny, oznaczałby odwrócenie się elektoratu lewicowego od liderów i jest raczej wyrazem walki KO z Lewicą. Zresztą, Krzysztof Gawkowski kategorycznie wyklucza taką ewentualność. – To jest absolutnie niemożliwe, ewentualny wspólny rząd będziemy tworzyć tylko z demokratyczną opozycją – zapewnia.

Potwierdzeniem jego słów może być to, że dziś Lewica należy do najbardziej zdecydowanych krytyków polityki PiS wobec mediów i ma na sztandarze likwidację Rady Mediów Narodowych oraz wypracowanie transparentnego sposobu zarządzania TVP i publicznym radiem.

Jeszcze inny powyborczy scenariusz, o którym słychać w sejmowych kuluarach, to wizja mocnego przegrupowania po lewej stronie sceny politycznej w sytuacji, kiedy u władzy pozostanie partia Kaczyńskiego. Wówczas z połączenia lewego skrzydła Koalicji Obywatelskiej oraz znacznej części obecnej Lewicy mogłaby powstać nowa formacja z Rafałem Trzaskowskim jako liderem.

– Dziś Lewica uznaje wynik 8-procentowy za swój sukces, co jest najbardziej ewidentnym dowodem jej głębokiego kryzysu – mówi zwolennik takiej nowej formacji. – Jeśli po ośmiu latach antydemokratycznych rządów nacjonalistów, na nic więcej nie stać Lewicy niż prześlizgnięcie się nad progiem, to znaczy, że powinna zwinąć sztandary i zorganizować się w zupełnie nowy sposób.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Bitwa o przetrwanie